Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kazanie Piss Kupa Kac Marka o Marszu Równości


Lach Pustelnik

Rekomendowane odpowiedzi

101703413_2587765881439207_9168743746521530368_n.jpg?_nc_cat=102&_nc_sid=8bfeb9&_nc_ohc=PQSbKAcoRocAX9jvz5J&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=a06d9a93b6e4b4186f851287a9eda404&oe=5F4D5EF9

 

Dnia 13 Lipca 2019

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 „Nie było w tym roku Marszu Równości

Więc wspomnę ten, na którym rok temu żem gościł.

I z tamtej okazyji wygłosiłem kazanie

Które zanotowałem. Oto owo przesłanie:”

 

 

Dzisiaj, ukochani, walnę wam szczególne kazanie,


A to za przyczyną cudownych ludzi. Ci ludzie to Kielczanie.


A co sprawiło, że mnie natchnęło w tym właśnie kierunku?


Odpowiem: Marsz to był. Równości. Dla demokracji ratunku!


Początek swój miał miejsce w parku miejskim, bardzo zadbanym

 

A potem prowadził ulicami, przez Kielczan życzliwie z okien i chodników witany.


I to mi się podobało. Ale także Panu, bo nad wszystkim się unosił


I chociaż – ale tylko na początku - trochę ziemię rosił,

 

Deszczykiem, to potem, na me osobiste wezwanie,


Zaprzestał. I widziałem, jak okiem życzliwym śle swe posłanie


I chmurom się rozejść natychmiast rozkazuje,

 

Ale… znowu nie za bardzo się dobrze sprawuje,

 

Bo Mu w drugą stronę troszeczkę odwaliło,


Przez co w upale się, przez czas jakiś, towarzystwo smażyło.

·        
 

No dobrze, zatem teraz przejdę do istoty rzeczy

 

I opowiem wam jak się w Kielcach homofobię leczy,


Bo widziałem tam narodowców, licznie w maleńką grupkę stłoczonych,


 

Na dwóch metrach kwadratowych. Z miejsca na miejsce latających, niczym szybkie drony


Co nad wszystkim się tu i ówdzie bezszelestnie unosiły


I to wiekopomne wydarzenie uważnie śledziły.


Czytałem też, co na transparentach mieli niesionych,


(niósł je któryś różańcami obficie obwieszony)


Był na nich Bóg uradowany, był Humor i była Włoszczyzna


Znak, że ziemia w okolicach jest plenna i bardzo żyzna!

 

I widziałem w górze Ducha, co ze śmiechu się zanosił,


Bo nikt nigdy jeszcze z takim Humorem tych haseł nie głosił!


 

-

 

Wspomnę tutaj jeszcze o chłopakach, co na straży stali,

I by nie było żadnej rozpierduchy, sumiennie pilnowali.

Bardzo profesjonalnie. Życzliwie. Na początku więcej ich było

Niż uczestników pod muszlą się w parku zgromadziło,

Ale potem Kielczanie szybko dobywali,

Aż przewagę liczebną, bardzo znaczną uzyskali.

Ucieszyłem się, bo wpierw trochę się wydawało,

Że prawie sami policjanci w Marszu pójdą. Lecz inaczej się stało.

 

 

Doprawdy, miło było patrzeć z mojej perspektywy

Jak ten tłum kolorowy, radosny, i wszystkim życzliwy,

Złożony ze wspaniałej młodzieży, dorosłych i starych,

W mieście Staszica i Żeromskiego dał wyraz swej wiary,

W swoją przyszłość, wolną od homofobii i nienawiści

I wierzę, że to, o czym dziś marzą, jutro się ziści!

 

Prawdę powiedziawszy sporo wiary w młodzież odzyskałem,

Zwłaszcza, że za towarzystwo trzy wspaniałe dziewczyny tam miałem!

