Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 "Światełko Świetlika" 

Autor

Marcin Elsi Elsner

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

I

Mówi Pieprzony Pamiętnik Z Otchłani Społeczeństwa.

Śmierć Nie Jest Dalej, Niż Następne Uderzenie Serca.

Oto Historia Tajemniczej Róży Z Zwiastunem Dziecka.

Trzymając Alkohol W Rękach W Domu Była Nieobecna.

Wśród Latających Talerzy, Źródło Jest Nieznane.

Wszyscy Widzą, Jak Piorun Niszczy Rodzinny Fundament.

W Samotności Wodospadzie, Modlitw Iskierka I Przetrwałem.

Czeka Mnie Dom Dziecka, Gdy Ojciec Przy Mnie Klękał.

Kamień Spadł Mu Z Serca Mając W Dłoniach Przeznaczenie.

Przejął Nade Mną Opiekę.

Matka Trzyma Do Praw Klucze.

Światełko Świetlika Rozkwita W Kłamstwach Tajfunie.

Budzi Na Ścianie Widok Grzyba, Flaszki Na Stole.

Z Kochanka Do Kochanka. Mamo Nie Płacz Proszę!

Twojego Kochanka W Deszczu Gonie.

Ma Wszystko Gdzieś.

Bez Niego Klamkę Pocałuje. Mam Dopiero Lat Sześć.

 

Mamo, Nie Rzucę Świata Pod Nogi Skoro Po Nim Stąpasz.

Będę Spać Na Strychu. Chcę Tylko Kartkę, Filok I Compact.

Pamiętam, Jak Dziś, Gdy Moje Ramię Było Chusteczką.

Wybaczałem, By Zrozumieć, Że Inną Poszłaś Ścieżką.

Chodź Było Ciężko, Usiadłem Tam Patrząc W Gwiazdy.

Wziąłem Długopis Pisząc, Że Nikt Nie Jest Doskonały.

Labirynt Słów Non-Stop Prześladuje Mnie W Powietrzu.

Na Płótnie Relacji Receptur. W Opowiadaniach Wnętrzu.

Ku Nieznanemu Szczęściu W Zwierciadle Rzeczywistości.

W Otaczającej Ciemności, Staram Się Być Pochodnią.

Obliczem Na Poddaszu Kamienicy, Nawet Gdy Jest Chłodno.

Chcę Wyrażać Więcej, Niż Kiedykolwiek Mogę Powiedzieć...

Powinieneś Wiedzieć. Masz Jednego Ojca. Jedną Matkę.

Nie Nabyłem Przeżyć Przypadkiem, Więc Je Opisałem.

To Przez Ciebie Teraz Tutaj Staje, Unosząc Mikrofon.

Pozwól Powiedzieć, Że Wartości Rodzinne Zabił Alkohol.

Opublikowano (edytowane)

Byłam na Twoim blogu. Czytałam. Aż nie mogę uwierzyć, że to prawda? Ale przecież nie wymyśliłbyś tego wszystkiego. Wrócę jeszcze tam, jak będę miała więcej czasu. Trzymaj się mocno! 

Teraz rozumiem, dlaczego piszesz wszystko z wielkiej litery, ale to nie do końca dobre,   

mimo wielu nieszczęść, masz szczęście, że emocje wyrzucasz pisząć, doceń to. Poezja- Ucieczka, Ratunek, Ochrona

Na razie, jeszcze wrócę :)))))?

