Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spalę się na popiół, jeśli cię nie zobaczę, byłaś moim życiem, moją krwią, moją przyszłością, proszę ukaż się choć na drobny moment, chcę cię zobaczyć, tylko cię ujrzeć na małą chwileczkę, proszę, uchyl zasłony, zjaw się, jeśli możesz, jeśli chcesz.
Możesz mnie przekląć, możesz potępić, możesz się mścić, ale pokaż mi na chwilę swe oblicze, daj znak, że nie wszystko przepadło, że ciągle jeszcze istniejesz, choćbyś nawet nie pamiętała kim byłaś, daj znak, że nie został z ciebie tylko na pół zgniły trup. Czym Boże jest to pieprzone życie, jeśli po nim nie zostaje nic, nic?! Po co to wszystko, po co?
Powtarzał te słowa w myślach aż do znudzenia, choć na zewnątrz zachowywał cyniczny i prześmiewczy wyraz twarzy, kiedy te dwie małe cholerne czarownice wyłaziły ze skóry, żeby wywołać jej ducha, ale wszystkim, co uzyskały, był tylko silniejszy wiatr, który zaczął przenikać ich do szpiku kości. Wkrótce zaczął też zacinać drobny deszcz, Łukasz musiał chronić cyfrową kamerę za pomocą własnej kurtki, ale dziewczyny nie ustawały w modlitwach. Zbudowały na grobie Moniki mały ołtarz, ustawiły tam jej zdjęcie, wystawiły w miseczkach jej ulubione potrawy, wlewały miód i ziarno do ogniska, paliły chleb i kawałki ciasta, głośno odmawiały różaniec. Marek szeptał zdrowaśki razem z nimi, przypomniały mu się Dziady i zachciało mu się śmiać, całą czwórką popijali wódkę z półlitrowej butelki na rozgrzewkę, wreszcie dziewczyny stwierdziły, że nawiązały kontakt z przyjaznym sobie duchem, który pomoże im odnaleźć Monikę Nasako, a potem powiedziały, że Monika jest zagubiona i że przywołać ją może tylko woń krwi, żadne słodycze jej nie omamią, więc Marek, jak w jakimś transie, zgodził się i naciął sobie dłoń kuchennym nożem, i znowu zaczęły się modlitwy, różańce, czekanie i krążąca butelka; słychać było tylko zimny szum jesiennych liści, a wiatr nie dawał im spokoju. W końcu Nina zaczęła jakby rozmawiać z kimś niewidzialnym, w innych okolicznościach by go to rozśmieszyło, ale teraz już mu nie było do śmiechu, tak bardzo pragnął ją znowu ujrzeć. Powoli zaczynał nabierać nowej nadziei, przyłączył się do modlitw dziewcząt, nie zwracał uwagi na zimno, na deszcz, na błoto wytwarzające się pod jego kolanami, na przemoczone dżinsy, zaczął wierzyć, czuć jej obecność, pragnąć jej ze wszystkich sił, a potem, kiedy minuty mijały, a ona nie przychodziła, przyciskał pięści do twarzy i płakał, płakał ze wszystkich sił. W końcu musieli otworzyć następną butelkę, od razu zrobiło im się lepiej, nadal mamrotali modlitwy, a Marek na całego zaczął ciąć się w rękę, z każdym łykiem alkoholu przybywało jedno nacięcie, czym więcej pił, tym głośnej mamrotał:
Moniko, Moniko Nasako, gdzie jesteś, przyjdź, wzywam cię, kocham cię. Patrz Moniko tu jest moja krew, ofiaruję ją tobie, jeśli chcesz, przyjdź, weź moje życie, zawiniłem, zabiłem cię, to ja jestem winny twej śmierci, ja! Moniko, oto czekam, zrób ze mną co chcesz! Wyślij mnie do piekła jeśli chcesz, zasłużyłem na to, ale przyjdź! Spójrz na mnie po raz ostatni tymi swymi ogromnymi oczami, oczami dzikuski, która mnie kochała, uśmiechnij się do mnie jeszcze jeden raz, przytul moją głowę do piersi, powiedz, że nic się nie stało, że mi wybaczyłaś. Przyjdź, do wszystkich diabłów, przyjdź!
Miał nadzieję, ze pozostali nie rozumieją tej jego modlitwy, że nie rozumieją jego słów, wypowiadanych wśród szlochów i jęków, ale oni rozumieli dobrze, nasłuchiwali dobrze. Potem Łukasz zapalił jointa i wsunął Markowi do ust, ten podał go Marcie, Marta Ninie, ale duch nie przychodził. Co pewien czas zrywał się tylko wiatr i sypał im suchymi liśćmi prosto w twarz. Na szczęście przestało padać, zza chmur wyszedł księżyc, zrobiło się niemal jasno. Duchy są tutaj, mówiła cicho Nina, przyszły na stypę, zapach wódki i krwi je zwabił.
Ale Moniki nie ma.
I nie było jej podczas całej ich libacji na cmentarzu, kiedy pili do utraty przytomności i w końcu zaprzestali modlitw, i tylko patrzyli na Marka, jak wije się w błocie, złamany alkoholem i cierpieniem, jak jęczy i pragnie pociechy. I w końcu dziewczyny nie wytrzymały, pierwsza Nina dotknęła jego twarzy i podniosła ją tak, by oświetlało ją mdłe światło zniczy i świeczek. Chłopcze, powiedziała, tak właśnie powiedziała, jakby była Moniką Nasako, która wymyślała dla niego różne pieszczotliwe określenia po polsku, których żadna inna osoba by nie użyła; mówiła do niego: chłopcze, chłopaku, dzieciątko, malutki. I Nina też tak teraz powiedziała: chłopczyku, nie płacz; spojrzał na nią z niedowierzaniem, śliniąc się od nadmiaru alkoholu, patrzył i oczy znowu zaszły mu łzami, wiedział, że to Nina, nie Monika, absolutnie nie Monika, ale nie mógł się opanować i kiedy dziewczyna przygarnęła go do swej miękkiej piersi, nie odmówił, lecz przytulił się gorliwie, łkając strasznie, jak dziecko, a potem spojrzał na nią jeszcze raz i znów się nie opanował, dotknął ustami jej ust. Tymczasem przytulała go już i bardziej zdystansowana Marta, głaskała po głowie, mówiła do niego: dziecko, nie płacz, nie chcę żebyś cierpiał, i znowu coś w tonie jej głosu tak bardzo przypomniało mu Monikę, że nie wypuszczając z objęć Niny zbliżył swe usta do Marty, z nieprzytomnym pragnieniem, jak ryba łaknąca wody, i zaczął ją całować, a Marta nie wydawała się zaskoczona, oddawała z czułością pocałunki. To była przedziwna chwila, kiedy te dwie dziewczyny, dwie kobiety obejmowały go i oddawały mu swe ciepło, jakby były jego matkami, jakby były o wiele starsze od niego i o wiele mądrzejsze, jakby wiedziały wszystko. I tak było, zdały mu się tak stare jak historia ludzkości, mądre jak starożytne boginie; całując na przemian to jedną, to drugą, dotykając ich piersi i pleców czuł się jak syn, który po długiej wędrówce wrócił do domu, czuł się tak błogo, jak jeszcze nigdy w życiu. Dziewczyny, kobiety, tuliły go do siebie i przemawiały do niego czułymi słowami, których niemal nie rozumiał, lecz było mu tak dobrze, że nie potrafił sobie wyobrazić, żeby się to mogło kiedykolwiek skończyć. Zamroczony alkoholem, trawą i ich ciepłem nie zdawał sobie sprawy, gdzie jest i co robi, tulił się do nich coraz bardziej, i bał się otworzyć oczy, aby nie ujrzeć ich prawdziwych twarzy, poznaczonych tysiącletnimi zmarszczkami, tysiącletnią mądrością. Objęły go z obu stron i było mu ciepło, tak dobrze jak nigdy w życiu, i nagle zrozumiał słowa Jezusa: jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Nigdy przedtem nie był taki szczęśliwy. Nawet z Moniką, bo wtedy nie doceniał swego szczęścia, a potem było już za późno.