 


 

No dobrze, kończę to dzisiejsze do was kazanie

 

Bo czas najwyższy nadszedł na kasy zarabianie,
 

A jak wiecie moim jest zawodowym powołaniem
 

Prawdziwej ciemnoty po jak najwyższych cenach sprzedawanie.
 

(Gdyż, chyba każdy z was się tutaj, ze mną, zgodzi,
 

Że na sprzedaży ciemnoty najlepiej się wychodzi).


 

O, już tam moi bracia przy świątyniach stragany z ciemnotą rozbijają

 

I zapraszają tych, co na marsz nie poszli. Bo dzisiaj w ofercie swej mają

 

Zbawienia wieczne, po cenach dwukrotnie zaniżonych,
 

Zatem wielka liczba Kielczan będzie - mam nadzieję - dzięki Marszowi, zbawionych!
 

Chociaż, przyznam, że bardzo mi w Klerykowie interes mój psują,
 

Ci, coraz liczniejsi, co ciemnoty wcale nie kupują…
 

Na koniec jednak przytoczę com usłyszał od samego Pana:
 

„Kielce, to od teraz będzie miejscowość szczególnie, przeze mnie, lubiana!”

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Mówiąc najprościej demokracja polega na tym, że liczy się zdanie większości i to ona decyduje. A jeżeli chodzi o LGBT, tzw. marsze równości, to zdecydowana mniejszość społeczeństwa próbuje narzucać swoje zdanie, ideologię zdecydowanej większości ogółu. I czy naprawdę homoseksualiści są w Polsce dyskryminowani? Gdzie? Na uczelniach, a może nie są z tego powodu przyjmowani do pracy, albo z niej wyrzucani, polskie prawo przewiduje dla nich jakieś kary...? Na pewno od czasu do czasu trafi się jakiś idiota, który ich obrazi. Tak jak obrażana jest niemal każda inność - grubi ludzie, ktoś, kto jest niepełnosprawny, a nawet rudy. Mi te marsze, epatowanie swoją orientacją seksualną źle się kojarzą, choć w Polsce chyba nie przybrały one jeszcze tak obscenicznej formy, jak w takich w Niemczech, czy innych lewackich europejskich krajach. I jak mówią sami homoseksualiści, te marsze przynoszą im więcej szkody, niż pożytku. I nie trzeba nazywać ludzi ciemnotą tylko dlatego, że nie popierają pewnych zachowań seksualnych, popierają tradycyjny, zgodny z naturą model rodziny, nie życzą sobie, aby ktoś indoktrynował w tym zakresie ich dzieci. Mają do tego święte prawo. A homoseksualiści z ruchu LGBT może niech się najpierw postarają o swoje biologiczne dzieci, zanim zaczną indoktrynować cudze, chociażby w szkołach, co im się tak tęczowo marzy. Ach, zapomniałam, że oni jakoś bardzo niechętnie decydują się na własne dzieci. Czyżby było z nimi coś nie tak...? ;)

Marsze LGBT - zaburzona seksualnie mniejszość, która próbuje narzucać swoje zdanie zdecydowanej większości ogółu, narzucać jej swoją ideologię, sprowadzać myślenie i zachowanie ludzi do najprymitywniejszych instynktów seksualnych, pośrednio rozbija rolę tradycyjnej rodziny. NWO.

Moje skromne zdanie, które nie ma nic wspólnego z jakąś religią, bo wszystkie z daleka mijam szerokim łukiem. Dobrego dnia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Odniosę się tylko do tego jednego zdania. Po pierwsze: LGBT nie jest "ruchem". Odsyłam do: 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę LGBT i wyskakuje mnóstwo linków z definicją.  Po drugie, z treści wynika, że mogą indoktrynować cudze dopiero wtedy, gdy postarają się o swoje biologiczne dzieci. Dlaczego dopiero wtedy? I kto taką zgodę wyda?  Co więcej: IM się to marzy. Skąd taka informacja, że oni mają takie marzenia??? Dalej: skąd wiadomo, że oni jakoś bardzo niechętnie decydują się na własne dzieci? Jakieś badania za tym stoją? Dalej: Znam kilka małżeństw katolickich które są bezdzietne, czy z nimi też jest coś nie tak? 

