Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

podobno

 

niektórzy górnicy specjalnie

zostawiają niedomytą otoczkę

wokół oczu

żeby było wiadomo

- patrz to ci z przodka

 

tak słyszałam

 

moje oczy od lat saute

paradoksalnie proporcjonalnie

do pojawienia się maniaka z kilofem

w szybach karbonowych myśli

 

on jak lunatyk schodzi

na wiele dni i skrobie

na resztkach tlenu szkice węglem

odnajdzie czasem opiłek diamentu

blask myśli - co z niezgrabnych rąk

upada w nieuchwytność

 

w promieniach dni zastyga jak gnom

rozbudzony ożywa kuje dalej

zaczynając od zasypanych korytarzy

tam mapy schematów i analiz

tak potrzebne do tworzenia

nowych tuneli

 

drogi

 

do kryształowej komnaty

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję zaskoczona, bo mi ten wiersz brzmi jakoś tak brzydko:P aż nawet myślałam, czy go na pewno umieścić, czy nie użyć kosza Szymborskiej;) 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wszystko możliwe, nie zdziwiłoby mnie to - a więc może i dobrze, że użyłam aż dwóch 'bezpieczników' - tych wyenterowanych. Pamiętam taką wypowiedź znajomego ze Śląska, który co prawda górnikiem nie był, więc może i powtarzał jakiś głupi slogan. Coś takiego też mi przemknęło w wywiadzie z górnikiem. No ale na ile w tym celowości a ile odpuszczenia sobie szorowania- nie wiadomo:) tak czy inaczej chodzi tu o pewną zależność w treści wiersza, a kwestia otoczki, czy jest celowa czy to uporczywy atrybut, nie jest tu na szczęście najważniejsza.. Pozdrawiam:) 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję, nie ukrywam, że miło mi się zrobiło po takim komentarzu. A chciałam powiedzieć, że tematyka wiersza nieco 'zmotywowana' Twoim - i tamtymi mosiężnymi talerzami;) Choć szkic wiersza widzę powstał dzień przed :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

z tego, co ja słyszałem, to najbardziej uroczy jest przodek, ten w domu, po szychcie.

Karminadle są dopiero na drugim miejscu. :)

Bardzo mi się podoba, wpuściłaś mnie do kopalni rozmyślań i wyjść nie mogę

z podziwu, skąd bierzesz te pomysły. Z przyjemnością się czytało Luule.

Serdecznie pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No jak to skąd, jak każdy - z kopalni pomysłów:D Wszyscy tu mają jakieś pomysły i często zaskakują, a Ty to może nie?:) Oz żeś sobie wymyślił - to ja pytałam wtedy skąd wena  hehe

