Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dziesiąte Marzenie


Rekomendowane odpowiedzi

Mam piętnaście lat i tyleż kilogramów cząstek depresyjnych na sobie. Przygniatają do łóżka z którego ani myślę wstać. Za oknem złociste słońce rozbudza ziewający poranek. Chce mnie przytulić  ciepłymi promieniami. Ukołysać w błękitnej kołysce pod chmurkową kołderką. Stara baba ze mnie, a takie pierdoły sobie wyobrażam. Po co i na co mi to. Dla mnie już nie ma ratunku na świecie. Nie chce rozprawiać dlaczego, bo to i tak niczego nie zmieni. Dzisiaj jeszcze się przemogę i wyjdę na zewnątrz moich myśli. Do realnego świata. Obejrzę go po raz ostatni. A później… no cóż… sama nie wiem. To się okaże. Jest mi jakoś dziwnie, nieswojo.

 

Idę ulicą, jak do kata na ścięcie. Nawet za bardzo na boki nie patrzę, bo niby co ma mnie cieszyć. Tyle razy już to wszystko widziałam. Tych ludzi, te sklepy, ławki, lampy, ptaszki na drzewach i kłócące się sąsiadki. Nie mam pojęci, dlaczego zawędrowały tak daleko od swoich domów. Widocznie ta cała konwersacja pomyliła im kierunki. Siedzą na wzajemnych animozjach jak na latającym dywanie. Aż w końcu ktoś im ten dywan spod tyłków wyciągnie i spadną nie wiadomo gdzie. Doprawdy. Ten świat jest przygnębiający.

 

Wtem zupełnie niespodzianie podchodzi do mnie człowiek. Zatrzymuję się, bo mi zagrodził drogę. Chcę go ominąć, lecz słyszę słowa:

– Mam na sprzedaż sukienkę utkaną z marzeń. Chcesz kupić?

– Niby z czego? – pytam odruchowo.

– No z marzeń. Mówię przecież.

 

Co to za dziwny typ. Jakich marzeń? A przede wszystkich: czyich? Nie dosyć, że mam wątpliwą przyjemność, być duszoną szponami zdołowania, to jeszcze mi głupek marzeniowy potrzebny.Niby na co? Gdyby jechał na takim zakręcie dziejów, co ja w tej chwili, to już by dawno leżał, jak przypalony placek w piekarniku, z którego już nic nie wyrośnie.

Znowu słyszę jego słowa:

 

– Jakich marzeń? Twoich. Nie proponowałbym cudzych.

– A skąd znasz moje marzenia? Jaja sobie robisz? A poza tym i tak nie mam czym zapłacić. Namknij się człowieku, bo odejść muszę.

– Niech mnie panienka po starodawnemu nie zagaduję. Proszę chociaż sukienkę obejrzeć.

– Sukienkę. A niby gdzie?

– Na sobie.

 

O cholera! Rzeczywiście mam ją na sobie. Jak on to zrobił. Leży idealnie, jakby była szyta na  miarę. A na dodatek dostrzegam dziesięć świecących punktów. Białych jak czysty śnieg. Na błękitnym materiale, wyglądają jak gwiazdki na niebie.

 

– No i... – słyszę słowa.

– No i co. Ładna, to prawda ,ale jak wspomniałam, zapłacić nie mogę.

– Nie szkodzi. Oddam z darmo.

– Coś pan nawijał o marzeniach, jeżeli dobrze kojarzę. Zgadza się?

– Owszem.

– W takim razie biorę. Już nic gorszego spotkać mnie nie może. To znaczy…

– ...to znaczy, że muszę tobie coś wytłumaczyć.

– No… słucham, bom ciekawa bardzo, a spłoszona już wcale.

– Masz do spełnienia dziesięć marzeń.

– Tylko dziesięć?

– Inne nawet tyle nie mają.

– No dobra. Słucham.

– Wszystkie światełka są: białe. Za jakiś czas, pierwsze zmieni się na: zielone.

– A dlaczego na zielone?

– Nie wiem. Tak po po prostu jest.

– Aha. No i…

– … no i tak będzie się świecić jakiś czas. Można to nazwać: oczekiwaniem.

– Na co, że zapytam?

– Na zapis twojego marzenia. Dopiero jak rozbłyśnie na niebiesko, będziesz świadoma, które się spełni… o którym nawet nie wiedziałaś… to znaczy, że masz takie pragnienie w sobie. A kiedy zgaśnie… realizacja twojego marzenia się zakończy.

– Nie kumam za bardzo.

– Tak myślałem. Posiadam w sobie znaczną moc, ale w sensie wytłumaczenia komuś czegoś, to jestem: dno. Zresztą nie ważne. To nie jest takie istotne. Po jakimś czasie, sama będziesz wiedzieć, co i jak.

– Póki co mam kołomyjkę w głowie.

– To tylko dowód na to, że właściwie wybrałem.

– To znaczy… niby mnie? Zdołowaną wielkim dołem?

– Na to wychodzi. Aha, ważna sprawa. Nie możesz komukolwiek pożyczyć  sukienki. Cudze marzenie niekoniecznie musi być… właściwe, dla kogoś innego. Pamiętaj o tym.

