Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mogiła dzisiaj mi się przyśniła,
Skromna, smutna i uboga,
Jak mego życia jest trwoga.
Na niej dwa krzyże świeżo wbite -
Jeden z napisem: "Tutaj spoczywa górnik poległy".
Drugi: "Poeta od świętej boleści".

A nad mogiłą oczy ujrzały
Białego Anioła z wierszowych treści,
Który zaczął wołać: "Mietku! Gdzieżeś ty?
Ani krzty kwiatów, nawet zwiędłych!
Cóżeś ty, nie byłeś człowiekiem?
Nie miałeś krewnych, znajomych swych,
Choćby z twojej poezji spowitej wykwitu lekiem
Na dobro i na całe całe zło...?"

- Aniele, Ty mój dobroduszny Przyjacielu.
Spójrz w Nieba tło! Tam ujrzysz poetów wielu,
Którzy na ziemi opłakiwali: siebie, rodzinę, Ojczyznę...
A w Niebie ziemianom znajomymi dopiero się stali wtedy,
Gdyż poeta za życia jest umarłym dla ludzi polszczyzną.
A kiedy w Niebie żyć zacznie, wtedy na ziemi
Ludzie będą w nim dostrzegali poetę.

[ Co prawda w tym wierszu nie ma polszczyzny,
ale przecież to tylko był sen ]

Opublikowano

Wodzu Wodzu - dziękuje koledze za pozytywną opinię i że wiersz z czasem czytania niejako stał się ciekawszy.

A.StronoMka - No cóż jak mi się wyśniło - tak to ująłem.
A z drugiej strony ja jestem człowiekiem życiowego dramatu,
stąd taki styl, a nie inny w większości moich wierszy.

Zapraszam piękną szanowną Panią kliknąć na mój Login - i pójść dalej -
tam poniekąd znajdzie Pani odpowiedź dlaczego m. in. taka forma niektórych moich wierszy,
a nie inna dzisiejsza. Niemniej znajdzie także wiersze o różnej tematyce,
które choć w małym ułamku być może przypadną pięknej dla moich oczy Pani do gustu
lub przynajmniej w małym stopniu do zadowolenia i być może, że nie straci na to czas?

Wszystkich serdecznie pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jeszcze się taki nie urodził... Widzisz, szczerość nie jest dziś w cenie. Najpierw zamkną Cię do grobu, a później odkryją o czym Iksiński mówił. Pozdrawiam Cię serdecznie! Pracuj dalej :)
Opublikowano

A ja szczerości się nie boję. Szczerość to moja na życie dewiza,
chociaż prócz szczerości nic nie mam do ukrycia.

Z tym grobem, to się przestraszyłem. Po co by mieli mnie z groby otwierać,
takiego marnego poetę i światu nić nie warty i bliżej nieokreśloną osobę.
Chyba, że to tylko była przenośnia.
Będę spoczywał w spokoju nieznany nikomu prócz rodziny.

Dzięki za pozdrowienie. Będę pracował dalej czyli pisał...

Opublikowano

Hej Mietko , rozlałeś się wierszem , ale takie Twoje pisanie , wiem , wiem , dlaczego tak właśnie a nie inaczej a pisz , , będziesz bliżej ...!
Ja wiem...!
Pozdrawiam!
Hania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...