Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

                Fala -myszą rysowane  2012 r.

 

Myśl , co zamki z piasku buduje,

Tęczą otula świat.

Myśl, co gwiazdy ci obiecuje…

Nocą nie daje spać.

 

Myśl – o pięknym jasnym dniu

I o uśmiechu bliskich,

Gdy inni ludzie mówią ci,

Że jesteś dla nich wszystkim.

 

Myśl szalony podszept duszy.

Rozum mąci zwala cię z nóg…

I nie możesz się już ruszyć.

Szarpiesz się  – daremny trud.

 

Oglądam się za siebie,

Tak jakbym znaleźć chciała,

Czas w którym błędne

Decyzje podejmowałam.

 

Lecz na daremnie szukam.

Bo ciągle mi wychodzi

Ta sama kręta ścieżka,

Po której muszę  brodzić.

 

Więc nie chcę zmieniać siebie.

Na świat też nie mam wpływu.

Daremnie umysł grzebie….

Zniknęła sprawiedliwość?

 

Gdzie się podziały, gdzie zagubiły?

Te ideały, co o niej mówiły?

Za blichtr, za snobizm , chciwość bez dna.

Sprzedali swoje dusze czy szczęście im to da?

2010 r.

Opublikowano

Droga bajago, pomysł, przesłanie bardzo mądre, ale dalej uważam, że trzeba wiersz dopracować.

Tak widzę pierwszą zwrotkę:

 

Pomyśl, kto buduje zamki z piasku?

Tęczą otula świat.

Pomyśl, kto gwiazdy ci zsyła?

Nocą nie daje spać.

 

I tak nad każdą zwrotką się zatrzymać, żeby ją dopieścić.

:)))

 

Opublikowano

Zatrzymam się lecz pisząc nie mialam na myśli pytania kto, tylko takie sobie gdybanie, jak to czasem bywa gdy rozdysponujemy *skórę na niedzwiedziu* lub nagrodę zanim lub o ile ją dostaniemy. Po zgoła 8 latach powinnam mieć dystans do wierszy

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Skoro tak twierdzisz, to zadaj sobie pytanie: czy piszesz tylko i wyłącznie dla siebie? Chyba nie, innym też udostępniasz. Czytając twój wiersz i widząc mankamenty, staram się pomóc, bo też uczę się od wprawniejszych. Więc nie miej mi za złe tego.

:)))

.

Opublikowano

MaksMaro ja tu weszłam się uczyć i każda uwaga jest cenna , wytykajcie  błędy i podziękuję wam za to. Skoro pisałam tak a nie inaczej to oznacza że ... nigdy nie pomyślałam że trzeba by policzyć sylaby , że rym powinien się zgadzać a i to czasem bywa zły...Co ja robiłam na lekcjach polskiego???

 

Opublikowano

U

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Uf ulżyło mi już zaczęłam się podłamywać , co prawda maturę zdawałam niemal 40 lat temu ale jeszcze takiej sklerozy nie mam a na naukę nigdy nie jest za późno:-))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...