Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Niedokończona operacja (Ib)


Rekomendowane odpowiedzi

Michael siedział nieruchomo przy łóżku Marii. Zgarbiona sylwetka, bezwładnie opuszczone ręce, twarz bez wyrazu. Nie był w stanie krzyczeć, płakać, nie mógł mówić. Wszystko z niego spłynęło. Próbował pójść „na galerię”. Ta świetna technika psychologiczna pozwalająca na skuteczny dystans w tym wypadku była bezużyteczna. Jak widać Wiliam Uhry nie był jednak cudotwórcą. Wszystko było do dupy.
W drzwiach stał facet w szarym garniturze. Mimo wyjątkowo niesprzyjających okoliczności nie mógł stąd wyjść. Musiał zadać te kilka cholernych pytań. Przecież nie robił tego po raz pierwszy, do diabła. Zresztą cała sprawa wyglądała podejrzanie. Wczoraj telefonował człowiek z wydziału S-7. Przejmują śledztwo. Nie pomyśleli o tym, żeby tu przysłać kogoś ze swoich. Przesłuchałby Dobsona i po sprawie.
- Panie Dobson, nie chciałbym być nieuprzejmy, ale... – zaczął niepewnie i natychmiast
pożałował swojej decyzji. Michael odwrócił się i spojrzał na niego wzrokiem wściekłego, zaszczutego zwierzęcia. Wstał i z zaciśniętymi pięściami rzucił się w kierunku Mareckiego. Nagle zastygł w bezruchu, potem splunął siarczyście i wybiegł z sali. Marecki stał z rozdziawioną gębą jak zahipnotyzowany. Takiej reakcji nie przewidział. Wyszedł na korytarz. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni palta i już miał zapalić kiedy napotkał karcące spojrzenie lekarza przechodzącego obok. Uśmiechnął się przepraszająco i opuścił pospiesznie gmach szpitala. Przenikliwe, mroźne powietrze wślizgiwało się niemiłosiernie przez mikroskopijne szpary w odzieży wywołując nieprzyjemny dreszcz u jej właściciela. Pełnia zimy, pomyślał z nostalgią. Rzadkie kępki włosów na jego głowie miotane bezlitośnie przez wiatr przywodziły na myśl uszy, które kładzie po sobie wystraszony pies.
„Pieprzyć to wszystko” – stwierdził – „teraz niech sami się martwią, ja umywam ręce” Zaciągnął się ostatni raz i zgasił peta. Chuchnął w zmarznięte ręce i skierował się w stronę samochodu. Mróz rzeźbił śmieszne esy-floresy na szybach. Zima miała swój urok. On jednak zdecydowanie wolał cieplejsze klimaty.



Machinalnie podniosła słuchawkę telefonu.
– Dzwoniłaś do mnie? – usłyszała jego głos. Zaniemówiła z wrażenia. – nnie... podniosłam tylko słuchawkę. Myślałam...myślałam, że ty do mnie dzwonisz...
- Nieee... widocznie jakiś zbieg okoliczności. – był zadowolony. Początek eksperymentu przebiegał prawidłowo. Starał się nie okazywać żadnych emocji. Rozmawiali prawie dwie godziny.
- Pozwolę sobie zatelefonować w drugi dzień Świąt. Chcę mieć pewność, że dobrze się czujesz – stanowczym głosem oznajmił Zawzierski.
– Oczywiście, dobrze – przytaknęła Krystyna. Na zakończenie rozmowy życzyli sobie spokojnej nocy i rozłączyli się.
Krystyna czuła się niesamowicie. Cała otaczająca ją rzeczywistość nabrała innego wymiaru. Wspólnie z Janem planowali spotkanie, ale nie wiadomo było dokładnie, kiedy to nastąpi. Jan często wyjeżdżał w sprawach służbowych. Było coś, co spędzało jej sen z powiek. Martwiła się bowiem, że zbyt skromnie wygląda. Miała poważne problemy finansowe. Wstydziła się swojej biedy. Iga proponowała nawet, że pożyczy jej jakiś ciuch, ale Krystyna stwierdziła, że chce być sobą. Pracowała w pewnej willi jako gosposia i miała nadzieję, że w najbliższym czasie uda się jej odłożyć jakąś sumę na zakup butów. Mimo wszystko chciała wyglądać schludnie. Była przecież młodą kobietą. Chwilami naśmiewała się z siebie. Wyobrażała sobie, jak wraz z eleganckim, dojrzałym panem wchodzi do restauracji, nagle potyka się o własną odklejoną podeszwę buta i pada jak długa na środku lokalu. Słyszała wręcz swój chichot i widziała błysk rozbawienia w oczach kelnerów. „No dobrze, nie będę myślała tymi kategoriami” – stwierdziła wreszcie . Dziewczynki już smacznie spały. Krystyna weszła do ich pokoju, aby je ucałować. Jutro Wigilia Bożego Narodzenia. Dzieci nie mogły się już doczekać. "Taak..." – rozmyślała Krystyna – "trzeba się położyć, jutro czeka mnie jeszcze dużo pracy” Zarzuciła szlafrok i poczłapała do łazienki. Szum wody podziałał na nią kojąco i rozluźniająco, pozwalając na wyciszenie emocji.
Przed zaśnięciem długo jeszcze rozmyślała nad wydarzeniami ostatnich dni wypalając przy tym prawie pół paczki tanich beznadziejnych papierosów. Szczerze mówiąc, niewiele z tego wszystkiego rozumiała. Miała też dziwne uczucie, że pewnych rzeczy nigdy się nie dowie. Wszystko było owiane wielką tajemnicą.