A w sekrecie Ci powiem, że z 1/3, jak nie więcej, wierszy powstaje u mnie z nagłego pstryczka jednej małej metafory. A ta metafora objawia mi się też często pisząc komentarz. Wtedy cichutko delejtuje ją i zostawiam dla siebie na później. I tak było z tym górnikiem w kopalni umysłu. Ale wiersz wyszedł w zupełnie innym kontekście. Dzięki Janko:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję:) myślę, że na pewno - każdy ma w sobie takiego górnika- tyle, że mniej lub bardziej brudnego, w conajmniej 2 kontekstach. Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @EsKalisia Też tak mam - jak jest lato, chcę zimy i odwrotnie, jak zjem coś słodkiego, muszę kwaśne albo słone - trudno za sobą samą nadążyć :)
    • @andrew Ta scena na Kołobrzeskiej plaży – zimna, pusta, cicha – jest idealnym tłem dla tego momentu, gdy świat jeszcze nie ruszył, a ty możesz "zatrzymać myśli na wczoraj". Podoba mi się antropomorfizacja słońca, które "zastanawia się, czy warto wstawać" – to zabawne i czułe zarazem. A na zakończenie możesz wyciągnąć atu i zacząć dzień po swojemu. Spokojny, łagodny wiersz. Jak ten poranek. :)
    • Wiersz, który dotyka uniwersalnego doświadczenia wojny, jej wpływu na psychikę ludzką i nieusuwalnych śladów, jakie pozostawia.
    • Tam, gdzie fale Bałtyku biją o piaszczysty brzeg, a wiatr szumi w starych kniejach, żył niegdyś dumny lud Prusów. Choć mieczem i ogniem narzucono im władzę Zakonu Krzyżackiego, w sercach wciąż pozostawali wierni dawnym panom: Słońcu, Księżycowi i Ziemi. Najświętszym miejscem pruskich plemion, ukrytym przed wzrokiem najeźdźców, była świątynia w Romowe. To tam, w cieniu wiekowych drzew, rezydowali potężni bracia: Perkun – władca gromów i Ugnis – pan świętego ognia.   Pewnego dnia bogowie ci, chcąc sprawdzić wierność swego ludu, przybrali postać zwykłych wędrowców. Przemierzali pruskie ostępy, zaglądając do wiosek i świętych gajów. Perkun kroczył z podniesionym czołem i uśmiechem, widząc, że wiara przodków wciąż tli się w sercach ludu mimo krzyżackiego panowania. Ugnis jednak chmurzył się z każdym krokiem. Jego bystre oko dostrzegło, że w wielu gajach święte ogniska przygasły, a opieka nad żywiołem ognia zeszła na dalszy plan. W sercu boga zaczęła kiełkować zazdrość i uraza.   Tymczasem na ziemiach tych pojawił się nowy cień – komtur krzyżacki Mirabilis. Podstępny ten rycerz, władający z drewnianego zamku Lenceberg nad Zalewem Wiślanym, uknuł plan okrutny i krwawy. Rozesłał posłańców do najznamienitszych pruskich rodów, zapraszając wodzów i starszyznę na wielką ucztę. Obiecywał pokój i braterstwo, a zwabieni wizją końca walk, Prusowie przybyli tłumnie, nie przeczuwając zdrady.   Stoły ugięły się od jadła i napitków, a gwar rozmów wypełnił salę biesiadną. Lecz gdy uczta dobiegała końca, a umysły gości były już mętne od miodu i wina, Mirabilis wraz ze swoją świtą chyłkiem opuścił komnatę. Na jego znak ciężkie wrota zatrzasnęły się z hukiem, a rygle opadły. Po chwili pod drewniane ściany podłożono ogień. Gdy pierwsze płomienie zaczęły lizać ściany, a dym gryźć w oczy, Prusowie zrozumieli, że znaleźli się w śmiertelnej pułapce. W obliczu straszliwej śmierci, ich głosy zlały się w jeden potężny krzyk rozpaczy. Wznosili modły do potężnego Perkuna, błagając go o ratunek przed żarem, który trawił ich ciała.   Perkun, będąc wciąż w pobliżu, usłyszał wołanie swego ludu. Jego serce ścisnęło się z żalu, lecz nie miał władzy nad płomieniami. Zwrócił się więc do towarzysza: — Bracie Ugnisie! Powstrzymaj żarłoczne języki! Nie pozwól, by ten zdradziecki ogień strawił naszych wiernych! Lecz Ugnis, pamiętając zaniedbane paleniska w świętych gajach i słysząc, że konający wzywają tylko imienia Perkuna, odwrócił wzrok. Zazdrość o sławę brata, którą ten cieszył się nawet wśród dalekich Słowian, zaślepiła go. — Nie do mnie wołają, więc nie ja im pomogę — rzekł chłodno, pozwalając, by pożoga dokończyła dzieła zniszczenia.   Widząc nieugiętość brata, Perkun podjął błyskawiczną decyzję. Nie mógł ocalić ciał, które zamieniały się w popiół, lecz mógł ocalić to, co najcenniejsze. Zanim ostatnie tchnienie uszło z piersi Prusów, bóg gromu chwycił ich dusze i przeniósł je w pobliskie, potężne dęby. Drzewa, przyjmując w siebie cierpienie płonących ludzi, w jednej chwili zmieniły swój kształt. Ich pnie powykręcały się w agonii, a konary skurczyły, przypominając ramiona wzniesione w błagalnym geście.   Od tamtego strasznego dnia, żaden Prus nie ważył się podnieść siekiery na te sękate dęby. Wierzono, że drzewa te czują ból tak samo jak ludzie, a w ich wnętrzu wciąż żyją zaklęci przodkowie. Zniszczenie takiego dębu skazałoby duszę na wieczną, mściwą tułaczkę po świecie. I choć minęły wieki, a po zamku Lenceberg nie został nawet kamień, gdzieniegdzie na dawnych pruskich ziemiach wciąż stoją samotne, powykręcane dęby. Mają już ponad tysiąc lat i wciąż szumią dawną pieśń. Gdy mijasz takie drzewo, wstrzymaj krok i pochyl czoło. Pamiętaj, że nie są one naszą własnością. Należą wciąż do dusz, które przetrwały ogień zdrady.  
    • @Omagamoga czasami to świat jeździ nim popychany ręką depotów po piaskownicy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...