Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dawno, dawno temu, trójka rodzeństwa wyprowadziła się od rodziców zostawiając ich samych na zrujnowanym gospodarstwie. Matka wówczas łzy roniła, ojciec zacięcie milczał, ale córki i syn wyjechali. Mówili, że w mieście będzie im lepiej. Ponoć tak też się stało.

Nadeszła piękna wiosna, z którą to powracały radosne wspomnienia. Matka uwielbiała się zamyślać patrząc przed siebie, na podwórko, czy łąki.
- Boguś, a pamiętasz, jak Kasia ganiała za gąskami? Oj, to dopiero była heca! – mówiła rozmarzona. Mąż jednak kiwał tylko głową i nie przerywał rąbania drewna.
- A może kupimy sobie kilka gąsek?- próbowała zaciekawić czymś pana Bogdana.
- A na co nam gęsi? – spytał lekko zasapany.
- No, jak to na co? Na zimę będzie co do garnka włożyć.
- A co to, kury Ci nie starczą?
- Oj Bogdan Ty to jesteś. Nic nie myślisz, tylko byś ciągle to samo robił, od rana do wieczora, niezmiennie. – pani Maria się zdenerwowała na odpowiedź męża. – Nic nie masz w sobie polotu, chęci przeżycia jeszcze czegoś, urozmaicenia monotonności dni.
- A idź Ty… - zasępił się pan Bogdan.

Pani Marii zrobiło się nagle tak strasznie smutno.

- No głupia baba! Przez te gęsi ryczysz?
- Eeee… - rozedrganą brodą pani Maria nic więcej nie rzekła.

Pan Bogdan odłożył w końcu siekierę i podszedł do żony.

- No Maryś, nie płacz dziecino.- objął żonę i starał się ją uspokoić - Jak chcesz to jutro pojadę na targ i kupię Ci trzy gąski. Chcesz?
- Oj tak! Boguś, trzy młode gąski. – rzekła, roziskrzonymi oczami wpatrując się w ukochanego.
- Dobrze Maryś, jutro będziesz je mieć. – ucałował ją w mokry policzek i z powrotem odszedł rąbać drewno.

Nazajutrz pan Bogdan ubrał się „na miastowo” i wyjechał „Maluszkiem” na targ do najbliższego miasta. Wrócił po blisko godzinie.

- Boguś! No jesteś. Są gąski? – pani Maria ledwo dała wysiąść mężowi z samochodu.
- Spokojnie Maryś, są. – otworzył tylne drzwiczki i wziął z fotela wiklinowy koszyk. – Proszę. – wręczył go żonie, która nie potrafiąc ukryć wzruszenia pogubiła parę łez.

Wypuścili je na podwórko. Przestraszone, dwutygodniowe ptaszęta nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rozglądały się wkoło i niespokojnie dreptały w miejscu.

- Teraz brakuje już tylko Kasi… i Tomeczka… i Sylwuni… - pani Maria wciąż nie mogła pozbyć się wzruszenia. Oczami pełnymi radości wpatrywała się w maleństwa.
- Taś, taś, taś, maluszki. Zaraz dam wam wody. - powiedziała ufnie do gąsek, jakoby miały rozumieć, co do nich mówi. Tak też mijały dni.

Minęło lato. Nadeszły chłodniejsze dni. Pani Maria, co dzień z radością zajmowała się szczególnie gąskami. Uwielbiała poświęcać im czas, lub najzwyczajniej siadała na ganku i przyglądała się ich poczynaniom.
Na zimę mieli je ubić, ale pani Maria uznała, że choć jedną chce sobie zachować, żeby w przyszłym roku mieć znów malutkie gąski. Pan Bogdan nie był początkowo przekonany, ale z drugiej strony widział ile życia tchnęły w jego żonę te gęsi. Uratowali „Perełkę”, która miała piękne, lśniące pióra i była ulubienicą pani Marii.

