Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dziecko Führera


Rekomendowane odpowiedzi

Na tym zdjęciu

przyozdobionym

dziewięcioma kwiatami

szarotki alpejskiej

i jedną czterolistną kończyną

Wujek Hitler

to miły ktoś kto kocha dzieci

i sarenki

 

W czterdzieste czwarte urodziny

zaprosił Różę na spacer

na tarasie rezydencji

podano truskawki

z bitą śmietaną

 

Mimo że według prawa rasowego

nie miała czystej krwi

była jego małą radością

w górskiej samotni

Edytowane przez arkadius (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo interesujący wiersz.

 

"Wujek Adolf" jest przykładem na to,

jak mylące bywają pozory. Bo jak można się było spodziewać,

że człowiek który "kocha dzieci i sarenki", ceni sobie spokój i piękno (był przecież malarzem)

okaże się tyranem chcącym zniszczyć "brudną rasę" ?

 

Ten wiersz ukazuje go jako normalnego człowieka.

Normalnymi ludźmi byli też podlegli mu wysocy urzędnicy Trzeciej Rzeszy.

Gdy pokazywano im to, co działo się w obozach koncentracyjnych wykręcali się z obrzydzeniem.

Reagowali więc tak, jak prawdopodobnie zareagowałaby większość z nas dzisiaj.

Powstaje więc pytanie - jak mogli na to pozwalać?

A odpowiedź zdaje się przerażająco prosta - po wydaniu rozkazu narzucali sobie obojętność

i tracili zainteresowanie całą sytuacją, przecież nie oni byli odpowiedzialni za wykonawstwo tych zadań.

 

Ten wiersz dobrze pokazuje też hipokryzję A.H wobec własnej ideologii.

 

Pozdrawiam.

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zdjęcie propagandowe z 1933 roku, mające ocieplić wizerunek osoby która tegoż roku przejęła władzę, przyjmuję się że rzeczony znał pochodzenie Róży, 
wiec retoryka antysemicka była kierowana do wyborców zewnętrznych bo nie ma jak wróg dyżurny. Całkiem niedawno zdjęcie sprzedano na aukcji za  $11,520

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam -  gdzie tu widać poezje - czy nie ma o czym pisać tylko 

o tak hańbiącym człowieku jakim był.

Może go jeszcze pochwalisz że tylko zbłądził i  trzeba mu wybaczyć - nie  ośmieszaj się 

 i nie wypisuj takich głupot o tak ohydnym wujku.

Takie wiersze powinny być kasowane bo zawstydzają te forum.

Spadam z tond  - masakra.

Nie uznaje faktu że to tylko zdjęcie .                                                                                                                                 

Edytowane przez Waldemar_Talar_Talar (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze pisze się o człowieku, w całej jego rozciągłości, a gdzie tu pochwała? 
raczej mowa jest o hipokryzji i wyrachowaniu aktorskim niż pochwale. 
Rosa Bernile Nienau nazywała wujkiem Hitlera, w 17 listach jest to zachowane. 
Tia, takie wiersze powinny być kasowane, tak jak powinno się zniszczyć rzeźbę Maurizio Cattelana 
przedstawiającą modlącego się Adolfa Hitlera, bo nie ma miejsca na Entartete Kunst. 
Wiersz jest inspirowany ściśle zdjęciem i tyle.

Edytowane przez arkadius (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Waldku, myślę, że nie ma powodów do wzburzania ani tym bardziej kasowania - aż mnie zamurowało. Szymborska napisała o H. jako dzidziusiu, i mimo słodziutkich frazesów wydźwięk jest jasny. I tak samo ten wiersz, można nie wiedzieć o jakie zdjęcie chodzi, nie znać sytuacji, oraz czy to propaganda czy nie. Ale intencje i przekaz, zdawałoby się, są raczej czytelne

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To brzmi tak jakby 'a dla odmiany na tym zdjęciu.. to miły ktoś'. I dalej tak jak napisała Deonix. Ja słyszałam np. o uwielbieniu Poli Negri przez Hitlera, a miała przecież w połowie romskie pochodzenie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No, to już masakra. A mi z kolei wpadł lżejszy o tonę kaliber- ale wywołuje zawsze rozbawienie - zdjęcia polityków z łopatą, gdy w gazetce mowa o remoncie drogi. Jeszcze niech zapozują z kolan podczas układania kostki brukowej- w garniturze. Sorry, za skręt z tematu, ale w sumie to nadal z działu 'polityka w fotografii'. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witam -  nie wiem jak mam moje zachowanie wobec wiersza wytłumaczyć jak się bronić by być zrozumiany.

Odnoszę wrażenie że mnie nie rozumiesz i nie tylko mnie przecież 

żyją jeszcze ludzie pokrzywdzeni przez takich zwyrodnialców  jakimi

byli Hitler i Stalin - czy nie znacie historii która tak mocno boli

O takim człowieku jakim był Hitler nie powinno się rozmawiać ani słownie ani 

artystycznie by nie prowokować nowych pokoleń   - nie może być przyzwoleń

 na wspominanie tak chorych  szkodliwych ludzi.

Zresztą trudno ich nazwać ludźmi - mam nadzieje że zrozumiesz

mój punkt widzenia - kończę bo pękam ze złości  - świat jest taki

piękny  można pisać i pisać a nie bawić się ludzkimi uczuciami

takim tekstem jak wspominany.

                                                                                                                           Pozd.

