Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Odkąd pamiętam, było ich siedem.
Siedem dni tygodnia,
siódemka w dacie urodzenia,
i one, siedem dziewuszek pod oknem mojej zniszczonej kamienicy.
Każda taka sama, a jednak inna od poprzedniej.
Czarne sukienki, czerwone buciki, białe buźki.
Bawią się, przerywając wcześniej splecione nici,
a ich śmiech echem odbija się od nieszczelnych okien.
Przyglądam się im, spojrzeć chcę w oczy.
Wiem, że nie powinnam,
jednak silnej woli nigdy nie miałam.

Pierwsza z nich stała z daleka, odsunięta z głową dumnie ku górze zadartą.
Na wieży z gruzu ułożonej, w dłoniach czerwone jabłko trzymała.
Pulchna buzia, spojrzała w moją stronę,
białe oczy wiercą dziurę w brzuchu,
sine usta odsłaniają zgniłe zęby,
znów słyszę ten nieznośny głos w głowie.
„Jak one mogą na mnie patrzeć tym zachłannym wzrokiem?
Przecież to ja na wieży stoję, to ja ponad bogiem jestem.
Więc jak śmiesz patrzeć na mnie?”

 Podeszła do niej kolejna, wyrywając z jej pulchnych dłoni czerwone jabłko.
„Czerwone jak krew, lśniące jak kamień najszlachetniejszy.
Jak się o niego pokusić nie mogę, nie tylko ja się oprzeć nie mogę.
Chce je mieć, nieważne, że nie moje.”

Następna zagarnęła jabłko w swe dłonie, jednak przerażenia krzyk wydobył się  z jej brudnych sinych ust.
Czegoż się tak wystraszyła?
Co wzbudził strach w tej maszkarze?
„Czuję się taka brudna, taka nieczysta.
Moje brudne myśli, w głowie mi szumią.
A ja sama się ich wyzbyć nie mogę.
Jak mam żyć w takim brudzie?”

I tak kończąc monolog w mej głowie, jabłko trafiło do następnej.
Ta z nienawiścią popatrzyła na resztę.
Jej białe gałki jak małe lusterka odbijały pulchne twarze innych.
„Każda z nich trzymać je mogła przede mną.
Dlaczego dopiero jako czwarta trzymać je mogę?
Wszak to ja prawdziwym stworzeniem ludzkości jestem.
To ode mnie wszystko się zaczyna i na mnie się kończy.”

Piąta z nich odebrała jej czerwony owoc a zgniła paszcza pochłonęła jego część.
„Tak bardzo bym chciała je całe.
Tak bardzo jestem głodna.
Chce je zjeść w całości.
Jak twoją drobną duszyczkę.”

I szósta przechwyciła jabłko.
Spojrzała na mnie,
jednak w jej oczach nie było nic więcej,
jak tylko gniew, srogi, wielki gniew.
Ogień z jej dłoni zaczął bić, a usta krwią się zalały.
I znów krzyk nieznośny w mojej głowie słyszę.
Drzwi mojego pokoju otworzyły się gwałtownym hukiem.
A ja będąc bez władzy,
wiatrowi pozwoliłam  się wynieść,
wprost na podwórze.
Prosto w ich zapleśniałe paszcze.
Ich wzrok pożerał mnie.
Chcę zawrócić, chcę znów być w mojej zniszczonej kamienicy.
Co jeśli ją odbuduję?
Czy one znikną?
Czy zostawią mnie?
Nie zdążyłam zrobić kroku w tył a zobaczyłam siódmą z nich.
Leniwym, wolnym krokiem zmierzała ku mojej osobie.
A moje oczy zaszły łzami,
to ból nie do opisania.
Tak strasznie boli, kiedy wiesz, że w oczy patrzeć nie możesz.
„Przestań udawać.
Twoja pracowitość nie istnieje.
Ja tylko ważna jestem.
Ja prawdziwe szczęście przynoszę.
Ja dam ci wszystko.
Tylko zostaw swoją kamienicę.
Te cegły długo nie wytrzymają,  ja wytrzymam dłużej.
Więc zostaw to wszystko.
Spójrz w me oczy.”

Nie chcę patrzeć!
Nie chcę dłużej słuchać!
Ich głosy mieszają się.
Ja się mieszam.
Już nie wiem, kim jestem, nie wiem kim byłam.
Chcę się cofnąć, chcę wrócić.
Ratunek jeszcze jest.
Ja nie chcę dłużej ślepo iść podążając zamglonym wzrokiem za nimi.
Nie potrzebuję ich! Nie, nigdy więcej!
Zrobiłam krok w tył.
Wtedy poczułam pulchną dłoń, na moim poranionym nadgarstku.
„Dobrze wiesz, że z nami ból znika.
Więc nie bój się i spójrz w oczy”

Podniosłam głowę,
nieświadoma tego, co robię.
Siedem par oczu wpatrzone we mnie.
Oblizują swoje sine wargi, krwią ubrudzone.
Ich oczy świecą jak małe perły.
A z moich płyną szczere łzy.
Tak bardzo siebie żałuję.
Czuję jak małe rączki łapią każdy kawałek mojej skóry,
rozrywają mnie na małe części.
Czuję, jak każdy kawałek mnie ląduje w ich pełnych żołądkach.
Czuję, jak moja kamienica rozpada się na cegiełki.
Już jej nie odbuduję, już nie zasiądę przy oknie.
Już żadna łza z tych oczu biednych nie popłynie.
Z twoich też nie.
Więc uważaj komu w oczy spoglądasz.
Bo twój los, przesądzony zostanie.
Nie pozwól sobie na spotkanie z nimi.
Bo twoja dusza mleczną drogą nie popłynie.

