Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zabawa z AKROTELEUTON - em


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Tutaj już bardziej ryzykuję, że ta forma zabawy może nie zyskać  zbyt wielu zwolenników. Wymaga bowiem nieco większego wysiłku umysłowego, niż w przypadku tekstów z Jędrkiem. No, ale ... 

Proponuję zatem na początek tworzenie tekstów do słowa AKROTELEUTON. Jeśli to "chwyci", będę podawał kolejne hasła "do obróbki" w tej formie.

 

Akrobatyczny w zapisie toN

Kołysze naszych mózgów tłO

Rozrywkę ową chwycisz w loT

Opublikujesz teksty tU

Teraz już pracuj noce, dniE

Ewentualnie czując bóL

Leniwych myśli, co na dniE

Echem pamięci kolą wprosT

Unosisz wtedy owo dnO

Tłumiące sobą myśli chóR

Odkrywasz wreszcie tekstu znaK

Natchnionym jesteś - wszystko grA

 

~~~

Zapraszam wszystkich do tworzenia i publikowania swoich tekstów w komentarzach.

P.S - krótkie objaśnienie zasad - pierwsze i ostatnie litery kolejnych wersów tworzą jakieś znane wszystkim słowo, w tym przypadku AKROTELEUTON

.

Edytowane przez musbron45 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

No, to może dla lepszego rozruchu:

~~~

Akordeonu rozbrzmiał toN

Kołysząc w tańcu bioder stO

Ruchem - co żwawszym coraz jesT

Otwartych ramion nie ma tU

Talię obejmą - czując żE

Ergonomiczny jest to ceL

Lepszy niż sterczeć w kąta tlE

Efekt ten znany już od laT

Uroki niesie - czasem złO

Trudnym tu może być opóR

Okazywany poprzez znaK

Nie taka ma być owa grA

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Wiedząc więcej,  niźli chcE

Autor w wiersz zmienia czym prędzeJ

Kręci , plącze  ,  komponująC

A nie  złapie  go frustracjA

Całkowicie traci lęK

Jemu nie  wdzięk  ani gracjA

Ech to z duszy echa zeW

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Żeby po prostu miało jakikolwiek sens wiązany, a nie porozrzucane myśli zapisane w kolejnych wersach.

Dzięki, że "podłączyłeś" się do zabawy - bałem się (i głupio mi było), że pozostanę sam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W każdej chwili możesz "wyskoczyć" ze swoim hasłem, by inni się do niego zastosowali. No i odczekać jakiś czas (parę dni) na reakcję innych (w międzyczasie dokładając teksty z tym samym hasłem), i dopiero wtedy tworzyć kolejne. Tak mi się wydaje, że byłoby "jako tako" uczciwie.

Opublikowano

Środa to marny dzień tygodniA
Rozkrokiem Do jak również oD
Obietnic których było stO
Danych by zyskać tani czaR
A właśnie dziś czeka ich ktoŚ

Opublikowano

ŚRODA

 

Środa jest bardzo nieszczęśliwA

Radości czar przemienia w truD

Obrazą wciąga i dobywa na szelfie dnO

Dno co roztacza wokół fetoR

A tylko podejdź, no! Capi i capi aż się zrzygasz, jak martwe coś, jak martwe coŚ!

 

Sorry, ale pierwszy raz to robię :)

Opublikowano

NIEBO

 

Niebo jest zawsze spokO

Inwazją deszczu straszy puB

Ewentualnie gradem zsieczE

Błyski pijackich oczu w szkłach, hihI

Olać to oni sobie mogą niesmaczny żart i klika drwin, lecz do pogody dojścia nie ma,... a może pijak znajdzie PIN ?

 

Dzięki @musbron45 :)))

Opublikowano (edytowane)

Nocą pogodną gwiezdny ekraN

Istnieje nawet, gdy się śnI

Energię swoją wszechświat śl

Bez niej to ziemski byłby gróB

Organy świata - jego zwierciadłO

.

Edytowane przez musbron45
zamieniłem wahadłO na zwierciadłO w ostatnim wersie - i nie wiem, czy dobrze zrobiłem (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...