W przebłysku świadomości zdał sobie nagle sprawę, że warunkiem największego szczęścia jest niezmierzony ból, ogień, przez który trzeba przejść, lecz zyskana nagroda jest krótka jak mrugnięcie okiem. I znowu zostaje tylko tęsknota i walka.
Nagle Nina nie zważając na zimno ściągnęła koszulkę i twarz Marka znalazła się między jej piersiami, ściskanymi jeszcze przez stanik, ale już za chwilę uwolnionymi. Poszukał wzrokiem Marty, żeby jej nie zaniedbać, bo przecież i ona była potężną czarownicą, a Marta też się już rozbierała. Była szczuplejsza niż Nina, ale też atrakcyjna, zresztą w tym momencie w ogóle nie myślał za pomocą słów. Wziął je obie, półnagie, w ramiona, a potem poczuł, że w jakiś irracjonalny sposób elementy całej układanki zaczynają się do siebie dopasowywać, że coraz bardziej zaczyna rozumieć. Wszsytko musiało byc właśnie tak, musiało osiągnąć swój kulminacyjny punkt tutaj, na tym cmentarzu. Spokój i błogość powoli ustępowały miejsca pożądaniu. Całkowicie zapomniał o obecności Łukasza, który znowu włączył kamerę i wyglądał na całkowicie zadowolonego z roli, która mu przypadła. Marek czuł, że jest coraz bliżej utraty świadomości, a jednocześnie jego umysł był bardzo jasny, wiedział już, co to wszystko znaczy, choć nie potrafiłby wypowiedzieć tego słowami. Widział swój los jak srebrną strzałę, wysłaną z ciemności w ciemność i kończącą swą drogę tu, na grobie Moniki Nasako.
Starał się pieścić po równo obie dziewczyny, ale one wydawały się zainteresowane wyłącznie nim, więc poddał się i pozwolił im na to, położyły go na wznak na rozłożonych na ziemi kurtkach, Nina pieściła jego sutki a Marta lizała członek, potem zamieniły się i Marta wzięła go w ramiona szepcząc do ucha uspokajające słowa, niemal kołysankę, a Nina usiadła na nim i zaczęła się poruszać, ach, jak ona się poruszała, próbował się powstrzymać, ale nie zdołał, nie zdołał nawet uciec, tak mocno trzymały go jej uda, i szczytował prosto do niej, a potem leżał chwilę cicho przytulony do nich obu, niezdolny wypowiedzieć słowa, a jednocześnie widzący wszystko jasno, nieskończenie jasno. Były Matkami, tuliły go i głaskały, a on znowu poczuł ten spokój i szczęście, tę słodycz, którą może przynieść tylko kapitulacja.
- Już wiem, kim jesteście – odezwał się cicho.
- Tak, ale będziesz musiał zrobić to sam – szepnęła mu do ucha Marta – my tylko weźmiemy cię w ramiona i ukołyszemy do snu.
- Dobrze – zgodził się, ledwo mogąc wypowiadać słowa – i nie chcecie nic w zamian?
- Nic, miłości moja – szepnęła Nina – dałeś nam już wystarczająco dużo.
- Nie ma innego wyjścia? – zapytał ze łzami w oczach.
- Jeśli chcesz ze mną być, nie ma – odparła łagodnie Marta – masz jeszcze wybór.
- Zapomnisz o mnie – dodała Nina – w normalnym życiu to nieuniknione. Twoja rozpacz rozpłynie się jak dym.
- Już prawie zapomniałeś... – szepnęła Marta
- To ja ją zabiłem – przyznał, płacząc - tyle razy mnie prosiła, żebym tak szybko nie jeździł. Nigdy jej nie słuchałem. Gdyby chociaż mnie zamknęli, gdyby mnie ukarali... Ale uznali, że to nie moja wina. A to ja spowodowałem jej śmierć. Popisywałem się. Gdybym jechał choć trochę wolniej... Gdybym nie puścił kierownicy… Teraz ona ma prawo do zemsty.
- Ciii, kochanie, nie płacz – Nina ucałowała go w policzek – to nie zemsta. To powrót.
- Do niej? – zapytał jeszcze, żeby mieć całkowitą pewność.
- Tak, do niej. Ale tylko ty będziesz wiedział na pewno, jak tam jest. – odezwała się Marta.
- Chcesz tego? – zapytała Nina.
- Tak – szepnął. Nigdy w życiu niczego nie był tak pewien.
Wreszcie był we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Był tam, gdzie powinien znaleźć się już dawno. Spoczywał na ich łonach, na łonach swoich matek i bez sprzeciwu połknął wszystkie proszki, które Łukasz włożył mu do ręki. Półnagie dziewczyny obejmowały go i głaskały, szepcząc czułe słowa. Tymczasem on nie czuł się już tak dobrze i błogo. Było mu strasznie i przez moment zaczął się bać, że zwymiotuje. Ciągle czuł na sobie miękkie, czułe dłonie obu dziewcząt, ale potem jego ciało jakby straciło czucie. Przed oczyma pojawiła mu się mgła, poprzez którą widział jeszcze świeczki płonące na grobie Moniki.
Idę do ciebie Moniko Nasako, pomyślał tylko i wyobraził sobie samego siebie, jak idzie przez zieloną łąkę w kierunku kępy drzew. Jak widzi oczekującą go dziewczynę, a pod bosymi stopami czuje pulchną, świeżą ziemię, nawodnioną wczorajszym deszczem. Monika stoi pod drzewem i uśmiecha się do niego swoim łagodnym, delikatnym uśmiechem, naznaczonym i życiem, i śmiercią. I on też się uśmiecha, po raz pierwszy od czasu wypadku, uśmiecha się. Zbliża się i bierze ją za rękę. Czuje, że będą rozmawiać, będą długo rozmawiać, a ich rozmowa nigdy się nie skończy. A podczas tej rozmowy będą o wszystkim zapominać, stopniowo, aż nie zostanie im nic prócz wzajemnej obecności. I tylko ją będą odczuwać, od teraz aż na wieki wieków amen.
A wspomnienie Niny i Marty zatraci się w otchłani niepamięci, jak wspomnienia złego snu, koszmaru w pustym pokoju.


