Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
1. Prolog. Zmiany.

Marek niespiesznie zamknął drzwi. Wyszedł specjalnie wcześniej, żeby przed pracą nacieszyć się pierwszym wiosennym dniem. Odwrócił się; rynek skąpany w porannym słońcu wydał mu się szczególnie piękny. Fasady budynków naprzeciwko niego mieniły się kolorami, jakich nie powstydziłby się żaden bal karnawałowy. Powoli ruszył w stronę głównej ulicy, juz nie tak barwnej, a jednak również radosnej, cieszącej się odejściem chłodnej i mokrej od brudnych resztek śniegu zimy.
Nie było jeszcze wielu przechodniów, więc nie skrywał zachwytu nad światem, jak to zwykł robić w tłumie; zadzierał głowę łapiąc odbicia promieni od błyszczących okien i nawet zatrzymał się, żeby zagwizdać na wróbla, który skrył się w gałązkach karłowatej wierzby, rosnącej w doniczce przed jakimś sklepem.
Z kiosku na rogu krzyczały gazety jakimiś czarnymi nagłówkami, ale nawet nie zatrzymał wzroku, żwawo idąc w stronę biurowca. Stukot kroków nasunął mu na myśl starą piosenkę z dzieciństwa, z czasów, gdy jeździł na obozy harcerskie.

- Witam, panie Gieniu!
- Szanowanie, panie redaktorze, ładny mamy dzień, prawda? Dobrze, że zima się w tym roku wcześniej skończyła, wziąłem dzieciaki za miasto w sobotę, trochę chłodno na wycieczkę, ale mieliśmy herbatę w termosie, a żona nagotowała jajek i było miło. Pobiegały sobie za wszystkie czasy...
- W sobotę? Panie Gieniu, w sobotę było jeszcze szaro, śnieg leżał, musiałem odgarniać, żeby bramę do garażu otworzyć.
- Ale z pana żartowniś, panie redaktorze, jak zawsze...
Wchodząc do swojego pokoju miał niejasne wrażenie, że zapomniał o czymś. O czymś bardzo ważnym.

2. Gorączka

Żar wlewał się prze otwarte na oścież okno pokoju i mimo klimatyzacji ustawionej na maksimum chłodzenia wszystko zdawało się topnieć. Nawet ekran monitora stracił wyrazistość i litery stały się obłe, śliskie, wędrowały swoimi szlakami i tracąc dyscyplinę wyłamywały się z równych rządków. Nigdy tego nie skończę - pomyślał Marek. Kogo interesuje zebranie durnej rady osiedlowej? Wszyscy powyjeżdżali na wakacje, chyba nawet kundle uciekły na północ, przeczekać ten skwar. Przecież myśli się topią od tego upału, nikt nawet nie ogląda telewizji, nie wspominając o czytaniu gazet... - ciągnął użalanie się nad sobą. W zeszłym roku tak nie było, pamiętam, było wręcz chłodno... pamiętam? Boże, nawet nie pamiętam, jakie lato było w zeszłym roku.. Chyba jednak chłodne... Uruchomił przeglądarkę, wpisał "prognoza pogody archiwum" i nacisnął guzik "szukaj". Zaciekawił go odnośnik "Globalne ocieplenie - statystyki ostatnich dziesięciu lat". Sprawdził poprzedni rok - średnia temperatura lipca - 32C, sierpnia - 34C. Zupełnie mi się miesza od tego gorąca... Przecież faktycznie - pojechałem z żoną do Szwecji... tak? A może do Hiszpanii... Chyba muszę jednak wziąć urlop. - pomyślał i wyłączył komputer.

Wracając do domu pamiętał, żeby kupić gazetę. Na szczęście kiosk był w przedsionku biurowca, więc nie musiał stać na słońcu, żeby zdecydować, jaki tytuł dziś wziąć, kogo z konkurencji dziś podpatrzeć.

- Do widzenia, panie Gieniu - krzyknął do stojącego w drugim końcu korytarza starszego mężczyzny.
- Do widzenia, panie redaktorze - odkrzyknął portier, ocierając ręką pot z czoła.