Sroga zima ścięła ziemię tego roku. Postanowili wziąć gęś do domu, bo pani Maria panicznie się bała, że Perełka zamarznie w oborze. Tak mijały dni.

Parę miesięcy później słońce znów przychylniej zaglądało na ziemię. Rozgrzewając wszystko dookoła zapowiadało wiosnę. Perełka była już zadomowiona, więc niechętnie wróciła do spania w oborze. Pani Maria kolejny raz wysłała męża na targ. Tym razem po gąsiora.

Trochę trwało nim Perełka przekonała się do nowego mieszkańca podwórka. A jeszcze dłużej nim odkryła w sobie potrzebę macierzyństwa. Jednak jeszcze przed majem na świat przyszła piątka jaj gęsiej pary. Pani Maria nie posiadała się ze szczęścia. Troskliwa para świeżo upieczonych rodziców bardzo strzegła dostępu do swych maleństw. Paręnaście dni później skorupki zaczęły pękać…

- Och, zobacz Boguś, jakie one wszystkie piękne! – przyklasnęła pani Maria oczarowana pisklętami, gdy tylko te wyschły na słońcu. – Puszyste kuleczki.
- Ssssssssss – tatuś „kuleczek” bardzo przejął się swoją rolą.
- Oo, jaki wojowniczy. – rzekł rozbawiony pan Bogdan. „Ciężko będzie ubić” - pomyślał – Chodź Maryś, zostaw je na trochę.
- Taś, taś…
- Maaryyś.
- No przecież idę.

================================================================

- Mamo!
- Co się tak drzesz łamago? Nasza mama nie ma czasu na takie głupoty, jak Ty.
- A skąd Ty możesz wiedzieć, na co moja mama ma czas? – spytało butnie pisklę.
- A stąd, że to też moja mama.
- A wcale że nie!
- A wcale że tak!
- Nie!
- Mamo!
- Co tu się dzieje?! – syknął ostro ojciec.
- To ona zaczęła.
- Nie, bo on! Mówi, że mama nie ma dla mnie czasu.
- Mama poszła na spacer, niedługo wróci. No, nie kłócić mi się więcej. Proszę się przeprosić.
- Ja ją? Za co?! Tato!
- Powiedziałem.
- Przepraszam Cię siostro, za to, że jesteś głupia!
- Eeeee!! – rozdarła się gąska.
- A tu co? – spytała spokojnie Perełka.
- Maa a mo, bo o on mówiił, że nie masz dla mnie czasu.
- Kochanie, Twój braciszek żartował, oczywiście, że mam dla Was czas. Co się stało?

Tak mniej więcej wyglądały pierwsze dni nowej rodziny Perełki. Nie długo jednak miała trwać ta sielanka. Pewnej nocy zaginał jej mąż. Mimo kilkudniowych poszukiwań nie odnalazła go. Natomiast w oczach swojej pani znajdowała jedynie smutek. Czuła, że coś się stało.
Od tamtej pory musiała sobie sama radzić z małymi rozbójnikami a nie było lekko. Każdego z nich jednak kochała bardzo mocno. Milutką, Śmiałka, Śpioszka, Promyczka i Maleństwo.

- Ej. – zawołała Maleństwo.
- O, cześć Milutka.
- Cześć, przejdziemy się na spacer?
- Pewnie.
- Pięknie dziś świeci słońce.
- Aha.

Małe gąski często wychodziły sobie na spacery. Różniły się troszkę wiekiem, ponieważ jedna wykluła się wcześniej, co w rodzeństwie gęsi miało bardzo duże znaczenie. Maleństwo jednak po jakimś czasie zaczęło wymawiać się jakimiś drobnymi zajęciami i unikało siostry.
Milutkiej było z tego powodu smutno. Bardzo zależało jej na spacerach z Maleństwem, przecież tak wspaniale się bawiły!

