Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Napad na Bank


Rekomendowane odpowiedzi

 

– Cicho, doły!! Leżeć i nie wstawać. Ręce na głowie… no co pan… na swojej... nie sąsiada.

– Na mojej mi niewygodnie.

– Niech pan przestanie narzekać. My na chleb ciężko pracujemy. Nie byczymy się, jak morsy na plaży!

 

Dzisiaj w banku na bank zamieszanie. Właśnie weszło czterech z maskami małp na głowie. Obrzydliwe twarze, chociaż w dziurkach wesoło biegają oczęta. Na ulicy prawie nie ma ludzi. Wyjątkowo nie powinno być zakłóceń. Można w ciszy i spokoju, robić swoje. Właśnie trzech pozostałych chodzi z kąta w kąt. Przyswajają przydatną w takich przypadkach formułkę, bo im głupio przy obcych czytać z kartki. Nie biorący czynnego udziału w tym nietypowym przyjęciu, leżą na posadzce, marudząc nieustannie, słysząc nad sobą złowieszcze słowa, krążące niczym sępy nad padliną:

 

– To jest napad! Opróżniać kasy, póki co.

– Przepraszam… ale panu spluwa spływa po dłoni. Dać panu chusteczkę?

– Jak to spływa. O cholera! Kto mi podmienił? Przyznać się.


 

Kumple gadającego przed chwilą, patrzą nieco zaskoczeni. No jak tak można. Czym będą straszyć? W końcu jeden wyjmuje widelec. A nóż się przyda. Z podłogi zaczynają wstawać. Co robić, myślą intensywnie poławiacze kas. Krzyczą głośno, że zaraz kumpla wyślą po zapasową, a tu ni stąd ni zowąd leżący wykrzykuje, że służy pomocą;

 

– Mogę panom pożyczyć.

– Pożyczyć? Szczęścia?

– Nie. Spluwę.

– Ja pierdzielę! Pierwszy raz mam do czynienia z takim przypadkiem. Słyszeliście kiedyś taki dziw? Chce nam podarować pistolecik. Swój. A to ci dopiero… hej wy, proszę nie wychodzić… negocjujemy w sprawie broni… na podłogę… a sio!!!

 

Konsternacja jak przy pustym kotle w piekle. Kasjerzy i kasjerki nie wiedzą, czy lękiem okraszać serce swoje, czy raczej niepewnie śmiechem, błądzić między zębami. Nagle sytuacja powraca do zakątka powagi. Ten od deklamacji podchodzi powtórnie do kasy i chce powiedzieć to samo:

 

– To jest…

– Proszę mi dupy nie zawracać. Wiem czego pan chce.

– Naprawdę? A pozostałych trzech?

– To samo.

– Ja nie mogę. Rozmawiam z uczonym człowiekiem.

– Znowu panu spływa.

– Przepraszam. Dawać ten normalny… a nie czekoladowy. Gdzie on jest?

– Uczynny ofiarodawca chce dać, owszem, ale pod jednym warunkiem. Musimy przysiąc na zdrowie naszych babć, że mu część odpalimy.

– Czym? Póki co, to nawet zapłonu nie mamy. Nie wspomnę o rakiecie.

– Rakiecie? Aha… ale jak będzie po wszystkim.

– Ja nie mam babci. Odeszła. Nie mogę przysiąc.

– My też nie mamy, ale na dziadków możemy.

– Mów za siebie. Mojego powieszono za napad z bronią w ręku.

– To on swoją żoną straszył?

 

Na podłodze małe zamieszanie. Powtórka tego, co było przed chwilą. Goście bankowi nie mają pojęcia, czy to napad, czy kabaret kręcą z ukrytej kamery. Póki co, tak sobie z nudów, współczują solidarnie, jak jeden mąż innej babci, bo rzewnie płacze. Herszt złowrogiej bandy, pyta czułym głosem:

 

– Niewiasto, co z tobą? Nie zabijemy ciebie, jak będziesz grzeczna. Chcesz chusteczkę lub dobre słowo?

– Żal mi was, młodzieńcy. Mnie też trudno z samej renty wyżyć. Rozumiem wasze zaangażowanie dla dobra rodzin i ojczyzny. Robinchody z was fajowe. A łuki i rajtuzy gdzie?

 

Kasjerzy wychodzą z kas i zaczynają złowrogo gestykulować. A nawet głos podnosić deczko wyżej jednogłośnie:


 

– Panowie! Co za wstyd! To ma być napad na bank? Dupa na sedes, robi lepszy skok! Kiedyś to były rabunki. Nie to co dzisiaj. Tradycja schodzi na psy. Ale co wy tam możecie wiedzieć, o życiu. Ta dzisiejsza młodzież. Doprawdy… ech.