3. Myśli

- Mario - powiedział, bowiem uważał, iż zdrobniale można mówić do koleżanek z pracy, a żona zasługuje na szczególny szacunek na co dzień. - Powiedz mi, dokąd pojechaliśmy na wakacje w zeszłym roku?
- Jak to dokąd? Do Szwecji, a co, nie pamiętasz?
- A nie do Hiszpanii?
- Do Hiszpanii? Coś ty sobie znowu umyślił? Lepiej bierz regularnie te tabletki, bo niedługo zapomnisz, gdzie mieszkasz i wrócisz zamiast do mnie, to do sekretarki naczelnego...
- Ale pamiętam, jak rozmawialiśmy o wyjeździe na południe
- Oj, Marek, naprawdę, bierz te tabletki... Coś się do Hiszpanii przyczepił? Tam nikt nie jeździ na wakacje od pięciu lat, przecież stamtąd wszyscy uciekają już w kwietniu, jak zaczyna się robić gorąco...
- Mario, źle się czuję, wszystko mi się miesza, ten upał mnie wykończy - dodał i wyszedł do swojego pokoju. W głowie miał jak żywy obraz żony w jasnej sukience w ogromne, żółte słoneczniki, siedzącej na przeciwko niego w restauracji i wodzącej palcem po Costa Brava na mapie. I jej uśmiech, że w końcu zobaczy Morze Śródziemne. Coś jest nie tak... Jak mogę pamiętać rozmowę, której nie było - zastanawiał się. Chyba z przemęczenia takich rzeczy się nie dostaje, to przecież nie halucynacje... W jego umyśle zaczęły kiełkować pewne wątpliwości.

4. Zmiany

To dziś mija drugi tydzień - pomyślał, wrzucając tabletki do toalety i robiąc tajemniczy znaczek w miniaturowym notesiku. Lekarstwo, przepisane przez znajomego lekarza powodowało pewien zamęt, lecz jego głównym działaniem było pozbawianie wątpliwości, więc pewnego dnia podjął decyzję, że nie będzie dłużej faszerować się chemią. Miał bowiem cały czas wrażenie, że powinien bardziej się skupić, że to właśnie przez te pastylki coś mu ciągle umyka. Musiał tylko bardzo się pilnować, żeby nie dać poznać po sobie, że świat, który widzi, jest inny od świata, który pamięta. Pocałował Marię i wyszedł do pracy.

- O, przepraszam bardzo - powiedział, wpadając na jakiegoś mężczyznę.
- Nie szkodzi - odparł tamten. - Coś pan redaktor dziś zamyślony... Dużo pracy?
- Niee... - to znaczy tak trochę - odpowiedział Marek, zastanawiając się, kim jest ten człowiek. - Myślę nad trudnym tematem...
- To powodzenia, a jak pan ostatnio dowalił tym ze służby zdrowia.. no, no, gratuluję, pewnie teraz szykuje pan coś naprawdę ekstra?
- Nie mogę powiedzieć, naprawdę, przeczyta pan jeszcze w tym tygodniu, niech tylko skończę - skłamał. - Przepraszam, ale się spieszę, do widzenia.
Wyminął mężczyznę, nie patrząc mu w oczy i przyspieszył kroku. Po chwili już siedział przed komputerem w swoim maleńkim pokoiku.

Kto to był? Często zapominam imiona, ale nigdy twarzy... - zastanawiał się, włączając i wyłączając na przemian Caps Lock. Czy to też ktoś, kogo nie ma w mojej pamięci, a istnieje realnie? Lepiej zabiorę się do pisania, bo szef znowu zacznie dociekać, dlaczego godzinami gapię się w ekran, a nie piszę ani linijki. Po chwili na monitorze zaczął ukazywać się tekst reportażu ze schroniska dla zwierząt.

5. Zmiany

Tego dnia widać było, że lato ma się ku końcowi, w biurze temperatura spadła poniżej 25C i dało się jakoś pracować. Miarowe klikanie klawiszy zakłócił dźwięk telefonu.
- Marek!
- Witam, szefie!
- Jak daleko jesteś z tym tekstem?
- Właśnie kończę, myślę nad konkluzją, żeby nie było za ostro...
- A co napisali inni?
- Nie wiem, nie czytałem jeszcze, ale skoczę na dół, do kiosku i kupię inne gazety
- Gdzie na dół? Do jakiego kiosku? Chcesz lecieć na Rynek?
- Nie, no tu, do naszego, obok portierni...
- U nas nie ma żadnego kiosku, znowu coś ci się miesza? Wyślę Gienka, niech kupi i ci przyniesie, a ty pisz swoje lepiej...
- Dobra, za dwadzieścia minut będzie gotowe...
Jak to nie ma kiosku? To też się zmieniło? Jeszcze rano był, przecież zerknąłem na nowy numer "Obcych wśród nas" - nie mogło mi się to przywidzieć, nawet pamiętam nagłówki... Wstał i podszedł do drzwi. Zawahał się przez chwilę i nacisnął klamkę.
Na dole, obok portierni była gładka, wyłożona - podobnie jak reszta holu - ciemnym granitem ściana, przed którą stała w donicy gigantycznych rozmiarów monstera.

