Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

I ja jestem temu winien 18.sierpnia.2014 Rząd pokazuje, co potrafi, czy na więcej go stać? 19 sierpnia


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mając dożywytnie wygnanie, jedynie tak zpodziemia mogę coś niecoś wkleić, jednak komentować i odpowiadać na komentarze nie mogę, jedynie na PW.
Pozdrawiam jako mieszczuch, agat, jacagat i syn mieszczucha

Została wydana drukiem moja książka

https://www.google.pl/?gfe_rd=cr&ei=XYPFU8d8ysjyB9OrgNAJ&gws_rd=ssl#q=polityczna+zakonnica&spell=1

I ja jestem temu winien

Polska - kraj, który runął w gruzach gospodarki uprzemysłowionej. My obywatele tego państwa, sami winniśmy upadku, wy, którzy oczekując jedynie poprawy swojego bytu osobistego, przymknęliście oczy na rozgrywające się wydarzenia na rynku politycznym kraju. W pierwszym rzędzie należałoby winić za ten stan rzeczy rząd Solidarnościowy, który przejmując władzę myślał krótkowzrocznie jedynie o umocnieniu się w tej władzy. Odchodzącemu aparatowi partyjnej władzy było na rękę sprywatyzowanie upaństwowionych zakładów, zrzeszających wielkie masy ludzkie, zdolne do organizowania się do protestacyjnego zrywu w przypadku łamania pracowniczych i obywatelskich praw. Zatem odchodzący z własnej woli, z cicha popierali politykę nowo rozpierających się w fotelach władzy, bo wiedzieli i liczyli na to, że to oni będą mogli udrzeć najwięcej z tego sukna ich dawnego folwarku. I udał się cichy plan komuchów, którzy rozkradli za psie grosze zakłady pracy, wyrzucając na bruk, tych, którzy byli ogromną przeciwwagą dla aparatu piastującego władzę. Jednak nadal śmiem twierdzić, że do tego dopuściliście wy sami, tamtych rozgrywek politycznych i to zajmuje szeroki aspekt, który chciałbym unaocznić.
Byłem przewodniczącym Solidarności w dużym zakładzie pracy, w myśl ustaw statutowych wytykałem pijaństwo i brak zaangażowania w wydajność pracy, pisałem wiele monitów, gdy odwiedziłem jeden z oddziałów swojego wyodrębnionego zakładu, znalazłem swojego zastępcę niepijącego, ale pośród pijących. I właśnie jedynie tam, gdzie sprawował kierownicze stanowisko mój zastępca, tablica ogłoszeń była pusta, on nie dbał o to by znajdowały swoje miejsce na niej pisma urzędowe jego kolegi, przyjaciela i zwierzchnika w jednej osobie. Rządziłem twardą ręką, zmieniłem Radę Pracowniczą, spowodowałem zmianę obsady dyrektorskiej, inni dawni słudzy aparatu, czując dla siebie niekomfortową sytuację, woleli niczym szczury z pokładu uciec z przedsiębiorstwa z przewodniczącym komunistycznych związków na czele. Jednak w nim zaczęły panoszyć się spółki żerujące na masie zakładu pracy, próbując z wolna rozkładać przedsiębiorstwo, doprowadzając go do plajty, ale i z tym sobie poradziłem, zakazując wydawania zleceń dla owych ośmiornic partyjnych. Było niezwykle trudno walczyć z tyloma naraz podmiotami, gdy moje ciało doradcze w postaci członków Komisji Zakładowej jawnie im sprzyjało, przeciwstawiając się moim poruczeniom, toteż postanowiłem zmienić stan panujący, poprzez ponowne wybory, by otoczyć się ludźmi oddanymi sprawie związkowej, lecz się przeliczyłem, poddając swoje stanowisko także pod ponowny wybór. Sądziłem, iż tych lepszych będzie o wiele więcej niż tych, którzy mają na względzie jedynie prywatę, nie otrzymałem ani jednego głosu, przewodniczącym został mój zastępca, który przed wolną Polską nie był złym człowiekiem, więc u schyłku panowania komunistycznego z tego materiału uczyniłem swojego sojusznika podziemia, a który już jako przewodniczący optował za tym by wykluczyć mnie z szeregów Solidarności za udzielony wywiad prawdy dla Tygodnika „Solidarność”. Zatem odszedłem, a wkrótce nawet zostałem zwolniony w ramach likwidacji etatów, co prawda, jako były działacz w strukturach związku mogłem walczyć przed Sądem o niestatutowe zwolnienie z pracy, jednak ono przyniosło mi ulgę. Teraz bez radykalnego, ciągle zaglądającego do kuchni, było znacznie wygodniej uczynić rozbiór przedsiębiorstw. Mój następca był naprawdę fajny chłop, ale nie potrafił tego co jego poprzednik, w nawale problemów skorzystał z prawa do renty, opuścił okręt i okręt wkrótce się pogrążył w chaosie ekonomicznych rozbiorów.