 

W tej chwili pada strzał… a wraz z nim zakrwawiony kasjer.

 

Zaraz cała gromada powraca na podłogę struchlała. Lecz po chwili trup wstaje i zaczyna ścierać farbę z koszuli.

 

– Proszę nie okazywać nadmiernej trwogi. To nasz kumpel, który w kąciku przebrał się za kasjera. Pomógł nam w przedstawieniu. Z wami będzie to samo, jak zaczniecie przeszkadzać. No nie! Żartowałem! Babciu, proszę nie wywijać laską, bo jeszcze komu w oko trafisz, gałka wypłynie, poślizgnie się kto, a zwalą wszystko na nas.

– Duszno mi! Robi za wiatraczek!

– W porządku. Dla zdrowia, możesz. Tylko pamiętać mi tu. Spluwa jest prawdziwa. Dawać forsę. Aż tak nie żartujemy!!

 

Prawdziwi kasjerzy smutno wracają do swych siedzib.

 

Słychać słaby głosik:

– Chce mi se jesc i juz!

 

Jeden z napastników podchodzi do źródła dźwięku, mówiąc słodko:

 

– Masz dziewczynko. Zjedz pistolet.

– A mogę zacąc od lulfy?

– Mozes skalbie od lulfy.

– A nie wystseli mi w buzie?

– Nie wystseli.

– Plosę mnie nie podezniac, bo zglosę splawę do Stlasbulga!! Glupku!!

– O! Widzę, że ma pan wygadaną córeczkę. Nie ma co!

– Moja klew!

 

Herszt coraz bardziej nerwowy. Patrzy groźnie na ogłupiałych kumpli. Nie przykładają należytej wagi, do ciężaru pracy. Nagle słyszy wrzask:

 

– Ta mała mi maskę ściągnęła. Teraz mnie wszyscy rozpoznali.

– Głupiś jak stado nóg od stołu. Bez maski wyglądasz gorzej niż w masce. Nikt ciebie nie rozpozna. Bez obaw. Ten sam obraz, tyle że bardziej ty.

– Wypraszam sobie takie traktowanie.

– Ja też. Brzuch mam ścierpnięty.

– To połóż się pan na plecach.

– No coś pan. Plecy to odwrotna strona księżyca… to znaczy: brzucha. Tak samo doskwiera.

 

Ludzie! – zaczyna śpiewać na melodię: "Nad pięknym modrym bankiem", kwartet napastników. – Prosimy o spokój. My tylko chcemy uczciwie kraść. Czy aż tyle od życia wymagamy?

 

– A to co innego – wtrąca swoje trzy grosze starszy pan. – Popieram uczciwość.

 

– No dalej! Wyrzucać z kas! Tym razem mówimy poważnie.

– A w co?

– Do naszych worków, baranie.

– Tylko nie baranie. A gdzie wasze worki?

– Nasze co? No nie! Zapomnieliśmy!

– Ja swój mam, ale jest zajęty.

– Ściągamy zasłony z okien. Zrobimy węzełki podróżne.

– Gdyby były zasłony, to tak.

– Co to za bank bez zasłon. A sejf, to chociaż tu jest?

 

Po tym pytaniu zapada grobowa cisza. Tak donośna, że nawet słychać gulgotanie krwinek w komnatach żylnych. Nagle dobiega żeński głos kasjerki:

 

– Sejf jest, ale nieczynny… bo…

– Bo co?

– Bo pusty i niedostępny.

 

Po tych słowach, spuściła speszona oczko, trzepocąc środkowymi rzęsami, aż motylek na parapecie spojrzał karcąco, za taką parodię machania.

 

– Jak to. To my napadli… pusty bank?

– Niezupełnie pusty. My tu jesteśmy… na podłodze.

– No tak. Niezupełnie. Zatrzasnął się. – rzecze fruwająca rzęsami. – Ale ludzie i tak przychodzą pogadać. Czasami nawet kawą uraczymy. Ze swoich kupujemy ziarenka. Młynek dostaliśmy w prezencie od jednego z nich.

Nagle słychać stukanie do drzwi. Kupa dzieciaków ogląda przez szybę, hece w banku. Podskakują, wesoło gaworząc.

– Daj im na loda. Tylko przeszkadzają.

– A możesz mi pożyczyć.

– Jeszcze nie skradłem. Nie co w co zgarnąć.

– Niech ci chociaż w kieszeń, trochę włożą.

– Nikt mi nie będzie gmerać po kieszeniach, bo jeszcze co przetrącą.