6. Zmiany. Epilog.

Do widzenia, panie redaktorze - powiedział nieznany mężczyzna w pracowniczym uniformie, uśmiechnął się i pomachał ręką.
Do widzenia - odburknął Marek i wyszedł na ulicę. To dzieje się zbyt szybko, już nie umiem odróżniać, co tylko pamiętam, a co jest rzeczywistością. Boże, najgorsze, że nikt inny tego nie zauważa, nawet z Marią nie mogę szczerze porozmawiać. O, głowę bym dał, że kamienice na Rynku były kolorowe, a nie takie sinoniebieskie...
Przyspieszył kroku, jakby starając się nie zauważać otoczenia.
- Mario - zaczął, stojąc jeszcze w progu.
- Mario? To ty masz jakąś Marię? - odkrzyknęła kobieta i wbiegła do łazienki. Najpierw usłyszał przesuwanie zapadki w zamku, a później płacz.
- Muszę ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego - kontynuował, z twarzą przy żółtej szybie z mrożonego szkła.
- Idź porozmawiać z Marią, wynoś się z domu - odpowiedziała cały czas łkając.

7. Zmiany. Prolog.

Wyszedł do pracy i od razu zaczął biec. Nie chciał się przecież spóźnić na kolegium redakcyjne - szef miałby pretensje, może nawet i słuszne - to byłoby już czwarte kolegium, na które się spóźnia. Odruchowo spojrzał na wystawę kiosku, wklejonego, jak niechciane dziecko, między dwie kamienice. Niewidzącym wzrokiem przebiegł po nagłówkach co bardziej kolorowych gazet i popędził do pracy.
Siadając na niewygodnym krześle w modnym ostatnio stylu - chromowe rurki i plastikowe siedzisko wielkości dziesięciogroszówki - miał nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniał. O czymś bardzo ważnym.


Inowrocław, 4 stycznia 2004
Opublikowano

Kurka, niepokojący tekst... bardzo dobrze skrojony, skromnie i bez przesady, na zasadzie przykładów. Ale bardzo niepokojący... nie lubię modnych określeń: wyobcowanie etc., ale tutaj chyba przydałby się jakiś modny termin, chociażby scena o Marię.

Zastanawiam się czy "obcy wśród nas" nie jest zbyt jajcarskie - tzn. reszty nie odczytywałem jako wyrazu porwania przez obcych ;), doszukiwałem się raczej amnezji o podłożu ziemskim niż kosmicznym. Jak mawiał Daukszewicz, "chyba że się mylę" ;)

Fajnie, Doktorze, znacznie lepsza próbka mowy rozwiązłej od wcześniejszych, które czytałem. Nieco przezroczystsza stylistycznie. In plus.

Opublikowano

Stylistycznie text niezbyt wyszukany. Choć może pewne ubogość formy pasuje do treści. Co do tej zaś, to przewijały mi się przed oczami obrazy "Pięknego Umysłu" i "Życia, którego nie było". Nie wiem, czy to zamierzone, ale skojarzenia są dość silne. Czyżby inspiracja?

Utwór, jak już przedmówca stwierdził, niepokojący. Czy wybitny? Nie, raczej nie... raczej nie zapadnie mi w pamięć [;-)] na dłużej.

