Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Listen to the MadMen

 

Chciałbym krzyczeć, lecz nikt słucha,

pustynia, wszyscy pijani masa głucha!

Bestia 1000 letniego celibatu, już nie ma miejsca w niebie,

zwolniona na ziemi, dopadnie też Ciebie,

 

Sąd nad narodami dokonany,

sąd nad duszami wkrótce będzie wykonany.

Chrystus idzie pokój niesie, nikt nie wierzy,

przez lata dokonano zbawienia kradzieży.

 

Kto wybaczy przodkom?

obraz Boga, uległ wielu wywrotkom.

Odkręć kłamstwa kołowrotek,

zbawienia doczeka pierwszy czarownicy kotek.

 

Jaki jest Bóg, czy ktoś jeszcze pamięta?

Dlaczego kobieta z jego natury jest pominięta?

Odpowiedzi szukaj w bestii głosie,

takie tej tajemnicy pokłosie.

 

Zdejmij śmierci zegarek,

zgasisz tym samym diabłu ogarek.

Zapraszam pod drzewo, same liście

owoców brakło, puste kiście.

 

Edytowane przez Tomasz Urban (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Wiersz słuszny, ciekawy, poruszający istotną problematykę, ale: 

 

1. po co choinka?

2. rozumiem, że to wiersz sylabiczny, ale gdzie równość sylab? 

2a. jak już porywasz się na wiersz sylabiczny, to trzeba to robić zgodnie ze sztuką, bo ani to wiersz biały, ani sylabiczny:

 

takie trochę to

że sam "niewiemco"*

 

czujesz jak ta krótka, bylejaka rymowanka wyżej płynie? takie "niewiemco", mało ambitne, mniej ambitne niż Twój wiersz, płynie lepiej od niego. W tym rzecz, w tym rzecz!

 

”niewiewiemco” wzięte w nawias ze względu na zmianę akcentu. czujesz akcentową różnicę pomiędzy:

 

nie wiem co

a

niewiemco

?

 

miłego wszystkiego! 

Edytowane przez Patryk Robacha (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Jak dla mnie zagęszczenie rymów, w dodatku gramatycznych. Rymujesz identycznymi częściami mowy (gramatycznie czyli ta sama część mowy, w tym samym przypadku, czasie, osobie liczbie)

przodkom- wywrotkom

liście- kiście

kotek -kołowrotek

zegarek-ogarek

Nie dość, że rym pada często, to jeszcze jest identyczny.

Rąbie po uszach, chlap, chap, ciap, ciap.

Może ewentualnie nada się na tekst do Hip- hopu lub Rapu. Tam rymy padają nawet w środku wersu, raz za razem.

Wygląda to tak, jakbyś najpierw znalazł rymy, a potem dopisał resztę.

Poczytaj może co nieco o asonansach.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

«rym niedokładny, polegający na identyczności samych tylko samogłosek»