 

Itd, itp.... 

 

PS. 

 

Tak ujmując, hitlerowskie Niemcy to wspaniały przykład demokracji. Zaiste, do naśladowanie. Zwłaszcza dla nie-lewaków. Czyli prawaków. Co całkiem nieźle im, prawakom, się udaje. Odsyłam do . Nie udało mi się znaleźć artykułu/ów opisujących równie podłe i nikczemne zachowania uczestników Marszów Równości. Może znasz jakieś? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik   Nie chodzi o to, żeby łapać się za słówka. Ja nie uważam siebie ani za lewaczkę, ani jakąś prawaczkę. Wyraziłam jedynie swoje zdanie odnośnie tej garstki dewiantów, która próbuje narzucać swoje zdanie zdecydowanej większości ogółu, ingerować w światopogląd i wychowanie cudzych dzieci ( szkoły ). Ale zdaje się, w Polsce powstają już strefy wolne od ideologii LGBT. Ludzie nie życzą sobie, żeby w tym zakresie indoktrynować w szkołach ich dzieci i mają do tego święte prawo. A może rodzice nie mają takiego prawa...?

A co do Białegostoku...  Tysiące ludzi z tego miasta nie życzyło sobie w swoim mieście marszu tych dewiantów. Władze miasta zignorowały ich protesty. Mieszkańcy Białegostoku masowo protestowali podczas tego marszu. Dewianci chyba zrozumieli...

Dziękuję, Lachu, że się ustosunkowałeś do mojego komentarza. Ty wyraziłeś swoją opinię, ja swoją. I prawdę mówiąc dalsza dyskusja na ten temat - dewiantów próbujących narzucać swoje zdanie, ideologię zdecydowanej większości protestujących ludzi mnie nie interesuje.

Udanego dnia Ci życzę :)

Edytowane przez Victoria (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem jak najbardziej za szerokimi prawami osób lgbt+. Nikt mi ani nikomu nie będzie mówił jak, gdzie i kogo mam kochać. Nikt mi tez nie będzie mówił co jest normalne a co nie - nie podpierając tego badaniami naukowymi a co najwyżej powołując się na mętne wierzenia pochodzące od sumeryjskich pastuchów. Wszelkie uprzedzenia nierzadko przybierające wzgledem wszelkich mniejszości formę agresji traktuję jako nieprzepracowaną słabość ale nie mam dla niej szacunku. Wszelkie zachowania symetrystyczne typu: „tak naprawdę nic do nich nie mam, ale po co te osoby lgbt tak epatują swoją seksualnością, po co wyłażą na ulice czy nie lepiej by było dla nich samych gdyby nie robiły wokół siebie tyle szumu?, siedziały cicho?”  odbieram jako przyzwolenie na zło. To jest gorsze niż ten debil krzyczący „jebac pedałow”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lahaj Zawsze  mam problem, czy się powinienem zmierzyć z bełkotem kogoś, kto nie rozumie podstawowych pojęć oraz używa określeń w rodzaju " zgodny z naturą model rodziny". Mam ochotę zapytać czy istnieje jakaś wykładnia owego określenia, a jeśli, to na czym jest oparta? W naturze nie występuje nic takiego jak model rodziny. Z kolei w Polsce najczęstszy model rodziny, to rodzina patologiczna, Mówi się, że patologia dotyka 25 proc. rodzin. Inni mówią, że to jednak tylko wierzchołek góry lodowej (źródło: 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 ). W Polsce też ponad 90 % rodzin to rodziny katolickie. Z tego wnioskuję, że "zgodny z naturą model rodziny" to ten patologiczny, która jednocześnie jest rodziną jak najbardziej katolicką. Psychiatrzy biją na alarm, podnad 25 polskich dzieciaków wymaga natychmiastowej interwencji psychiatrycznej. To się dzieje w kraju, gdzie księża i katecheci mają niemal nieograniczony wpływ na wychowanie uczniów. Ale okazuje się, że najbardziej obrońców moralności uwierają ludzie LGBT.  Dyskutować z nimi? Jest sens??

