Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Rany, a u mnie na klatce na serio wczoraj jakiś zasraniec... I to nie pierwszy raz - było jakieś 1,5-2 lat spokoju po tym jak ciula przydybałem i w rękach wynosił. Nic,

 

mniejsza. Twój bardziej mi podchodzi i nie do gardła - jakoś tak bardziej w stronę słownych kombinacji się skłaniam, a tu i "kręta droga", i to "wyżej", i nie tyłko ;)

 

Deonix zostawiła dużo do domysłów - też fajnie,  u Ciebie jest konkret - a to lubię najbardziej.

 

Pozdrawiam.

Opublikowano (edytowane)

Taa. Człowiek lżejszy i zdrowszy kiedy wydali. Zwłaszcza strach;)
Przedstawiłaś tu silną peelkę, która pokonała własne lęki i niepokoje i z podniesioną głową idzie do przodu. Dobrze twardo stąpać po ziemi. 
Dopisałabym tylko (tak mi się samo narzuciło podczas czytania) po uszy :)

 

teraz siedzi w gównie
po uszy
kiedy...       

 

jakoś tak dobitniej dla mnie, ale to ja:) 

Pozdrawiam Iw. 

Edytowane przez tetu (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Reasumując ;

 

 

 

nie był smaczny.

 

przełknęłam

strawił go kwas i ogień

 

krętą drogą

został wydalony.

 

teraz siedzi w gównie

po uszy

 

ja idę

dalej.

 

Może coś zepsułam ... sorry :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie wiem czy zepsułaś, Iw Ci powie:)

W sumie też się zastanawiałam nad końcówką ze względu na powtórzenie, teraz to nie wiem czy nie skończyłabym na tych uszach;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dzięki Don,  konkret przybliża, chociaż...bywa, że oddala...biorąc pod uwagę sytuację, którą opisałeś :) no jakoś tak jesteśmy skonstruowani, że … gówno nas ...brzydzi? denerwuje? zaskakuje? deprecjonuje?... ale to dobrze w sumie, bo trzeba koniecznie wyjść ponad to. 

Zdrowka

Opublikowano

Iwono, zaskoczyłaś mnie! Znaczy nie, że bym się tego po Tobie nie spodziewała, że taka bezpośredniość i pomysł, bo to nie pierwszy raz mnie zaskakujesz jednym lub drugim chwytem;) nie wiem czy to dobre słowo, ale ujął mnie 'kunszt' tej fizjologicznej metafory. Nie widziałam jak było przed 'uszami', które jak czytam podpowiedziała Tetu, no a to jest właśnie bardzo smaczny (heh) kąsek. Jedyne co mi jakoś wadzi, to

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

to słowo 'został' brzmi jakoś zbyt - nie wiem jak - zwyczajnie i rozwlekle, mak na taki 'wąski', skondensowany wiersz. A może 

Krętą drogą

Wydaliłam

?

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Hej Luule :) no przed uszami było tak samo tylko te uszy zostały dorobione ;) 

Chyba zostawię z tym wydaleniem jak było bo to jakby samoistnie się stało ;)

Zdrówka też 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...