Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

dzień pogodny

maluje się na niebie

słońce wstało

podąża hen

zza horyzontu już wyjrzało

 

w polu szumi złoty len

 

gdy wiatr gałązką poruszy

z lipy zlatuje liść

na łące siano się suszy

być może idzie na deszcz

 

i tak w zachwycie płynie

myśl o sierpniowej porze

wznoszę oczy ku górze błękitu

a usta szepczą

kocham Cię Boże

 

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

to pierwsze czyni ten wiersz jednoznacznie religijnym

drugie zostawia margines na interpretacje, ale jeśli jest to kolejna część już tryptyku, to głosuję za smutkiem

Pozdrawiam

 

Opublikowano (edytowane)

Takie myśli nie są i  mnie obce,  dopadają mnie przeważnie wtedy  kiedy skowronek śpiewa, oczy łzawią od  woni więdnącej a w przeddzień skoszonej trawy, słońce praży a brzęczące muchy, osy i temu podobne  wiatru gorące podmuchy  unoszą  hen pod chmury :)

 

Serducho za pomysł i letni widoczek ale nad tekstem jednak popracowałabym jeszcze.

Myślę, że dobrze byłoby poprawić rytm i zdecydować się czy  wiersz będzie rymowany czy nie.

 

Tak na szybko...

 

kolejny dzień pogodny

maluje się na niebie

słońce wstało przed chwilą

by swoją droga podążyć

zza horyzontu wyjrzało

 

w polu szumi złoty len...

wiatr -  gdy gałązką ruszy

wiśniowy obrywa liść

na łące siano się suszy

być może idzie na deszcz

 

i tak w zachwycie płynie

o porze   sierpniowej myśl

wznoszę oczy ku górze

a usta szepczą cicho

jest  pięknie - kocham Cię Boże

 

Zdarza się że latem spadają liście ze wszystkich  gatunków drzew ale  w sierpniu drzewa wiśniowe są już bezlistne. Zatem ten wiśniowy liść  zgodnie z prawdą i dla zachowania rytmu został użyty :)

Starałam się jak najmniej ingerować  w Twój tekst, stąd, na przykład,  te pięciowersowe  strofy.

 

Wróć do tego wiersza za jakiś czas bo warto :)

 

Pozdrawiam ciepło:)

Bożena

 

P.S.

Smutno mi Boże nie pasuje do tak namalowanego obrazu, trąciłoby kokieterią.

Edytowane przez Bożena Tatara - Paszko (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Ja to co prawda sceptyk jestem, ale jeśli tak myślisz "kocham cie Boże", to nie ma się czego wstydzić i tak wg mnie brzmi lepiej.

A  jeśli chodzi o początek wiersza to z tym słońcem jest trochę zakręcone, słońce wstało , podąża ,i dopiero potem  wyjrzało...

może lepiej (nawet za cenę rezygnacji z rymów) jakoś to uporządkować.

Ale wiersz nastrój naprawdę dobry tworzy i przy tym nastroju rzeczywiście można za ten świat Bogu dziękować (jak się nie jest takim sceptykiem jak ja)

