Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
kawa
Kawa o poranku smakuje najlepiej
ciebie ukochany chcę widzieć częściej
kocem przykryta
czekam
czekam na tę jedną chwile
kiedy ty znowu przy mnie będziesz
chcę by było jak dawniej
lecz wiem że na to jeszcze muszę poczekać
ta tęsknota jest jak zegar
bo potrzeba czasu
patrzę jak wskazówki zegara dają mi znać
że jeszcze parę godzin i będziemy ty i ja
lampka jeszcze w pokoju się świeci
jak twoje oczy widzę za każdym razem w nich
fajne iskierki
iskierki miłości
już wiem jakie błędy w przeszłości
popełniłam nie doceniałam twojej dobroci
och wybacz
Iwa
Opublikowano

@Kervion bym się chyba załamała razem z Tobą wiesz ja jednak kończę już edukację szkolną, za dużo nerwów przy egzaminach tak więc to odpada szukam innego zajęcia czyli pracy ale przy moich odchyłach kompletnie nie wiem kto mnie zechce zatrudnić :)

@Gosława właśnie to robię idę z przyjaciółką na spacer w tym tygodniu i szukam pracy ale jak już wspomniałam przy moich fazach nie wiem kto mnie zatrudni hehh

Opublikowano

@Gosława ten opiekun medyczny to bylło moje marzenie ale zrobiłam to wbrew ojcu i ojciec cały rok mi docinał że będę pampers zmieniać a jak na zajęciach uczyłam się to robić na manekinach to czułam taką radość że chciałam tak bardzo dokończyć niestety na egzamin poszłam w wielkim stresie gdyż mój tata przed egzaminem zrobił mi awanturę i zamiast skupić się na pytaniach to myślałam cały czas o awanturze i zabrakło mi dosłownie dwóch punktów ale świadectwo mam zapewnione gdyż mieliśmy też egzamin przez internet w domu średnia ocen 3,5 nie wiem boje się że ojciec znów mi nie odpuści a on jest trochę agresywny jak mu coś nie pasuje. Jestem zła o to bo jak nic ze swoim życiem nie robiłam i spałam całymi dniami to krzyczał że nic nie robię a jak zaczęłam coś działać to to że nnie po jego myśli ale to moje życie on tego za mnie nie przeżyje

Opublikowano

@Gosława mam terapię i chodzę do ośrodka dziennego ale jak się całe życie słyszy krytykę na kazdym kroku to czasami nadchodzą dni gdzie już nie mam sił ale dziś właśnie będzie dzwonila moja terapeutka i postaram się już tu nie pisać o swoich problemach, 

Opublikowano

@Gosława dzisiaj rano wpadł mi do głowy pomysł że wcale ojcu nie muszę mówić czy się uczę terapeuta zajęciowy to jednak trudno ale jeszcze jest w rekrutacji technik masażysta a znam takie osoby co sobie dorabiają masując ojciec wcale nie musi wiedzieć a ja naprawdę jak poszłam do szkoły to wyszłam do ludzi takie cudowne osoby poznałam i nawet im nie mówiłam że się leczę jutro składam papiery bo dziś to muszę być pod telefonem bo terapię mam a tobie dziękuję że tak do mnie masz podejście to mi dało dużo do myślenia to moje życie i ojciec za mnie go nie przeżyje 

Opublikowano (edytowane)

 

 

Ja bym tak ten wiersz widział:))) ;))) To tylko propozycja. Trzymaj się!!!
 
Kawa o poranku smakuje najlepiej
ciebie ukochany pragnę widzieć częściej
jestem, kocem przykryta
czekam w poczekalni
czekam na tę jedną chwilę
gdy ty znowu będziesz przy mnie 
chciałabym jak dawniej
jeszcze muszę cierpliwie
tęsknota jest niczym zegar
wskazówki potrzebują czasu
widzę jak tarcza zegara daje znać
że za parę godzin będziemy tu ty i ja
lampka świetliście w pokoju świeci się
jak twoje oczy tamtego wieczoru
za każdym razem widzę w nich
fajne iskierki
iskierki miłości
fajerwerki młodości
od dawna wiem jakie błędy w przeszłości
popełniłam nieopatrznie
nie doceniłam twojej dobroci
och ech ach wybacz
twoja lwa
Edytowane przez Leszczym (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Leszczym ja tu się czuje jak bym Was znała całe życie, a nie widzę nikogo w realu lubię tu być tu odrywam się od rzeczywistego świata a Twój poprawiony wiersz jest na blogu www.blogzycze.wordpress.com i pisze kawa poprawiona wersja