 

Mija jakiś czas. Dotrzymuje słowa. Każde jest spełnione. Właśnie dostrzegam: ósme zielone światełko. Wszystkie poprzednie już dawno zgasły. Czekam cierpliwie. Świeci się: zielone.

A teraz: niebieskie.

 

≈•≈

Jestem w kryształowej, lustrzanej komnacie. Na pryzmatowych podstawkach i srebrzystych kulkach, ramy szczerozłote zaistniały, co w rzeźbie znalazły  wieczne ukojenie i w tysiącu powtórzeniach, kołatają się i migoczą, w świetlistych falach na promieniach jasności. Ozdobne świeczniki, platynowo – złote, ze świeczkami iskrzącymi jak jutrzenki tajemnicy, na posadzce marmurowej, białej lśniącej nieskazitelnej…

Tak. Jestem w brylancie. Doskonale czystym.  Jedynym, niepowtarzalnym. Mój umysł jest szczęśliwie skołowany, jak mały diamentowy samolocik na bursztynowy pas startowy. Słyszę głosy. Szepcą do mnie jakieś dziwne niezrozumiałe słowa. Widzę echo odbijające się w lustrach i płomieniach świec. Mogę przebywać między jego ściankami. Całą sobą wypełniam to niesamowite istnienie. Ale czy to wszystko dzieję się naprawdę? Co mam przez to pojąć i zrozumieć? A może nic? Tylko zwyczajnie się cieszyć.

Na żyrandolach podwieszonych u sufitu, gaśnie milion złotawych świetlików.

Otwieram drzwi. Wychodzę na zewnątrz. O mało co… prosto pod samochód.

 

≈•≈

Nagle zauważam  przyjaciółkę. Nie widziałam jej od dawna. Może gdybyśmy były razem, to bym nie popadła w takie przygnębienie. Chociaż muszę przyznać, że teraz czuję się znakomicie. Chce mi się żyć na tym świecie. Przysłowiową całą gębą. Marzenia się spełniają.

Podchodzi do mnie. Widzę, że ma łzy w oczach. Pytam co się stało. Nie chce powiedzieć. Gadam do niej o sukience, dzięki której fajnie się porobiło w moim życiu. Wszystko poszło ku dobremu. Ona tylko patrzy i kiwa głową. Mam wrażenie, że nic do niej nie dociera. A jeżeli nawet, to nie daje znaku, że rozumie.

Wiem, co muszę zrobić. Choć jak zapewne się domyślacie, nie powinnam w ten sposób postąpić. Zadaję jej pytanie:

 

– Jeżeli zechcesz, to odstąpię ci moje marzenie. Przeżyjesz na pewno coś wspaniałego. Tak samo jak ja. Zostały mi jeszcze dwa. No nie bądź taka. Zgódź się, proszę. Pozwól sobie pomóc. Będzie mi lżej na duszy, wiedząc, że dzięki mnie, mogłaś się chociaż uśmiechnąć.

– No dobrze. Skora tak mówisz... ale co to za marzenie?

– Niestety nie wiem. Zabierz sukienkę do domu i tam ją włóż na siebie. Gdy się zapali zielone światełko, to po prostu czekaj. A gdy ujrzysz niebieskie, to wtedy będziesz wiedziała, co na pewno zdołasz zrealizować. Zrozumiałaś?

– Niby tak.

– No to zmiataj do domu. Za jakiś czas opowiesz mi jak było.

 

≈•≈

Niestety. Nie miała takiej okazji. Spadła z wysokiej skały. Mojej ulubionej zresztą. Wdrapała się na moje marzenie. Może ja bym nie spadła. Ale ona tak. Teraz to wiem. Jestem na jej pogrzebie. Załamana, roztrzęsiona, nie mogąca powstrzymać łez. To przecież przeze mnie zginęła. Ostrzegał mnie. Nie posłuchałam. Wolałam ją uszczęśliwić na siłę. Po swojemu. Nikt się nie domyśla, że przez moje zadufanie w sobie, odeszła z tego świata. Nie pociesza mnie to wcale. Najchętniej bym wykrzyczała swoją winę. Ale kto mi uwierzy. No przecież chciałam dobrze.

 

W głowie słyszę słowa, od których wcale nie pragnę uciec: „No i co z tego, że chciałaś. To zupełnie nie ważne. Liczy się skutek. A on jest taki, że twoja przyjaciółka leży teraz w trumnie i już nigdy do ciebie nie powróci. Zapewne pomyślisz, że skończyły się dla niej wszystkie problemy. Że po drugiej stronie, będzie miała o wiele lepiej. Może i tak. Ale to żadne pocieszenie. Ani dla ciebie, a tym bardziej dla jej rodziny, która została bez niej. Odebrałaś im na zawsze, jedyne ukochane dziecko. Są teraz jak ptaki, którym wyrwałaś skrzydła. To ty ją zabiłaś.”

 

Trumna jest chowana do grobu.

W tym samym czasie, na sukience gaśnie dziewiąte światełko...

 
 
 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...