Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nawet myśl się nie obroni


Rekomendowane odpowiedzi

niech nikt się nie łudzi głosił komunikat

mamy gwarancje nikt nie przeżyje

ponieważ po zderzeniu największy

kawałek będzie tak mały że nawet

myśl się w nim nie zmieści

 

nie myślmy że się nam uda głosił dalej

już nic nas nie uratuje - wykorzystajmy

więc bogato ostatnie pół godziny

 

niech każdy wyjdzie przed swój dom 

poda sąsiadowi dłoń tworząc łańcuch

który oplecie cały glob a potem

pomódlmy się do swego Boga o to

żeby ta chwila nikogo nie bolała

 

chciałem zrobić jak głosił komunikat

jednak obudził mnie budzik ratując 

mnie i naszą planetę przed czymś co

kiedyś nastąpi ale na szczęście jeszcze

nie dziś w pierwszym dniu urlopu

 

Edytowane przez Waldemar_Talar_Talar (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj Olu - mały błąd się wkradł - ma być pomódlmy się -  już poprawiłem - , za tę gafę przepraszam.

A za odwiedziny duży uśmiech ślę.

                                                                                                                              Udanego dnia życzę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo delikatnie i z dobrocią ostrzegasz nas w swoim wierszu przed unicestwieniem świata.., a może nawet już troszkę do niego przygotowujesz, do tej ostatniej chwili, w której powinna zwyciężyć miłość, a nie nie lęk i rozpacz. Dziękuję ci za to. :) I pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj -  lubię się zabawić  słowem i tak wyszło - ale prawda jest taka jak wyżej tylko oddalona w czasie - dziękuje że byłaś.

                                                                                                                                                                                                                   Spokoju życzę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witam -  ale cyrk wyszedł z tym urlopem - to jest stary wiersz a ja nie jestem Natko na urlopie zasłużyłem na coś więcej.

To do czego masz małe ale nie jest  słuszne -  przecież łatwo się domyśleć że z czymś się zderzymy a z czym 

to już inna bajka wiadomo o co chodzie jakaś gwiazda planeta czy meteoryt tyle tego że głowa boli.

Po drugie moja miła wiadomo że chodzi o naszą planetę z której po zderzeniu z czym wielkim zostaną okruchy.

Tyle co do obrony wiersza - niemniej  za czytanie wielkie dziękuje i uśmiech szczery.

                                                                                                                                                                         Barwnych snów życzę

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

  Tej planety raczej nikt już nie uratuje, ale spróbować zawsze warto.

                                                                                                                                                             pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny pomysł, bo nie wiem czy to rzeczywiście się Tobie przyśniło i właśnie w 1dzień urlopu? To zakończenie daje taki rozluźniający efekt, rozśmiesza, na tle wcześniejszego niemal patosu.

 

Co do złapania za ręce- to niemal jak z tych kosmiczno-katastroficznych filmów, gdzie właśnie ludzie się modlą i jednoczą. Czy utopijne? kto wie. Jeśli jest pewność, że to się stanie, i nie uratuje nas już żaden Bruce Willis - to co nam pozostanie jak nie wybaczyć sobie, wszystkim wkoło, może jedyny raz poczuć jedność i miłość. Początkowo potraktowałam tą wizję z wiersza tak jak ... ekhm złudną bajeczkę, ale im bardziej to czuję, tym bardziej to widzę. Chyba nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg, czy jednaka dola/ niedola. A więc tak, jestem za:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj Andrzeju - też tak myślę  ale jednak warta nasza ziemia dalszego istnienia - dzięki że byłeś.

                                                                                                                                                                                                Pozd.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Cieszy mnie że zatrzymał dłużej  że wymusił więcej ...dziękuje za te - tak - miło cię widzieć.

                                                                                                                                                                         Spokojnej nocy życzę bez żadnych zdarzeń

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...