Autor: ViVia Lera

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk  smutno, ale nikt nie dał gwarancji na tylko szczęśliwe życie, szczęśliwe tylko chwile są, ale dobrze że tak jest, bo inaczej życie byłoby niemożliwe
    • @Nicość674  Każdy ma swój czas. czas urodzin i czas śmierci. Bóg nie chce niczyjej śmierci, zawsze wybacza.
    • @Mikołaj Szklanecki   to fragment z poematu Norwida. Pierwsza część.   Dziś tak bardzo aktualne, bo niszczone są dziedzictwa kultur narodowych( u Norwida wyrzucenie fortepianu Chopina), tożsamość narodową. Wojna to śmierć, ona nie zna litości  
    • Całkiem niespodzianie w oczach dwa promienie zobaczyłam przy kasie w Biedronce. W moje ciemne wpadło szare spojrzenie z zadumania się nagle ocknęłam, w zachwyt wpadłam. Ale to nie byłaś Ty.   Czasem na ulicy Cię szukam, w sklepowej witrynie widzę, w jabłkowym sadzie wczoraj, gdzie z zielonych można zebrać ślady gwiazd. Na tarczy zegara też były sny niewyśnione, słowa niewypowiedziane. Już nie gram w gumę i w klasy, Ty to robisz z Nim, śpiewasz kołysanki. Jaki jest?   Do kogo jest podobny, czy nos tak śmiesznie marszczy gdy się złości. Nie wiem, kiedyś się dowiem. Ty znasz już tajemnice, one przechodzą przez fibryle mózgu. Nićmi radości są zszyte, mają moc nieśmiertelności. Poczekaj na mnie, będziemy alejkami razem chadzać, i nikt nie będzie nam przeszkadzać.   Miłość ma jabłek rumieńce, bo przecież tam jest pięknie.        
    • Zagłada Tarragony 1811   “- Gmach - zajął się ogniem, przygasł znów,   Zapłonął znów - - i oto - pod ścianę -   Widzę czoła ożałobionych wdów   Kolbami pchane - - [...] Lecz Ty? - lecz ja? - uderzmy w sądne pienie,   Nawołując: "Ciesz się późny wnuku!...   Jękły głuche kamienie -   Ideał sięgnął bruku - - " “   Rozpętany huk i dziki krzyk Przez bramę do piekła niesie Demony wyskakują z powiewu Biegną ku swemu dziełu...   Zaczarowane latające mary Czarne krzyczące koszmary Wrzesczą, jaka straszna goń! Po francusku “Dedends-toi!” Jak ostry kamień w powodzi  Nie widzi, choć okiem wodzi Miasto załał płomienny wir I zgasił jak zasypany żwir   Kłusują tak ulicami te wilcze Sny. Kiedy krzyczą, milczę Ale drżą ręce i płyną krople  potu ciurkiem i tworzą sople Czy to pot? łzy, mocz, krew Nie wiem, może szum drzew Co na ulicy trącane przez  Tłum koloru szkarłatnych bez   Złapali! Nie! Puść potworze  Potwór, jak puste przestworze Nie słucha, tylko pakuje ręce Nie myśli, to zwierze udręce  Ogromne, czerwone, gorące  A twe w pacierzu się modlące  Włożona pod spódnicę płonie Jego szorstkie, ohydne dłonie   Cienkie palce wiją się uważnie Kędy sobie nagle zapragnie Jak ogony ludzkiego węża Już wciska za otwór kołnierza I szuka, zciska, dotyka, zwęża Trzyma, nie puści, zdzierża Pochłania chmara koszmaru  Trawi cię palcami pożaru    Trzyma za twe ramiona, ciąga Je wykręca, nie słyszy jak błaga Ta istota straszliwie cała pobita  Bo bije dalej i ma gdzieś hoplita Co mówi głupia hiszpańska kobita  Jedynie cień, jaszczurka jadowita W ciemnościach nie ma twarzy W tłumie są sugestie miraży   O Meduzo! Pomścij córki ciało Zgładź tego, komu się chciało Zlituj się! Posejdona w kamień spraw. Spal wapnem i zamień  Perseusza powieś i zabij  Pomścij swe siostry i rozbij Łotrów ostrym swym biczem  Bezlitośnie, jak oni przed twym obliczem.   Rozpętany huk i dziki krzyk Przez bramę do piekła niesie Demony wyskakują z powiewu Biegną ku swemu dziełu...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...