Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Beit kwarot/Dom Grobów

Pamiętać o mnie będzie
Stara Miłość i kilku przyjaciół -
lecz tylko do wieczornych cieni.
(Matka by pamiętała dłużej,
ale już nie żyje.)

A ja?

Czy wolno mi będzie zabrać ze sobą
wspomnienia?

Czy na coś się przydadzą?

A może okażą się balastem,
przez który nigdy nie wejdę
do domu wieczności?

:rozyczka::rozyczka::rozyczka:

Pudełko zapałek

Oswoiliśmy wszechświat -
łaszą się do nas gwiazdy
twoje są złote
a moje srebrne.
Schowani pod własną tęczą
pieścimy się biciem serc.
Rogalik księżyca
i plasterek słońca
z poranną kawą
karmią niemożliwe nadzieje.
Mamy własny dom
w pudełku od zapałek.
Niedługo spłoniemy
ale teraz zasypiamy
tuląc mocno w objęciach
nieprzeżyte razem dni.

:rozyczka::rozyczka::rozyczka:

Jeszcze jestem

pod powiekami
w czubkach palców
w pasmach włosów
w niespokojnych snach

jestem tylko
wspomnieniem
gestu i dotyku
zniknę
gdy ostre ziarno piasku
bolesną łzą
wypłynie z twoich oczu

:rozyczka::rozyczka::rozyczka:

Powyżej możecie przeczytać wiersze Leszka Bartoszewskiego, autora wielu książek, aktywisty kulturowego i przede wszystkim człowieka wielu pasji. Utwory te są jednymi z wielu zaliczających się do tomików "Sny policzone". Są to tomiki wierszy, które Leszek Bartoszewski zaczął tworzyć kilka lat temu, gdy dowiedział się, że choruje na raka. Zawarł w nich swoje wrażenia związane z miłością do ukochanej, nieuleczalną chorobą i nadchodzącą śmiercią.

Leszek Bartoszewski niestety nie dożył wydania swojej poezji. Zmarł 2 lata temu w szpitalu. Na łożu śmierci poprosił swoją żonę by wydała jego ostatnie 2 tomiki wierszy. Niestety od tamtej pory nie udało jej się zgromadzić wystarczających środków.

Wraz z grupą przyjaciół stwierdziliśmy, że wiersze te zasługują na ujrzenie światła dziennego, więc postanowiliśmy je wydać za pomocą kampanii crowdfundingowej. Współpracują z nami znajomi Leszka i znani artyści, w tym m.in. Mirosław Baka i Rafał Zawierucha. Pragniemy to zrobić całkowicie charytatywnie... tak od serca... tak po prostu... dla poezji i dla Leszka Bartoszewskiego.

Jako, że na tym forum jest mnóstwo miłośników literatury pięknej stwierdziłem, że pokażę Wam kilka jego wierszy... i poproszę o pomoc w ich wydaniu.
Podziękujemy Wam w należyty sposób za każdą formę wsparcia! Więcej szczegółów znajduje się w linkach poniżej.

