Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Poszedł pan poeta

po rozum do głowy

lecz mu sił zabrakło

i nawet połowy

 

nie był w stanie przebrnąć

więc się nagle żachnął

zamruczał pod nosem

w tył zwrot, ręką machnął.

 

Przechodząc słyszałem

jak zaklął pod wąsem

i choć mimochodem

to jednak z przekąsem

 

wyrzekł takie słowa

jestem już za stary

niechaj piszą młodsi

idę na wagary.

Opublikowano

@Somalija

Wagary są odskocznią

od szkoły i nauki

bo wtedy ma się labę

i można banialuki

 

gadać na lewo, prawo

i robić figle, psoty

odradzam wam wagary

w niedziele i soboty

 

bo te dni ustawowo

możemy na tapczanie

przeleżeć obserwując

to, co jest na ekranie

 

a kiedy nam się znudzi

to proponuję zmianę

gdyż można lec na boku

i się wpatrywać w ścianę.

 

pozdrawia

Henryk I - dadaista

;)))

 

a co do nauki podchodzimy luźno

bo wiadomo na nią nigdy nie jest późno.

 

 

Opublikowano (edytowane)

@Henryk_Jakowiec

 

Niech się Henryk nie wymądrza, 

przecież teraz lipiec... lato...

Więc poeta nie nadąża,

ale żyje... na bogato...

 

Obserwuje łodzie, statki,

łowiąc ryby na kanale,

albo rybki gdzieś w jeziorze,

nie przejmując się tym wcale.

 

Ma przegapić kormorana,

który skrzydła w słońcu suszy,

grążel, albo lilie wodne,

co radością są dla duszy?

 

Dziś poeta leży sobie,

gdzieś na plaży, na pomoście,

i wrażenia zbiera - jakie - 

chcecie wiedzieć, to poproście. 

 

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez >Marianna< (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@~Marianna_

 

Zaproszenia jakoś nie ma

bo mój adres jest ulotny

z rana śmieję się do słońca

a wieczorem, gdy samotny

 

siadam w ciszy na pomoście

łowię księżyc, gdy na fali

błyśnie srebrną rybią łuską

i natychmiast się oddali.

 

Świt mnie budzi i przegania

kompas moim drogowskazem

w marszu łykam jakąś wodę

i znów cisza jest rozkazem

 

nitka szosy coraz dłuższa

pot po czole ciurkiem spływa

nogi stają się wolniejsze

sapię jak lokomotywa.

 

 

pozdrawia

Henryk I - dadaista

;)))

Opublikowano

@Natuskaa

Wiosna budzi nas do życia

więc to nie był dzień wiosenny

raczej jesień i dzień dżdżysty

poszarzały, krótki, senny

 

no, bo jak tu wytłumaczyć

brak wigoru, przemęczenie

obojętność, która z sobą

często niesie przesilenie

 

wiek też zagrał swoją rolę

czas pokazał, mu poecie

gdzie w szeregu jego miejsce

i na jakim żyje świecie.

 

Pozdrawia

Henryk I - dadaista

;)))

Opublikowano

@Henryk_Jakowiec

starość to jest doświadczenie

to są skarby drogocenne

no bo kto przez tyle czasu

doskonalił się w swym fachu

 

to że rymuje przez lata

pisanie wierszy ułatwia

pewnie w tym wieku już umie

rymem kupić poczęstunek

Opublikowano

@Natuskaa

Ciężko o coś się dopytać

kogoś, kto niemowę zgrywa

albo nie chce nic powiedzieć

siedzi i się nie odzywa

 

choć był zawsze wygadany

z przekupkami mógł w zawody

iść i w cuglach wygrać konkurs

mógł on, ale gdy był młody

 

teraz częściej z sił opada

plącze fakty i zdarzenia

a to pierwsze są odznaki

tego jak się człowiek zmienia.

 

 

pozdrawia

Henryk I - dadaista

;)))

 

Opublikowano

@Johny

 

Bagaż doświadczeń ciśnie do ziemi

gdzie już niebawem złoży swe ciało

i chociaż dotknął prawie wszystkiego

to jemu jednak ciągle za mało.

