Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wspaniale, wszak nic nie boli we śnie
głębokim niczym studnia odbić.
Nie ma nic i nic nie potrzeba.

Tak być, nie będąc.

A przecież jakiś cierń, nie to tylko słowa
sączą się żółcią, przemocą rozchylają oczy.

Te słowa palą.

Dokąd zdołasz podźwignąć swoje wodogłowie,
standardowych rozmiarów lepko-płynny balast,
gdy w czaszokształtnym sejfie, udręczone trwaniem,
oczy wypłyną w podróż intymnym oceanem?


Ile zdoła pomieścić ten rozdęty sagan?
Kubeł wtórnych odpadków, zwierciadło wszechświata,
kosmos w myśli zamknięty, gdy myśli nie stanie,
zgaśnie, opuści czaszkę, świat trwać będzie dalej.


Zbudził się, lecz to nie smak przedświtu.
Późne południe skwarzy w betonowym lesie,
głowa jak kamień ciąży ku brukowi,
pod powiekami piecze więziona jaskrawość.
Dość! Niech przepadnie światło, co ból niesie.
On nic nie pamięta, nie chce nic pamiętać.
Zwinąć się w kłębek, głowa między kolanami jak płód.

Tak długą drogę jeszcze ma przed sobą słońce,
nim w nieskończoność wydłużą się cienie.

Powiało, nareszcie zelżało pragnienie lotosu.
Wiatr zrywa się, coś szepce.
Co ten dureń plecie?

Dokąd zdołasz podźwignąć swą zakutą pałę?
Ekstrakt bytu w konserwie, puszkowany banał,
choćby zamknięte szczelnie u kresu zostanie
próchniejące, kościane, puste opakowanie.

Jak długo jeszcze będziesz, zanim cię sen zmoże,
nieczuły na cierpienia zranionego świata?
Czy nie odczuwasz bólu, czy w wątpiących flakach
samotnie, bez przyjaciół podlewasz robaka?


Powiało, nareszcie zelżało pragnienie lotosu.

Wiatr mu przynosi wonie poważnych cyprysów
w kondukcie ustawionych wzdłuż alei wspomnień.
Niziutkie słońce płonie krwawą chryzantemą.
Tłumnie wyległy cienie, zdążają na sabat,
niby wciąż jeszcze żywe, nie mogą zapomnieć,
jakby tylko ranione cierpieniem, którym hojnie
obdarował je w drogę na tę drugą stronę.

Ciasno oblekły wokół posłanie z lotosów.
Cóż, że ciało wciąż ciepłe, a serce uderza,
cóż z tego, kiedy w pustkę wypłynęły oczy.

W zapadającym mroku, w przedwieczornym chłodzie
chór zjaw powtarza mu epitafium,

jak dla umarłego.

Kto zachowa w pamięci, gdy skleroza trafi
najbliższą ci rodzinę bądź serdecznych wrogów?
Twe ślady odciśnięte w umysłach wygasi.

W bezczasie zawieszony, jednak pędzisz w czasie.


J.E.S.

Opublikowano

@Stary_Kredens
Kredens, czy my się znamy? Może z jakiegoś innego portalu?

Muszę stwierdzić, że ten jest drętwy.

A ten podział na działy to jakaś pomyłka.
Niczego nie uczy, tym bardziej, że rekrutacja nie działa.
I nie ma ambitnej konkurencji w celu przekroczenia tej dziwnej granicy.

Zwyczajnie nie ma moderatorów.
Jak ten portal działa? Chyba bezwładnościowo.

Kredens, to bardzo stary mój wiersz.
Wrzucam takie w tym dziale.

Przyjaciółka mnie tu ściągnęła.
Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia po co wklejam tu wiersze.

Jestem poetą i cenionym recenzentem.
Ale tu, raczej nie mam ochoty komentować.

