Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

(panegiryk I)

 

Zjawiskowa, eteryczna kruszynka,

Jak z obrazka, przecudna dziewczynka,

Tak drobna i zwiewna,

Skromności, codzienności królewna,

Wdzięk swój przed obiektywu okiem odsłania,

Jak każda kobieta pragnie podziwiania,

Lecz dlaczego tak rzadko się uśmiecha?

Proste, gdyby zbyt często to czyniła,

Niechybnie, dziesiątki męskich głów by rozpaliła,

Serce ma dobre, litościwe, współczujące,

Pośle, więc czasem spojrzenie, ból męskich serc kojące...

 

 

(panegiryk II)

 

Takiej istoty jeszcze nie spotkałem,

Całe życie na nią czekałem?

Jest jak grom z jasnego nieba,

By żyć naprawdę – nic więcej nie trzeba,

Czar swój roztacza mimowolnie, jakby od niechcenia,

I nie ma już dla ciebie ocalenia,

Pod jej urokiem, jak we śnie dalej żyjesz,

Błędnym patrzysz wzrokiem, nie jesz, nie pijesz,

Rozmyślasz, z dnia na dzień wegetujesz,

Serce i umysł boleśnie katujesz,

Przy jej charyzmie zalety innych bledną,

Natura stworzyła ją na tysiąc – tą jedną,

Czy ma wady? Na pewno. Jakie? Nie pomnę,

Bo gdy jakaś się pojawi, w pięć minut ją zapomnę,

Taka to już jest natura kochania:

Serce nie patrzy, serce nie słucha,

To żywa pompa na głos rozumu głucha,

Co wielbi jestestwo i ducha...

 

  

(panegiryk III)

 

Wiele już w życiu swym ujrzałem,

Lecz oczu takich dotąd nie widziałem,

Nie potrzebują makijażu, pudru, kreski,

Mogłyby zdobić mistrzów renesansu freski,

Zwykle widzę je w smutku pogrążone,

Bólem naznaczone, cierpieniem utajone,

Kiedy jednak najmniejszy uśmiech na jej twarzy,

Oczu tych blask rozjarzy,

Nie ma ucieczki przed ich mocą,

Jak arcyklejnot jaśnieją i migocą,

 

[Widzę w nich równikową dżunglę w promieniach świtu,

Karakorum białe szczyty sięgające nieba,

Feerię tysięcy barw rafy koralowej,

Bezkresne, zielone prerie Ameryki,

Norweskie, nagie fiordy wzburzone falą przypływu]

 

I wszystkie, wszystkie cuda świata,

Nie ujrzałbyś tyle, wędrując przez lata,

Mówią, że oczy są duszy zwierciadłem,

Oczy anioła, dusza anielska...

 

 

(panegiryk IV)

 

Ujęła mnie swą skromnością,

Oczarowała lekką nieśmiałością,

(Jej dobroć przemówiła do mnie z wyżyn)

Niezwyczajna zwyczajność mnie ośmieliła,

Bezpośredniość wprost zachwyciła,

(Jej sposób bycia to czysta naturalność)

Jest ot tak, po prostu szczerze miła,

Nigdy mnie frazesami nie mamiła,

Gdy jednak trzeba potrafi być niegrzeczna,

Na zawołanie staje się zadziorna, rzecz bezsprzeczna,

(Jak każda kobieta może być femme fatale)

Ostra riposta zbyt nachalnego śmiałka spotka,

Potrafi z humorem dogryźć, słodka trzpiotka,

 

Nad psyche się rozpisałem,

O fizis całkiem zapomniałem,

Jest jak Barbie cudna laleczka,

Być obok, to do raju (za życia) wycieczka,

(Tak bardzo chciałbym być jej Kenem)

Każdego faceta mogłaby być ozdobą,

Bo jest piękną, zjawiskową osobą,

Figury zazdroszczą jej chyba nastolatki,

Głos miły, spokojny, aksamitnie gładki,

(Gdy mówi, chcesz słuchać, cokolwiek by mówiła)

 

Jest moim najskrytszym pragnieniem,

Niespełnionych marzeń urzeczywistnieniem...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
    • @aniat. namiętność spadła wraz z żółtym liściem z pierwszym kasztanem uleciał sen wspomnienia z jeżem czmychnęły szybko wiem :))
    • nie chroń myśli od świtu jasnego choć sen złudą czas zatrzymuje przeszłość ciąży i tłamsi twe ego kroplą rosy deszcz namalujesz?
    • @iwonaroma piękna metafora    dojrzewamy jak te kasztany bez kolców gładkości do piękna choć wdepczą to ulatamy by dalej swe życie wypełniać  
    • @Waldemar_Talar_Talar ... a dzisiaj narzekamy bo wciąż za mało mamy uczucia i miłości   życie to nie gra w kości  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...