Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Podobają Ci się moje teksty? Zapraszam tutaj: 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

 

***

 

 

 

W dniu śmierci

 

 

Spadłam ze schodów

do nieba; na szczęście, złamałam tylko serce.

Nie ufam ludziom,

nawet jeśli widzę ich oczy.

 

Sprzedałabym myśli

po okazyjnej cenie, ale nie ma chętnych.

 

Zatrzasnęłam za sobą powieki,

chcę pozostać sam na sam z miłością.

Gdzie twoja samotność?

Znów wypożyczyłeś ją niewłaściwej osobie?

 

Biegnę, usiłując dogonić śmierć;

niestety, ta jest szybsza.

 

Wyprałam dziś sumienie,

nie wszystkie plamy się wywabiły.

Znów chowam się pośród czterech ścian

mojej głowy, próbuję prześcignąć

niedokończoną wiarę.

 

Przeciskam się przez tłum,

jak zwykle w przeciwnym kierunku.

Usiłuję odszukać przeszłość, lecz ta ukryła się

za plecami czasu.

 

Moja dusza kończy dziś

sto dwadzieścia dziewięć lat.

Zgubiłam gdzieś jutrzejszy sen,

pozostała mi jedynie nocna lampka.

 

Nie wiem, czy warto czekać na życie,

które rozpoczęło się przed nami.

 

Kupiłam dziś nadzieję

po okazyjnej cenie, nieużywaną.

 

Mógłbyś obudzić mnie

w dniu mojej śmierci?

Edytowane przez Koziorowska (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Odnoszę wrażenie, jak gdyby prawie każde kolejne dwa wersy miały stanowić niepowtarzalną sentencję o samoistnym żywocie. To mnie rozprasza i nie pozwala na ogarnięcie całości wiersza.

Dzień dobry.

Opublikowano

"Zatrzasnęłam za sobą powieki", "Wyprałam dziś sumienie" - perełki słowne.

 

Pozdrawiam. FK. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • żar leje się z nieba ostre promienie niczym języki wściekłych psów liżą Annę po karku w rozchełstanej koszuli jakby zachęcała glaszcz ino po mału zniszczonymi dłońmi zagarnia naręcz wrotyczu żółte kulki drażnią napęczniałe piersi odużona zapachem dziurawca i mięty przystaje powoli przeżuwa listeczki bylicy rozgniatając językiem delikatną strukturę gorąc może w cieniu starej ulęgałki znajdzie ukojenie tenten racic obwieszcza przybycie gości dwie sarny spłoszone puściły się polem depczą kolby kukurydzy to nic to życie
    • @viola arvensis Dziękuję !
    • Nie gonię już za czyimś ideałem, a ciągle — jakby w biegu. Nie chcę grać w grę, w której nie znam reguł.   A znów gram w jakimś chorym scenariuszu. Po co wracasz? Przynosisz wspomnienia i krzyki.   A ja pragnę ciszy, zwłaszcza kiedy ten świat mnie woła — raz ciszej, raz głośniej, ale zawsze głosem echa tej postaci z wczoraj.   Jaka była cena? Samotność? Dziś już nie boję się zamieci. Spójrz — gdy umiera nadzieja, rodzą się poeci.
    • @violettaTaka jest jednak rzeczywistość i w tym przypadku wcale nie chodzi o zakochanie. 
    • Na kamieniu, niby od niechcenia, usiadł liść. W oczach, sprytnie chowa przerażenia błysk. Mijają godziny, liść się nie rusza, tylko dyskretnie nastawia ucha. - Słuchaj pomarańczowy stworku, bardzo mi miło na mojej twarzy ciebie gościć, lecz pora tobie w dalszą drogę z wiatrem skoczyć... - - Dziękuję szlachetny kamieniu, lecz skoro wiatr mnie tutaj przywiał, widać jesteś mi przeznaczony, choć przyznam, dalekiś z urodą od wymarzonej żony. - - Chyba pan nie rozumie, zejdź pan w końcu z mojego nosa, bo cierpliwość zgubię. To nie jest twoje miejsce, tylko chwilowe na odpoczynek przejście. - Liść klonu przecząco głową pokiwał i jeszcze mocniej do kamienia przywarł. - Nigdzie się stąd nie ruszę, bo na pewno pod jakimś butem się pokruszę. Kamień już nic nie powiedział, tylko zagwizdał. Przyszedł kolega, ukłuł gościa koło tyłka, przyfrunęła przyjaciółka, połaskotała koło brzuszka. Tego liść się nie spodziewał. - Aj aj aj! - krzyknął na jeżyka. - Hi hi hi - Zachichotał na pszczółki skrzydełka. Łezki ze śmiechu otarł i odpadł. - Żegnam. - Uśmiechnął się kamień. - Zdrajca. -Rozległo się echo z oddali, między ludzkimi nogami. Liść z żalem fikołki zataczał, do czasu kiedy mały chłopiec w ręce go złapał. - Jaki piękny, pomarańczowy, będzie idealny do mojej korony. - Zachwycił się chłopiec wkładając kruszynę do ciepłej kieszeni. Liść jeszcze nie wiedział, że jego los właśnie się odmienił. Nazajutrz, przyjemnie zaskoczony, z dumą jaśniał na czubku szkolnej korony. Czy to przypadek czy przeznaczenie, tego nikt do końca nie wie. Idź swoją drogą i ufaj, a znajdziesz ludzi i miejsce, którym miłym będzie twoje serce.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...