Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wyjście/To leave or to live?


Rekomendowane odpowiedzi

czarnym welurem płynie niebo wzdłużnie

kręcą się szaroperłowe rozmazy

niknie za linią rdzawa kreska spaleń

gdzie gwoździk biały wskazuje południe

 

ołów śródniebny wtłacza się w kałuże

toksycznym tchnieniem miasta liżąc zgliszcza

dymne wyziewy z paliw rakotwórczych

tulą kłębami romantyczną przystań

 

ołów zastygnął wreszcie w bryłę z węglem

przelśniewa jeszcze blaskiem ciężkostałym

trującą lepkość zostawiwszy w parze

wcisnął się w nieba karbonowe ciało

 

para zakochanych rozkleiła usta

czując na językach ostrą gorycz smoły

biegną w głąb miasta szukając wytchnienia

czyściej i milej mają przecież w domu

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Bardzo sugestywny obraz grozy, przemawiający do wszystkich zmysłów na raz...

 

A w ten "gesty i lepki" obraz skażenia i zniszczeń wplotłaś nieznacznie wątek miłosny.., lecz dla mnie poprzez przedzielenie go trzecią zwrotką aż prawie "bez-znacznie". Gdy czytam wiersz bez niej, nabiera on pewnej ciagłości i przez to "prawa bytu" w wierszu. Poza tym w ostatniej zwrotce wprowadziłabym pod koniec czas teraźniejszy. Pozwolę sobie dla uwidocznienia przedstawić tę trzyzwrotkową wersję:

 

czarnym welurem płynie niebo wzdłużnie

kręcą się szaroperłowe rozmazy

niknie za linią rdzawa kreska spaleń

gdzie gwoździk biały wskazuje południe

 

ołów śródniebny wtłacza się w kałuże

toksycznym tchnieniem miasta liżąc zgliszcza

dymne wyziewy z paliw rakotwórczych

tulą kłębami romantyczną przystań

 

para zakochanych rozkleiła usta

czując na językach ostrą gorycz smoły

biegną w głąb miasta szukając wytchnienia

czyściej i milej mają przecież w domu

 

To tyle ode mnie :) Serdecznie pozdrawiam :)

Edytowane przez duszka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Duszko, dziękuję za wnikliwe podejście do tematu. 

Co do propozycji zmiany czasu- pomyślę, bo tutaj jest coś na rzeczy.  

 

Natomiast co do trzeciej zwrotki - wiesz, że lubię opisy. Choć doradzano mi tu niejednokrotnie (wcale nie mówię, że niesłusznie) żeby nie przetreściowywać, bo pióro mi skręca w krótką formę, to nie umiem całkowicie porzucić swojej potrzeby dokładnego obrazowania i bawienia się jezykiem. I chyba jednak nie chcę

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dzięki raz jeszcze, że z taką gorliwością podeszłaś do mojego tekstu i cokolwiek Ci się w nim spodobało. 

 

Też serdecznie

 

P.S. 

 

Najbardziej póki co uwiera mnie tytuł...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obraz pełen bardzo plastycznych przenośni. Peelkę jednak miasto przydusza i przytłacza...

 

W ostatniej zwrotce wyrównałabym wersy, aby dopasować je do trzech poprzednich zwrotek. Np. tak:

 

para kochanków rozkleiła usta (11)

na ich językach ostra gorycz smoły (11)

biegną w głąb miasta szukając wytchnienia (11)

czyściej i milej mają przecież w domu

 

Pozdrawiam :)

 

 

Dodam jeszcze, że tytuł doskonale współgra z treścią, właściwie interpretuje ją.

 

Pozdrawiam

Edytowane przez WarszawiAnka
spacje (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Witaj Aniu :)

 

Dotykasz drażliwej kwestii :)

Uświadomiłaś mi właśnie, że w ostatniej zwrotce mam (z wyjątkiem ostatniego wersu) 12 sylab.

Z tym że, to chwilowe zwolnienie tempa nawet mi pasuje, gdybym zrobiła z tej strofy tak jak proponujesz - jedenastkę - mam wrażenie, że mogłoby to być zbyt trajkotliwe, katarynkowe :)

Chociaż to "biegną" , które Duszka mi już zaproponowała, mnie kusi znaczeniowo poniekąd, ale wtedy trza by wszystko wyrównywać, a np. zaczęcie drugiego wersu od "na ich" tak jakoś nieszczególnie mi pasuje,

a pomysłów innych na razie nie mam...

 

W ogóle to pierwotnie miał być sonet, ale się posypał, zakończenie nie chciało mi się zamknąć w tercyny,

a chciałam je jakoś uratować, nie zarżnąć zachwianiami rytmicznymi i zmianą sensu...

No i wyszło, co wyszło :)

Zastanawiam się jeszcze nad zrobieniem z tego wersji alternatywnej, gdzie będzie od góry do dołu strofa saficka.