Pozdrawiam serdecznie

LP

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik   Miałam już nie podejmować rozmowy, ale mam nadzieję, że mi Pan to wybaczy... Wcześniej nazwał Pan ludzi mających odmienne zdanie - czyli również mnie - ciemnotą i zabobonem, mój komentarz bełkotem, co dość wyraźnie Pana określa. I rzeczywiście, dyskusja z pewnymi ludźmi ze względu na ich agresję i brak elementarnej kultury nie ma żadnego sensu. A przynajmniej dla mnie. Żegnam.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mima daj. Korowód ów o rok; ona - ryba dorada. Ma dar - oda by rano... Korowód ów o rok, a jada mim.    
    • Twórczość ludu Żłan, zamieszkałego w Odmiennej Rzeczywistości cienia podstawowego warstwy p.m. skrótem od perpetuum mobile będącego a to dla zadziwienia pierwszych jej odkrywców osobliwością niepojętego ruchu ustawicznego, bez przyłożenia siły z zewnątrz, machin tamtejszych ludów, tak podobnych naszym "wiecznym ruchadłom" pomysłu da Vinci i innych; z drugiej strony Żłan oraz sąsiedni Śnipienie, już dobrze dość znani publiczności, zdumieni niepomiernie martwą nieprzydatnością naszych "kół wiecznego ruchu", nie mogąc pojąć "zasady zachowania pędu" wykluczającej ich przecież działanie, wykładali nie bez pewnej racji, jako zasada pomieniona a i wszelkie inne prawa naszej filozofji przyrody nie prawami są wcale mimo tak nadanej nazwy, lecz opisami, przyczyn nie podającymi takiego bądź innego zachowania układów materyalnych, inaczej niż to w ich fizyce wyraźnie "jakościowej", w odróżnieniu od naszej "ilościowej", podobno zachodzi, i tak wedle uczonych Żłan nie ma zrozumiałego powodu niedziałania perpetuum mobile, a wręcz u nich działają one, żywiołu ruchu dostarczając, twórczość ta literacka ustną jest a i pisaną w jednym i tym samym dziele, co na przykładzie utworu typowego postaram się zarysować, mówię utworu, nie wiersza, bowiem to co dla nas jest wierszem, u nich jednocześnie bywa prawie w każdym wypadku trzema dla nas innościami; i tak poniższy, przeliterowany do postaci podstawowej pisanej:   Wód Śni Żył Pór Wie Słoń Xiąż O Dzień Mian My Dzban Pij Po Rgieł Pszczy Roj Tu Brzmi Dzian,   Przede wszystkim przeznaczony jest do uroczystego odczytu świętego jako zaklęcie czy modlitwa (niedokładnie pojmują oni różnicę), tudzież dziękczynienie, a te nierozdzielne są z drugim dla nas sensem textu, drugim dla nas ale nie dla nich, mianowicie jest to imię, imię bóstwa, a i to nie takie proste, bowiem każdy wers osobnym jest imieniem, a i wszystkie naraz wypowiedziane bez przestanku, czego dokonują swiątynni śpiewacy wdychając na samogłoskach wybranych i odpowiednich, również jest imieniem boskim. W ogóle takich imion są grube tysiące, przychodzą i odchodzą razem z modą, co w żadnym przypadku nie niepokoi wyznawców tych imion (wyznawać boga oraz wyznawać jego imię tym samym dla nich, podobnie jak u nas w Kościele Katolickim "tylko imię J. zawiera Obecność którą oznacza" jak mówi Katechizm; u ludu omawianego każde z jednosylabowych słów składa jakby ciało najwyższego bóstwa, a jednocześnie wynika z bóstwa – jedynego Słowa, o imieniu niewypowiadalnym