Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Czuję podniecenie rdzy na sobie. Wibruje nieustannie na mym metalowym ciele. Faktycznie. Ciele ze mnie. Zamiast zagaić seksublasznie, to stoję w porzuconym magazynie, wśród innych – z połączeń nitowych – do mnie podobnych, jak ta kupa złomu. A przecież jestem całkiem sprawny. Najsprawniejszy. Co prawda słyszę raz po raz zgrzyty w gąsienicach, na których tkwi skrzywiony wszędzie korpus, ale wyczucie piękna nadal wibruje w twardych, nabrzmiałych nitach.

 

Program działa jeszcze jako tako. Zasilanie też. Tylko o czym ja synapsiałem. No właśnie. Oparta o przeciwległą ścianę, stoi ona. Lśniąca, o gładkich przegubach, tudzież wpustkach, pod uroczym baniaczkiem z dwoma uroczymi światełkami. Mrugają przymilnie drucianymi powiekami, lecz nie mam pewności, czy do mnie, czy do starodawnej maszyny parowej, stojącej w kącie pod gwizdkiem, w którego kiedyś poszła cała para.

 

No nic. Szkoda marnować programu. Ruszam w jej kierunku. Parówa zaczyna groźnie pohukiwać i dymić zazdrością. Mam ją w rowku, między dwoma częściami tylnymi. I tak nie może się ruszyć, bo okrągłe kończyny zdemontowane. Natomiast moje gąsienice gąsiują coraz szybciej i szybciej. Słyszę rozgniatanie ziarenek piasku i zapach oliwy na popękanym betonie. Już niedługo, moje dotkną jej. Bardziej pulchnych, z więcej części zrobionych, wyrzeźbionych oczekiwaniem na wspólne spełnienie, aż wiórki iskrzące polecą.

 

Ojej. Jestem w roboczym niebie. Ona jedzie w mym kierunku. Lampki szczęścia mojego i jej, błyskają gdziekolwiek. Jeszcze trochę. Troszeczkę. Bum. Wielkie bum. Zgrzyt metalu o metal. Gąsienice wjeżdżają jedna na drugą. Słyszę elektroniczne słowa: „Odkręcaj moje śrubki.” A ty najdroższa złap mnie wysięgnikiem za wystający pręt. „Ten pręt? Powiedz kochanie, potwierdź, że ten.” Tak kochanie. O ten chodzi. Cholera, nie aż tak! Bo urwiesz. „Jam napalona.” Jam też, ale zachowajmy spokój. Trochę gry wstępnej, by się przydało.

 

„Do części z tyłu z grą. Pragnę dotykać twojej pulsującej rdzy. Odkręcaj wszystkie śrubki me.” Już to mówiłaś. To znaczy o śrubkach. „Blacha z tym. Zdejmuj pokrywki ze mnie. Odsłoń bardziej czułe elementy.’’ Poczekaj chwilę. Zaplątałem pręt w zasilające przewody. „Jakie one podniecająco śliskie. Muszę pomacać.” A daj se luz w trybikach. Macaj mój pręt. „O faktycznie. Gorący się robi, gdy po nim przesuwam zakończeniem wysięgnika. Czuję jego gorący żar w kopułkach orgablasznych. Byle tylko bezpieczniki nie wywaliły, jak ostatnio.”

 

Jak to ostatnio? Zdradziłaś mnie z parówą? „Żartowałam. Przestałeś ze mnie ściągać. Dobierz się wreszcie do kapsułki wszelkich doznań. Wsadź tam pręt. Zaczynasz się lenić, a mnie już trybiki buzują.” Mnie taż. Nie martw się. Odkręcam twoją wilgotną przykrywkę. Metalowe paluszki mam spocone od podniecenia. Ślizgają się po twoich gładkich wypustkach i nitach.

 

„Guzdrasz się kochanie. Wjeżdżam na ciebie. Czujesz jak moja gąsienica, pieści twój pręt''. Uspokój się trochę. Ciągle tylko o pręcie mym nawijasz. O mało co, a byś mi urwała. ''Przekomarzam się trochę. Przecież w razie czego, w częściach zapasowych jest ich pełno.” Ale taki wspaniały i sprawny jak mój, jest tylko jeden w całym magazynie. „Oczywiście kochanie. Ojej, ojej, zgrzyt, zgrzyt, pisk, pisk, ojej, jak mi dobrze. Oliwka mi wrze. Czujesz moje iskry pożądliwości na swoim korpusie? Wiem, że tak. Wreszcie go wsadziłeś do czeluści, wiercących doznania me. Taki mi bosko. Metalowo. Rdzawo. Ojej, ojej.” Przestań aż tak skrzypieć, bo się skupić nie mogę.

