Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                 

Gonił zająca pies gajowego                                                                                    

lecz się zasapała poczciwa psina,

za długi dystans jak dla starego,

na swym podwórku może wieść prymat.

 

Zaszył się szarak w gąszczu zielonym                                                                            

nastawił słuchy i nosem kręci,

płochliwie zerka we wszystkie strony,
taki niepewny ten los zajęczy.

 

Serce mu wali jakby obuchem

w dzwon ktoś uderzył chyba dla trwogi,

już wypoczywa, nabrał otuchy,

rozluźnił swoje sprężone skoki.

 

Zagon kapusty znów mu się marzy,

łasuch ten zając, lubi zjeść pysznie

dalej go kusi, chociaż się sparzył,

musi coś zrobić nim się rozmyśli.

 

Wychynął z gąszczu, ślepkami łypie,

noskiem zaciąga w stronę gajówki

to stanie w słupek, to znowu kicnie

i niby z nudów zerka na krówki.

 

W pobliżu nigdzie nie widać Burka

na samą tę myśl, dostaje dreszczy,

pewnie pilnuje swego podwórka

w tym pilnowaniu to on najlepszy.

 

Cichutko zbliżył się do zagonu,

och jakie smaczne kapusty liście,

ze smakiem wielkim, bardzo złakniony

chrupie zielone takie soczyste.

 

Nagle gosposia z domu wyjrzała

truchcikiem sobie na działkę zmierza,

szarak umykał, ona się śmiała,

do serca przypadł jej płochy zwierzak.

 

Liście kapusty pod las rzuciła

niech się pożywi głodna zwierzyna,

pieska z zagrody nie wypuściła

by zamieszania zbędnie nie wszczynał.

 

Szaraczek sobie po polach hasa

i odcień sierści ma znakomity,

gania po łące, gania po lasach
wygląd jest lepszy gdy jest się sytym.

                                                                    11.01.2018r.

 

 

Edytowane przez Bolesław_Pączyński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Całość bardzo miła, do zilustrowania ryciną :), chociaż np. dwie zwrotki są o soczystych liściach kapusty i smaku na nie. 

To powtórzenie powoduje u mnie poczucie, że treść się nieco rozwleka. Co nie zmienia faktu, że wierszyk fajny. :)

Opublikowano

Podoba mi się, poczułam się jak w szkole, gdy czytaliśmy te wszystkie czaple, kruki, lisy. Tylko tu, dla odmiany historia kończy się dobrze, a już było mi żal zajączka, odruchowo przekonana, że morał będzie drastyczniejszy. Jak dla mnie udane + jakbym żywo widziała ten poruszający się nosek, ruchy. Pozdrawiam

Opublikowano

W piątej zwrotce jest wyraz wychynął - co to jest, nigdy nie słyszałam takiego czasownika. Może wychyla się z gąszczu, albo wyjrzał z gąszczu? 

Poza tym wiersz udany, rytmiczny, przyjemnie się czyta, przygoda zajączka zakończona optymistycznie i super.

:)))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

ta psina - czyli poczciwa

 

Po co ta nic nie wnosząca inwersja?

Liście kapusty - brzmi naturalniej.

 

A poza tymi dwiema uwagami - podobasie. Pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

bo ów szaraczek nie świadom jeszcze

miłej gosposi wpadł nagle w oko

zburzył samotność wywołał dreszcze

lwem się wydawał pięknym wysokim

 

i teraz marzy biedna gosposia

co ma nie tylko dużą wyobraźnię

o lwie cudownym co ją pokocha

z którym jej życie przebiegnie raźniej

 

a szarak zawsze będzie szarakiem

i w lwa nie zmieni nikt go - o zgrozo

więc rozpoznajmy kto jest i jaki

by wspólne życie nie było trwogą

:)))