Zaczęły się eksmisje z domów na bruk, ale by było humanitarnie, traktując człowieka niczym zwierza robiono to z nastaniem wiosny, po okresie ochronnym. Wzrastała ilość niezaradnych bezdomnych, którymi do tych pór zajmował się socjal. Już według żydowskiego przedwojennego powiedzonka, kamienice zaprzestały być waszymi. Byłem świadkiem żydowskiej manifki, która szła rozradowana w dół Lubartowskiej, z jej szeregów wykrzykiwano, (manifestując to dla zebranego na chodnikach pospólstwa); nasze kamienice są, i tutaj z ironią rozbawieni sytuacją, dodawali; ale i nasze ulice też. Idąc w dół Lubartowską, patrz czytelniku po oknach kamienic, tak jak zwierzęta oznaczają swoje terytoria, tak i ci, poustawiali w oknach dla widoku twego menory, a na szybach wymalowali betlejemskie gwiazdy, ale te domy przedstawiają ruinę i pustostan, z pewnością zażądają od naszych władz, by im je wyremontowano. Jak to określił minister Radosław Sikorski w ostatniej z afer podsłuchowych, a ja za nim powtórzę; rząd polski gotowy zrobić jest laskę nie tylko amerykanom. Za komuny byli tacy, którzy podnosili bunt, dzisiaj przeciwko nim należałoby się buntować, z pewnością jest komu, tylko że nie potrafią ci oburzeni pokrzywdzeni przez los i władzę się skrzyknąć, ponieważ zabrakło miejsc pracy, pracy i scentralizowanych ośrodków z których można było jednogłośnie zaprotestować gremialnie. Zresztą już na tych nie czas, a młodzi wykształceni wolą zarobkować w rubieżach zatrudnienia unijnych krajów, niż walczyć o swoje godne prawa na łonie ojczyzny.
Opisywana tu powyżej sprawa jest jakoby jednostkową, ale nie, taki scenariusz rozgrywał się w dużych zakładach całej Polski, na naszych oczach ginęły przedsiębiorstwa, do tych pór zarobkujący odchodzili z nieukrywaną radością na Kuroniówkę, wszystko odbywało się po myśli nowo rządzących i kolesi partyjnych mogących kupczyć swoim, acz nie swoim wianem. Wzrastające niezadowolenie mas pozostających bez zatrudnienia na dziadowskim zasiłku dla bezrobotnych, nie miało już siły i znaczenia dla zmieniających się rządów obfitujących w spadochroniarzy różnych nacji politycznych. Reszty dokonała Unia Europejska, dyktując nowo wstępującemu państwu w jej szeregi, co może, a czego nie może. Takim sposobem starzy cwaniacy zasiadający w Brukselskich ławach, podyktowali likwidację dobrze prosperujących zakładów pracy, bo i po co Polska ma produkować cukier, skoro mogą oni go sprzedać rozgoryczonym Polakom, zaś zastępy bezrobotnych znajdą zatrudnienie w ich państwach, w podrzędnych pracach, których nie chce wykonywać autochton, ani przysłowiowy murzyn. Jeszcze, jako tako producent rolny w tym kraju trzymał się, ale i jemu zdążono dobrać się do dupy, nałożone embarga na produkty rolne, to oddzielna polityka, ale nieopłacalne ceny zbioru ziemiopłodów coraz bardziej biją chłopa po jajach mimo unijnych dopłat, pewnie i o to chodzi tym starym unitom, by Polska stała się rynkiem zbytu ich ziemiopłodów. Spójrz myślący, rozwalono nam rynek zatrudnienia, chińczyk swymi bublami rozpierdzielił wszelkie rzemiosło tekstylne, nawet czosnek swój śle, rolnika wykończą ziemiopłodami z Unii, przedsiębiorcę załatwią podatkami, babcię klozetową i kupczącymi na rynkach fiskalnymi kasami, a ja rozkładam ręce i nie mój czas by nawiać z tego latającego holendra, światła nikt nie będzie musiał gasić, bo zostaną w tym parku ludowym ci, co umiejętnie potrafili dbając o swoje w ciągnięciu tego robotniczego szkarłatnego płótna.
18 sierpnia 2014

Rząd pokazuje, co potrafi, czy na więcej go stać?