Ale było zupełnie inaczej. Obudził się i poczuł, że mdłości przeszły. Usiadł na kanapie. W salonie paliło się światło, za oknem świtało. Dwie dziewczyny i jeden chłopak ściągali z siebie brudne, przemoczone ciuchy. Dygotali z zimna. Żadne z nich go nie zauważyło. Dziewczyny miały przerażone miny. Jedna z nich rozdzierająco łkała.
- Co myśmy zrobili, co zrobili? – jęczała. Chłopak czyścił kamerę i wyjmował płytkę, był całkowicie spokojny.
- Cicho – powiedział – nic nam nikt nie zrobi. Nie mamy jeszcze osiemnastu lat. Jesteśmy poza zasięgiem prawa. Zresztą nikt nas nie widział. Uznają to za samobójstwo albo przedawkowanie, my jesteśmy czyści jak łza.
Dziewczyny nadal płakały, teraz już obie.
- Bóg nam tego nie wybaczy! – krzyknęła wyższa.
- Stulcie pyski i wynoście się już do domu! – krzyknął na nie chłopak. Nie miał przyjemnej miny. Marek obserwował to wszystko ze zdziwieniem. Czuł, że zna tę trójkę, ale nie potrafił sobie przypomnieć żadnych szczegółów, nawet imion.
- Zrobiliśmy dobry uczynek – powiedział chłopak, ładując płytkę do komputera – Dołączył do swojej Moniki Nasako. A ja to zaraz wrzucę na necior. Pod tytułem „Gotyk”. Będzie odjazd, ha ha.
- To twoja wina! – wykrzyknęła jedna z dziewcząt, zanosząc się płaczem. Druga wymiotowała na podłogę. Chłopak obrzucił je obie pogardliwym spojrzeniem.
- Moja? Ja jestem tylko kronikarzem.
I pogwizdując włączył film, a Marek tkwił nadal na kanapie, z wysiłkiem próbując sobie przypomnieć, co się stało. Imię, które wypowiedział ten chłopak. Imię! Nie potrafił sobie przypomnieć.
A potem pomyślał, że musi wrócić do klubu. Chyba tam czegoś zapomniał. Nie dokończył jakiejś rozmowy. Tak, musi z kimś pogadać. O to właśnie chodzi.
Tymczasem na ekranie komputera wyświetlał się jakiś amatorski film, ciemny, że oko wykol, na którym dwie dziewczyny i młody mężczyzna odprawiali na cmentarzu jakiś perwersyjny obrzęd, krzyczeli, klęli, modlili się, a wszystko to zlewało się w jeden dziki bełkot. Potem zaczęła się tam odgrywać jakaś orgiastyczna scena, seks grupowy, wszystkie trzy osoby były tak potwornie pijane, że chyba same nie wiedziały, co się wokół nich dzieje.
A następnie Marek ujrzał samego siebie, jak wstaje i zataczając się, odchodzi. Poznał siebie, ale o pozostałych aktorach tego dramatu nie miał zielonego pojęcia, kim by mogli być. Przeraźliwe uczucie, że czegoś zapomniał, że czegoś nie dokończył, z kimś nie porozmawiał, opanowało go całkowicie.
Wstał, żeby wyjść, kiedy nagle poczuł wlepiony w siebie wzrok. Nina go widziała. Patrzyła całkowicie przerażona. On nie czuł nic.
- Monika Nasako – powiedziała drżącym głosem – kochasz ją. Szukaj jej.
Nie wiedział jak się to stało, ale nagle znalazł się na dworze. Wiał silny wiatr, ale on nie czuł zimna. Powoli odchodził w ciemność, myśląc o tym, że nie zrozumiał słów tamtej dziewczyny. Może jeszcze tu wróci, żeby z nią porozmawiać. Tak, na pewno tu wróci.