oprócz wielkich świąt, na codzień używa się miana "Jej-Ku"); na trzecie na koniec utwór takowy może przybrać pozory wiersza lirycznego, jak byśmy rzekli, tyle że znów – u ludu Żłan liryka zdaje się kontemplowaniem rzeczywistości świętej, a sam text posiada mnogość możliwych odczytań wedle przede wszystkim tonu zastosowanego dla poszczególnych słów, bo i język ich wybitnie tonalnym jest; jednak nie powinno być nam Polakom obco z tym, bo i w naszej mowie to samo słowo raz bywa rzeczownikiem ("woli" w sensie "tej woli"), innym razem czasownikiem (on woli) lub przymiotnikiem (woli od wołu) przysłówkiem (bądź co bądź oraz bądź!) nie zawsze odróżnionym koncówką grammatyczną, a jakże często tonem w toku intonacyi zdania, i tak czasowniki wymiawiamy w wyższym nieco tonie, rzeczowniki średnim, przymiotniki niskim, próśby wysoko i przeciągle, rozkazy z przyciskiem¹. Jeszcze latwiej będzie nam pojąć poezyę świętą ludu Żłan biorąc prawie że dowolny text poetycki naszych piór znakomitszych, powiedzmy Mickiewicza: bez trudu odczytując je z uczuciem usłyszymy cztery różne akcenty intonacyjne w wersie, cztery tony, przyrodzonym, a nie wpojonym nam czuciem języka naszego, cztery tony lub co najmniej trzy wyraźne, do tego bez świadomego wyboru, lecz bezwiednie, odróżnimy je w każdym wersie zwrotki nieprzypadkowo ułożonej często po cztery, aby te intonacje rozkładały się rozmaicie: składnia nie pozostawia nam zupełnej swobody ku temu, inaczej właśnie niż w języku Żuan, gdzie ilość możliwych rozwiązań jest olbrzymia, choć jedno powinno narzucać się niejako samo. Wiersze Żuan powstają w świątyniach, nie są pisane, nie są komponowane, lecz wypowiadane przez natchnionych wieszczów na podstawie losów, rzucanych przez kapłanów; losy te, noszone w rodzaju pektorału podobnie jak znane nam urrim i tummim biblijne, "wyrocznia Pana", rzuca się na pole liter powiedzielibyśmy, lecz z nich tylko cztery są tam zaznaczone, reszta znajduje się w domyśle między nimi, swoboda odczytania jakie słowo bóg wypowiada poprzez te cztery kości rzucone, przypadkowo padłe bliżej bądź dalej punktów wyróżnionych, jest znaczna, ale oczywista, że nie uważa się wieszcza za autora wypowiadanych na podstawie rzuconych losów słów, ale tylko za tłumacza boga. Rymy są pożądane, jeśli da się je odczytać na końcu wersu, dwa wróżą szczęście, zwykle jest jeden, jak tutaj. Zapisuje się je specjalnym pismem alfabetycznym spółgłoskowym nie określającym tonu, inaczej niż świeckie zapisy obrazkowe, pismem podobnej natury jak nasz chiński².   Każdy wers będąc imieniem, i to imieniem znaczącym, można wypowiedzieć, jako, zwyczajnie: imię, będzie to wtedy również przyzwanie obecności bóstwa i wyraz zgody na spełnienie prawdy słów zdania–imienia, ale bez wkładu uczuciowego próśby, błagania czy rozkazu; podobnie po polsku powiemy "piorun" jako stwierdzenie, ale możemy również zgodnie z duchem naszego języka wykrzyknąć "pioruń!", co każdy biegły w naszej mowie bez trudu zrozumie jako "raź piorunem". W texcie przytoczonym cząstka błagalna jest ostatnią, poprzednie stanowią określenia bóstwa:   "Wód Śni Żył Pór Wie" to "ten, który Wie (sprawy) Wód, Śni (ta śnia), Żył (istot żyjących), Pór. Samodzielnie wers może być prośbą "wiedz!", wypowiedzianą w tonie wysokim i przeciągłym, podobnie jak po polsku okrzyk "Boże" będący wszak również stwierdzeniem istnienia objektu wezwania, albo bliższe: "bóż!", jako zmiękczenie "bóg", lub "darz!", czyli "daj dar".   "Słoń Xiąż O Dzień Mian" można przełożyć (nie jedynie, podkreślmy, zależnie od tonu poszczególnego oraz intonacji calości) na przykład "ten co mienia słońce (zwierzę słoń bóstwo słoneczne stanowi) i księżyce w kręgu dni", lub nawet "odzienia swojego" – "O Dzień" to "dzień o cesze O" – ogólności, powtarzalności, a również, zależnie od wymowy, to co "wszech–dziane". W postaci błagania "Mian" to "mieniaj" jako "zmieniaj", "nadawaj miano", co tym samym co "miej" – tylko wlaściciel lub rodzic może nazywać rzeczy.   "My Dzban Pij Po Rgieł" – Rgieł to ten co glośno się śmieje (nasze "rżeć") i śmiał naszym, jak byśmy powiedzieli, "dzbanopijstwem"; bóstwa u Żłan żyją całe i osobiście w codziennych czynnościach rozmaitych, a grammatyka oddaje przekonanie, że to nie my pijemy, tylko pije istota boska, którą byśmy "Pijem" nazwali po naszemu: również w osadzie językowej polszczyzny można to pojąć, "bij" to rozkaźnik, ale również rzeczownik w wyrazie "kije samobije". Świętość słów i dbałość o nie jako o boskie miana, niezmienność tysiącletnia ich znaczeń wydaje się nam niemożliwa, ale i pojęcie znaczenia jest tam inne: słowa nie oznaczają obiektów tylko sposoby istnienia, "drzewo" to coś co rozdrzewia się z zawiązki w obie strony (korzenie, pień i gałęzie) wszystko jedno czy roślina albo drzewo rodowe; tak samo zanik nazywanych jakoś rzeczy nie spowoduje zaniku słowa, słowo to przejdzie na odpowiednie do znaczenia nowe zjawisko. Podobnie zresztą u nas bywa, "kot" zarówno po polsku jak i chińsku oznaczało zająca czy królika zanim kot nastał nam znany. Samochody nazywane są "wrum", co wcześniej zwierza znaczyło o podobnym odgłosie, ale nikt nie wie jakiego już, brzyczącego owada czy jakiegoś szablozębnego kocura.   "Pszczy Roj Tu Brzmi Dzian". Cząstkę błagalną "Dzian" oddać można jako "dzień!" czyli "dziej to co ma być dziane" jak zrozumiemy bez trudu, a chodzi o urodzaj pszczeli, jak po polsku "dziać barć", z przynagleniem "Tu", i znowu – za mojego u ludu Żłan pobytu odśpiewano to zaklęcie–modlitwę na nowej ulicy osiedla nowego, aby roiła, aby rajem była: po polsku również mamy "ulicę" od "ula".    Utwór ten czterowierszowy stanowi również imię, a i podział na boskie imię i błaganie nie jest ostry, raczej na tym polega, że imię zapisalibyśmy razem, i rzeczywiście wymawiają je ciurkiem z pewnymi zmianami w głoskach, jednak różnica między "błaganiem/rozkazem" a mianem boskim po prostu polega głównie na stopniu uroczystości i włożonym uczuciu. Jest to imię złożone z czterech, razem to jest jeden bóg w czterech osobach, tak możemy to pojąć. Zatem "Wódźśniżyłpórwiej" itd. Rzecz jasna, takiego imienia i modlitwy nie można skomponować tak sobie, są od tego wyznaczeni jako się mówiło wieszcze, a samo imię obrasta następnie w szereg mytów wyczytanych w samym tym imieniu: bóg objawia siebie i swój mit jednocześnie. Dokładnie nie będziemy w to wnikać teraz, tylko przejdziemy do odczytania lirycznego.   