Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zgadzam się z tym :) A tym "złym skojarzeniem", o którym piszę, jest dla mnie uznanie kobiecego ciała czy tez całej kobiety za niebo (światło), a nie jako drogę do niego. Również kochany przez kobietę mężczyzna jest tą drogą. Nie chcę nikomu zasłaniać sobą nieba, ani też, żeby ktoś mi je przysłaniał... Ta przejrzystość jest dla mnie miłością, wynikiem jej działania. W ten sposób udostępnia niebo.

 

Dziękuję Ci za inspirujący komentarz :) Pozdrawiam :)

Opublikowano

Czytałem już wczoraj twój wiersz. Zrobił na mnie wrażenie. Dałem sobie czas na "przetrawienie" całości ;-)

Twój utwór ma coś z metafizyczności i duchowości, która powala swoją szczerością.

Krótki, ale na tyle wyrazisty, że skłania do refleksji :-)

Pozdrawiam!

Opublikowano


Witaj Duszko.
Przeczytałam i zastanawia mnie Twoja miniaturka. Jest refleksyjna i dwuznaczna.
Z ciemności do światła dąży Twój podmiot. Wygląda na to że pragnie... obmyć się z grzechu na tyle na ile to możliwe chce stać się innym, lepszym, bardziej wartościowym. 
Odnoszę wrażenie, że mowa tu o pragnieniach nie tyle cielesnych, co duchowych. Przemiana, którą peel chce osiągnąć dokonuje się przez pryzmat drugiego człowieka, jego dobro i kontakt z najwyższym.
Skłonił mnie do takich przemyśleń tytuł "nie moje jest to światło" i fragment "przejrzysta jestem" czyli przeze mnie widzisz niebo, stajesz się lepszym.
Podumałam, pomyślałam warto było.
Troszkę razi mnie tylko ilość zaimków osobowych, ale wiem że czasami nie da się inaczej, lecz to jednak mini i takie rzeczy wpadają w ucho. Tak samo czasownik "rozbiera - wypiera" zbyt blisko siebie ta sama forma.
Poza tym przeczytałam z przyjemnością i mam nadzieję że się nie pogniewałaś za drobne uwagi, pozdrawiam.

Opublikowano

Pięknie, esencjonalnie, eterycznie...

Po prostu cudo :)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Oczywiście, ja tylko dorzucę od siebie,

że męskie ciało również nim nie jest :))

 

Pozdrowienia :))))))))))))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Twoja otwartością  i wrażliwym odbiorem tyle  powiedziałeś mi o moim wierszu, że i mnie samej się bardziej, głębiej otworzył.. To piękne uczucie - dziękuję Ci za nie! Pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pięknie, wrażliwie, głęboko i... trafnie przemyślałaś i rozczytałaś ten wiersz.., wręcz przejrzałaś go :)) Taki odbiór mnie uszczęśliwia i Twoje drobne uwagi nie pomniejszają tego uczucia. Zastanowię się nad nimi... na przyszłość, bo nie mam ju» śmiałości tego wiersza ruszać Już zaistniał tak bardzo. Dzięki Wam, dzięki Tobie. :) Serdecznie pozdrawiam!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bardzo, bardzo cieszą mnie Twoje słowa, Ty zawsze chwalisz tak przekonywująco :))) Z druga częścią Twojej wypowiedzi oczywiście się zgadzam. :) Dziękuję i pozdrawiam!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję Ci za pozytywna ocenę :) A co do Twojego rozumienia, to jest ono chyba uzupełnieniem czy rozszerzeniem mojego - że to co wokół nas i ponad nami, to co od nas większe, posługuje się nami, by oddać siebie... Serdecznie pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena bliżej gwiazd rozpościera się puste oblicze paradoks położenia i liście bambusa jak panda stuk puk drzwi się otwierają  
    • @Migrena Poetycki język, pełen sugestywnych obrazów i głębokiej symboliki, sprawia, że jest to lektura wymagająca, ale satysfakcjonująca dla czytelnika poszukującego w poezji czegoś więcej niż tylko ładnych słów. To wiersz, który zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu, zmuszając do refleksji nad własnym "jestem"
    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...