Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Czy to o Tobie?


Rekomendowane odpowiedzi

                Z przykrością stwierdzam, że ludzie to beznadziejny gatunek.

 

                Tyle się trąbi o zanieczyszczeniach, ocieplaniu klimatu, wymierających zwierzętach, katastrofach ekologicznych. Ziemia tonie w śmieciach, w oceanach niedługo będzie więcej plastiku niż ryb.   A Ty nadal beztrosko rzucasz pety gdzie popadnie, zostawiasz po sobie śmieci czy to nad jeziorem, czy nad morzem, czy w górach.

                Do 2 pomidorów w warzywniaku wymagasz osobnego woreczka, a po powrocie do domu wyrzucasz go od razu do kosza. Marnujesz jedzenie, kupujesz więcej, niż potrzebujesz, a jak nie zjesz- znów wyrzucasz. Tymczasem ludzie w innych częściach świata głodują.

                Lejesz bez opamiętania wodę, a gdzieś tam mała dziewczynka musi codziennie przejść wiele kilometrów do strumienia, żeby przynieść kilka litrów do domu.

                Myślisz: a co mnie obchodzi jakaś dziewczynka, która musi po tę wodę chodzić, albo dziecko, które umiera właśnie z głodu na rękach zrozpaczonej matki.

                Albo co Cię obchodzi delfin, który połknął foliową siatkę i długo kona w męczarniach. Może to Twoja siatka, którą zostawiłeś na plaży, bo byś się przedźwigał, gdybyś wyrzucił ją do kosza.

Ciebie to wszystko nie obchodzi, bo Ty masz co jeść, masz wodę i luksus. Dzisiaj masz. A co będzie za 30 lat. Czy Twoje dzieci i wnuki też będą to wszystko miały?

                Wyobraź sobie, że to Ty nie masz jedzenia dla swojego dziecka. Co mu powiesz, jak będzie umierało z głodu? Potrafisz sobie wyobrazić ból matki, która nie ma czym nakarmić swojego maluszka?

   A umiesz sobie wyobrazić cierpienie niedźwiedzia polarnego, który umiera z głodu, bo coraz szybciej topnieją lodowce? Pewnie nie, bo lepiej udawać, że nic się złego nie dzieje, a te wszystkie wieści o udręczonej Ziemi to tylko bzdury wyssane z palca przez ekooszołomów.

                Na drugi raz zastanów się, zanim weźmiesz kolejną reklamówkę i 10 woreczków podczas jednych zakupów. Zastanów się, zanim kupisz cały koszyk jedzenia, a 1/3 wyląduje w koszu nie zjedzona. Pomyśl,  zanim zużyjesz 200 litrów wody na jedną kąpiel, zanim zostawisz na tatrzańskim szlaku swoje śmieci. Nie było Ci trudno przydźwigać opakowań z wałówką i napojami, ale puste są już za ciężkie, by je zabrać?

                Zmiany musimy zacząć od siebie i prosić o to innych. Uczyć tego nasze dzieci. To może uda się wspólnym wysiłkiem zatrzymać katastrofę, która nad nami wisi.

 

                A teraz zastanów się, czy zwracam się tym tekstem także do Ciebie?

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez evicca (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Litania do lepszego świata

 

Ujrzałem wózek pełen rzeczy                          

Obok nie było mu włodarza...

Człowieka - on tu był nędzarzem                    

On przeżył – taki los szczęściarza

 

Dziś z zadumą  patrzę na ten dziwny obraz                          

W szybie czterokołowego dobrobytu

Gdy nawigację ustawioną mam w wierze

By żyć w spokoju a i z drobiną szyku

 

Lecz myśl ta cicho wraca do mnie                    

Myśl tak natrętna co przeraża                       

Że  kiedyś znów u wózka dyszla             

Ujrzymy świeżą twarz nędzarza

          

Piszę dziś słowa tej litanii                                

By myśl tą wstrętną w dal odprawić  

Litanii do lepszego świata    

Chcąc odrobinę świat poprawić                 

 

Gdy chociaż linię z tej litanii                 

Co dnia darujesz dobru świata

Tak sercu Twoim może wzrosnąć       

Codzienna troska o los świata 

 

Litania do lepszego świata

 

nie będę marnował żywności, dla lepszego świata

wyłączę zbędną żarówkę, dla lepszego świata

nie wyrzucę śmieci w lesie, dla lepszego świata

nie wyrzucę baterii do kosza, dla lepszego świata

zamienię choć kilka słów ze samotnym sąsiadem, dla lepszego świata

będę dla wszystkich dziś życzliwy, dla lepszego świata

pozmywam dziś naczynia, dla lepszego świata

pochwalę ciebie, gdy coś ci się uda, dla lepszego świata

będę stał po stronie prawdy, dla lepszego świata

będę się starał lepiej zrozumieć świat, dla lepszego świata

będę odpowiedzialnie uczestniczył w życiu społecznym, dla lepszego świata

nie przejdę obojętny obok skrzywdzonego, dla lepszego świata

będę wspierał ludzi w potrzebie, dla lepszego świata

nie będę przyczyną cierpienia zwierząt, dla lepszego świata

nie pojadę dziś samochodem, pójdę pieszo lub pojadę rowerem, dla lepszego świata

nie będę palił śmieci w piecu, dla lepszego świata

...                                                , dla lepszego świata

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a może morze jesteśmy sami bez uniesień bez fal namiętności noc otula nas rybim ogonem łuszczą się sny rozmaite   zimno drapie się za głowę panele podłogowe imitują mokry piach i senną plażę na odludziu   chore zatoki dokuczają nieobecnym dryfujące myśli wyrzuciło na brzeg zrywamy się zachłannie każdy w swoją muszlę
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zaiste, różne rzeczy można ciąć, słowa zwykle to definiują. Dziękuję i pozdrawiam :)
    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...