Opublikowano

bardzo dobre :)
przeczytałam dopiero dziś dwie części i nic nie żałuję.
Swobodnie piszesz, miło się czyta, podobały mi się długaśne zdania :) choć chyba w jednym, czy dwóch było trochę za dużo tego dobrego.
Świetny pomysł i ładne wykonanie, czekam na następne :)

Opublikowano

Dziękuję wam bardzo za komentarze, strasznie się cieszę, ze zakończenie nie rozczarowało. Dzięki wam nabrałam znowu (straconej) ochoty do pisania, więc może jeszcze kiedys się tu pojawię z czymś równie długaśnym:)) i, mam nadzieję, lepszym...
Co do błędów. Leszku, zgadzam się, ze słowo "siekać" nie istnieje, ale ja tam miałam "zasiekać", a tak się przecież mówi o deszczu, nie? A deszcz "siecze", ale i "zasieka"...
No nie wiem, już niczego nie jestem pewna, chyba tylko słownik (albo natalka:)) mogą rozwiać te wątpliwości:))
Trzymajcie się,
w

Opublikowano

No to się doczekałem :)
Całkiem, całkiem - a już się przestraszyłem, czytając scenę na cmentarzu (moim zdaniem zbędny opis seksu - jakoś mi nie pasuje - wszędzie tajemnice a tu członek - za przeproszeniem - jak na dłoni :D), że się skończy jakimś tęsknym samobójstwem z morałem "kocham Cię, jak nie wiem co" :) Zakończenie niezłe!