Gąski zaczęły dorastać. Zapomniały o wspólnych spacerkach, cieszyły się swoimi piórkami, miały je coraz ładniejsze. Milutka, dla wszystkich serdeczna i uprzejma zaczęła coraz częściej bywać sama, niejako oddzieliła się od rodzeństwa, choć nadal miała z nim dobry kontakt.

„Dlaczego moje pióra wciąż są takie brzydkie?....Ech, dlaczego nie mogę mieć takich, jakie mają moi bracia i Maleństwo!? Jestem taka okropna...”

- Co jest siostra? – zaskoczył nagle z tyłu Milutką Promyczek.
- Och! A to Ty. Nie strasz mnie tak. – siląc się na uśmiech odwróciła się do brata.
- Czemu tak tu siedzisz? Sama.
- A tak sobie, pomyśleć tu przyszłam.
- O?
- Oj Promyczku, takie tam drobnostki. Spójrz jak pięknie wygląda niebo, zaraz słońce zajdzie.
- Ty mi tu nie wykręcaj kota ogonem siostra, tylko mów, co i jak, bo takie bajki to Śmiałkowi możesz opowiadać.
- Ależ to naprawdę nic Promyczku. – Milutka starała się, najlepiej jak umiała, uśmiechnąć się przekonująco do brata.
- To dobrze. – odpowiedział po namyśle.
- Chodźmy już do domu, zaraz będzie ciemno i mama będzie się niepokoić.

Milutka jednak z dnia na dzień przygasała. Nie chciała nikogo z bliskich obarczać swoimi głupimi problemami. Obwiniała się za próżność, której co noc ulegała. Zalewała piórka łzami smutnie uświadamiając sobie, jak odstaje od rodzeństwa. Pewnego dnia wyszła nad staw i nie wróciła.

Perełka nie mogła wyjść z szoku. Pozostałe gąski nic nie rozumiały. Promyczek był załamany. Maleństwo nic nie potrafiło powiedzieć.


=================================================================

Pani Maria wstała wcześnie rano. Była to idealna pora na grzybobranie. Wzięła ze sobą koszyczek oraz laskę i ruszyła do lasu. Mijając staw zauważyła coś w wodzie.
- A to co? – podeszła bliżej.
- Oooch… - pani Marii zabrakło tchu. Przysiadła na trawie i ukryła twarz w dłoniach.
- Moje kochanie, moja gąsko, dlaczego? - rozpaczliwie przeganiała ranną ciszę.
- Najpiękniejsza gąska, jej błyszczące oczka, och nie, nie… Jak to się stało? Dlaczego?

To było chyba wczoraj.

Opublikowano

Znaczy baja to jest? Zszokowałem się pierwej, jak mi narrator opcję zmienił i te gąski gadać zaczęły, ale potem pojąłem. Mnie się podoba. Fajnie, że po erze psychiatryków, mamy trochę bajek. Żywych i zabitych :)

Opublikowano

oj asher, napisałeś że gąski zaczęły gdakać - co robią kury - i główkuję gdzie błąd popełniłam?! wiem, że wczoraj to byki miałam piękne typu w trzech miejscach "pan Marian" miast Bogusław :) heh, jakoś dziwnie mi tam wchodził. No więc szukałam miejsca gdzie napisałam to niedorzeczne gdakanie. Na szczęście się zorientowałam, że to o ich rozmowach mowa,
a bajki? pewnie że nie szkodzą, tę napisałam wczoraj po przeczytaniu Twojej :)

Opublikowano

Bogdan czy Bogusław?
Zdecyduj się, bo to dwa różne imiona :)
Ja bym zmienił to na : Asher (bo mi się Bogdan jakoś tak kojarzy ;D)
No i dziwna pointa (jak na pedagoga ;) - ale ja się na prozie zupełnie, ale to zupełnie nie znam.
pzdr. b.