Opublikowano

No, proszę, wyrasta nam nowa gwiazda krytyki :)
A tekst uczciwym sumptem skrojony, choć bywały lepsze.
Najbardziej się cieszę, że świeży. No, i ja lubię hoolywoodzkie
filmy o kalekach, choć np. w Wyborczej nieustannie próbuja mi
je obrzydzić. Wolę je od kaleków polskich - Bogusia L. płaczącego
do kobiety samotnej, że nigdy nie było mu tak dobrze :) Ale to oczywiście
kwestia gustu, ktorego często nie mam i nie zrobiłem Kariery...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Czy wspomniana w tytule łączy się z czasem? Odpowiedź wydaje się być oczywistą. Popatrzmy zatem razem, Czytelniku. Najpierw w przeszłość, a kto wie - może zarazem do innego wymiaru? Tak czy inaczej: spójrzmy do świata istniejącego "Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... " George Lucas najprawdopodobniej celowo pominął innowymiarowe odniesienie, chociaż Gwiezdna Trylogia jest cyklem filmów, stworzonych przede wszystkim z myślą o Przebudzonych. Co oczywiście nie przeczy prawdzie, że i Nieprzebudzeni mogą je oglądać.     Popatrzywszy, przenieśliśmy się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Moc samoukryta istotowo tak w jednym, jak w drugiej, skierowała nas na Courusant, stolicę Republiki, gdzie Zakon Jedi miał swoją Świątynię, a Galaktyczny Senat swoją siedzibę. Jesteśmy na jednej z ulic miasta, zajmującego - czy też obejmującego - je całe. Zgodnie ze słowami Mistrza Jedi Qui-Gon Jinna, skierowanych w jednej ze scen "Mrocznego widma" do Anakina Skywalkera: "Cała planeta to jedno wielkie miasto". Rozglądamy się,  widząc...      Widząc wspomniane miasto, złożone przecież nie z czego innego, jak z przejawów kultury architektonicznej właśnie. Wieżowców, które nawet przy wysokim poziomie technologii budowlanej uznalibyśmy za niesamowite. Jesteś, Czytelniku, pod sporym wrażeniem. Może dlatego, że to Twoja pierwsza tutaj wizyta? Ja jestem pod trochę mniejszym; wędrowałem już z Przewodnikiem po światach-planetach jego galaktyki.    Gdziekolwiek sięgnąć spojrzeniem, wokół czy do  góry po ścianach budynków, jest bardzo czysto. Na wysokości piętnastego piętra znajduje się pierwszy - najniższy - poziom ruchu pojazdów powietrznych. Przesuwają się powoli, niemalże dostojnie, jeden za drugim w tę samą stronę w zbliżonych odstępach. Przeciwny kierunek ruchu urzeczywiatniany jest pięć pięter wyżej, na wysokości dwudziestego. Jeszcze wyższy, biegnący ukośnie do wymienionych, to już dwudzieste piąte piętro. Dźwięki emitowane przez ich napędy są tu, na ulicy, prawie nie słyszalne. Idąc  kilkadziesiąt kroków w prawo od miejsca, w którym znaleźliśmy się, a przyłączywszy się jakby pochodu wytwornie ubranych ludzi, docieramy do imponującego gmachu jednego ze stołecznych teatrów. Najwidoczniej trafiliśmy do świata kultury wysokiej, chociaż - co jest nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne - są tu też sfery (przestrzenie? dzielnice?) zamieszkałe przez osoby kultury niższej. Nadchodząca z przeciwnego kierunku postać o charakterystycznie zielonej skórze wydaje się być Mistrzem Yodą. Zatrzymuje się przy nas.     - Udajecie się na przedstawienie? - pyta głosem, brzmiącym dokładnie tak, jak we każdym z epizodów. Gdy tylko odpowiedzieliśmy, Moc - najpewniej według sobie tylko znanego powodu - przenosi nas bądź przemieszcza na Endor. Do porastającej całą jego powierzchnię puszczy, zamieszkałą z dawien dawna przez Ewoków. Których kulturę trudno, z racji etapu ich cywilizacyjnego rozwoju, zaliczyć do wyższej. Wygląda na to, że w naszej podróży mamy więcej szczęścia niż swego czasu Luke ze Hanem i Leią: napotkany tubylec okazuje się należeć do starszyzny miejscowego plemienia. Rozmowa przy ognisku, po wzajemnych prezentacjach, opowiedzeniu skąd pochodzimy i po ich, hałaśliwych co prawda, relacjach z niedawno stoczonej bitwy ze imperialnymi  szturmowcami, przechodzi do tematu kultury zwierząt.    - Zwróćcie uwagę na przykład na ptaki - zagaja jeden ze Starszych. - Trudno odmówić im pewnych zwyczajów, a nawet rytuałów, prawda? Taniec godowy... sposób budowy gniazd przez określone gatunki... ozdabianie tych pierwszych według osobistych pomysłów - których pojawianie się oznaczać może albo wyobraźnię, albo impulsy Mocy... wspólne dbanie o pisklęta..  wreszcie szacunek samców do samic - czy nie stanowią one przejawów kultury?                       *     *    *      Teraz spójrzmy w przyszłość. Odległą z naszego - obecnego punktu widzenia - bowiem rok dwa tysiące trzysta pięćdziesiąty minął sto dwadzieścia trzy lata temu, mamy więc dwa tysiące czterysta siedemdziesiąty trzeci. Śmierć jako jednostka chorobowa przestała istnieć,  a wraz z nią - czy też raczej przed nią - wyeliminowano starzenie się organizmu. Ludzie żyją jako wiecznie młodzi. I nieśmiertelni. Wizja z filmu "Seksmisja" została daleko w tyle. Setki, jeśli nie tysiące godzin badań i technologie medyczne doprowadziły do  przełomu, umożliwiając zaistnienie takiego właśnie świata. Bez względu jednak na to, czy jest to utopia, której istnienia pilnują członkowie specjalnie wyszkolonych oddziałów, czy taki świat może rzeczywiście zaistnieć - a może już zaistniał - w jednym z askończonej ilości wymiarów, kultura tamtejsza wyrasta wprost z ówczesnej - naszej. Wyrasta jako przejaw części ludzkiej natury, azależnej od czasu i przestrzeni. Od planety.  A nawet od wymiaru, o ile kultura stanowi cząstkę także ludzkiego - umysłu, ale i duszy. Azależnej od jakiegokolwiek organizmu, mało tego: wpływającej nań energią przeżytych doświadczeń.    Minął świat - a może jednak trwa? - przedstawiony w gwiezdnowojennych Trylogiach. To samo pytanie można postawić, albo żywić wątpliwość, odnośnie do starożytnych światów: chińskiego, hinduskiego, grecko-rzymskiego, lechickiego czy też słowiańskiego wreszcie. A może nie tylko ich?     Jakkolwiek jest, kultura płynąca z tego samego źródła, od którego pochodzą czas i przestrzeń, zdaje się mieć metafizyczny - w dosłownym znaczeniu tego wyrazu - charakter. Dlatego łączy z istoty swojej natury. I dlatego dzieli; tak samo jak prawda, z tego samego powodu. Światy duchowe, materialne i te funkcjonujące na przenikalnej przecież granicy. Świat ludzi i świat tych zwierząt, których poziom świadomości kieruje do tworzenia i utrzymywania zorganizowanych społeczności, jak na przykład pszczoły, bądź czy też oraz do zakładania rodzin.     Bowiem czy łączenie i dzielenie nie stanowią dwóch stron tej samej całości?      Kartuzy, 25. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Smutek  Otwiera każde drzwi    A miłość  Ukrywa się    W leśnej gęstwinie    Co jest między nami  A co przeminie    Nigdy nie poznasz prawdy    Bo już nie otworzysz Żadnych drzwi   
    • jak to jest nikt nie wie do jednych kobiet stoi kolejka a innych nikt nie zauważa i mężczyzn powie pan tak to racja i mężczyzn   one takie zwykłe nijakie krzątają się w kuchni teatrze oni zwyczajnie przeciętni kran wymienią coś dokręcą cóż w nich jest takiego   inne na rzęsach stają tak długich że oczy zakrywają inni wciąż na siłowni twardzi prawie że ze stali mimo to kolejki nie ma   tylko ciągłe przyjęcie towaru
    • mam cię wszędzie, blisko, pewno, światłem, w mięśniach, dziś bez jutra. gdy bujamy się do techno, gdy szukamy czegoś w chmurach.   mam nadgarstki dogmatami rozświetlone słono, lepko. kogoś mamię? ktoś się mami, ktoś zlizuje z nich twą rześkość.   mam modlitwę rozpieszczoną pod językiem, a w niej ciebie. bliskość, pewność moją chłoną. zanim świt - pobędą w niebie.
    • @violetta czasami. Niektórzy. Dzięki za zajrzenie :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...