Chyba przecinek zniknął, ale to takie tam moje widzimisię :)

Pozdrawiam
Wuren

Opublikowano

Dzięki Wuren :)
Może rzeczywiście ten opis jest zbyt dosłowny, powinien być subtelniejszy, ale z kolei nadmierna metaforyczność mi tam nie pasowała. Trudno pisać o seksie w samych metaforach, żeby to nie brzmiało banalnie. Ty pewnie byś radził wywalić całkiem, ale ja raczej chcę to tam zostawić, no nie wiem, jeszcze pomyślę, co z tym...
A gdzie zniknął przecinek???
Pozdrowienia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Leszek ma rację,
zacina jest prawidłową formą,
siecze całkiem niezłym zapożyczeniem użwanym przy deszczu,
ale to zasiekanie?
zasieka, jako rzeczownik to przeszkoda, a czasownik? póki co nie znalazłam

hmm, siekł deszcz, tak może być, zacinał deszcz, tak też, ewentualnie zaczął siec deszcz, ale zbitka słowna wychodzi boska :)

przepraszam, że tak późno w tej kwiestii, ale oko mi ją pominęło... :)
  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

Witaj :) Nie mialam niestety czasu przeczytac Twojego opowiadania, chcialam Ci po prostu podziękować za konstruktywną krytykę [tak rzadko spotykaną]. Napiszę coś więcej jak tylko wpadnę w odpowiedni nastrój do przejrzenia tego, co stworzyłaś.
Pozdrawiam ciepło.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • gdy szara chmura osnuła szczyt

      ty musisz iść i kamień pchać jak gdyby nigdy nic

      oby Ci nie zabrakło sił obyś nie stracił chęci 

      upaść i leżeć to bardzo nęci 

      myślisz odpocznę 

      a tu kamień który w trudzie znoju 

      sturla się do miejsca skąd wyrosła twoja góra do szczytu

      i cóż zrobisz wtedy 

      ambitny nie poleży 

      ten który w siebie watpi sam się sturla i oleje szczyty tym

      cóż nas czeka u góry 

      tam patrząc ponad chmury

      kamień i trudy podróży czy nam wynagrodzi widok lub czy poznamy tam smak ambrozji czy to za życia raj

      wszedłeś tu sam

      siłą własnych nóg 

      trud który włożyłeś by kamień ten wturlać zbudował ci ciało jak zbroja 

      silne ramiona klatka piersiowa

      wypnij spojrz

      i popatrz

      po co było to wszystko

      po co ta cała  tułaczka 

      na dole było spokojnie

      tu cię każdy zauważa

      rośnie granat 

      smacznego

      gorzko gorzko

      krzyczą a całować nie ma kogo 

      nie ufasz tym co wchodzą 

      a co jak cię stracą jak twój kamień tak w trudzie wepchniety znów 

      po zboczu popchną w dół 

      jak smakuje owoc granatu jedzony w samotności 

      ludzie jak mrowie tu z góry szerszeni stado rozpędzone w niezwykłej harmonii

      co oni tam robią teraz 

      jwk to jedt

      jest byc

      w tłumie 

      tu kazdy

      każdy wwidxi

      co robisz bo sie

      się wyrozniasz

      sam na tej górze 

      ci co patrzą z zazdrością czujesz ich energie

      energię bo wsztsrko

      wszystko wibruje a ty masz dusze

      duszę jak cialo

      ciało potężnie 

      uksztaltowana 

      myślisz czemu ci się chciało 

      pchać ten kamień i szczyt osiągnąć zamiast umrzeć widoku nie znając 

      i terwz na chmury spoglądasz z góry 

      jak one niegdyś nad tobą humoru metafory to dziś szare czy białe ty nad nimi stoisz jak Anioły możesz ich dotykać masz ich smak w ustach na końcu języka 

      gryziesz się w język 

      gdy chcą żebyś im krzyczał 

      chcą wiedzieć co się widzi gdy się jest na szczytach

      namalować obraz z wersów 

      ze słów sponad chmur

      jest trudno jak chuxxx

      znów życia znoj

      to sienie kończy zdobyciem szczytu

      praca dopieto się zaczyna tu

      trzeba wykazać że to nie ślepy los fart czy traf tak chciał 

      tylko że zeby

      żebyś tu stal

      stał to zasluga

      zasługa twa

      i patrzą w górę 

      te mrowek

      mrówek tłumy 

      i widzą wszystko co robisz u góry 

      opisać robienie kupy w tym miejscu nys

      byś chciał gdy każdy to uczucie zna jak się  sra ale niewielu robi to tak bardzo na afiszu 

      albo że Bóg jest bliżej w tym miejscu chcualbys

      chciałbyś wierzyć w Niebo

      ale sam doszedłeś do tego wiec

      więc myslisz

      myślisz ze daleko ci do wiary w Niego 

      chceez czejajacym i patrzącym z dołu dać obraz który zacheci

      zachęci ich do podjęcia trudu tego wyczynu

      niewielu siega

      szczytu

      kilku patrzy na chmury z góry 

      niby Anioł zamieszkując te plusziwe

      pluszowe wybryki natury pedzone wiatrem po Niebie

      i nagle nic nie wiesz

      nieświadomy krzyczysz

      WIERZĘ TYLKO W SIEBIE

      BOGA NIE WIDZĘ 

      ANI ANIOŁÓW

      FAJNIE JESTEM TU

      ALE CZY NIE CHCIALBYM PATRZEC JAK WY Z DOŁU 

      BYĆ JWK WSZTACY WY PEDZIC ZA NICZYM BEZ CELU ŻYĆ 

      ZDOBYLEM

      ZDOBYŁEM SZCZYT

      A TERAZ CO

      DOTKNĄĆ SŁOŃCA MI ZOSTAŁO 

      ALE PARY SKRZYDEL MI ZA MAŁO

       