www.blogzyczen.wordpress.com

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar Wartościowy !!
    • w szaleństwie zimy na jerozolimskich marzną kolory tak łatwo przechodzi się z próżni do gwaru za zielonym światłem między tobą a mną jest bezbarwny czwartek bujamy po przejściach podziemnych
    • Tą myśl „pochwalną” uzgodnili : komunista, ateista i konformista.  
    • Milczałem nad kubkiem zimnej już kawy, patrząc jedynie przez szerokie, jednoszybowe  okno małej kafejki na front kamieniczek przy lekko owalnym rynku. Ludzi było wokół w brud. Niczym robotnice w mrowisku, uwijali się w uporządkowanym szyku  śliskich od mżawki chodników. Nie spieszyli się ani nie trwali w pomroczności  zajętych sprawunkami  i problemami życia zmysłów. Po prostu szli z nurtem. Jak rzeki w korytach, czy krew mająca swój obieg w żyłach. Mieli widać swój cel w tym,  by tak tłumnie wychynąć  w niedzielne południe na ulice miasteczka.     W pierwszej chwili pomyślałem o mszy w pobliskim kościele. Tłum był jednak na to zbyt wielki. Zresztą w dzisiejszej epoce,  Bóg nie był już katalizatorem. Stada owiec buntowały się  przeciw swym ziemskim opiekunom. Pragnęły prawdziwej wolności  sumień i wyboru a nie praw  spisanych na kamiennych tablicach, których nieprzestrzeganie było karane jedynie postępującą niemoralnością ich i tak psujących się dusz. Ludzie pragnęli  samowładztwa i samospełnienia. Gwałtu bezprawia.   Dziś wyjątkowo nie otworzył się  jarmark ani targ. Wozów prawie nie było  a kramy świeciły pustkami. Kuglarze i iluzjoniści  opuścili wietrzne wyloty bram. Nawet nędzarze i pijacy, leżący w bocznych wąskich uliczkach  czy na rogach kamienic. Starali się nie rzucać w oczy. Przykryci szczelnie narzutkami i kapotami, kołysali się sennie w upojenie w przód i w tył, niczym w siodle a nie na  wyślizganych kocich łbach  dochodzących do rynku traktów.   Nie był to też dzień żadnego święta ani liturgii. Nie był to czas pielgrzymek oraz procesji. A jednak ci wszyscy ludzie mieli w tym cel, by zebrać się za szybą kafejki w której siedziałem w milczeniu nad kawą. I patrzyliśmy na siebie  przez transparentność szkła niczym w zoo. Jakim wielkim i niezrozumiałym dysonansem, musiała być dla nich  moja opanowana postawa. Żadnych słów wydobywających się zza sklejonych wręcz miesiącami milczenia ust. Żadnych ruchów nóg ani dłoni. Palce zaplecione w warkocz,  ułożone pomiędzy  porcelanową filiżanką a cukiernicą. Kelnerka dobrze wie, że nie słodzę  ale podobno ma obowiązek  przynosić każdemu klientowi  cukier i mleko do kawy.     Wzrok bystro i czujnie wbity w ich twarze. Czytam ich zamiast porannej gazety,  zwiniętej w rulon na boku stolika. Lubię czytać ludzi. Do samej głębi.  Wystarczy, że zakiełkuje w nich  choć jedna myśl, uczucie. Już je znam. Czasami to śmieszy a czasami boli, że istoty zdać by się mogło  tak dalece rozwinięte, są tak ułomne i słabe psychicznie. Potęgę rozumu, którą im dano, rozmienili na chwiejność emocji. Nie rozumiem. Jak na własne życzenie  można dać się strącić z tronu ewolucji.   Patrzę na nich z lekkim znudzeniem. A dostaję w zamian z ich oczu, obraz lęku, grozy, strachu i przerażenia. Lecz wiem że nie patrzą na mnie a na wydarzenia,  które rozgrywają się w centrum sali,  niedaleko za moimi plecami. Nadmienię jeszcze, że w kafejce  która zazwyczaj w niedzielne południe  pęka w szwach od klienteli, jestem teraz tylko ja  i młoda para przy rzeczonym stoliku za mną. Wszyscy pozostali uciekli w popłochu. Wywracając stoliki i krzesła. Rozbijając się o kontuar baru  i ławeczki przed wejściem. Rozpierzchli się  jak wybudzone nagle  na skutek strzału i kłótni nietoperze, które wylatują z jaskinii z głośnym sprzeciwem tak brutalnego potraktowania ich prywatności.   