Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Science fiction ;))

 

Rano spadł ze ściany

kalendarz...

Nie wiem nawet, czy 

mnie pamiętasz. 

 

Popatrzyłam chwilkę

na datę...

W mig pojęłam; wolną

masz chatę.

 

Pewnie tort postawisz

na stole...

a ja kawę, mam też

Pepsi Colę.

 

Choćbyś ciasto mierzył

metrówką,

jesteś teraz "luźną

połówką."

 

I na tym polega

pandemia;

ja tu jestem, Ciebie

tu nie ma.

 

Gdy już Cię w eterze

wywołam,

szampan z łezką wypiję

na toast.

 

 

 

Edytowane przez M_arianna_ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ze ściany rano spadł kalendarz

ja nawet nie wiem czy mnie pamiętasz. 

 

rzuciłam okiem wśród cyfr na datę

i w mig pojęłam wolną masz chatę

 

torcik jak zwykle stawiasz na stole

przyniosę kawę pepsi i colę

 

i choćbyś coś tam mierzył metrówką

w końcu zostałeś luźną połówką

 

na tym pandemii urok nie mały

jesteś tu duchem ja jeszcze ciałem

 

kwatera numer czterdzieści jeden

my w katakumbie a nie w eterze

 

jest krwi szklaneczka oprócz szampana

mój ty wampirku szalej do rana

 

oj już świtanie oświetla lico

przy tobie stałam się wampirzycą

 

i od tej pory po czasy wieczne

nocą wśród kwater nie jest bezpiecznie

:)))

 

Pozdrawiam

ps coś w tym jest ze trzy lata temu jedna z wielbicielek mojego pisania zadzwoniła do mnie z pytaniem: " czy może już zostałeś wdowcem?"

Edytowane przez Jacek_Suchowicz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jacek_Suchowicz

 

Taka interpretacja też może być, 

tylko jest jeszcze smutniejsza od utworu. 

W sumie chodziło o odległość mierzoną w kilometrach,

np. stąd do Karpacza, ale niekoniecznie. 

Oczywiście treść dotyczy fikcyjnych postaci. 

Inspiracją było tu natomiast indywidualne wydarzenie. 

Pozdrawiam. 

Edytowane przez ~Mari_anna~ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Marienka_ zmienił(a) tytuł na Toast z łezką

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludzi nie ma Są jak widmo  Iluzja otoczenia    Zlepek pustej idei i pragnienia  Eksponują pożądają łakną Lecz odpowiedź jest im obca   Wszyscy zmierzają do jednego kopca Gubią się w krokach tańcu pożogi Nikt nie dzieli na czworo przestrogi   Jak pies posłuszny  Każdy do jednej nogi Wszyscy kroczymy do naszych mogił
    • wielkie poruszenie cyrk dzisiaj przyjeżdża wszyscy się szykują bo będzie iluzjonista on z natury smutny i nie wierzy w cuda ani w moc iluzji ma już dość wszystkiego dobrze wie że fikcja bilety wyprzedane widowiska nie ma teraz się zastanawia czym publiczność zajmie nikt by nie uwierzył widząc go jak myśli że każdy artysta
    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...