      HODUJCIE SKDZYADLA LUDZIE

      TU FAJNIE JEST NA GÓRZE 

      ALE JEST DALEJ JESZCZE

      SŁOŃCE JEST DALEKO ALE NIE NIEDOSTĘPNE WIERZW

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym Jak zwykle w świetnym i niepowtarzalnym stylu:-) Pozdrawiam

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @Jacek_Suchowicz Świetny wiersz! Tak bardzo pasuje do tego co za oknem. Pozdrawiam serdecznie!
    • Spokojnie proszę nie chcemy wojen Nie przychodź do mnie z niepokojem  Chętnie cię zaproszę  Jesteśmy gościnnym narodem  Nakarmię cię i napoje to napewno ale nie gdy się ciebie boje Nie mogę pozwolić byś przychodził w progi naszego kraju wymachując piesciami  Uszanuj spokój bo jak nie to się stanie  Jak wyzej napisane będzie wiwat i na granice i nie skończy siekrzykien tylko Oni będą Polski i spokoju wojną bronić Jesteśmy pokojowi jest miejsce dla wszystkich ale o swoje choćby przez 123 lata przyszło nam walczyć  to zawalczymy    a więc z okrzykiem Wiwat Rzeczypospolitej  na granicę gdzie trwa wojna właśnie  hybrydowy podjazd zalewają nas niechcianym elementem który nie zna kultury europejskiej który z butem chce wejść i wnieść te zwyczaje jakżeby inaczej je nazwać niż dzikimi Co to za różnica jaki kolor skóry  tu się wszystkich szanuje od wieków Polska była domem dla wszystkich bez wojen i to ją zgubiło zbyt dobrze wierzyła w intencje pokojowe i gdy budowała kulturę i naukę to o armii nie myślała w ogóle  i wjechali ruski z prusem odebrali kraj Polska zniknęła z prawie wszystkich map (Turcje pozdrawia Lechi stan) ale choć minął wiek gdzie był zakaz być w krajuPolaka Polakiem nie dali się ludzie przekręcić  zakazany język uczony w podziemnym państwie historia i wiersze przej kazywane przez kolejne pokolenia inny by się poddał ale po 123 latach biczowania i ucisku  nie pokonany duch Polaków odzyskał kraj który był potęga swoich czasów  i dwie dekady nam dano czuć było niepokój  ruski i niemiec to nie najlelszy sąsiad na mapiie  chce mieć wpływy i chce rządzić Polakiem  znów wojna miało być blitzkrieg ale nauczeni juz Polacy postawili się dzielnym wojskkem i cywilem który ku zaskkczeniu najeźdźców za broń chwycil i wygrywal nuejedna bitwę  Obozy zagłady  Polska jedną wielką linią frontu  Przez Niemców przez rusków  chcących tu swoich porządkow 45 rok maj koniec Hitlera wiwat świat Tyran padł i Jałta gdzie oddano nasz kraj w ręce bolszewickich łap skazano na ucisk bloku sowieckiego państwo satelita związku radzusxkiego pod rządy ich i ich rozkazy wybili bohaterów inteligencje i wywiezli dobra do dna wyczerpali  nasi niedawni przodkowie byli tylko siłą ich mięśni  nie obchodziło ich nic i jedzenje na kartki i oglupienie falszywą historią i wiadomosciami ale znowu Polacy siłę pokazali odbudowane miasta podziemna kultura historia kraju który trwał od tysiąca lat i znów orzeł po dekadach odzyskał koronę  tu się rozpadł ten radziecki chory związek i mamy demokrację taką naprawdę  choć z początku ich prezydent czy tam premier ale rządy nasze i solidarnie po za strajku strajkiem po wojennym stanie  walce na niewymazanie ducha Polskigo dali radę Polacy by pozbyć się kata najezdzcy wrogiego i juz nje musimy słuchać rozkazow obcymi jezykami wydawanymi przez nie Polaków  rządzimy sobą sami z jakimi skutkami z takimi skutkami stety niestety młode państwo ciężko ale musi sobje radzić  I nato i unia Europejska pakty wojskowe i ekonomiczne które mają nam tutaj robic zycie lepsze  wchodzimy do zjednoczonej europy granice znikają i szlabany i płoty  paszporty  wystarczą dowody osobiste