Edytowane przez Freemen (wyświetl historię edycji)
  • 11 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta chiński 500 metrowy radioteleskop bardzo niskich częstotliwości FAST nasłuchuje układ planetarny Trappist-1 w gwiazdozbiorze wodnika, oddalony od ziemi o 40 lat świetlnych, czyli w skali wszechświata znajdujący się o rzut beretem. lecz jak na razie nie stwierdzono żadnych technosygnatur sugerujących istnienie zaawansowanej cywilizacji, co nie oznacza, że nie ma tam życia np roślin czy zwierząt, ponieważ planeta okrążająca gwiazdę znajduje się w tak zwanej ekostrefie a więc woda powinna być na niej w stanie ciekłym, podobnie jak na ziemi...
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Dziękuję za komentarz.   Pozdrawiam :) Te światy są obok siebie, a często patrzymy wybiórczo w zależności od potrzeby chwili i wybieramy jeden, a drugiego zdajemy się nie zauważać. Co jest gorsze, a co lepsze? Nie wiem... nie mnie oceniać. Dziękuję za te kilka słów pod tekstem.   Pozdrawiam :)
    • Bardzo dziękuję za empatyczny komentarz Bereniczko.
    • Tyle złamań to rzadkość. Ja po czołowo - bocznym zderzeniu z ciągnikiem miałem tylko 4, a samochód był do kasacji:). Pozdrawiam. 
    • Wieczór kawalerski, czyli jak wędzenie zamieniło się w ortopedię   Nic nie jest trwałe. Na pewno nie żebra, nie obojczyk i - jak pokazuje życie - nie małżeństwo. Moja przyjaciółka Hania może to potwierdzić. Miała męża, Jana. Już go nie ma. Jak śpiewają Rosjanie: „paszoł k drugoj”. Jego strata. Próżnia długo nie trwała - pojawił się Marcin. Gość w porządku, choć formalista.  A jak formalista, to wiadomo - ślub. A jak ślub, to i wieczór kawalerski.  A jak wieczór kawalerski, to... ortopedia. Ten wieczór zapamiętam na długo. I nie tylko dlatego, że karkówka była tak dobra, że można było ją opatentować jako broń masowego rażenia. Ale też dlatego, że od tamtej pory moje żebra grają na zmianę z obojczykiem koncert bólu, który zna tylko ten, kto próbował zasnąć z klatką piersiową w wersji origami. Wieczór był połączony z wędzeniem - taki kulinarny multitasking. Produkty miały trafić na stół weselny. Trafiły. Ja natomiast trafiłem na SOR. Następnego dnia. Złamanych dziewięć żeber i obojczyk. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale też nikt nie ostrzegał, że będzie aż tak... dramatycznie. Wszystko zaczęło się klasycznie: chłopaki ze wsi, kilka piw, rozmowy o sporcie, narzekania na politykę, grill, karkówka, steki, kiełbasa z nutą dymu i testosteronu. Po kilku godzinach - piątka na pożegnanie. Do domu miałem niedaleko, z górki. I właśnie ta górka okazała się zdradliwa.  Spadł deszcz, droga śliska, a mój telemark wyglądał bardziej jak taniec godowy pingwina. Padłem. Usłyszałem chrobot żeber. Zakląłem. Nie mogłem wstać - ból jakby Chuck Norris kopnął mnie w klatkę piersiową z orbity. Wstałem, zrobiłem kilka kroków i… znów gleba.  Kolejny chrobot. Tym razem obojczyk. Ale o tym dowiedziałem się dopiero na SOR-ze. Proces wstawania przypominał narodziny żółwia z betonu, ale udało się. Ból nieziemski, ale cóż to dla młodego mężczyzny 60+? Dałem radę. Do domu miałem 300 metrów. Zakomunikowałem żonie, że wszystko wyjaśnię rano, umyłem zęby i poszedłem spać. Rano - konsternacja.  Nie mogę wstać z łóżka.  Po kilku godzinach prób, okraszonych przekleństwami i jękami godnymi opery, zrezygnowałem. Rodzina wezwała posiłki - czyli karetkę. Ratownicy po wstępnych oględzinach uznali, że kręgosłup jest cały, i pomogli mi usiąść, używając siły, której nie powstydziłby Hulk. Nie było to przyjemne, ale przetrwałem i nawet nie zawyłem z bólu. Jak już usiadłem, okazało się, że mogę też chodzić - czyli do karetki doszedłem sam, jak bohater filmu akcji klasy B. Kilka godzin oczekiwania na swoją kolej. Indywidualny spacer do RTG, zdjęcie i potem zdziwienie personelu: siedem żeber z prawej, dwa z lewej, obojczyk z przemieszczeniem. Dostałem zakaz chodzenia, więc dalsze procedury już na wózku, pchanym przez pielęgniarza, który wyglądał jakby właśnie wrócił z maratonu. W końcu wylądowałem na sali, gdzie leżało dziesięciu takich połamańców jak ja, czekających na decyzję, co dalej. Obok mnie turysta z Tajlandii z pęknięciem czaszki -pobity przez turystów z Chin. W pierwszym odruchu przeprosiłem go za Polaków, bo myślałem, że to nasi pokazali „gościnność”. Tak zaczęła się moja rehabilitacyjna przygoda.  A wieczór kawalerski?  Cóż... niech będzie przestrogą dla wszystkich, którzy myślą, że po piwie z górki to tylko zjazd do domu.  Czasem to zjazd do ortopedy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...