– A jest co?

– No… tyle co do kieszonki możemy dać. – biadoli ta sama, co oczka spuściła. – Biedne dzieci.

 

Straszni napastnicy, zaczynają gadać jeden przez drugiego. Każdy o swoich wizjach udanego napadu. Reszta gości jest na podłodze, między wstaniem, a siedzeniem.

 

– A co z tym sejfem?

– Pan dyrektor się w nim zamknął od wewnątrz.

– Zamknął? A tak można?

– Widocznie. Ale nie umie wyjść.

– Długo tam siedzi?

– No… będzie już dobre... ze dwa lata. Zaczynamy się martwić, bo ostatnio nic nie jadł… a poza tym...

– Co poza tym?

– Zimno mu było… dlatego nie ma pieniędzy… to znaczy są… ale inaczej wyglądają.

– Nie rozumiem… aha… chyba coś jarzę.

– Widzieliśmy przez monitoring. Walczył o ogień.

– Z kim?

– Kamera nie objęła, lub niewidzialny jakiś. Teraz już nie działa.

– Pan dyrektor, niewidzialny, czy kamera?

– Kamera. Czy działa niewidzialny, tego nie wiemy, bo go nie widzimy. A nawet gdyby działała, to i tak byśmy nie widzieli… a dyrektor… hmm.

– Nikt go nie szuka?

– Nie. Może gdyby tam były pieniążki, to by szukali. A tak… jest tylko on.

– I niewidzialny?

– Tego nie wiemy.

– Daliście znać na policje?

– A po co, skoro go nikt nie szuka.

– Rzeczywiście. Po co. Ciekawe w jakim jest stanie.