Jesteśmy w szeregu z innymi krajami sasiadami i w pokoju chcemy dążyć do rozwoju będąc Polakami a tu nagle krzyk WIWAT REPUBLIKA WOJNA NA GRANICACH NAJEŻDŻA NAS KULTURA DZIKA   i znów chcą zburzyć nam ten ciężko wypracowany spokój  Czyja to wina nikogo świat jest dla wszystkich po prostu  trzeba umieć korzystać jedynie z kultury i wspólnoty  gdy przychodzisz w gości miej w świadomości ich zasad nie łamać i znać granicę którą należy zachować  straszna tu jest odmienność kulturowa tam brak moralności rządzi jak to się stało  jak rozwinęły się różnie różni ludzie  mieli za dużo wolnego i słońca więc i w nudzie nie wzięli się w obroty jesli choddi o rozwój świadomości i duchowych filozofii i nagle goście w tym naszym kraju gościnnym są niemile widziani bo są inni i niepokorni idą z hasłem wojny i nagle krzyk słyszę    WIWAT REPUBLICE BRONIĆ GRANICĘ  NAJEŻDŻAJĄ NAS WROGO NASTAWIENI GOŚCIE  NIEPROSZENI NIOSĄ NOŻE I WOJNĘ  ZBRODNIĘ KTÓREJ TAK CIĘŻKO SIĘ BYŁO POZBYĆ  MY CHCEMY W NASZYM KRAJU BYĆ SPOKOJNYM NIE CHCEMY BY RZĄDZIŁ NA ULICACH STRACH NIE CHCEMY UCISKU  TO NIE WROGOSCI CZAS   TO CZAS POLSKI WIWAT RP  NIE CHCEMY WOJNY SPOKÓJ OBRONIĆ  KOBIETY DZIECI I MĘŻCZYŹNI  RODACY  CHCEMY ŻYĆ W KRAJU GDZIE NIKT NIKOMU NIE WADZI NIE BIJE NIE GWAŁCI NIE MORDUJE JAKBY TO BYŁO NIC WIWAT OBRONIĆ GRANICĘ PRZED NAJAZDEM ICH NICZYM DZICZ   jeszcze raz powtórzę że jesteśmy znani z gościnności już takimi jesteśmy Polakami ale goście są widziani mile tacy ktorych nie musimy się obawiać  że nam zniszczą dom i będą łamać prawa człowieka do bezpieczeństwa i spokojnego życia  a  tu grozi nam fala przestępców na ulicach to nie uchodźcy gdyby uciekali od wojny to nie szli by z agresją tylko chcieli by wieść żywot spokojny z dala od zwady a to wichrzyciele chyba terror im przyświeca myślą że przejmą nasz kraj chyba    i nagle krzyk WIWAT REPUBLIKA TERROR NIECH SIĘ ZABIERA TU NIE WYBICHAJA BOMBY W MIASTACH TU JEST SPOKÓJ W DZIEŃ I W NOCY KOBIETY CHODZĄ Z WÓZKIEM NA SPACERY NIE JESTESMY ZADOWOLENI Z TAKICH GOŚCI CO CHCĄ PRZEMOCY GRANIC TRZEBA BRONIĆ    i szkoda schenhgen było i nie ma znów kontrole i szlabany co to za unia Europejska co przestała sobie ufać znów linie na mapach mówią kogo wpuszczać  posłuchać to tak njewiele ale terroryści to wichrsyciele ze swoim planem by chyba przejąć władzę siejąc przemoc i deregulujac obecny podzadek myślą że siłą podbija europe w tym Polskę  obysmy sie nke dali jak przed wiekami sje nuedalismy najezdzani ze stron wszystkich jeszcze i innych btonidmy przed najazdem a dzis znow mamy jazde Afryka dzika ledwo odkryta nieporządnie sie przedstawia gdy przyjeżdża do Europy kłopoty są z nimi i wraca dawny podzadek  granice i wrogość sąsiadów kto im wjeżdża do kraju Uchodźco inżynierze doktorze i przedsiębiorco z dalekich krajów witaj w gościnnym kraju pij do bólu i jedz ile możesz ale zachowaj się porządnie bowstyd na cały świat to co prezentujesz obecnie Niezależnie od wszystkiego i wszystkich kończę ten tekst  i nagle krzyk  WIWAT ER PE BRONIĆ SPOKÓJU POLAKÓW  UGOŚCIĆ GOŚCI TERRORYSTÓW NAUCZYĆ POKOJU MIŁOŚĆ NIE STRACH I NIE BĘDZIE GNOJU WIWAT REPUBLIKA PO CO WOJNA NA GRANICACH AFRYKA DZIKA  ALE JUŻ ODKRYTA WIEMY ŻE CO KRAJ TO OBYCZAJ ALE WEŹ TO OBCZAJ UCIEKASZ Z KRAJU GDZIE JEST WOJNA TO CHYBA DO SPKKOJU PODĄŻASZ  COS MI SIĘ NIE ZGADZA CO TO ZA UCHODŹCA CO TERROR WPROWADZA I BRAK MU ZASAD WYŁAMAĆ SYSTEMU KAJDAN TRZEBA JAKOŚ SHAKIWAC TEN SYSTEM DA SIĘ CHOC TO PEWNIE NIE OCZYWISTE KOCHAĆ TERRORYSTE I SPRAWIC BY I ON UKOCHAŁ SPOKÓJ  I NIE ROBIC Z LUDZI IDIOTOW CO DĄŻĄ DO KŁOPOTÓW  I ŻADNYCH WOJEN  WIAWT REPUBLICE NA GRANICĘ NAUCZYCIEL Z KSIĘDZEM  WYCHOWAĆ MŁODE POKOLENIE PRZYJEZDNE 
