Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

––/?/–
 

Zbudziła go ta sama natrętna myśl. Ostra jak sztylet. Skończ ze sobą. Po co masz cierpieć. Znikną wszystkie problemy.

Podąża w kierunku torów kolejowych. Nieśmiałe światło gwiazd oświeca  drogę. Chociaż nie tylko. W kałuży widać Księżyc. Obraz zmącony nogą człowieka, drga i faluje, by po chwili powrócić do stanu pierwotnego.
 
Nagle słyszy jakiś nieokreślony szelest. Usilnie spogląda w tamtą stronę. Ma wrażenie, że coś tam widzi. Niedużego i szarego. Już wie co to jest. Po prawej stronie, kawałek drogi przed sobą, dostrzega małego zajączka zaplątanego w cierniowe gałązki. Podchodzi do zlęknionego biedactwa. Uwalnia. Wdzięczne zwierzątko, pospiesznie ucieka w delikatnej poświacie srebrnej tarczy.
 
Nie wraca na ścieżkę. Idzie w tym samym kierunku, równolegle do poprzedniej.  Gęsta, czarna ziemia, utrudnia marsz.  Jakby szedł wewnątrz swojego umysłu.
 
Błyszcząca wstęga torów jest coraz bliżej. Refleksy świetlne migoczą na gładkich długościach. Zapraszają. Lecz on ich nie widzi. Czarne niskie krzaki zagradzają drogę. Przechodzi przez nie.  Przez gąszcz skołatanych myśli. Chciałby zawróci, zresetować, zacząć wszystko od nowa. Nie wystarcza  sił. Brnie dalej ku swemu przeznaczeniu.
 
Czeka na torach. Śmierć jest niedaleko. Jeszcze niewidoczna, ale pewna. Nawet gdyby zmienił decyzję, paraliżujący strach gęsty i lepki, zmusza do zostania. Nie pozwala na jakikolwiek ruch. Coś w rodzaju  klatki z psychicznych prętów. Chłodny, mroczny wiatr owiewa jego postać, upodabniając  do sytuacji, którą sam wybrał.
 
Ciemność gęstnieje. Wokół i w nim. Nie wie dokładnie, w którym miejscu stoi. Na poboczach dostrzega więcej ciemnych krzaków. Skąd ich nagle tyle? Czarne zjawy śmierci. Ma wrażenie, że są coraz bliżej, by wyrwać z niego  ostatni oddech, czarnymi gałązkami. Nie taki wybrał sposób.
 
Spostrzega w oddali dwa świecące punkty. Niczym dwa rozbłyski na srebrnej kosie. Często rozmyślał, że jak już, to chciałby zginąć rozjechany przez parową lokomotywę. Teraz ma okazję. Prawie odczuwa radość ze spełnionego marzenia. Jego myśli są  szalone i pokręcone, pełnie supełków, których nie potrafił rozwiązać.
 
Wyczuwa dziwne drgania. Pociąg coraz bliżej. Białe światła, błyszczą niczym przyćmione słońca. Dopiero teraz odczuwa lęk w całej pełni ciemnej strony księżyca. Serce wali jak oszalałe. A on nie może uciec, przyklejony nie tylko do drewnianej belki, ale także do decyzji, którą dzisiaj podjął.
 
Żelazna bestia o świecących ślepiach, za chwilę rozszarpie jego ciało. Mokre od krwi szczątki, zostaną przeżute w  żelaznych trzewiach. Zimny pot ścieka na twarz. Obraz zdeformowany przez wilgoć, paradoksalnie jeszcze bardziej wyostrza sytuacje. Zdejmuje czapkę, wyciera nią twarz. Czapka spada na tory. Nie podnosi. Pragnie znowu uciec. Przecież brakuje tak niewiele. W jedną albo w drugą stronę. Niestety, lęk zabetonował nogi. Stoi i czeka na śmierć, która za chwilę boleśnie przytuli, by po chwili zabić.
 