– Loskladu – dodaje dziewczęcy, czekoladowy głosik.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • łatwo  i MIŁĄ zgubimy  gdy grosza  skąpimy    więc liczmy  mniej troszeczkę  starczy do Rzymu  na wycieczkę    więc niech rozsądnie płynie  spodoba się to  i dziewczynie    11.2024 andrew  Sobota,Już weekend  
    • Potencjał od potencji  Jak wilk za owcą lecisz   Byleby nie mieć dzieci  Im lepsza tym jest większy    To nie tekst jak Szekspir  Od lekkości po niebyt Od rzeczy czy na rzeczy Tu nie ma żadnej puenty
    • - To zapał; za to kota złap. - Azot?                     Kota but, tu bat - 'ok.            Azo, kot i kogut tu. Go... kito - koza.                Natala; kotku, tu kto kala tan?    
    • Stojąc nad spokojną wodą, spoglądamy w kierunku oddalających się deszczowych chmur, gdy za nami zachodzi słońce następnego dnia mozołu nad życiem doczesnym.   Widzimy tęczę poniżej waniliowo brunatnych spodów chmur oświetlanych jakimś dziwnym złotym blaskiem zza pleców, na tle granatowego nieba.   Wszystko wydaje się zalane jakby ciepłem i światłością, kontrastem tego co było i co nastąpi.   Tego, czego tak poszukujemy wędrując pomiędzy barwami życia.   Właśnie tak patrząc i szukając opadamy już z sił, skalani bezradnością.   Prawdę mówiąc ileż można się katować i mordować by tę syzyfową pracę doprowadzić do końca i poczuć, że znowu trzeba będzie zacząć   Zacząć następny dzień, obładowany kolejnym ciężarem. Ciężarem bezskutecznych prób wzajemnego zrozumienia. Ciężarem bezskutecznych prób wypowiedzenia tego, co leży na sercu. Jedno i drugie nigdy nie zostało ustanowione, ni usłyszane.   Może byłoby lekko po prostu udawać, wypić razem kawę czy herbatę. Rytualnie odmówić pacierz przed zbawicielami samotności Rytualnie wejść do łóżka i odbyć cowieczorne bębnienie ciał   Może byłoby ani to lekko, ani to ciężko zacząć studia z przykazania matki i ojca. Popołudniami zasiąść przy tytule magistra nad telewizyjnymi bujdami posolonymi zawiłościami z zaskoczeniami. Popołudniami zasiąść przy szachach i łamigłówkach z nadzieją, że uznanie innych da nam moc władcy Eterni.   Może byłoby pikantnie zjeść trochę boczku, karkóweczkę; przyjarać wielbłądkiem lub pobawić się z Marysią. Cmoknąć wujka Janusza czerwonymi, niespełnionymi od namiętności ustami Grażynki. Cmoknąć obrazek Jezuska, który powędrował do zeszytu 10-latka podczas noworocznej kolędy.   Nie mówmy o bólu, to takie passe.. teraz mówimy już wprost o chorobach i niedoli. O demencji starości, gdy człowiek nie może zapomnieć o tym, jak będąc dzieckiem robił w majtki O demencji starości, gdy człowiek nie może przypomnieć sobie o tym, jak będąc w kwiecie wieku bawił się drogimi zabawkami   Gadane, gadane, gadane całe życie przerobione.   Może najmniej myśleć musi ten, który myśleć nie musi.. oczywiste Może najmniej spożywać musi ten, który spożywać nie musi.. oczywiste Może najmniej cierpieć musi ten, który cierpień nie rozumie no cóż, chyba nie trafiłem tutaj z sensem i z rytmu wybiłem tę pieśń. Praca nie jest pracą dla kogoś, kto się jej wyuczył i wykonuje ją bez zastanowienia Umysł przydymiony nie przejmuje się konsekwencjami nieprawidłowości, w które wpadł a jazda na ostro przypomina co najwyżej bieganie dzikiego wieprza po zagrodzie.   Nie ma ciężarów i nie jest lekko właściwie wszystko jest w stanie nieważkości; grawitacja bawi się udając istnienie. Względne, bowiem cóż istnieje?   Szczęśliwy ten, który nie wie czym jest szczęście. Radosny ten, który nie wie, czym jest radość. Przejrzał ten, który nigdy niczego nie widział. Mądry ten, który nie wie, czym jest wiedza. Uznany ten, który nie wie, czym jest uznanie. Odważny ten, który nie wie, czym jest odwaga. Sprawiedliwy ten, który nie wie, czym jest sprawiedliwość. Prawdomówny ten, który nie wie, czym jest prawda. Zbawiony ten, który nie wie czym jest zbawienie. Poznał Boga ten, który nie wie kim jest Bóg. Żywy ten, który nie wie czym jest życie.   Wiara w tym, który nie wie, czym jest wiara. Nadzieja w tym, który nie wie, czym jest nadzieja.   Nie ma go ani tu, ani tam. Nie ma go ani jutro, ani dziś.   Jak wiatr przeminął już, bowiem nie ma ni czasu, ni przestrzeni. Wszystko jest tym czym jest i czym nigdy nie było.   Taka w swojej istocie jest śmierć a skoro w ogóle jest śmierć nie ma miłości.     Tak właśnie kończy się jesień zmiana jest tym, co jest stałe zmiana jaźni w nicość.   Żadne teorie nie odpowiedzą na żadne pytanie jesteśmy w kropce i nie ma wyjścia Czarna dziura - mówiąc potocznie przemieniła się w więzienie niczym czeluść cyklu życia i śmierci zabezpieczona męskim orgazmem zapieczętowana wytryskiem nasienia i wchłonięciem plemnika przez kobiece jajeczko   Chociaż w sumie.. mamy metody, by i to powstrzymać. Spirala domaciczna - spiralą wyginającego ludzkiego gatunku jest w dwóch kierunkach biegnącą. Tak właśnie jest lżej, czyż nie?   Niektórzy twierdzą, że wiemy o świecie dużo ale znajomość praw nie jest wiedzą, co najwyżej, właśnie - znajomością praw. To co się wydarzyło... to, co się wydarzy... Wszystko wyjaśni determinizm, pomimo i tak nieistotnych anomalii na poziomie kwantowym Bo któż je ogarnie?   Więc wędruj przez życie i nie daj się znieść prądom wmawianego sensu. Korzystaj ze wszystkiego, bo przecież z czego miałbyś nie korzystać, a cóż masz do stracenia? Wiatr w polu.   A na końcu? Cóż, będzie ciekawie! Bowiem.. przecież, jak to wszyscy lubimy sobie śpiewać: "wesołe jest życie staruszka". A jeśli nie masz na to wszystko ochoty? Cóż, każdy znajduje swoje drzwi, bo jak to bywa mało kto zna słowa Królowej Popu: "you will find the gate that's open even though your spirit's broken".   Skrajności. Kiedy jeszcze kochałem i myślałem, że jestem kochany miałem ksywkę na portalu o poezji SkrajSkraj   Zwiastun tego czym stanie się ta miłość która nigdy przecież miłością nie była.   Lecz teraz cieszę się bardzo, że po tej całej burzy przyszło mi poznać pierwsze słowa wypowiedziane przy założeniu świata, których treść ukryta jest w literach powyżej. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko zdrada.   I znam te, które wybrzmiewały wcześniej i wybrzmiewać będą już zawsze. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko wzajemność.
    • Raz co udał; koparka, kra, pokładu oczar.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...