Tymczasem jestem na NIE, ale życzę powodzenia

:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @marekg przepięknie napisales.  Jak tak dziś siedziałam juz sama na cmentarzu gdy się ściemniło i wszysvy sobie poszli, to dokladnie poczulam sie tak bezdomna, jak ten Twoj poeta z wiersza. I te rany - ech, poeci czują po stokroć...   Wspaniale piszesz.
    • @Robert Witold Gorzkowski Robercie. bardzo, bardzo dziękuję za Twoje słowa. pisząc te swoje wiersze zaczynam się obawiać czy nie przekraczam granic.   granic własnego JA.   dziękuję.     @Annna2   Aniu. to że wracasz jest cudowne. dziękuję.       @huzarc co tu powiedzieć.....   serdecznie dziękuję.    
    • @Migrena wg. mnie to zupełnie nie jest utwór o namiętnosci, bo namiętność tym wypadku to o wiele za mało.   To wiersz o nienasyceniu duszy - duszą, a cielesność jest tu jakby słodkim dodatkiem.    Ja tam wierzę w takie nienasycenie w miłości i w takie wiersze też, bo one sprawiają, że tętno przyspiesza, nie tylko to cielesne ale i duchowe..   I dodatkowo podpisuję się pod slowami @Robert Witold Gorzkowski - odniosl sie super adekwatnie do wiersza.        
    • Ktoś pióropusz ubrał  Inny z parasolem o przystojnym Zatańcz parasolki dreszczy słota  Zatańcz z parasolką niech się stanie  Kolorowa Kolorowe jeszcze liście  Kolorowe parasolki  Krople mienią się przejrzyście  Teraz tęcza zgadnij, za kim goni?
    • Moje dłonie siegają częściej po wino niż po chleb. Do późnego wieczora jestem zbyt zajęty umartwianiem duszy by odpowiadać na choć najskromniejsze potrzeby ciała. Są dni gdzie łóżko mnie więzi. Są jednak i takie gdzie łaknę wolności ścian swego odludnego więzienia. Przed snem, błądzę w ciemnościach zakurzonych kątów by choć przez chwilę dać posmakować artretycznie powyginanym palcom, zimna użytych do aranżacji farb. Szkarłatu krwi i perłowości łez. Duchy ze ścian poznają mój zapach. Łaszą się do swego pana. Mimo agonii, czasami zmuszą się do krótkiego śmiechu. Wołają mnie po imieniu. Tym ziemskim nie piekielnym. Wypalonym na duszy. Przed którym drżą aniołowie i ziemskie błazny. Kiedyś miałem imię. I czas na to by żyć. Bez bólu i lęku. Broniłem się przed cieniem. Uciekałem, lecz on był zawsze przed mym krokiem jeszcze o krok. Gdybym wtedy spłonął razem z moimi wierszami. Czy cień wkroczyłby za mną w ogień? Ale to przecież ogień rodzi cień. Języki ognia namawiają bym spłonął. Języki cieni liżą me rany. Trucizną próbują wymusić we mnie kolejny raz uległość. Tak przecieka rzeczywistość, przez dziurawy dach. Wschodzi czarna tarcza słońca. Gdy cząstka jego światła mnie dosięgnie. Obrócę się w proch. Duchy ze ścian pytają czasami, czy stąd daleko do nieba. Nie wiem. Mi tylko piekło pisane. I znów wczesnonocne harce. Trupi blask gwiazd. Nad łąkami. W zbożu jeszcze zielonym, cichutkie stąpania. To stopy bose północnic. Ich śpiewy przerywają świsty sierpów. Tną szyję i żywoty kochanków. Dobrze im tak. Kto jeszcze ufa miłosnym potworom. A może i żałować ich należy. Ja przecież też kiedyś ufałem. A teraz przeklinam nawet siebie. Czas się uwolnić. Udało mi się wzniecić wreszcie żar na zalanym przed laty i zapomnianym palenisku. Wiązki brzozowego chrustu czekały na tę chwilę. Języki ognia dostrzegły mnie, choć w narkotycznym uniesieniu chwili, były tak spragnione swego istnienia, że wolały pięścić ceglane ściany kominka. Pieściłem ich zmysły. Dorzucając drewna i szczap. Duchy ze ścian milczały zatrwożone, patrząc jak piekło wychodzi poza ramy swego świata. Prawie mnie mieli. Cienie tańczyły dziko, okadzone dymem. Pogrzebaczem wybiłem wszystkie okna by świeżym oddechem powietrza, wzbudzić furię ognia. Spod kuchennego stołu wyciągnąłem bańkę na naftę. I cisnąłem ją w ogień. Pamiętam tylko to jak cienie, porwały mnie przez rozsadzony pożarem komin. Duchy wybiły rygle z drzwi i rozpierzchły się w mgielny mrok boru. Płonąłem żywcem. Niesiony przez diabły w trupi blask gwiazd. Dobrze byłoby żałować i uronić choć łzę. Mnie ogarnął jednak demoniczny śmiech, który objął połacie okolicy. Okoliczni bajali potem, że słyszeli piorun, który najpewniej zniszczył chatę. Płonęła kilka godzin. Wiele miesięcy później na pogorzelisku, stanął jesionowy krzyż i światło łojowych świec rozświetlało mrok i klątwę. Na darmo jednak. Bo nikt stąd jeszcze nie trafił do nieba.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...