Utarło się mówić my, gdy jako obywatele nie mamy większego wpływu na poczynania Rządów, a one za nasze pieniądze mogą wszystko, nawet, gdy my będziemy przymierać głodem, to On sam się wyżywi z tego, co ukradnie obywatelowi, a ukraść można przy jednym produkcie wielokrotnie, w narzuconym podatku na producenta, jego pracowników, dostawcę, odbiorcę i potencjalnego konsumenta, a wyżywić mamy kogo, walczono kiedyś z biurokracją, teraz tych gęb do wyżywienia wzrosło może i ośmiokrotnie.
Tak, tak, Polska nigdy nie była mocna, teraz stała się państwem słabym i o ubogim społeczeństwie. W tym kraju pozostali tylko starzy, zniedołężniali, schorowani, leniwi, niezaradni, dzieci i pasożytujący cwaniacy. I tu bez obraz, każdy może umieścić siebie w odpowiedniej podgrupie – obywatele. Zaś najważniejsza grupa dla rozwoju państwa, do której nie możemy się zaliczać, to ludzie wykształceni, przedsiębiorczy, mający odwagę do przedsięwzięć, niestety, zmuszeni nieudolnością rządzących do emigracji. Gdyby wszyscy oni, zechcieli powrócić na gruzy państwa z tułaczki za chlebem, w jakim sektorze uprzemysłowienia znaleźliby zatrudnienia dające im utrzymanie, gdy w tym kraju umierają za ścianami w ciszy, bez należytej opieki ciężko chorzy i starcy opuszczeni przez tych, którym zapewnili wychowanie i start w życie, ale tych tutaj nie stać by ktoś nimi się zaopiekował, czy posprzątał. Jednak naprawdę podziwiam tych uciekinierów i śmiem twierdzić, iż to ludzie w przeważającej liczbie uczciwi, a przede wszystkim odważni pionierzy XXI wieku.
Bogactwo kraju bierze się z wytwarzanych dóbr materialnych, ale nasze Rządy tego zaniechali, wręcz zaprzepaścili owe możliwości wzbogacania się i rośnięcia w siłę. Ale 15 sierpnia roku pańskiego, pan Komorowski z Donaldem prężąc militarnie muskuły, wymachując szabelką, pokazali panu Putinuszce, z kim może mieć do czynienia. Jednak mogliby się pochwalić, ile temu ubogiemu narodowi polskiemu wyciągnęli z kieszeni jedynie na paliwo kolumn zmechanizowanych i ogłuszająco latających stali dla ogłupienia motłochu.
A na Ukrainie dzieje się, oj dzieje, kiedy władza polska nie ma ani sił militarnych i wystarczającego uzbrojenia, ale ja jestem pacyfistą uważającym, że takie wojsko demoralizujące i ogłupiające młodych ludzi, wchodzących ze swym plastycznym jeszcze umysłem w dorosłe życie, nam nie jest potrzebne.
Wszyscy, jako potencjalni konsumenci i nabywcy narzekamy na to, że wszystko i wszędzie chińszczyzna. A dlaczego miałoby być inaczej, skoro tego żółtego narodu w skali populacji całego świata jest jedna czwarta, toteż może on nam i dla reszty świata wytwarzać wszelkie dobra materialnego zbytku, wypełniając nisze pokracznie rozporządzanego kraju. Również Hindus, Japończyk, Koreańczyk nie zasypia gruszek w popiele, tylko my jesteśmy otwarci na to, by ci przyjeżdżali do naszego kraju ze swym kapitałem finansowym, korzystając z naszego kapitału w postaci siły roboczej, by tworzyć nam miejsca pracy. Jednak nie staje się to na dłuższą metę realne dla przedsiębiorców z poza Europy, gdyż biurokratyczne ustawy i rozporządzenia z wysokim opodatkowaniem nie służą biznesowi rodzimemu, a tym bardziej obcemu kapitałowi, ale póki co, kontrabandziści wyrobów tytoniowych już zaopatrzeni są w fiskalne kasy. Demokracja to naprawdę dobre narzędzie dla Rządu, każdy musi o siebie sam zadbać, a ja przy okazji mogę wypisywać prawdy, za które ścigano mnie za komuny i za które gniłbym w więzieniu, ale nie mówmy hop.
19 sierpnia 2014

