Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spadają jak manna – nie z nieba,

ze stołu, gdzie kipi obfitość.

Pomogą, gdy wielka potrzeba,

gdy myślisz, że wszystko to nicość.

 

Czy na mnie specjalnie czekały,

gdy taszczę ciężary tej chwili,

w przestrzeni akurat za małej,

bym stanął i mógł się posilić?

 

Choć wokół jedzenia jest dosyć,

aromat sam ślinę przełyka.

Z daleka w zachwycie tkwią oczy,

podchodzę – nic nie tknę – to lipa!

 

Łaknienie natychmiast przechodzi,

ogromny apetyt – nie na to.

Kształcony nie pojmie nic młodzik,

nie pozna się na tym amator.

 

Wraz z wiekiem dość rzadko spadają.

Z tęsknoty aż serce mi pęka.

Dziś spadły, szepnęły w tramwaju

„na ciebie już czeka chleb szczęścia”.

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

wiersz rzeczywiście dla danej chwili

przylazł do głowy spłynął na ekran

gdy Cię zatrzymał to bardzo miłe

aby przekazać sentencji zestaw

 

interpretacja jest owszem owszem

pragmatyzm zieje z tego podejścia

na zakończenie tylko dopowiem

szerokie spektrum ma tu chleb szczęścia

 

pozdrawiam

zostawiam interpretacje czytelnikowi

Pozdrawiam

Edytowane przez Jacek_Suchowicz (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Najlepszy chleb to, mimo wszystko, ten domowy. Czasem może się przejeść (wtedy warto sie chyba przegłodzić), ale przynajmniej skład i procedura wypieku są dobrze znane.

 

Pozdrawiam. FK.

Opublikowano

Okruchy... :)  lubię to słowo, bo ma bardzo pojemne znaczenie, jak w Twoim wierszu.
Stół dosłowny, ale i metafora, a to co na nim - w naszym życiu - rozmowach, decyzjach zależy od nas samych...
Nie zachłystujmy się lipą, nie warto, a okruszki może każdemu szepną, końcowy wers, na koniec drogi, który ładnie domyka całość.

Pozdrawiam.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

... może nie po Twojemu, ale próbowałam w tym miejscu.. lub.

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...