 

„Nie podnieca cię moje zgrzytanie.” Oczywiście. Po sam czubek wizjera. Aż blachówę mam gorącą. „Ojej ojej, zgrzyt, zgrzyt, pisk, pisk. Chyba dochodzę.” Gdzie? Kochanie. Nie odchodź. W takim momencie. Cholera. Ale trysnęłaś olejem. „Z twojego pręcika, też nieźle wystrzeliło smarem.” Cały wizjer mi zapaćkałaś. Nie widzę ciebie. Gdzie jesteś? „Tu… o nie. Słyszysz. Przyjechali.” Kto? „Złomiarze.”

 

*

– Spójrz Balchówko na tamtych. Nowo wrzuceni. Zmarnowani tacy. Pognieceni.

– Nic dziwnego, że ich tu przywieźli. Pamiętasz, jak z nami było?

– No ba. Te twoje śrubki.

– I twój pręt.

– Fajna para z nich. Robot i Robocizna. Jeszcze się ruszają. Może im mało.

– Myślisz o tym samym co ja.

– Właśnie. Jakiś wspólny… iskrzący czworobok…

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy niegodziwcy szydzą z Boga, Wsłuchaj się w wewnętrzny głos sumienia, Niech odwieczna Prawda świeci jak latarnia, Dając Nadzieję w mroku zwątpienia,   Wieczorami wsłuchując się w siebie, Gdy świat wokół wciąż w chaosie wrze, Ty sięgnij czasem po Biblię, W naukach Chrystusa rozczytując się cierpliwie,   Bo to na kartach Pisma Świętego, Kryje się ponadczasowa Mądrość, Nie czapkująca pseudonaukowym teoriom, Opierająca się współczesności trendom,   Choć i pierwszym apostołom, Słów gorzkich nigdy nie szczędzono, Dali nam niezatarte świadectwo, Jak cierpliwie przezwyciężać zło…   Gdy patocelebryci drwią z Chrystusa, Ty przenigdy głowy nie odwracaj, Zawsze głośno sprzeciw swój wyraź, Nie przebierając w pełnych oburzenia słowach...   Najcichsze choćby sprzeciwu słowo, Kryje w sobie bowiem potężną moc,  Nie godzenia się na zło, Zamanifestowania wierności chrześcijańskim wartościom...   Sam bowiem Bóg Wcielony, Choć bezlitośnie do krzyża przybity, Modlił się żarliwie o odpuszczenie win, Tych którzy szczerze go nienawidzili…   Choć drwili z niego niegodziwcy, On na krzyżu się ulitowawszy, Z głębin swego Miłosierdzia przebaczył wszystkim, Tym którzy na to nie zasłużyli…   Dziś gdy niezliczeni ignoranci, Drwią z wielowiekowych Kościoła tradycji, Oddanym Bogu kapłanom nie szczędząc słów przykrych, Sędziwym księżom zarzutów haniebnych,   Ty stary pożółkły modlitewnik, W zamyśleniu weź czasem do ręki, By w trudnych chwilach dodał ci otuchy, Pokrzepił słowami starych zapomnianych modlitw…   A może stary schorowany mnich, W klasztornej celi samotnie cierpiący, Tknięty jakimś przeczuciem dziwnym, Złoży w twej intencji ręce do modlitwy.   I chociaż nigdy cię nie znał, Wyprosi u wszechmocnego Boga, By twe liczne problemy zażegnał, Wszelką łzę otarł z twego oka…   Dziś gdy na wielkich ekranach kinowych, Rzesze superbohaterów i złoczyńców zakapturzonych, Odciągają kolejne pokolenia młodzieży, Od przedwiecznego Boga w modlitwie  kontemplacji,   By prawdziwy kaptur mniszy, Oblicz ich nigdy nie spowił, By wielbieniu Boga w klasztornej celi, Nie ofiarowali kolejnych swego życia dni,   W tym samym wielotysięcznym mieście, Gdzie tłumy walą na kinową premierę, O tej samej co do minuty godzinie, Stary mnich w samotności brewiarz wyciągnie.   I pomodli się stary mnich, O opamiętanie dla współczesnej młodzieży, By nie zaprzedała swych ojców wartości, Zgubnemu za nowoczesnością pędowi…        
    • @sisy89 Bo co dobre, tak przychodzi Bo żałobne, tylko szkodzi   I tego najlepszego Ci życzę, M.
    • @Radosław Bo tych nut, tu cała zgraja Jaki chód, tu dojść pozwala   Świetne! M.
    • @MIROSŁAW C. Bo starość drzew, i nowy ranek Sprawy tych plew, i wyrywane   A wiersz mocny, M.
    • @Jacek_Suchowicz Fajne piszesz z wielką lekkością to się ceni M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...