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Musi lec z celi sum.  
    • nie boje się miłości uwielbiam ją bo pomaga zrozumieć uśmiech i płacz   nie boje się miłości będę ją kraść tym którzy jej nie rozumieją   nie boje się miłości bo jest jak baśń która zawsze ze złem wygrywa   nie boje się jej bo  jest światłem które noce upiększa   nie boje się gdyż nauczyła mnie zrozumieć to co w sercu się tli.  
    • Wszystko co im powiedziano, przyjęli że to nie prawda, nie wiedzieli i bez krytycznie to powtarzali    Robili wszystko co im kazano, nie przypuszczali że robią źle Chodzili tymi samymi drogami Co wielki autorytet    A kiedy on dał znak Bez zastanowienia podążali za nim  Wierzyli że idą w imę chwały  więc swoje życie w ofierze za niego dawali I nigdy się nie przekonali że nie podszepnie umarli    Teraz leżą w grobach  puste, zimne twarze  Nie jako bochaterowie, nie jako zbrodnie ale jak marionetki nie świadome niczego  nie są wspominani i nigdy nie będą
    • Idą - choć nikt ich nie woła. W kieszeniach mają wersy, które uciekły im z rąk jak szczury z tonącej metafory. Robią miny poważne, choć słowa mają z waty, a każde zdanie składa się jak łóżko polowe po nietrzeźwej wojnie z samym sobą. Przystają na rogach własnej niepewności: „może napiszemy o świetle?” - pytają, po czym kręcą głowami, bo światło za jasne, a cień za ciemny. Więc stoją w półmroku - idealnym dla niezdecydowanych, tych, co wciąż stroją instrumenty, ale nigdy nie grają melodii. Każdy z nich niesie w plecaku niedokończony wiersz o „poszukiwaniu siebie” - taki, którego nie przeczyta nawet pies, bo pies ma godność i węch do rzeczy skończonych. A między kartkami plecaka czai się ich własny strach - taki, co syczy jak kot wyrzucony z metafory za brak talentu, i drapie, gdy ktoś próbuje napisać prawdę. A jednak idą - zamaszyści jak prorocy własnych pomyłek. Śmieszni, bo chcą pisać o ogniach, lecz boją się zapałki. Groteskowi, bo robią krok w przód i natychmiast krok w bok, jakby tańczyli z losem, który wcale nie przyszedł na bal. I gdy już, już mają ten WIELKI wers (ten, który miał ich ocalić), nagle - bach - wpada im do głowy wątpliwość o smaku marginesu, i cały świat rozsypuje się jak źle sklejona metafora o świcie. Bezradni wsłuchują się w ciszę - tę samą, która niczego nie obiecuje, bo jest lustrem tak krzywym, że odbija tylko to, czego w sobie nie chcą widzieć. Próbują jeszcze raz, z nową odwagą - i znów odkrywają, że wena, ich półetatowa bogini, rzuca natchnienie jak handlarka ryb: byle jak, byle gdzie, byle sprzedać złudzenie. A oni łapią to w locie, jakby to było złoto, choć najczęściej jest to mokra gazetka z wczorajszą pogodą. Tak sobie tuptają, armię poetów udając - każdy chciałby być meteorem, a kończy jako iskra o krótkim oddechu. A może i dobrze - bo w tej ich śmiesznej, roztrzepanej tułaczce jest coś niezwykle ludzkiego: pragnienie, by wreszcie złapać słowo, które nie ucieknie. Bo słowo, które dogonisz, pierwsze cię ugryzie - żebyś wiedział, że było żywe.            
    • @viola arvensis     Twoja POEZJA jest niezmiennie fenomenalna !   w tym wierszu mistrzowsko uchwyciłaś  bolesny paradoks, gdzie to, co naprawdę  łączy, dzieje się poza wzrokiem „zimnych ludzi”, w sferze dusz i ciężkich westchnień.   to arcydzieło udowadniające Twój talent - poezja, która boli i zachwyca jednocześnie.     Wiolu.   Ty jesteś wspaniała !!!!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...