Link do kampanii crowdfundingowej:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Link do naszej strony na FB:
  • 8 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @EsKalisia Też tak mam - jak jest lato, chcę zimy i odwrotnie, jak zjem coś słodkiego, muszę kwaśne albo słone - trudno za sobą samą nadążyć :)
    • @andrew Ta scena na Kołobrzeskiej plaży – zimna, pusta, cicha – jest idealnym tłem dla tego momentu, gdy świat jeszcze nie ruszył, a ty możesz "zatrzymać myśli na wczoraj". Podoba mi się antropomorfizacja słońca, które "zastanawia się, czy warto wstawać" – to zabawne i czułe zarazem. A na zakończenie możesz wyciągnąć atu i zacząć dzień po swojemu. Spokojny, łagodny wiersz. Jak ten poranek. :)
    • Wiersz, który dotyka uniwersalnego doświadczenia wojny, jej wpływu na psychikę ludzką i nieusuwalnych śladów, jakie pozostawia.
    • Tam, gdzie fale Bałtyku biją o piaszczysty brzeg, a wiatr szumi w starych kniejach, żył niegdyś dumny lud Prusów. Choć mieczem i ogniem narzucono im władzę Zakonu Krzyżackiego, w sercach wciąż pozostawali wierni dawnym panom: Słońcu, Księżycowi i Ziemi. Najświętszym miejscem pruskich plemion, ukrytym przed wzrokiem najeźdźców, była świątynia w Romowe. To tam, w cieniu wiekowych drzew, rezydowali potężni bracia: Perkun – władca gromów i Ugnis – pan świętego ognia.   Pewnego dnia bogowie ci, chcąc sprawdzić wierność swego ludu, przybrali postać zwykłych wędrowców. Przemierzali pruskie ostępy, zaglądając do wiosek i świętych gajów. Perkun kroczył z podniesionym czołem i uśmiechem, widząc, że wiara przodków wciąż tli się w sercach ludu mimo krzyżackiego panowania. Ugnis jednak chmurzył się z każdym krokiem. Jego bystre oko dostrzegło, że w wielu gajach święte ogniska przygasły, a opieka nad żywiołem ognia zeszła na dalszy plan. W sercu boga zaczęła kiełkować zazdrość i uraza.   Tymczasem na ziemiach tych pojawił się nowy cień – komtur krzyżacki Mirabilis. Podstępny ten rycerz, władający z drewnianego zamku Lenceberg nad Zalewem Wiślanym, uknuł plan okrutny i krwawy. Rozesłał posłańców do najznamienitszych pruskich rodów, zapraszając wodzów i starszyznę na wielką ucztę. Obiecywał pokój i braterstwo, a zwabieni wizją końca walk, Prusowie przybyli tłumnie, nie przeczuwając zdrady.   Stoły ugięły się od jadła i napitków, a gwar rozmów wypełnił salę biesiadną. Lecz gdy uczta dobiegała końca, a umysły gości były już mętne od miodu i wina, Mirabilis wraz ze swoją świtą chyłkiem opuścił komnatę. Na jego znak ciężkie wrota zatrzasnęły się z hukiem, a rygle opadły. Po chwili pod drewniane ściany podłożono ogień. Gdy pierwsze płomienie zaczęły lizać ściany, a dym gryźć w oczy, Prusowie zrozumieli, że znaleźli się w śmiertelnej pułapce. W obliczu straszliwej śmierci, ich głosy zlały się w jeden potężny krzyk rozpaczy. Wznosili modły do potężnego Perkuna, błagając go o ratunek przed żarem, który trawił ich ciała.   Perkun, będąc wciąż w pobliżu, usłyszał wołanie swego ludu. Jego serce ścisnęło się z żalu, lecz nie miał władzy nad płomieniami. Zwrócił się więc do towarzysza: — Bracie Ugnisie! Powstrzymaj żarłoczne języki! Nie pozwól, by ten zdradziecki ogień strawił naszych wiernych! Lecz Ugnis, pamiętając zaniedbane paleniska w świętych gajach i słysząc, że konający wzywają tylko imienia Perkuna, odwrócił wzrok. Zazdrość o sławę brata, którą ten cieszył się nawet wśród dalekich Słowian, zaślepiła go. — Nie do mnie wołają, więc nie ja im pomogę — rzekł chłodno, pozwalając, by pożoga dokończyła dzieła zniszczenia.   Widząc nieugiętość brata, Perkun podjął błyskawiczną decyzję. Nie mógł ocalić ciał, które zamieniały się w popiół, lecz mógł ocalić to, co najcenniejsze. Zanim ostatnie tchnienie uszło z piersi Prusów, bóg gromu chwycił ich dusze i przeniósł je w pobliskie, potężne dęby. Drzewa, przyjmując w siebie cierpienie płonących ludzi, w jednej chwili zmieniły swój kształt. Ich pnie powykręcały się w agonii, a konary skurczyły, przypominając ramiona wzniesione w błagalnym geście.   Od tamtego strasznego dnia, żaden Prus nie ważył się podnieść siekiery na te sękate dęby. Wierzono, że drzewa te czują ból tak samo jak ludzie, a w ich wnętrzu wciąż żyją zaklęci przodkowie. Zniszczenie takiego dębu skazałoby duszę na wieczną, mściwą tułaczkę po świecie. I choć minęły wieki, a po zamku Lenceberg nie został nawet kamień, gdzieniegdzie na dawnych pruskich ziemiach wciąż stoją samotne, powykręcane dęby. Mają już ponad tysiąc lat i wciąż szumią dawną pieśń. Gdy mijasz takie drzewo, wstrzymaj krok i pochyl czoło. Pamiętaj, że nie są one naszą własnością. Należą wciąż do dusz, które przetrwały ogień zdrady.  
    • @Omagamoga czasami to świat jeździ nim popychany ręką depotów po piaskownicy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...