Pozdrawiam

Jerzy

Opublikowano

mam podobne wrazenia. Rowniez mam wydane tomiki wierszy ale co niektorzy uznali ze jestem be i tylko tu moge wstawiac . mi tam nie zalezy na ich uznaniu pisze tak dla siebie. Skoro mnie jednak wydano to chyba sa cos warte i w zasadzie to mi wystarczy. Pisze tez tu bo to pierwszy portal. Piasalam na Wrzeszcze ale zlikwidowany. Wlasciwie bardziej interesuje mnie proza. Troche pisze ale glownie czytam. Uwazam ze dobrze piszesz.
Raczej pisz gdzie indziej . tu jest malo konstruktywnie.
pozdrawiam Kredens

Opublikowano

@Stary_Kredens

To może znamy się z Wrzeszcze.
Pisalem tam, a potem powołany zostałem na komentora jako beorn.
Zanim Wrzeszcze padły zdążyłem się tam jeszcze dochrapać (co udało się niewielu) najwyższej rangi czyli wybitnego poety, co oczywiście nijak ma się do obiektywnych zdolności, ale pozwalało mi wklejać wiersze z ominięciem poczekalni.
To był świetny portal. Nie tylko w kwestii publikacji, ale naprawdę uczył poezji.

Musimy się znać.

Tymczasem
Zapraszam na ósme piętro.

link
[url=http://www.osme-pietro.pl/]ósme piętro[/url]

Tam jestem alchemikiem, ale to mało istotne, ważne, że tam coś się dzieje.

Aha, jeżeli interesuje Cię proza, to wstawiłem tu moje debiutanckie opowiadanie.
Zielona chwila