Nie dalej jak kwadrans temu. Rozegrał się tutaj prawdziwy dramat. Zaczęło się od sprzeczki, ta przeszła w kłótnie a strzał z rewolweru, był kulminacyjnym punktem tej sceny. Większość aktorów uciekła  zanim pojawiła się  żądna sensacji widownia. Zostałem ja, jako cichy rekwizyt. Młodzieniec, rozparty teraz na stoliku  w malignie szału i rozpaczy. Nie mógł przestać mówić. Chaotycznie rwąc zdania i kontekst. Klął i miłował. Pieścił i kąsał. Ubóstwiał swą wybrankę  to znów beształ i równał ją  z pannami z rynsztoka i dzielnic kolorowych świateł latarni.     Rewolwer nadal ściskał w prawicy. Bezwiednie bawił się kurkiem. Były momenty, że cichł zupełnie  by sekundę potem  wybuchnąć rykiem zgubnej rozpaczy. Szeptał jej imię, płacząc jak dziecko. Brał ją w ramiona. Na próżno. Jego wybranka  nadal wsparta była o oparcie krzesła. Lekko zgarbiona jednak  i przechylona na prawo. Jej biała suknia i gorset,  opływały w słodki szkarłat krwi. która sączyła się strumykiem z przestrzelonego czoła, przez jej młodzieńczą jeszcze twarz  ku brodzie a z niej skapywała, niczym woda z nawisów skalnych jaskinii, ku małemu jeziorku, które zebrało się w zagłębieniu pomiędzy jej piersiami.     Było mi jej bardzo szkoda. Nie dlatego, że zginął człowiek a dlatego że  podniesiono rękę na cudowne piękno. Żywą do niedawna  doskonałość i formę stworzenia. Winna była jej dusza, nie ciało. A tak bluźnierczo i okrutnie z nim postąpiono. Oskarżał ją o zdradę  i widać nie bezpodstawnie  bo dziewczyna słuchała jego krzyków  ze stoickim spokojem  a potem gdy dał jej wreszcie dojść do głosu, do wszystkiego się przyznała. Nie tylko do zdrady mu wiadomej, lecz również do wielu innych. Może gdyby usłyszał tylko to  na co przygotował swe zmysły, nie użyłby broni. Lecz kolejne nazwiska kochanków, były jej gwoźdźmi do trumny i biletem do piekła. Były ołowianą kulą,  która strzaskała jej czaszkę.   Pod kafejkę dopadli wreszcie  zawezwani lub zaalarmowani  strzałem policjanci. Wpadli do środka celując z broni  najpierw do mnie  a dopiero potem do zabójcy. Ten zdążył jeszcze  przyłożyć sobie rewolwer do skroni, lecz nim zdążył pociągnąć za spust, jego pierś przeszyły trzy,  wycelowane w serce pociski. One domknęły tą tragiczną scenę niedzielnego południa. I cały akt. Sztuki śmierci. Byłem już zbędny. Mogłem już iść. Uiściłem jak gdyby nigdy nic  pieciopensówkę na stolik. Założyłem melonik i wstałem. Policjant szybko doskoczył do mnie  ze słowami.     Dokąd się Pan wybiera.  Musimy pana przesłuchać  w charakterze świadka. Był Pan widać sparaliżowany ze strachu, jako jedyny Pan nie uciekł. Położyłem mu rękę na ramieniu  i delikatnie acz stanowczo  odsunąłem go ze swej drogi. Mną proszę się nie niepokoić. Byłem tu tylko rekwizytem. Przypadkowym świadkiem. Lepiej proszę zająć się ciałami tych dwojga i rozgonić tą gawiedź  zanim przybędą reporterzy. Wyszedłem na zewnątrz bez przeszkód  a ludzie rozstąpili się przede mną  niczym biblijne morze.    
    • @zawierszowana Poruszający wiersz. Czuć w nim tęsknotę, żal i potrzebę bliskości. Pozdrawiam. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...