Wód Śni Żył Pór Wie Słoń Xiąż O Dzień Mian My Dzban Pij Po Rgieł Pszczy Roj Tu Brzmi Dzian   Aby nie oddalić się od tego przyjętego przepisu (transliteracyi) dla poglądu żywszego polskiemu słuchaczowi, weźmiemy takie to możliwe wykłady.  Wód jak w dowód, przewód (sądowy powiedzmy), niewód – czyli wodzić, wiedzie, dowiedziony, a więc wiedza i wieść, powieść; Śni – "ta śnia" jest ładnym słowem, jakby sen wspólny, kraina snów: we śni, jak w baśni; Żył – "to żyło", "tych żył", rodzaj nijaki od "żyła"; równie dobrze "to żywo" uszłoby, podobnie jak "żywa" i "żyła" tym samym prawie, gdy słowa te poczuć; Pór – nie tylko "pora", lecz jednocześnie "siła, para", dlatego "pór" jak w "odpór" "upór", "przeć"; Wie – w jedynym obecnie zrozumiałym; Słoń – w czasownikowym "zasłoń" "osłaniaj"; Xiąż – "tych xiąż", "ta xięża", od "xięga", "sprawa xiąg" podobnie jak "płużyć", więc "płuża", od "pług"; O – odległy o (zubażając, gdyż mistyczne znaczenie gloski "o" u Żłanów trudno przecenić) Dzień – jak w odzienie, czyli coś dzianego, te dzienia, tych dzień (skrócone dzieni) Mian – od "miano" – imion My – zwyczajnie, do tego Pij – Pijmy Dzban Po – aby, aż do Rgieł – bóstwa imię słowiańskie pono, tu nic nie znajdujemy dziś bliskiego oprócz "rżeć", bośmy też dawnego zboża "reży" zapomnieli, a "rzyg" zbrzydziliśmy sobie razem z "rykiem", mimo iż rg-veda, wiedza hymnów, rex oraz rix celtyckie królewskim jest słowem, wcale nie ryki i beki przede wszystkim, bo i bogowie w grzmotach (rg – gr) przybywają, zostawimy tajemniczo jak jest. Ostatni wers o ulach dzianych pszczołami rojnych, ze zwróceniem uwagi, że  Brzmi – może również znaczyć "nabrzmiewać" W ten sposób nawet nie trzeba przekładać, text staje się zrozumiały po polsku, a ja dziękuję za uwagę w imieniu ludu Żłan.     ¹ Najprostszym przykladem mogą być zdania "matka ma" i "matka ma": bez trudu poznamy słysząc, gdzie "ma" jest czasownikiem a gdzie przymiotnikiem, i jest to wbrew pozorom cecha samego słowa, a nie intonacji zdaniowej; jednak nie miejsce tu dowodzić, można tylko przypomnieć że też Kopczyński uważał "á" kończące przymiotniki za niżej wypowiadane od "a" rzeczowników.   ² Potoczny żłański wiele różni się od uroczystego i świętego, wiele spółgłosek jest w zaniku zastąpionych odmienną wymową samogłosek i tonem, podobnie jak w tybetańskim (sylaba zapisywana "bsdrong" wymawiana obecnie "drong" z przydaniem tonu wysokiego) i również chińskim: "kot" lub "zając" ze starochińskiego "mrug" brzmiącego, jak przypuszczają badacze, wymawia się teraz "mão" z tonem opadająco wznoszącym. Tak, że są rody i warstwy u Żłanów gdzie wymawia się dokładnie wszystkie spółgłoski, podobnie jak po polsku, a są takie, że ten sam zapis odczytany zostanie wcale odmiennie, właśnie bardzo dla naszych uszu podobnie brzmiący do języka chińskiego.
    • Szanowna @Natuskaa dziękuję za wgląd i miły ślad.
    • Ona - Dabo; na radarze bez rad, a rano badano.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...