Edytowane przez Waldemar_Talar_Talar (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Znaczy potrafię zrozumieć - po wytłumaczeniu- że celem jest unikanie. I z tamtego komentarza zauważyłam, że samo przywołanie zadziałała jak płachta na byka. Tak jak ktoś kto przeżył wojnę i przez resztę lat nie chce wspominać, opowiadać, rozdrapywać ran - rozumiem. Ale osobiście nie do końca się zgadzam, żeby milczeć na ten temat. Właśnie znając historię wojny i tego jak budował tą nienawiść w społeczeństwie, rozbudzając demony w pozornie normalnych, zwykłych ludziach - czyli do czego są ludzie zdolni jak się ich wprawnie zmanipuluje, możemy się przed tym obronić, wiedzieć, że trzeba z tym walczyć, gdy historia zatacza koło - bo właśnie mając ten przykład, wiemy, do czego to prowadzi. Może nas samych przed taką manipulacją to uchroni. Ja mimo odległych lat i dorastania w czasach pokoju - jestem wychowana na tej świadomości i od dziecka mam w głowie, teraz bardziej świadomie, hasło z pewnego muru w Łodzi - 'nigdy więcej faszyzmu'. I prawdę mówiąc zupełnie nie rozumiem fascynacji młodzieży, jak tak mogą, właśnie w tym kraju, który to najmocniej odczuł. Ale z tego co wiem, niektórym imponują silne osobowości i ich moc. Tak jak komuś imponuje Putin - tak, są tacy. Muszą mieć w sobie ten pierwiastek, 'bakcyl dżumy nigdy nie umiera', niestety. Ja jako mały szary człowiek, który nade wszystko pragnie peace and love, nie rozumiem jak można być studnią bez dna - władzy i majątku, mając wszystko, chcieć więcej- rozkręcać wojny w państwach, by sprzedawać broń, beznamiętnie zarządzać życiem i śmiercią, tylko dla zysków. Czyż nie ropa i broń żądzą światem? Straszne.

Myślę, że unikanie, wymazanie ze świadomości ludzi ma dobre i złe strony. Masz rację w tym, że mówienie o Hitlerze, np. dostępność jego książki - niesie ryzyko rozbudzania fascynacji w jakimś odsetku populacji, ale myślę, że dla znacznej większości jest to nauka i przestroga, które niosą niezgodę. Wiersz nie jest peanem na cześć. Nie ma co się przepychać, i zapewne nie mam Cię jak 'ułagodzić' i uspokoić, skoro guzik już został wciśnięty. Naszą jedyną szansą jest wychowywać następne pokolenia, swoje dzieci, w tolerancji i rozbudowywać w nich świadomość, i w miarę sił reagować na zewnątrz, będąc świadkiem nawet drobnych naruszeń - byle mądrze. Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witam  - dalej będę przy swoim -  nie przekonałaś mnie  - trudno taki jestem.

Myślę że białe jest białe a czarne  czarne - 

Jednak za poświęcenie czasu dziękuje.

                                                                                                                                          Pozd.

                                                                                             

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

bo było zgodne z prawem ius positivum (Prawo pozytywne) + społeczeństwo gdzie zabijano indywidualność, produkt systemu stawiający prawo stanowione nad *prawo natury. 

Np.

 Niemiecki żołnierz dostał rozkaz rozstrzelać dziesięciu pacjentów polskich, by zrobić miejsce dla niemieckich. przez roztargnienie zamordował jedenastu. Przeliczył jeszcze kilka razy, po czym strzelił sobie w łeb. Nie mógł z tym żyć, że zabił niewinnego człowieka.

 

Czy powinno się o tym rozmawiać ? - Oczywiście, tak jak nie powinniśmy burzyć obozów zagłady, by przypominały nam, do czego prowadzi utrata samodzielnego myślenia i stawianie prawa stanowionego nad prawo natury 

 

*Nie mam namyśli "prawa natury", do którego odwoływały się nazistowskie Niemcy

Pozdrawiam 

 

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawy temat, ciekawe również ujęcie.

To w ogóle interesujące, że ludzie głoszący ideologię niemal z reguły nie żyją zgodnie z tym, co głoszą. Wręcz przeciwnie. Tu wypada tylko przypomnieć przywódców Trzeciej Rzeszy i ich typ urody...

Kontrast między tym, jak się przedstawia tego człowieka a tym, kim był rzeczywiście, jest ogromny. Nie możemy jednak zapomnieć, że on rzeczywiście był człowiekiem, tak jak i jego ofiary. Tylko tak patrząc można zrozumieć nazizm itp. ruchy. To byli ludzie, tak samo oddychali, jedli, byli członkami rodzin itd. Czasem to wydaje się aż zdumiewające.

Znane są przykłady z życia Stalina (ulitowanie się nad pewną artystką, o której wiedział, że jest mu nieprzychylna) czy Robespierre'a (płakał nad wróbelkiem) - tyle, że to zazwyczaj wygląda na pozę. I nią pewnie jest. Nadal nie brakuje ludzi, których fascynują podobne idee, warto o tym pisać, warto je ukazywać z mniej bezpośredniej strony.

Nie widzę tu propagowania nazizmu. Sam Hitler jest już w zasadzie postacią popkulturową, w dużej mierze oderwaną od jego rzeczywistej działalności. Niestety. Ale trzeba pamiętać: nic nie jest czarno-białe, nawet szachownica.

Pozdrawiam

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...