Wstawiłem do działu dla wprawnych prozaików. mam warsztat poetycki, to i z prozą sobie poradzę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Kamil Olszówka   bo ja bardzo, bardzo doceniam to co robisz dla Polski i dla Polaków.   dla Nas.   i niezwykle Cię szanuję !!!   Bóg z Tobą .    
    • @Migrena Tyle już otrzymałem od Ciebie wyjątkowych pochwał i komplementów… Jedne bardziej wyjątkowe od drugich... A każdy z nich jest dla mnie tak samo ważny i cenny… I każdy z nich motywuje mnie do dalszej pracy... Pozdrawiam Najserdeczniej!  
    • Deczko zmieniony dawny tekst     Świeżo upieczony Mroczuś, wygrzebuje gorącą tożsamość, z gorącego piekarnika drzemki. Odrzuca na boki: skrawki snów, ziewków, chrapków oraz resztki baranów, które z nadzieją liczył, licząc na normalny sen, jednocześnie podjadając cukrową wełnę.    Właśnie wypluwa, loczkowany, dławiący kłak (bo i taki trafił), kiedy to słyszy za sobą: sz sz sz – szurający szeleszczący szelest. Jako że na odwadze mu nie zbywa, spogląda żwawo za siebie, by zassać wzrokiem do łebka, nie wiadomo co jeszcze. Po chwili supełek tajemnicy zostaje rozplątany, a wyżej wspomniany, napuszoną przychylną ciemnością, spogląda ciekawie wokół, by wiedzieć, kto go zaszedł nieznośnie i niespodzianie od tyłu, zakłócając posenny spokój.     E tam! To tylko Wegejająg – rozważa przed chwilą obudzony, z wystającym z ust włosem i zawiedziony na pół gwizdka, gdyż na drugie pół, raduje umysł, że przyjaciel przyszedł. Zerka na przybysza z natrętną uwagą, gdyż ów nie wygląda tak jak zwykle. Ma trochę zdenerwowane spojrzenie, przeto lekkie lśnienie grozy, migocze zjawiskowo w gałkach ocznych, a z powiek zwisają sople podniecenia sytuacją.     Oprócz rzecz jasna zwyczajowego parasola, z całunem spokoju i przyszłych wydarzeń, wplecionego w odśrodkowe, podtrzymujące przęsła.      Wegejająg trzyma czaszę ochroniarza nad sobą, szóstą, owłosioną łapą. A zatem Mroczuś także zaczyna zwyczajową wymianę zdań, gdyż ma nadzieję, że w ten sposób załagodzi sytuację, balsamem fajnej rozmowy, tudzież fajnego słowa.      Nic dziwnego, wszak od małego krążą w nim słowotwórcze cienie przodków literatów, obytych w tradycji stosowania ciekawego słownictwa, zasianego na ziemi ojców i dającego jakieś tam plony, lepsze, gorsze i zupełne dno, po wsze czasy.      –– O! Pajączek. Raczej nie jestem zdziwiony, że cię widzę. Cóż mi powiesz tym razem. –– Nie nazywaj mnie pajączkiem, z łaski swojej. Jestem Wegejajągiem. Czy mam powtarzać przy każdej okazji, czemu? –– Jak najbardziej. To nasza odwieczna gra. Ja wiem, co powiesz, a ty udajesz, że nie wiem, co usłyszę. –– Miło, że pamiętasz. –– Mówiłeś to wczoraj, ale powtórz.      –– Parasol mam przeciwmuszny, by na mnie muchy nie leciały. Od jakiegoś czasu, przestałem pałaszować owadzie mięso. Chociaż przyznać musze –– Muszę, jak już. –– No tak. Wybacz. Przyznać muszę, że mam w spiżarce trochę wydmuszek, owiniętych pajęczyną, pomalowanych przeze mnie artystycznie, bym mógł zaimponować... –– Wiem. Pisankami. Faktycznie ładne. Masz talent. A teraz mów, czemuś taki spięty, po koniuszek odwłoka? –– A nie mogę kontynuować samochwały? Proszę? –– Nie możesz. Gadaj w jakiej sprawie przychodzisz. — No cóż…    Odwieczne: „No cóż z trzykropkiem.” Musi miecz. Jaki miecz? Co ja gadam. Mieć jakieś ważny problem w głowie, skoro użył tradycyjnego sformułowania, którego używa tylko w wyjątkowych sytuacjach. Doprawdy, wygląda na roztrzęsionego na sześć nóg, nie licząc parasola. Ciekawe, co go dręczy. Nawet strzelił wiązką pajęczyny w moim kierunku. To chyba pierwszy raz, za mojego żywota.    –– Drogi Mroczusiu.    