Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

A ja się staram
synchronizować ze światem 
ale opornie mi idzie 
trudno podczepić ziemię
pod małą dziewczynkę
gdy tylu ludzi żyje w niezgodzie.

 

Wczoraj miałam ust przykurcz w uśmiechu
pół dnia nie mogłam opuścić końcówek
w biedronce prosiłam o kilo mareli
(spróbuj powiedzieć moreli w uśmiechu!)
dziś mam zakwasy ze szczęścia
i chociaż botoks emocji już zelżał
na długo zatrzymam te chwile.

 

Przy innych zostaje nienawiść 
z przejęcia. Ale to wybór.

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Jedna pani z reklamy, jakiś czas temu sprzedawała OC za "pułowę". Pewnie miała to samo.

Biedna PL_ka, a makreli nie dali? ;) Przepraszam, policzki pewnie wciąż bolą. Zastanawiam się, czy to świat opisany z pozycji dziewczynki, czy mamy. Właściwie nie ma znaczenia. Mama przecież też jest dziewczynką, trochę większą, ale może się czuć jak dziecko, wobec tak nieprzyjaznego otoczenia. Uśmiech w takim towarzystwie pewnie wzbudza zainteresowanie, a może nawet drugi uśmiech - i może to było powodem tego rzeczywistego zadowolenia? Oby :) Podziwiam w tym względzie Amerykanów: I'm fine, thank you, żeby nie wiem co.

Ale u nas też to już się trochę zmienia, martwi jedynie, czy to znowu nie wszechobecna poprawność (jakaśtam)

Z uśmiechem, pozdrawiam.

:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Emocje w badaniach naukowców (nie tylko amerykańskich ;) są zaraźliwe. Po obu stronach tęczy. Podążamy (my, Polacy) falą za szerokim nurtem cierpienia, narzekania, strachu, nienawiści, tragedii smolenskiej czy Adamowicza. Wpis mój może nie być popularny, ale co tam. Niech każdy oddzielnie swoje pole orze i zbiera radość, szczęście a innym wokół będzie lżej. I fala się obróci. I nie o formę I'm fine tu dbam, a ochronę przed czarną magią Voldemorta.

Dzięki Janku za makrelę :D 

Opublikowano

@8fun, nie mam misji zbawiać świata, walczyć o mordy czy twarze. Dzielę się jedynie doświadczeniem, bo to każdy może. Uśmiechów nam wszystkim życzę na codzień. Nie łatwo o nie, bo w cenie są usta pompowane a nie uśmiechnięte. bb

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Myślę, że tak naprawdę chodzi o mowę ciała, uśmiech to takie psie machanie ogonem. Uśmiechamy się = nie mamy złych zamiarów. 

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Andrzeju, kluczowe jest poczucie przynależności. Łatwiej i raźniej jest wśród innych, niż bycie poza, ale to niesie ze sobą zakres reguł i współwartości. Po to ta synchronizacja i podążanie. żeby nie być samemu.

@Nata_Kruk - dzięki za obecność, mądra Nato.

@Justyna Adamczewska - kochana, tekst jest ludzki bo tak było. Naprawdę nie mogłam opuścić kącików, zawiesiły się na niewidzialnych nitkach poczucia szczęśliwości.

Ściskam Was ciepło, bb

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dekaos Dondi  a potem ktoś głowę kata zetnie  
    • @Nata_Kruk musi być szalony, bo czasem jestem szalona dzięki   @Kwiatuszek dzięki
    • @Natuskaa    "(...) To, co długo dojrzewa, bywa śmieszne i niedocenione (...)".     Rozumiem, że masz na myśli innych ludzi. Bo na podstawie już tylko "Późnego owocu" można wysnuć wniosek, że owoce adojrzałe bynajmniej Cię śmieszą.     Pozdrowienia. ;))*    
    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież, także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Leakey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby.       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...