Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Nie wiem czy tytuł "Spacer ruinami Babilonu" bardziej nie pasował by do treści.

 

                                                                                                                                                                   pozdrawiam

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Widzę poważny tytuł, odkładam wiersz na później, gdyż będę potrzebował więcej czasu na jego analizę.

...czytam, raz drugi trzeci nie potrafię się skupić. Widzę powtórzenia,  wiem że to nie przypadek (znam wiersze Marii stąd ta pewność). 

Czytam jeszcze kilka razy, zamykam oczy, łapie wizualizacje, co widze?

 

"Para - buch!
Koła - w ruch!"

Lokomotywa Tuwima mi wjeżdża w myśli.

 

Tempo wiersza do treści, dla mnie za szybkie.

Serduszko za treść i kunszt pisarski (umiejętne wyznaczenie tempa) minus za dobranie tempa do treści.

Pozdrawiam

 

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję @Andrzej_Wojnowski za czytanie. Też czytam Twoje wiersze, bo lubię. Mają w sobie dar lekkiej, rytmicznej mowy. Odnośnie tytułu: ruiny Babilonu to dla mnie przebrzmiały slogan, wszyscy wiedzą, że ruiny. Koniec, kropka. Natomiast ja wpłynęłam wyobraźnią do Babilonu, kiedy miasto przeżywało swój rozkwit. Czasy Nabuchodonozora II. Wtedy nikomu by nie przyszło do głowy, że miasto zostanie obrócone w ruiny. Podobnie jest z wielka miłością, w fazie rozkwitu nikt nie myśli o wypaleniu/ zakończeniu. Resztę pozostawiam czytelnikowi. Niech myśli, wyobraża, porównuje.

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@8fun ze wszystkim się zgadzam, co napisałeś, ale to nie wszystko. A, zanim coś napiszę, to bardzo dziękuję za wnikliwe podejście.

Porównanie pięknego miasta do wielkiej miłości,  to jedno.

Upadek jednego i drugiego, to kolejna sprawa.

Powtórzenia mają wzmocnić przekaz, a rytm „ tuwimowskiej lokomotywy” jak to określiłeś, ma przyśpieszyć wychodzenie z traumy. 

To tak po krótce. Pozdrawiam :)

Opublikowano

Bardzo mi się podoba! Ma w sobie dojrzałość i profesjonalizm. Czytałam Twoje wyjaśnienie, ale sam wiersz zawiera duży ładunek emocjonalny, a mało faktów, więc pozostawia bardzo duże pole dla wyobraźni. Dla mnie otacza go aura tajemniczości...

 

Czy ostatni wers drugiej zwrotki -  "czas czasem leczy" - zawiera zamierzoną dwuznaczność?

 

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak fajnie, że wiersze ludzi zbliżają. Dziękuję za miłe słowa, odebrałaś tak,  jak bym sobie życzyła, żeby czytelnik odebrał. I z tego się bardzo cieszę.

Dwuznaczność zamierzona.

Pozdrawiam :)

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...