Opublikowano

no i kolejna bajka :)

tylko jak mam rozumieć zakończenie?? :)

poza tym:

"- Eeee… - westchnęła rozedrganą brodą pani Maria."

tutaj coś się nie zgadza

jak można westchnąć rozedrganą brodą??
bo ja próbowałem i nie potrafię tego dokonać :)

także to dookreślenia "Maluszka" troszkę mnie zdziwiło
wiem, że popularnych "Maluch" to fiat 126p - jeżeli ta bajka adresowana jest do ciut większego odbiorcy, to wtedy dookreślenie jest zbędne (chyba że jest inaczej)

i naprawdę chciałbym się dowiedzieć jak należy odczytywać to zakończenie :)

pozdrawiam: Wojtek

Opublikowano

Asher, to ja Cię bardzo przepraszam :) muszę popracować nad czytaniem... jakiś elementarz poczytam, czy coś..

Bezet, ciesz się, że już Mariana nie ma :) ech zaraz poprawię, ja po prostu mylę te imiona...

Wojtku, hmm no racja, to nie tyle westchnęła, co ...jęknęła? no nie wiem jak to określić, ale pomyślę, co do 126p to czekałam na zastrzeżenia :) nie pierwsze zresztą, że dopisek zbędny zamieściłam, ok, jeśli wydaje się zbędny to wywalam.

a co w zakończeniu jest niejasne?

Opublikowano

nie wiem... jakoś wymowa tej puenty mi umknęła
czy to najpiększniejsza gąska się zabiła?
czy najbrzydsza w końcu?

i tak naprawdę jeżeli, to ta najpiękniejsza, to co z tego na dobrą sprawę wynika??

jakoś tak... zagoniłaś natalio czytelnika w kozi róg, że się tak wyrażę

chyba, że pozwalasz czytelnikom na własne domniemania

jakoś tak hmmm...hmmm... dziwnie wyszło :)

P.S. chyba też napiszę jakąś bajkę - skoro cieszą się, aż tak wielkim zainteresowaniem :P

pozdrawiam: Wojtek

Opublikowano

tak też myślałem, ale chciałem się upewnić hehe

a co do puenty - już wiem, co mi nie pasowało

zakończenie ściągnięte i potem przerobione z "Brzydkiego kaczątka", a spodziewałem się czegoś innego w sumie

ale z pewnością tę bajkę o brzydkiej gąsce można opowiedzieć swoim dzieciom, a to już coś
bo trud nie poszedł na marne

pozdrawiam: Wojtek

Opublikowano

Uściślijmy, żeby Wojtek miał jasność. Chciałaś zabić baję, nie? Wzięłaś na wartszat Brzydkie Kaczątko, tak? I zamiast łabędzia, kaczątko-gąska se popełnila harastawokiri? I tyle. No chyba, że czegoś nie łapię. Dzieciom nie wolno :)

Opublikowano

Hmmm niezła transformacja :)
Jedyne, czego się czepnę, to dwa fragmenciki:
1) Zdanie "Nic nie masz w sobie polotu, chęci przeżycia jeszcze czegoś, urozmaicenia monotonności dni." jakoś mi nie pasuje w ustach Marysi :D
2) Podpowiedź w nawiasie "(Marii)" - po co ona? Chyba czytelnicy nie aż tacy kretyni :)

Pozdrawiam
Wuren

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki

Żeby doprecyzować - zbyt długie zdanie, za dużo elokwencji, jak na Maryśkę :D
Ale to takie tam moje widzimisię jeno :)