Ewa czekała na gości. Wszystko przygotowane, dopięte na ostatni guzik. Wiedziała, że tym razem nie spędzą świąt wspólnie z Janem. Oczywiście wpadnie złożyć życzenia, wręczyć prezenty. Dzieci zresztą nie wybaczyłyby mu, gdyby się nie zjawił.
W drzwiach kuchni pojawiła się Melisa, 24-letnia studentka ochrony środowiska, najmłodsze dziecko Jana.
- Mamuś Tomek przyjechał – rzuciła w stronę matki i zeszła na dół powitać brata. Byli rodzeństwem a tak bardzo się różnili. Tomasz jakby młodsza kopia ojca, szczupły blondyn o niebieskich oczach. Wyciszony, delikatny, wrażliwy. I niezwykle ambitny. Ona z kolei podobna do matki, filigranowa szatynka. Najbardziej wyróżniającą cechą jej wyglądu były z pewnością duże zielone oczy. No i giętkość ruchów. Wiecznie rozszczebiotana, typowy sangwinik.
- Cześć braciszku – zawołała, ledwo tylko zdążyła otworzyć drzwi. Co słychać na wieeelkim szeroookim Świecie? – zapytała filuternie strojąc przy tym komiczne miny
i wieszając mu się na szyi.
- Cześć, cześć – objął Melisę uśmiechając ciepło. Nadstawiła policzek do pocałowania.
- Jak tam nasza studentka? Ile egzaminów oblałaś w tym miesiącu?- zażartował i mrugnął
porozumiewawczo. Oboje doskonale wiedzieli, że zdolności, samozaparcia i wytrwałości można jej tylko pozazdrościć. Wszystkie egzaminy zaliczała celująco.
- Jeszcze pytasz, niemożliwy jesteś wiesz – odparła udając oburzenie – dobra chodźmy na górę.
Melisa weszła do kuchni. Tomek w międzyczasie poszedł przywitać się z matką. Od razu zorientował się, że oczekiwany gość jeszcze się nie pojawił.
Nagle zaterkotał dzwonek telefonu.
– Ja odbiorę! – Ewa poderwała się z kanapy. Liczyła, że to Jan. Podeszła do aparatu umieszczonego w pokoju obok. Zamknęła za sobą drzwi. Wydawać by się mogło, że rodzeństwo prowadzi beztroską pogawędkę, jednak w ich oczach czaił się niepokój. Oni również myśleli o ojcu. Czekali w napięciu. Ewa wyszła z pokoju a na jej twarzy malowało się rozczarowanie.
- To Michalina. Jest w drodze; utknęła w korku, więc dotrze tu chyba dopiero za pół godziny – oznajmiła chłodno dzieciom.
Michalina była pierwszym dzieckiem Jana ze związku z kobietą starszą od niego, z którą utrzymywał poprawne stosunki. Sytuacja wymusiła to niejako na nim, więc pogodził się z rzeczywistością.
„Rodzinka w komplecie” – pomyślała ironicznie Ewa. Wstydziła się przyznać sama przed sobą, że jest o tamtą kobietę zazdrosna. Eleonora, bo tak miała na imię matka Michaliny to kobieta pewna siebie, niezależna bizneswomen. Twarda sztuka. „A jednak przegrała ze mną w walce o jego uczucia” – przekonywała samą siebie Ewa. „Jest moim mężem, mamy dwoje wspaniałych dzieci” – dodawała sobie otuchy. Czasami to skutkowało i jej nastrój poprawiał się na chwilę. Potem pojawiało się coraz więcej wątpliwości. ”Przecież od dziesięciu lat żyjemy w separacji, równie dobrze mógł wrócić do niej” – rozmyślała.
Przed bramą zatrzymał się srebrny seat ibiza. Ewa obserwowała Michalinę wysiadającą z samochodu. Była to szczupła, trzydziestoletnia kobieta o chłopięcej figurze i bardzo przenikliwym, analitycznym spojrzeniu. Uderzające podobieństwo do ojca działało na jej korzyść w oczach Ewy. Łatwiej było znieść, że jest córką innej kobiety. Michalina przywitała się ze wszystkimi zachowując wszelkie konwenanse. Obce jej były wybuchy niekontrolowanych emocji czy spontaniczne gesty. Zachowywała się grzecznie, uprzejmie, ale z dystansem. Przeżycia ostatnich miesięcy z pewnością miały znaczący wpływ na jej reakcje. Wciąż tkwiła w nieudanym związku, z którego nie potrafiła się wyzwolić.
Powoli wszyscy zasiadali do stołu. Nadszedł moment dzielenia się opłatkiem, składania życzeń i obdarowywania prezentami. Resztę wieczoru spędzili w miłej atmosferze przy suto zastawionym stole. W tej chwili nie miało znaczenia kto jest kim . Była to po prostu rodzinna uroczystość.
Jan nie pojawił się jednak w dniu Wigilii. Obiecał że dotrze nazajutrz „zgodnie z umową”. To taki prawniczy żargon, którym uwielbiał się posługiwać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