Dostrzega obłoki pary za gęstym blaskiem, rażącym  oczy. Oczy, które jeszcze przez krótki czas, zachowają w sobie przeróżne obrazy, z  poplątanego życia. Słyszy przeraźliwe dudnienie w głowie, jakby cały umysł, zarówno ten dobry jak i  zły, wrzeszczał z przerażenia, chcą wydostać ego spod kopuły czaszki. Czuje drgania zwiastujące koniec. Dwa żelazne sztylety, błyszczą złowieszczo. Dźwigają na  grzbietach ciemnego potwora, wytyczając drogę do niezbadanej tajemnicy. Nie chce na to patrzeć. Pada na kolana, zasłaniając rękami twarz. Niczym w ostatniej modlitwie.
*
Nie może w to uwierzyć. Jakim cudem? Przecież był tak blisko. Powinien nie żyć. A jednak żyje. Ma dziwne drgawki. Jakby  napięcie  ciała, teraz go opuściło. Nie chce dłużej sterczeć w tym miejscu. Schodzi z torowiska. Czuję, że za chwilę zemdleje. Pada na trawę. Zasypia w dziwnym odrętwieniu.
*
Sen mija o brzasku dnia. Odczuwa przeraźliwy chłód. Powietrze jest krystalicznie czyste. Wstaje. Spogląda na tory. Widzi żółtą czapkę.
Dopiero teraz dostrzega, że stał kawałek za zwrotnicą.  Dlatego pociąg go oszczędził. Skręcił kawałek przed nim.
Dostał jeszcze jedną szansę.
*
Mały zajączek przebiega obok.
Odprowadza zwierzątko wzrokiem i coś sobie przypomina.
Chociaż nie bardzo wie, co.
Mimo tego szepce cicho: dziękuję...

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka … tylko silni tak umieją:)), pozdróweczki 
    • @violetta popłyniesz pode mną rosą - deklaracja stuprocentowej dominy

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Dagna A co, jak się nie ma co się lubi, to się lubi , co się ma Słonka! :)
    • Nerwowy impuls imputuje sprzeczną treść  By znowu iskrzyć autoaprobując wers  Pracuje percepcja, tyra na dwie zmiany  By wyłapać zbędne bodźce żeby ująć je w zdaniu   Lakoniczne laiki tak gardzą lapidariami  Chętnie poświęcą dekadę aby wyjaśnić  A dryfują w ciemno, cel mając za nic  Bonusowy Chromosom wspiera ten Proces   Nieujarzmiony świat biochemii układu brzeżnego  Aparat mowy tworzy zniekształcony obraz  O zgrozo słuch mrożąc wersją w akordach  Dumny purysta samozwańczy, performance tworzy    Rzuca tu słowa mając ze trzy procent prostej wiedzy  Jest jak słownik bez pojęć, nie ma takich Parafazja raz za razem daje się we znaki  Mamrotny mamrota mamrocze by mamrotać  Kaleka fonetyczny artykułuje pisk nie słowa    Oczywiście oczy odchodzą mi obok przyznam Ciężko przymknąć oko na to co wychodzi im z bań  Za kolejne widzenie podziękuję serdecznie  Znikam z oczu z nadzieją, że nie będę widzieć więcej   Ćwierć gardłowej zgłoski elementem układanki  Kult kurw w stronę kłębin eterycznych, uda się dziś  W półkulach dwóch swój zapis tworzy ten syf  Boży piękny styl musi w ciemny cień dziś iść    Elokwencji szyk nie doceni żaden bełkotliwiec Prędzej każdy zakpi, mogę becząc tkliwie  Jedynie starać się by starannie użyć usta  Myśli dzierży mi ornamentyka gdzieś skryta    Dzierżopiór dzieląc na pół pióro w stół wbija  Pierwowzór dzieł chcąc dzielić włos na czworo  To medalu jedna ze stron by nie czepiać się już o to Bo to nasz ojczysty slogan i bałagan semantyczny    A wiem błagam, błagam wszyscy zamknąć pizdy  Piękna jest ekstaza słowna, glasolalia, manuskrypty Piękne są też błędy, tautologia, pleonazmy, wulgaryzmy  Błądzi gdzieś dykcja w amoku fonemów    Po to by treść zyskać- idiomy wbrew reguł  Archaicznej składni władcy to kiedyś arystokraci  Tak jest dziś, że słuchając wieszczów  trzeba "ale ma na bani" -gadać  Zanik fleksji to jak zgon formy w poezji   Upadek deklinacji w czasach antytezy Zostały mi tylko Emoji i slang głupi  lingwistyczne tsunami zmywa filologiczne trudy Pochwała elokwencji to obelga w tych czasach  Bo każda oczytana bania zaraz będzie odebrana jak mądrala    Więc nie próbuj się wykazać 
    • @Stracony … na stanie się Człowiekiem mamy szansę każdego dnia i w każdej godzinie, warto aspirować.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...