 

Teoria gubi swoją wykładnię

praktyka też się nieco przejadła

alternatywa leży na szali

i oby szybko z niej nie wypadła

 

bo zaraz zaczną się spory, swady

dawanie kontry, stanie na głowie.

a na to wszystko potrzeba siły

a tu jak zwykle szwankuje zdrowie.

 

Pozdrawia

Henryk I - dadaista

;)))

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @jaś fajna, nastrojowa muzyczka:)
    • @Sylwester_Lasota Dziękuję i również pozdrawiam.
    • Papierochy i wanilia. EDP. Unisex. Czyli woda perfumowana dla mężczyzn i kobiet. Więcej nie powiem, żeby mnie nikt po sądach nie ciągał. Przyniósł je kurier. Odebrałem przesyłkę i wszedłem do domu. ONE weszły ze mną, jak do siebie. Otworzyłem pudełko. Zgrabna butelczyna, ciemna i ciężka. Solidna. Nie wiedziałem, że ON w niej siedzi. Zdjąłem kapsel i... wypadł przy pierwszym buchu. Normalny diabeł wcielony. Widzieć go jeszcze nie widziałem, ale czułem uderzenie czegoś nowego, mocarnego, porywającego. Ostatnio używałem Amouage Interlude – kilka flaszek. Wcześniej Black Afgano – też kilka buteleczek. Ale ten, co przyszedł za prawie dwa tysiące, był inny, bardziej mroczny, ciekawszy. Prysnąłem nim swój nadgarstek, sznurek bawełniany na drugiej ręce, bawełnianą bluzę Camel i przeciwpotną koszulkę bez nazwy. I wyszedłem do ogrodu poleżeć na leżaku. Koło mnie dwa wiejskie kundle: Miś i Migrena. Obwąchały mnie. Miś jakby z niesmakiem, zawiedziony, nieobecny. Migrena bezobjawowo. Zasnąłem. Obudził mnie zapach. Taki przenikliwy, agresywny, jakby się coś próbowało we mnie wwiercić.  Machnąłem zdezorientowany rękami, jakbym chciał to coś odpędzić od siebie. Momentalnie podbiegł Miś i trzy razy kłapnął zębami w powietrzu, jakby coś chciał ugryźć. Powąchałem nadgarstek. Pachniało cukrem pudrem sypanym na ciepły jabłecznik. Powąchałem bawełniany sznurek na prawym nadgarstku. Pachniał... no właśnie, nie wiem czym. Nie jestem znawcą perfum. Nie rozróżniam paczuli od drzewa sandałowego ani fiołków od oregano. Jeżdżę koniem na oklep, gadam z wiejskimi kundlami o filozofii, nocami leżąc na leżaku wpatruję się w gwiazdy Drogi Mlecznej i myślę sobie tak: tam gdzieś daleko, do ciężkiej cholery, musi leżeć na leżaku jakaś istota, która marzy, że tam gdzieś na skraju Drogi Mlecznej siedzi facet, który sobie myśli... I przysięgam, że nie jeden raz, na jedno zamrożone, apokaliptyczne mgnienie oka, nasze oczy się spotkały. Tak, to jest dziewczyna. Piękna dziewczyna z okolic tego porąbanego czerwonego nadolbrzyma M coś tam, w katalogu Messiera. Już ją kocham. Więc nie potrafię tej całej paczuli czy innego drzewa na sandały rozebrać na fragmenty. Nie umiem z atomu wanili urwać elektronów i zostawić samo jądro, jakby całe gołe. Wstydzę się i nie mam do tego serca. Więc ten nowy zapach jakby zawisł w próżni. Niepokoiło mnie to, że Miś to coś z tego zapachu ugryzł. Zadał mu ból. Poszedłem do kuchni zrobić obiad. Okno otwarte szeroko, bo to przecież już lipiec. Ciacham cebulę na piórka, kroję ziemniaki na słupki i już mam to rzucić na patelnię, gdy pod nos podstawiam sobie przypadkiem rękę z bawełnianym sznurkiem. Ach, ten zapach! Aż mną szarpnęło. I