Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

niekiedy wchodzę na proustowską ścieżkę
by podążyć w stronę Swanna
w dni nabrzmiałe pękatym bzem
w pończochy już cienkie i delikatne
jak kwiaty klonu w kroki jeszcze
śmiesznie niepewne jakby podskoki
po strąki grochu za płot sąsiada
spojrzeniem na wpół zuchwałym
na wpół trwożliwym próbując
przeniknąć tajemnicę ogrodu
i uciec od bytów co stać się miały
w przeciwną stronę choć już wiadome
za murem zdarzeń niechcianych
wciąż jeszcze szukają domu
i nie znajdują

trzeba iść tylko naprzód
nie znajdziesz przeszkody
chyba że miłość obróci twarz
na puste oczodoły strachu

ale to potem jeszcze nie teraz
jeszcze fererie snów rozewrzą
ramiona tuląc do marzeń
pod gwiadą szczęśliwą

tak tak być musi skoro
nikt jeszcze nie zmienił zapisu

Opublikowano

Jeżeli to nie przewraca wiersza, to może tak :

dni nabrzmiałe pękatym bzem
pończochy cienkie i delikatne jak kwiaty klonu
kroki śmiesznie niepewne
po strąki grochu za płot sąsiada
spojrzeniem na wpół zuchwałym
na wpół trwożliwym
próbuję przeniknąć tajemnicę ogrodu
uciec od tego co stać się miało
choć już wiadome
za murem zdarzeń niechcianych
wciąż jeszcze szuka domu
i nie znajduje

ale to potem jeszcze nie teraz
jeszcze sny otworzą ramiona
tuląc do marzeń pod gwiazdą szczęśliwą

trzeba iść naprzód
tak być musi skoro
nikt jeszcze nie zmienił zapisu

:)

Opublikowano

"trzeba iść tylko naprzód
nie znajdziesz przeszkody
chyba ze miłość obróci twarz - usterka
w puste oczodoły strachu"

tu wiersz traci na wartości, jakby kto inny pisał


"ale to potem jeszcze nie teraz
jeszcze fererie snów rozewrzą - ????? usterka
ramiona tuląc do marzeń
pod gwiadą szczęśliwą" ???? - usterka

tu podobnie -jakby inny autor...


Początku bym nie ruszyła. Nie ucinała. Coś w nim jest, czego nie czytałam w Twoich wierszach do tej pory.
E.


Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki za odniesienie ale w swojej wersji rezygnujesz z moich przenośni i wkraczasz w dosłowność, bo kroki są śmiesznie niepewne tu takie nieopierzone jakby podskoki po strąki grochu sięga się wtedy po coś co jeszcze nie dla nas ,dla innych co jest tajemnicą a chce się to szybko zdobyć poznać itp, itd poprowadziłeś w tej dosłowności a u mnie jest to metafora dojrzewania a jednoćzesnie podświadoma chęć pozostania dzieckiem coś jak w Blaszanym bębenku oczywiście odniosłam się tylko do części wiersz którą najbardziej zmieniłeś
Pozdrawiam kredens
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki za odniesienie sie do wiersza , co do finału to może być niejasny, ale jeszcze życie trwa i nic na to na razie nie wskazuje , że ma się zakończyć - tu zapis , może ulec zmianie np. postawiona diagnoza jak u mojego przyjaciela , to co do treści co do formy pozostanę przy niej
pozdrawiam Kredens
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dwa razy tak -wzmocnienie
tytuł no cóż dałam taki tez dla wzmocnienia postawienie akcentu, ale to rzecz już nie do przerobienia chociażby ze względów technicznych , przynajmniej na forum
Dzięki i pozdrawiam Kredens
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzieki , faktycznie "te" niepotrzebne , co do drugiej części masz prawo mieć takie odczucia, choć mi się tak nie kojarzy , to raczej biblijne - oracz nie odwraca się za pługiem tylko idzie do przodu
Pozdrawiam Kredens
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nie znam 'w strone swanna', ale widze, ze zainspirowala. b.fajne to jest, takie troszke filozoficzne. czytalam kilka razy i pozwolilam sobie na pewne zmiany, za duzo 'w' bylo.
rodzielilam tez pierwsza cz. mam nadzieje, ze nie zburzylam zamyslu...
przepraszam za 'mieszanie' w tresci.
pozdrawiam.

niekiedy wchodzę na proustowską ścieżkę
by podążyć w stronę Swanna
gdzie dni nabrzmiałe pękatym bzem
pończochy już cienkie delikatne
jak kwiaty klonu a kroki jeszcze
niepewne jak podskoki
po strąki grochu za płot sąsiada

spojrzeniem na wpół zuchwałym
na wpół trwożliwym próbuję
przeniknąć tajemnicę ogrodu
i uciec od bytów co stać się miały
choć już wiadome
za murem zdarzeń niechcianych
wciąż jeszcze szukają domu
nie znajdują

trzeba iść naprzód
nie znajdziesz przeszkody
chyba że miłość obróci twarz
na puste oczodoły strachu

ale to potem jeszcze nie teraz
jeszcze fererie snów rozewrzą
ramiona tuląc do marzeń
pod gwiadą szczęśliwą

tak tak być musi skoro
nikt jeszcze nie zmienił zapisu

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nie znam 'w strone swanna', ale widze, ze zainspirowala. b.fajne to jest, takie troszke filozoficzne. czytalam kilka razy i pozwolilam sobie na pewne zmiany, za duzo 'w' bylo.
rodzielilam tez pierwsza cz. mam nadzieje, ze nie zburzylam zamyslu...
przepraszam za 'mieszanie' w tresci.
pozdrawiam.

niekiedy wchodzę na proustowską ścieżkę
by podążyć w stronę Swanna
gdzie dni nabrzmiałe pękatym bzem
pończochy już cienkie delikatne
jak kwiaty klonu a kroki jeszcze
niepewne jak podskoki
po strąki grochu za płot sąsiada

spojrzeniem na wpół zuchwałym
na wpół trwożliwym próbuję
przeniknąć tajemnicę ogrodu
i uciec od bytów co stać się miały
choć już wiadome
za murem zdarzeń niechcianych
wciąż jeszcze szukają domu
nie znajdują

trzeba iść naprzód
nie znajdziesz przeszkody
chyba że miłość obróci twarz
na puste oczodoły strachu

ale to potem jeszcze nie teraz
jeszcze fererie snów rozewrzą
ramiona tuląc do marzeń
pod gwiadą szczęśliwą

tak tak być musi skoro
nikt jeszcze nie zmienił zapisu


Dziękuję , dobrze namieszałaś podoba mi się dzięki , że Tobie się podoba
Pozdrawiam Kredens

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
    • Wiersz krótki ale naprawdę znakomity... Pozdrawiam Najserdeczniej!
    • @Migrena Gdy czytałem ten wiersz autentycznie przeszedł mnie po plecach dreszcz... Naprawdę poczułem takie dziwne mrowienie... Jest on bezdyskusyjnie genialny i bardzo, ale to bardzo nastrojowy... Pozdrawiam Najserdeczniej!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...