Pozdrawiam
Wuren

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Czy wspomniana w tytule łączy się z czasem? Odpowiedź wydaje się być oczywistą. Popatrzmy zatem razem, Czytelniku. Najpierw w przeszłość, a kto wie - może zarazem do innego wymiaru? Tak czy inaczej: spójrzmy do świata istniejącego "Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... " George Lucas najprawdopodobniej celowo pominął innowymiarowe odniesienie, chociaż Gwiezdna Trylogia jest cyklem filmów, stworzonych przede wszystkim z myślą o Przebudzonych. Co oczywiście nie przeczy prawdzie, że i Nieprzebudzeni mogą je oglądać.     Popatrzywszy, przenieśliśmy się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Moc samoukryta istotowo tak w jednym, jak w drugiej, skierowała nas na Courusant, stolicę Republiki, gdzie Zakon Jedi miał swoją Świątynię, a Galaktyczny Senat swoją siedzibę. Jesteśmy na jednej z ulic miasta, zajmującego - czy też obejmującego - je całe. Zgodnie ze słowami Mistrza Jedi Qui-Gon Jinna, skierowanych w jednej ze scen "Mrocznego widma" do Anakina Skywalkera: "Cała planeta to jedno wielkie miasto". Rozglądamy się,  widząc...      Widząc wspomniane miasto, złożone przecież nie z czego innego, jak z przejawów kultury architektonicznej właśnie. Wieżowców, które nawet przy wysokim poziomie technologii budowlanej uznalibyśmy za niesamowite. Jesteś, Czytelniku, pod sporym wrażeniem. Może dlatego, że to Twoja pierwsza tutaj wizyta? Ja jestem pod trochę mniejszym; wędrowałem już z Przewodnikiem po światach-planetach jego galaktyki.    Gdziekolwiek sięgnąć spojrzeniem, wokół czy do  góry po ścianach budynków, jest bardzo czysto. Na wysokości piętnastego piętra znajduje się pierwszy - najniższy - poziom ruchu pojazdów powietrznych. Przesuwają się powoli, niemalże dostojnie, jeden za drugim w tę samą stronę w zbliżonych odstępach. Przeciwny kierunek ruchu urzeczywiatniany jest pięć pięter wyżej, na wysokości dwudziestego. Jeszcze wyższy, biegnący ukośnie do wymienionych, to już dwudzieste piąte piętro. Dźwięki emitowane przez ich napędy są tu, na ulicy, prawie nie słyszalne. Idąc  kilkadziesiąt kroków w prawo od miejsca, w którym znaleźliśmy się, a przyłączywszy się jakby pochodu wytwornie ubranych ludzi, docieramy do imponującego gmachu jednego ze stołecznych teatrów. Najwidoczniej trafiliśmy do świata kultury wysokiej, chociaż - co jest nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne - są tu też sfery (przestrzenie? dzielnice?) zamieszkałe przez osoby kultury niższej. Nadchodząca z przeciwnego kierunku postać o charakterystycznie zielonej skórze wydaje się być Mistrzem Yodą. Zatrzymuje się przy nas.     - Udajecie się na przedstawienie? - pyta głosem, brzmiącym dokładnie tak, jak we każdym z epizodów. Gdy tylko odpowiedzieliśmy, Moc - najpewniej według sobie tylko znanego powodu - przenosi nas bądź przemieszcza na Endor. Do porastającej całą jego powierzchnię puszczy, zamieszkałą z dawien dawna przez Ewoków. Których kulturę trudno, z racji etapu ich cywilizacyjnego rozwoju, zaliczyć do wyższej. Wygląda na to, że w naszej podróży mamy więcej szczęścia niż swego czasu Luke ze Hanem i Leią: napotkany tubylec okazuje się należeć do starszyzny miejscowego plemienia. Rozmowa przy ognisku, po wzajemnych prezentacjach, opowiedzeniu skąd pochodzimy i po ich, hałaśliwych co prawda, relacjach z niedawno stoczonej bitwy ze imperialnymi  szturmowcami, przechodzi do tematu kultury zwierząt.    - Zwróćcie uwagę na przykład na ptaki - zagaja jeden ze Starszych. - Trudno odmówić im pewnych zwyczajów, a nawet rytuałów, prawda? Taniec godowy... sposób budowy gniazd przez określone gatunki... ozdabianie tych pierwszych według osobistych pomysłów - których pojawianie się oznaczać może albo wyobraźnię, albo impulsy Mocy... wspólne dbanie o pisklęta..  wreszcie szacunek samców do samic - czy nie stanowią one przejawów kultury?                       *     *    *      Teraz spójrzmy w przyszłość. Odległą z naszego - obecnego punktu widzenia - bowiem rok dwa tysiące trzysta pięćdziesiąty minął sto dwadzieścia trzy lata temu, mamy więc dwa tysiące czterysta siedemdziesiąty trzeci. Śmierć jako jednostka chorobowa przestała istnieć,  a wraz z nią - czy też raczej przed nią - wyeliminowano starzenie się organizmu. Ludzie żyją jako wiecznie młodzi. I nieśmiertelni. Wizja z filmu "Seksmisja" została daleko w tyle. Setki, jeśli nie tysiące godzin badań i technologie medyczne doprowadziły do  przełomu, umożliwiając zaistnienie takiego właśnie świata. Bez względu jednak na to, czy jest to utopia, której istnienia pilnują członkowie specjalnie wyszkolonych oddziałów, czy taki świat może rzeczywiście zaistnieć - a może już zaistniał - w jednym z askończonej ilości wymiarów, kultura tamtejsza wyrasta wprost z ówczesnej - naszej. Wyrasta jako przejaw części ludzkiej natury, azależnej od czasu i przestrzeni. Od planety.  A nawet od wymiaru, o ile kultura stanowi cząstkę także ludzkiego - umysłu, ale i duszy. Azależnej od jakiegokolwiek organizmu, mało tego: wpływającej nań energią przeżytych doświadczeń.    Minął świat - a może jednak trwa? - przedstawiony w gwiezdnowojennych Trylogiach. To samo pytanie można postawić, albo żywić wątpliwość, odnośnie do starożytnych światów: chińskiego, hinduskiego, grecko-rzymskiego, lechickiego czy też słowiańskiego wreszcie. A może nie tylko ich?     Jakkolwiek jest, kultura płynąca z tego samego źródła, od którego pochodzą czas i przestrzeń, zdaje się mieć metafizyczny - w dosłownym znaczeniu tego wyrazu - charakter. Dlatego łączy z istoty swojej natury. I dlatego dzieli; tak samo jak prawda, z tego samego powodu. Światy duchowe, materialne i te funkcjonujące na przenikalnej przecież granicy. Świat ludzi i świat tych zwierząt, których poziom świadomości kieruje do tworzenia i utrzymywania zorganizowanych społeczności, jak na przykład pszczoły, bądź czy też oraz do zakładania rodzin.     Bowiem czy łączenie i dzielenie nie stanowią dwóch stron tej samej całości?      Kartuzy, 25. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Smutek  Otwiera każde drzwi    A miłość  Ukrywa się    W leśnej gęstwinie    Co jest między nami  A co przeminie    Nigdy nie poznasz prawdy    Bo już nie otworzysz Żadnych drzwi   
    • jak to jest nikt nie wie do jednych kobiet stoi kolejka a innych nikt nie zauważa i mężczyzn powie pan tak to racja i mężczyzn   one takie zwykłe nijakie krzątają się w kuchni teatrze oni zwyczajnie przeciętni kran wymienią coś dokręcą cóż w nich jest takiego   inne na rzęsach stają tak długich że oczy zakrywają inni wciąż na siłowni twardzi prawie że ze stali mimo to kolejki nie ma   tylko ciągłe przyjęcie towaru
    • mam cię wszędzie, blisko, pewno, światłem, w mięśniach, dziś bez jutra. gdy bujamy się do techno, gdy szukamy czegoś w chmurach.   mam nadgarstki dogmatami rozświetlone słono, lepko. kogoś mamię? ktoś się mami, ktoś zlizuje z nich twą rześkość.   mam modlitwę rozpieszczoną pod językiem, a w niej ciebie. bliskość, pewność moją chłoną. zanim świt - pobędą w niebie.
    • @violetta czasami. Niektórzy. Dzięki za zajrzenie :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...