Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Lekki, przyjemny wiersz,

mimo że traktuje o rozstaniu, to nie sposób się nie uśmiechnąć czytając :)

Ale się przyczepię troszkę :

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Trochę ta pointa mało elegancka w moim odczuciu,

tak semantycznie jak i brzmieniowo, a gdyby tak, np. - o malowane motyle ? ; o te głupie motyle ?- to tylko propozycje rzecz jasna, resztę zostawiam w spokoju i ulatniam się na motylich skrzydełkach :))

(Ech, gdyby nie ta masa ;p)

 

Pozdrowionka :)

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiesz Deonix, że ja Twoich rad raczej zawsze słucham, bo dobrze radzisz, na lepiej, nie na gorzej. Bardzo serdecznie dziękuję, pozdrawiam :))

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tu mi skrzypi.  

Moja propozycja 

 

motyle odfrunęły
obraz już na ścianie
a ty obrażony
czy na mnie kochanie?

patrzę, nie rozumiem
co się w tobie kryje
czyżbyś był zazdrosny
o głupie motyle?

 

Pozdrawiam

 

 

 

 

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj @8fun dziękuję za czytanie i wizytę, jak zauważyłeś, wiersz jest na  siódem, jak zmnienię wg propozycji, to pojawiają się piątki i szóstki, nie pasuje mi to, poza tym nie mam przyjemności nazywać gościa kochaniem. Ale i tak dziękuję. Pozdrawiam :))

Opublikowano

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


"nie przyszłam dzisiaj miły" wprowadziło mnie w błąd Przepraszam.

Pierwsza zwrotka (ABAB) odstaje od trzech pozostałych układem rymów.
 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

motyle — chwile Rym częstochowski "motyle motyle zaczekajcie choć chwilę"
łąką - piątą Rym gramatyczn.

godziny - miły   (asonansowy?)

ścianie - mnie (?)

tyle — motyle - chwilę (Rym częstochowski powtórzenia)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Nie śmiałbym pouczać.

To są tylko moje przemyślenia.

Czytając/pisząc, nie przywiązuje wagi do liczby sylab, układu rymów itp. technicznym zasadom pisania. 
 

Wiersz dobry to taki który obudzi moją wyobraźnię, wprowadzi w stan zadumy, bez względu na ilość sylab.  

Oczywiście to tylko moje zdanie.

 

 

 

 

Opublikowano (edytowane)

Już kiedyś pisałam na forum, że kocham motyle, sama 'utkałam' je w swoich próbkach wierszowania...

gdzieś tam sobie siedzą i gdy widzę/czytam o nich w kolejnym, pojawia się uśmiech na mojej twarzy.

Przecież one częstują nas kolorami - za darmo... :)

Wiersz, powiedziałabym, dziewczęcy, lekko potraktowany, no i są w nim -  m o t y l e.

     o te głupie motyle .... słowo.. głupie.. dało mi trochę po łbie, dlatego wdzięczna za ich barwy,

przeczytałam sobie... o kolorowe motyle... :)

Pozdrawiam.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W pierwszym zamyśle było 

czyżbyś zazdrosny bywał 

normalnie, o motyle?

później miało być kolorowe, ale już ten przymiotnik jest w drugiej zwrotce, więc nie pasowało powtarzać i zostały głupie motyle, nie chodzi, że motyle są głupie, tylko że nie warto o nie być zazdrosnym. Żadne inne określenie na ten moment, nie przychodzi mi do głowy. 