    • gdy szara chmura osnuła szczyt ty musisz iść i kamień pchać jak gdyby nigdy nic oby Ci nie zabrakło sił obyś nie stracił chęci  upaść i leżeć to bardzo nęci  myślisz odpocznę  a tu kamień który w trudzie znoju  sturla się do miejsca skąd wyrosła twoja góra do szczytu i cóż zrobisz wtedy  ambitny nie poleży  ten który w siebie watpi sam się sturla i oleje szczyty tym cóż nas czeka u góry  tam patrząc ponad chmury kamień i trudy podróży czy nam wynagrodzi widok lub czy poznamy tam smak ambrozji czy to za życia raj wszedłeś tu sam siłą własnych nóg  trud który włożyłeś by kamień ten wturlać zbudował ci ciało jak zbroja  silne ramiona klatka piersiowa wypnij spojrz i popatrz po co było to wszystko po co ta cała  tułaczka  na dole było spokojnie tu cię każdy zauważa rośnie granat  smacznego gorzko gorzko krzyczą a całować nie ma kogo  nie ufasz tym co wchodzą  a co jak cię stracą jak twój kamień tak w trudzie wepchniety znów  po zboczu popchną w dół  jak smakuje owoc granatu jedzony w samotności  ludzie jak mrowie tu z góry szerszeni stado rozpędzone w niezwykłej harmonii co oni tam robią teraz  jwk to jedt jest byc w tłumie  tu kazdy każdy wwidxi co robisz bo sie się wyrozniasz sam na tej górze  ci co patrzą z zazdrością czujesz ich energie energię bo wsztsrko wszystko wibruje a ty masz dusze duszę jak cialo ciało potężnie  uksztaltowana  myślisz czemu ci się chciało  pchać ten kamień i szczyt osiągnąć zamiast umrzeć widoku nie znając  i terwz na chmury spoglądasz z góry  jak one niegdyś nad tobą humoru metafory to dziś szare czy białe ty nad nimi stoisz jak Anioły możesz ich dotykać masz ich smak w ustach na końcu języka  gryziesz się w język  gdy chcą żebyś im krzyczał  chcą wiedzieć co się widzi gdy się jest na szczytach namalować obraz z wersów  ze słów sponad chmur jest trudno jak chuxxx znów życia znoj to sienie kończy zdobyciem szczytu praca dopieto się zaczyna tu trzeba wykazać że to nie ślepy los fart czy traf tak chciał  tylko że zeby żebyś tu stal stał to zasluga zasługa twa i patrzą w górę  te mrowek mrówek tłumy  i widzą wszystko co robisz u góry  opisać robienie kupy w tym miejscu nys byś chciał gdy każdy to uczucie zna jak się  sra ale niewielu robi to tak bardzo na afiszu  albo że Bóg jest bliżej w tym miejscu chcualbys chciałbyś wierzyć w Niebo ale sam doszedłeś do tego wiec więc myslisz myślisz ze daleko ci do wiary w Niego  chceez czejajacym i patrzącym z dołu dać obraz który zacheci zachęci ich do podjęcia trudu tego wyczynu niewielu siega szczytu kilku patrzy na chmury z góry  niby Anioł zamieszkując te plusziwe pluszowe wybryki natury pedzone wiatrem po Niebie i nagle nic nie wiesz nieświadomy krzyczysz WIERZĘ TYLKO W SIEBIE BOGA NIE WIDZĘ  ANI ANIOŁÓW FAJNIE JESTEM TU ALE CZY NIE CHCIALBYM PATRZEC JAK WY Z DOŁU  BYĆ JWK WSZTACY WY PEDZIC ZA NICZYM BEZ CELU ŻYĆ  ZDOBYLEM ZDOBYŁEM SZCZYT A TERAZ CO DOTKNĄĆ SŁOŃCA MI ZOSTAŁO  ALE PARY SKRZYDEL MI ZA MAŁO   HODUJCIE SKDZYADLA LUDZIE TU FAJNIE JEST NA GÓRZE  ALE JEST DALEJ JESZCZE SŁOŃCE JEST DALEKO ALE NIE NIEDOSTĘPNE WIERZW
    • Spieszą się wszyscy, nie ma nic z przodu, jedynie pieniądz  - czy wart jest zachodu?   Wszystko na " wczoraj", " teraz ", " od zaraz"! Każdy jak może  bardzo się stara.   Depcząc po innych, wszyscy się spieszą, będzie "marchewka" za dobry miesiąc.   Czy w lustro spojrzą? Dziś mało ważne. Wypiorą sumienie  za pełną kabzę.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...