to sobie pozwolę parę własnych sugestii wywalić :)

Wszystko z niego spłynęło. Jak woda spuszczona w toalecie. = potrzebny przykład, jak co?

Próbował pójść „na galerię”. = mój ograniczony intelekt nie znalazł odpowiednika tego sformułowania, co to znaczy iść na galerię?

Ta świetna technika psychologiczna ...nie miała racji bytu.= nie powiodła się, zawiodła, nie przydała się, na nic się zdała, była bezużyteczna, ......ale to co zaproponowałaś mi nie pasuje, chyba że tą galerią mnie oświecisz :)

cholernych pytań. Przecież nie robił tego po raz pierwszy, do diabła = dlaczego narrator tak to przeżywa?

– dzwoniłaś = czemu dialogi z małej tutaj, a wcześniej z wielkiej? lepiej by im było równiej :) albo tak, albo tak.

Taak... – rozmyślała Krystyna = myśli Krystyny i innych również przydałoby się jednolicie zapisywać, albo w cudzysłowiach, albo od myślników.

rozszczebiotana ... zaszczebiotała = nie nie nie, nie tak blisko siebie Basiu

utkwiła w korku=........utknęła, jak już; uktwić można gdzieś, a utknąć w czymś, jak korek :)

...................

hm, nie wiem Basiu, kręcisz coraz bardziej, oby to się zaczęło w coś konkretniejszego składać :) bo póki co wciąż się gubię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natalio to znowu ja :-). "pójście na galerię" to znaczy dystansowanie się. Wiliam Uhry często używa tego zwrotu w swoich książkach, jeszcze pomyślę, co ewentualnie umieścić zamiast tego zwrotu.
A narrator... uczuciowy człowieczyna, nie da się ukryć. Niech tak zostanie.
Dzięki raz jeszcze, pozdrawiam :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...