Bardzo mi miło, że czytasz moje wiersze :)))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludożerka.   Pozdrawiam
    • @Berenika97 Prusy Wschodnie(Ostpreußen) to nie okolice Olsztyna- choć tak się teraz mówi, ale nie do końca zgodnie z prawdą. Przez całą swoją historię- za wyjątkiem krótkiego czasu zaborów i dwudziestolecia międzywojennego, Warmia nie należała do Prus Wschodnich- dlatego zachowała wiarę katolicką- Prusy Wschodnie to protestanci. Olsztyn był stolicą rejencji południowej Warmii z gwarą warmińską mazowiecką- dialekt olsztyński.   Ciekawy tekst z przyjemnością przeczytałam, a po "Gromadzie" śladu nie ma już- szkoda.  Tak były dwa światy- i jeszcze pokutują.      
    • @infelia Czytałam Twój wiersz jak niezwykłą opowieść, pięknymi słowami i obrazami. Wiersz magiczny, ale z magią trzeba uważać - można w nią za bardzo uwierzyć. :)
    • @Nata_Kruk Bo był potężny bardzo. Migrena ważył około 100 kg. Tyle co ja.... Nata !!!! Ja nie mogę .... Ten Piszczyk, i ja ciągle teraz widzę. jak my oboje na tych schodach.... Marzenia:) Dziękuję :)
    • Dawno temu, osiemset metrów pod ziemią, na pokładzie Idy, gdzie czarne pyły gryzły płuca górników jak wszy - harował koń - Łysek. Na grzbiecie nosił kamienny oddech kopalni, w oczach światło lampki karbidowej, w nogach tysiące ton węgla. Kości dzwoniły jak łańcuchy, kopyta tłukły w skałę - aż iskry gasiły ciemność. Morcinek opisał to w swej noweli. Zabawny gość, co widzi cierpienie w rytmie kopyt. Rządy Władysława Gomułki - ascetycznego sekretarza jak kość obgryziona z chleba - wypchnęły konie z kopalń. Maszyny wdarły się tam, gdzie mięso i kopyta znały drogę. Żelazne szczęki zamiast mięsa, w partyjnych gazetach -  że konie i emeryci przeżerają Polskę jak pasożyty w trzewiach narodu. Łyska wpakowano na ciężarówkę. Z innymi skazanymi na śmierć końmi wywieziono do Francji - krainy ludzi, co jedzą konie jakby chcieli zagryźć ich dusze, popić winem, zagryźć żabą, udawać ucztę bogów. Zwariowani dziwacy, co Marsylianką chwalą ociekającą krwią gilotynę. W rzeźni pachniało krwią, rury ciekły parą jak żyły przecięte brzytwą. Pan Galambosz pił kawę, zalewając się w trupa. Łysek spojrzał mu w oko - i wygrał. Zamiast noża - furmanka. Miska obroku. Pijacka przysięga: kto dowiezie - przeżyje. Śpiewała o tym pani Rodowicz – swym namiętnym głosem zachęcając : „wio koniku…” Lecz Galambosz to była  francuska  moczymorda. Po miesiącu kupił dostawczaka Renault i wyrzucił Łyska  z podwórka w pizdu, jak psa zdechłego w gnoju. Koń błąkał się po Polach Elizejskich, z pyskiem otwartym jak rynsztok, aż trafił na plac Pigalle, gdzie, jak przekonywał nas oficer Abwehry Hans Kloss, są najlepsze kasztany. Kloss miał stosunki ze SS-Sturmbannführerem Brunnerem, pokazał je w serialu „Stawka większa niż życie” Konic z Morgensternem. Polska już miała miec stosunek z bestią ze wschodu ale szczęśliwy przypadek nie dopuścił do tragedii. Bo ta czerwona cholera na glinianych nogach przy pomocy Gorbaczowa i Jelcyna rozpadła się jak trup, rozdęty, cuchnący, którego nikt nie chce grzebać. Ale bestia wciąż zabija. Na szczęście - nie u nas. To były dla Polaków czasy piękne i trudne. W euforii doszczętnie zgłupieli. Wybrali agenta bezpieki, Bolka, na prezydenta. Dali się prowadzić jak stado ślepych cieląt w rzeźni historii. Łysek padł na ławkę, kopyta sterczały jak krzyże, brzuch lśnił w słońcu - straszył spacerowiczów kutasem większym niż pomnik Lenina. Stary Kowboj znalazł go tam, złapał za grzywę, pognał na statek dla emigrantów - krwawiących jak cielak w rzeźni. Kowboj został poganiaczem bydła w Ameryce Południowej. Skóra spaliła się w słońcu, serce zżarły muchy prerii. Jerzy Michotek śpiewał o tym: „nad ranem gdy kowboje wypędzali bydło w step....", a echo niosło śmierć po suchej trawie, co drżała jak skóra zdarta z człowieka. Kowboj umarł, kumple ciało przykryli  kamieniami, by Salvatore Allende nie wyrzucił go z helikoptera do oceanu w imię rewolucyjnego bilansu, że ilość żywych i martwych zrzucanych do oceanu musi się mu bilansować. Allende, ten samobójca historii - padł w pałacu jak szczur rozszarpany przez własne, ludzkie psy ochrony. Łyskowi strzelili z Remingtona w łeb. Czy zginął? Michotek bredził o wietrze i trawach - jakby człowiek był trzciną, bezbronną, łamliwą, krwawiącą - jak ta Hanka od Staśka Apasza, zadźgana nożem w bramie, o czym  lamentował Grzesiuk. Legenda mówi -  Łysek przeżył. Nazywał się Qń - pseudonim operacyjny albo symbol przetrwania. Skończył studia, został mecenasem, łeb większy niż boisko, kopyta wykrzywione jak po chorobie Hainego - Medina. Awanturnik, wrzeszczący w Sejmie, krzywa bestia naszych czasów. Jest, jaki jest. Chyba że znowu zemdleje. Łysek z pokładu Idy - legenda. Nie koń, lecz krzyk rozszarpany, kopyto wbite w twarz historii. Źrebaków Łyska już nikt nie znajdzie. Pieprzona Unia Europejska rządzi. Łąki puste, ziemia zarośnięta, konie z duszami znikają jak górnicy przykryci pyłem, zakopani w szybach, w ciemności, bez powrotu. Arrivederci.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...