Tylko, no znowu nie wiem, jakby to wyszło i nawet nie bardzo mam czas się w to bawić...

Więc może na razie niech to sobie wszystko lepiej leży spokojnie :)))

 

Co do tytułu, to cieszę się, że tak uważasz, ale jeśli chodzi o ich nadawanie,

to jestem minimalistką, chcę prosto,krótko i celnie, a tu nie potrafię wybrać jednego z tych łamanych...

I generalnie nie lubię obcojęzyczniaków, ale tutaj "czysto po polsku", mam wrażenie, nie oddałoby wszystkiego...

Ech, no nic, chyba się muszę jeszcze z tym przespać parokroć :)

 

Dzięki za miły komentarz i próbę pomocy :)))

 

Pozdrawiam również,

 

D.

 

Alu,

Takie pochwały przeczytać od Ciebie to prawdziwy zaszczyt :)))

Dziękuję pięknie a życzenia Podmiotom przekażę :)

 

Serdeczności :)

 

D.

 

O, to jest bardzo interesująca i trafna interpretacja,

choć przyznam szczerze, że kołatał mi się po głowie bardziej przemysłowy niż naturalny katastrofizm.

 

Ale bardzo się ucieszyłam, gdy przeczytałam, że mój wiersz nasunął Ci takie skojarzenia :)

 

Dziękuję serdecznie i pozdrowienia łączę,

 

D.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dla mnie wiersz mówi o "zranionym niebie"... Nie tylko chemicznym skażeniem, ale też ucieczką spod niego zakochanych. Nazwanie tego w tytule mogłoby zwiększyć wyrazistość odbioru treści, bo ukierunkować go.., jak myslisz?

Edytowane przez duszka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Deonix_ : Dziękuję za tak obszerną odpowiedź. :)

Rozumiem, że z perspektywy  twórczego wysiłku patrzysz na formę inaczej, jednak byłabym za wyrównaniem rytmu - a w jaki sposób, to już sama zadecydujesz... :)

 

Co do sonetu, pewnie przyjdzie na niego czas, natomiast jeśli w tym przypadku się nie sprawdził - to nic na siłę... :)

Jeśli chodzi o tytuły, to rzecz bardzo subiektywna. Jeśli trudno Ci wybrać, możesz podawać dwa, to się zdarza. :) Może wybierzesz za jakiś czas?

 

Ja też nie lubię obcojęzycznych wtrętów, ale czasami narzucają się z wielką siłą. Kiedyś npisałam wiersz prawie pół na pół polsko-angielski (no może 3/2 :),  bo bardzo mi to pasowało - może kiedyś go wkleję, choć to jednak Polski Portal Literacki... :)

Twój tytuł jednak pasuje jak ulał. :)

 

Pozdrawiam serdecznie - i zapraszam do siebie. :)))

Edytowane przez WarszawiAnka
formatowanie (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To jest jakaś myśl, ale jak dla mnie - na tę chwilę - brzmi aż zbyt ładnie, romantycznie i ckliwie.

A bym chciała jakieś katastroficzne szarpnięcie tu odczuć...

Ale dziękuję za propozycję, będę miała ją na uwadze :)

 

Dziękuję również :)

 

Przepraszam, że Ciebie (i innych) zaniedbuję z komentarzami, ale mam od groma roboty przez cały rok.

Zajrzę do Ciebie kiedyś, niestety jestem zwykle bardzo zajęta i w ogóle na tym forum nie powinnam przebywać,

ale nieraz mnie podkusi :) Trzeba mieć do mnie świętą cierpliwość jeśli chodzi o odwiedziny :)

 

Serdeczności,

 

D.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Popisujesz się, Stasiu. Tak ni stąd ni zowąd okłamywać nieznanego ci człowieka, że czytałeś jego poprzednie wiersze. A na dodatek obrażasz, gdy brak ci języka w gębie ;)

A tak PS. Ty tu tylko podbijasz wyświetlenia i zainteresowanie wierszem, zresztą tak samo to wygląda pod moim wierszem. Teraz to można być ci niezmiernie wdzięcznym, że sam pchasz się w kanał ;)

@Deonix_ Przepraszam, interesujący wiersz i żal mi, że to tutaj się dzieje. Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Nieznajomy Niewidzialny 

 

Dziękuję uprzejmie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Nie wiem dokładnie, co tu się wylało i stłukło, ale widzę, że Mateusz to uprzątnął. I dobrze, w końcu to miejsce na publikację tekstów i ich ocenę, a nie trucie, kąsanie i zakażanie autorów i czytelników. 

 

Cóż począć, lista ignorowanych znowu mi się wydłuży, ponoć warto mieć wrogów, bo wtedy jest się coś wartym

 

Dzięki raz jeszcze, pozdrawiam, 

 

D. 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...