Swoje dzieło nie zaliczam do poezji, nawet ne wiem czy jest to wiersz,
ulokowuję to w prozie, bo ty odbiroco najlepiej co może to być wiesz,

Uwielbiam wyzwania

Francja królów, osiemnasty wiek,
średniowiecza niby niefajna epoka,
a jak wykwintnie odziany był człek,
pani w wytwornej kiecce, jak kwoka,
u boku przypasaną szpadę bym nosił,
jednak nie chciałbym zabijać nikogo,
pochlastałbym tego któryby się prosił,
z pojedynkami w epoce tej było błogo,
mało kto na obrażanie pozwalał sobie,
w obecnej kulturze chamy w oczy plują,
nie ma dobrych manier w obecnej dobie,
dzisiaj w znieważaniu chamstwo gustuje.
2 lutego 2014

Oda do podstarzałych

Och, z jakim stoika spokojem się starzejecie,
z bezczynności i nudy by czas się nie dłużył
zajmujecie pozycję w telewizyjnym siedzisku,
miast aktywnym pozostawać, by nie rdzewieć,
na zmierzch pewnej zimy, łapiecie sprawności,
jedzenia, picia, wypróżniania i wylegiwania,
i zakupów poważnych dokonujecie w aptekach,
pękatych siat od chemicznych medykamentów,
za młodości o zdrowie należało mieć staranie,
teraz nie wydawalibyście kasy, jęków i stęków,
co prawda długość życia wydłużyć się raczyła,
lecz starość dopadła cię już w młodym wieku,
nawet kąpiółka zagrożeniem zwichnięcia grozi,
w niewygodnym łożu też, bezpiecznie na sedesie,
co prawda i mnie również, tu i tam pobolewa,
jednakże, te bóle to skutki przebytych kontuzji,
jak ty, tak i ja, na cierpienia zasłużyłem sobie,
moje, to owoc szalonych wyczynów w radości,
a twe, to otłuszczone ciało z życia w gnuśności.
3 lutego 2014


Cytaty wyrwane z obszernego wywiadu pt. Jesteś›my tym co myślimy i czym źyjemy. Zamieszczonego na ł‚amach miesię™cznika Nieznany ښwiat numeru grudniowego 2013 roku str.5
Medycyna akademicka zaprzedał‚a się™ farmacji. Przemysł‚ farmaceutyczny skorumpował‚ medycynę™. Wielkie koncerny farmaceutyczne zawł‚adn곂y medycyna…, korumpują…c jej przedstawicieli. Medycyna jest zmonopolizowana, a monopol inaczej, to dyktatura, która nigdy nie jest dobra i nie kieruje się™ szacunkiem dla ludzi. Jeś›li chodzi o całą… filozofię™ koncernów farmaceutycznych, dobrze wiemy, źe robią… one wszystko, by ludzi leczyć‡, ale nie wyleczyć‡. To ich nadrzę™dna idea.

Nicość

Historie przeszłości znają tak wielu co odeszli w biedzie,
a ich twórczość uczyniła ich po śmierci ludźmi sławnymi,
cóż po sławie temu, który w przytułku umierania dokonuje,
to komfort, dziś biednego nie stać na luksus przytułkowy,

i po cóż tkwić tak długo w tej marnej powłoce cielesnej?,
po to, by oglądać bliskich krewnych niedołężność i śmierć?,
by samemu doczekać goryczy jutra bez przyszłości nadziei?,
by nie mogąc patrzeć na starość, że się ją toleruje udawać?,
nie lepiej było odejść w najkorzystniejszym dla siebie czasie?,

wówczas chociaż pozostałaby zaszczytna pamięć w legendzie,
a tak marność egzystencji odbiera upływem czasu, to minione,
wpływu na to nie masz, egzystować musisz aż do ciała zgonu,
gdy rodzisz się, kontraktu na czas określony w ciele nie masz,
możliwe że za pięć minut, z każdą chwilą ciało jedynie umiera,
a może za sto lat, i tak z ciała powstaniesz, by się dowiedzieć,
że biedny nie miał co wziąć, a bogaty chociaż miał, nie zabrał,
wraz z śmiercią ciała, pozostają te wartości nabyte, duchowe.

16 marca 2014

  • 4 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
    • Arki u Kraka. Na karku ikra
    • To kres. Ej, je ...   Ejże, to jajo też je
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...