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Rafael Marius To miałeś rzeczywiście inne doświadczenia. W mojej rodzinie głową była Babcia, podobnie było w rodzinie męża, ale obie już nie żyją. :(  Ale teraz są ich następczynie, którym praca zawodowa nie przeszkodziła i nie przeszkadza grać pierwsze skrzypce w rodzinie. :) 
    • @andrew     Twój  wiersz to przejmująca refleksja o utracie bliskości i przemijalności relacji. Smutny ale piękny! 
    • @Christine dziękuję 
    • Kocham święta. Naprawdę. Kocham tę przedziwną, coroczną metamorfozę ludzi, którzy przez jedenaście miesięcy potrafią się nie zauważać w windzie, a w grudniu nagle mówią sobie „dzień dobry” z intonacją jak z reklamy margaryny. Bóg się rodzi, moc truchleje, a człowiek – choć na chwilę – udaje lepszą wersję samego siebie. W grudniu nawet ja jestem łagodniejszy. Uśmiecham się do kasjerek, nie przeklinam pod nosem w korkach (no, przynajmniej nie głośno), a na widok choinek w marketach czuję coś na kształt wzruszenia, pomieszanego z lekką irytacją cenową. Ale generalnie – atmosfera miłości przedświątecznej działa. Przynajmniej do momentu, kiedy trzeba zaparkować samochód. Od lat wigilijne potrawy rybne to moja działka. Nie dlatego, że tak bardzo się na tym znam, tylko dlatego, że ktoś musi. A skoro ktoś musi, to padło na mnie. Kupuję ryby od dwudziestu lat w tym samym sklepie rybnym na rynku w Pruszczu Gdańskim. Jem to, co kupuję, i – co ważne – wciąż żyję. To, moim zdaniem, najlepsza możliwa rekomendacja. Jedyny problem, jaki pojawia się co roku, to kolejki. Przed świętami nie są to kolejki – to są procesje. Ludzie stoją w nich z minami męczenników, jakby zakup karpia był formą pokuty za całoroczne grzechy. Parking przy rynku? Zapchany. Samochód przy samochodzie, każdy w trybie „polowanie”. Krążę więc jak sęp nad sawanną. Kółko. Drugie. Trzecie. I nagle – cud. Audi wyjeżdża. Jest miejsce. Widzę je jak objawienie. Czaję się. Wjeżdżam. Parkuję. Tradycyjnie – łamiąc przepisy ruchu drogowego, ale w sposób elegancki, z wyczuciem i świąteczną intencją. Wyłączam silnik i czekam na tę błogą ciszę po walce o byt. I wtedy… KLAKSON. Nie taki zwykły „pik”. To był klakson z pretensją. Z żalem. Z oskarżeniem. Wysiadam, odwracam głowę i widzę ją. Atrakcyjna blondynka. Wzrok bazyliszka. Taki, którym w średniowieczu można było zamieniać ludzi w kamień albo przynajmniej w poczucie winy. – Nie widział mnie pan? Chciałam tu zaparkować – mówi głosem, który jednoznacznie sugeruje, że widziałem. I że zrobiłem to specjalnie. Mam alergię na podniesiony głos. Ale kiedy podnosi go kobieta, uruchamia mi się tryb dyplomatyczny. Więc odpowiadam łagodnie, z nutą autoironii: – Gdyby to było dwadzieścia lat temu, na pewno bym panią zauważył… ale dziś? I tu popełniłem błąd komunikacyjny dekady. Bo ja mówiłem o sobie. O wzroku. O wieku. O tym, że człowiek nie jest już tym samym drapieżnikiem parkingowym co kiedyś. Ona natomiast zrozumiała to tak, że właśnie nazwałem ją starą. Zimne spojrzenie. Cisza. Emocjonalny mróz. Powiedziała „dziękuję”. Ja – odruchowo – odpowiedziałem „nie ma sprawy”. I rozeszliśmy się w poczuciu kompletnego nieporozumienia. Poszedłem do sklepu rybnego. Kolejka – trzydzieści metrów. Wtedy przypomniałem sobie, że nie mam karteczki z listą zakupów. Żona mi napisała, co mam kupić. Zapomnę – zmieni zamki. To nie jest metafora. To realna groźba. Wracam do samochodu. I wtedy zauważam napis. Na moim brudnym, zimowym aucie, palcem, z godnym podziwu charakterem, ktoś napisał jedno słowo: FIUT. Natura i pogoda tego nie zrobiły. To był czyn ludzki. I nagle skojarzyłem twórczynię. Nie obraziłem się. Nawet trochę mi zaimponowała. Krótko. Dosadnie. Bez interpunkcji. Biorę kartkę, wracam do kolejki… I kogo spotykam? Moją blondwłosą znajomą z parkingu. – Dzień dobry. Znów się spotykamy – mówi głośno. A potem ogłasza całej kolejce: – Ten pan bezczelnie zajął mi miejsce na parkingu. Nie mogłem zostać dłużny. – A ta pani – mówię – napisała mi na samochodzie „fiut”. Ale nie mam pretensji. Urodziłem się w ubiegłym wieku, w środku szóstej dekady. Mogła napisać „stary fiut”. Skoro tego nie zrobiła, uważam, że jesteśmy kwita. Kilka osób się zaśmiało. Reszta nie zrozumiała albo nie słyszała. Śmiałem się ja. Śmiała się ona. Złożyliśmy sobie życzenia świąteczne. I wtedy pomyślałem: można się pokłócić, można coś o sobie napisać, można kogoś nazwać fiutem, a potem… podać sobie rękę. I może właśnie na tym polega magia świąt. Nie na tym, że jesteśmy idealni. Tylko że potrafimy się z siebie pośmiać, zanim zdążymy się znienawidzić. A czy ja jestem fiutem? Być może. Ale przynajmniej świątecznym
    • @infelia jak zwykle u ciebie, sporo się dzieje, jeśli talerz wylizuje, to znaczy że mu smakuje, w sumie moje ego zostałoby połechtane, gdyby mój chłop tak robił a nie wybrzydzał  nad filiżanką wody :P 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...