No nie. Czyżby na zdrowiu podupadł. Żywię nadzieję z kubka optymistycznych myśli, że z jego umysłem wszystko po staremu. Czyli jak zawsze. Po raz pierwszy, tak do mnie czule zagadał    –– Powiem krótko. Musimy uratować Starego Marudę herbu Koślawy Świerk. Wiewiórki go atakują ze wszystkich stron oraz z pozostałych, uprzykrzając życie. Straszą rudymi futerkami, pomalowanymi na złowieszcze barwy oraz żołędziami pustymi w środku, w których wyskrobały wredne gęby, a do wewnątrz powtykały pijane świetliki i Stary Maruda ma halucynacje, że to jakieś trupoziemcy leśne lub coś na wskroś gorszego, spoziera z wnętrza ognistym, mrocznym wzrokiem.  –– No co ty mówisz Wege. –– Ano mówię, Mroczusiu. Żebyś wiedział. Na dodatek owe owoce Tłustego Dębu, mają na głowach pomarszczone czapeczki, a w każdej wściekły duszek lasu, razi złowieszczym spojrzeniem, gdziekolwiek spojrzy. Tylko że przeważnie spoglądają na Starego Marudę, a on ze strachu, już i tak ledwo zipie. A przynajmniej sprawia takie wrażenie. Czyli rozumiesz, trzeba mu pomóc. Przecież dobro wraca, więc wiesz. Warto. To znaczy nie aż tak interesownie chciałem powiedzieć, ale sam rozumiesz. Jaki grzyb, taka robaczywość.    –– Ty Wegejająg tak dla zysku, co? –– No nie. Gdzie tam, Mroczuś. Bredzisz. –– Może i bredzę, lecz odgonić nieznośne futrzaki trzeba. Ma już swoje lata, więc nie bądźmy przesadnie pamiętliwi. To nasz były przyjaciel. Chociaż po prawdzie jarzysz zapewne, co on wyprawiał za młodu, gdy jeszcze nie był z herbu Koślawego Świerka i jaki był naburmuszony, kiedy żeśmy mu przeszkadzali w gnębieniu zwierzyny, krzycząc, że jest ladaco i lump. A i tak połowę leśnych obywateli, wygnał swoim dowcipami. –– Raczej ich czynną realizacją. –– Przesadnie czynną. –– Powspominamy? –– Nie ma czasu. Biegnijmy w newralgiczne miejsce i przestraszmy wiewiórki, to mu dadzą spokój. –– Naszym widokiem? –– Chociażby. A co? Myślisz, że nie damy rady? Jesteśmy zbyt piękni?   –– Zbyt co? Niech spojrzę w toń kałuży. Damy radę. Bez obaw. Spoko Mroczuś. –– Och Wegejająg. Może rzeczywiście masz rację z tym dobrem. Gdyby do nas wróciło ze zdwojoną siłą. –– Och bez przesady Mroczuś. Nie wywołuj wilka z lasu. –– To niemożliwe. Ostatniego wygnał swoimi żartami. –– A czemu nas nie wygnał, skoro sprawialiśmy mu kłopot? Nie chciał, nie umiał? Albo Wiewiórek? –– Hmm… chcesz powiedzieć, że on z tymi… żeby nas... by mógł nadal. –– Co? — Nic. To by było zbyt pokręcone. Przegońmy wredne, namolne, straszące bestie –– wrzasnął Mroczuś, ni stąd ni zowąd.    *    Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem, chociaż Pomarańczowe Ciciki, dały się potulnie zastraszyć, nieco zawiłym widokiem. Przestały atakować Starego Marudę herbu Koślawy Świerk, a to dlatego, że uciekły spłoszone w knieje i tylko ruda poświata, prześwitywała jakiś czas, przez okoliczne krzaki. Lecz nawet ona drgała niespokojnie pomiędzy, aż w końcu licho ją wzięło.    A zatem Mroczuś i Wegejająg, powrócili do swoich miejsc, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, mając nadzieję, że dobro do nich powróci.    I faktycznie. Po jakimś czasie, dobro chciało do nich wrócić, tyle tylko, że było strasznie zmęczone, wycinaniem drogi przez głupawy tekst i nagle zboczyło, trafiając w niewłaściwe miejsce, zmieniając co nieco, na korzyść pomylonych adresatów, nie wiadomo z jakich dokładnie przyczyn.   Całe stado „włochatych, krwiożerczych pomarańcz,” miało wyśmienitą, dobrą wyżerkę. Mroczuć i Wegejająk, skończyli jako karma dla Wiewiórek.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Już w wielu miejscach brakuje, ale to nie nowość w sumie. Takie klęski już bywały w starożytności.     Bo tak im wygodniej schować głowę w piasek jak struś na pustyni.       Dziękuję. Mężczyzn wierzących to faktycznie niewielu jest. W mojej małej grupie w zborze jest 16 osób, a tylko 3 panów. Ostatnio bardziej się zaangażowałem, ale to wszystko niestety tylko online, bo w realu to ja nie daje rady.
    • @Robert Witold Gorzkowski Dziękuję uniżenie... Postaram się niebawem nadrobić zaległości w czytaniu Twoich wierszy...   @huzarc Ale my patrioci przenigdy na to nie pozwolimy... Pozdrawiam Najserdeczniej!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...