wtedy ON, diabeł za te polskie  dwa tysiące,  złapał mnie za gardło. Mocno, brutalnie, obezwładniająco. Ale nie po to byłem kiedyś bokserem i grałem w tenisa, żeby ktoś mnie bezkarnie dusił. Lewą dłonią go odepchnąłem, a prawą, w której trzymałem patelnię, walnąłem go z siłą asa Igi Świątek. Dostał. Mocno. Czułem na patelni ten ciężar. I wyleciał przez okno jak tenisowa piłka. Szybko zatrzasnąłem okno, pod którym Miś i Migrena rozrywały coś, co jęczało i wierzgało. Po obiedzie poszliśmy połazić po lesie. Diabła w zapachu już nie było. Zostało coś innego. Nurtowało mnie to bardzo, aż zrozumiałem co to. Wróciliśmy. Psy zostały na podwórku, a ja wsiadłem na rowerek i pojechałem kilka kilometrów przez las, w miejsce, gdzie kiedyś były kamieniołomy. Za Gierka pociągnięto tam linię kolejową. Od dziesięcioleci nieczynna, ale tory na drewnianych, czarnych od impregnacji podkładach zostały. Klęknąłem. Ten sam zapach. Mieszanina ropy, jakiejś chemii i suchego, rozgrzanego słońcem drewna. Tak, tak. Papierochy i wanilia pachną rozgrzanymi lipcowym słońcem starymi podkładami kolejowymi. Odłamałem kawałek drewna i zawiozłem do domu. Dwa psiki i już to czułem: papierochy i... do potęgi entej. Moc paru diabłów, ale bez tej diabelskiej duszy. W obcowaniu z materią nieożywioną nie uznaję kompromisów. Więc wziąłem szpadel i w małej polodowcowej dolinie, we własnym lesie, wykopałem dołek na metr głęboki i wrzuciłem tam dopiero co kupiony EDP. Zasypałem, przyklepałem nogą i zamknąłem temat Papierochów versus  9podkłady kolejowe. Wieczorem leniłem się na leżaku. Już ptaszki odwalały swoje letnie trele. Było lipcowo i miło. A mnie do głowy przyszła taka myśl: jest już po pierwszej i drugiej wojnie atomowej. Świat wygląda jak dziewicza planeta. Wszystko, co było, zniknęło. Lasy, bagna, rzeki, gdzieś jakieś góry i morza. A tutaj, tuż obok mnie, tylko tysiące lat później, jakieś dwa stwory kopią przednimi łapami dół, aby schować się przed grasującymi po ziemi zmutowanymi promieniowaniem kleszczami. Te łachudry kleszcze mają po dwa metry w kłębie. Więc stwory kopią, aby zniknąć pod ziemią. Nagle ryk! To jeden ze stworów znalazł w ziemi jakieś cudo. Ciemne, kształtne, z napisem "Papierochy...". Zabierają znalezisko, by w swoim obozowisku razem z innymi stworami tańczyć wokół niego. Główny obozowy coś majstruje i nagle psik! Buchnęło w nich podkładami kolejowymi. Mijają kolejne tysiące lat. "Papierochy..." są w muzeum ichniejszej archeologii i osobliwości. Nagle rozlega się alarm i wybucha zamieszanie. Doniesiono, że tuż obok spadło coś na ziemię. Z nieba. Biegną kustosze i uczeni. Pogięte blachy, na których złuszczona farba i napis USRR. W środku jakieś włochate stworzenie. Główny uczony pyta stwora: "Ty żyjesz?". A Łajka, trzęsącą się jeszcze w hibernetycznym zimnie, powoli otwiera oczy i mówi: "A co  kurwa, nie wolno?". Wróciłem do Amouage 53. Złachmanionego przeróbkami i poprawkami idiotów. Ale to jednak Amouage w namiastce  starego stylu.  Moje ulubione. I bez diabła wewnątrz.
    • Dzięki @Deonix_ miło cię widzieć :)  Również pozdrawiam 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...