Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gdzieś wciąż gnasz
potykasz się o życie
buty zdzierasz
ręce chowasz skrycie

cały galimatias w tym
by palce nie wylazły
przed najważniejszym
zdobyciem pracy

stapiasz się ze wstydu
jego ani słychu ani widu
za to gapiów tłum
-pociesz zamień w dym

zostałaś jak sierota
bez rodziców sama
ukochanego dziadka
bez radości biała plama

ulecisz i nie zabłądzisz już
gdzieś za góry obłoki
za tysiące rzek i mórz
gdzie tylko złote zatoki

życie to już
nad użycie


(dla Abi)
Opublikowano

Wiersze Twoje mają wiele wdzięku, takie, co w sercu, to w wierszu!
Od strony warsztatowej, można mieć uwagi. Mam wrażenie, że dopasowujesz rymy, stosujesz je zbyt przypadkowo, czasem przez to wiersz traci na sensie. Jednak coraz bardziej się rozwijasz, zwiększasz swoje umiejętności, i to jest najważniejsze.
Życzę sukcesów, serdecznie pozdrawiam
- baba

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuje Droga Babo Izo za pochylenie się nad moim skrobaniem!
Wiersz napisałam po spotkaniu z młodą dziewczyną , którą znam od dawna , to co ją spotkało ,śni mi się do dziś!
Powinnam wiersz napisać w trzeciej osobie , ale źle mi się układały wersy
z czwartą zwrotką!
A odnośnie rymów , tak mi się same wciskają , i nie raz muszę pogłówkować , aby biały był (nie wciskały mi się rymy)!
A za wdzięki ...serdecznie dziękuję!

Uściski!
Hania
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuje Lenko za odniesienie i wyłowienie czegoś dla siebie!
Ta złota zatoka to symbol nieba , (w moim wierszu"Odpływ")!

Serdecznie!
Hania
Opublikowano

Nie rozumiem wiersza, bo jest o jakimś konkretnym wydarzeniu, którego nie znam, jest dedykowany konkretnej osobie, której nie znam.
A co do rymów, to chyba Iza ma rację: czasem wyglądają na całkiem przypadkowe, takie "samowciskające się", nieplanowane i nie mająca wiele wspólnego z treścią. Może się jednak mylę?
Buziaki, Alunko.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuje Ewo za podobanie i za rozumienie !
Wiem , że trudno było by go zrozumieć głębiej bez zmiany osoby i dopisania jednej zwrotki!

Serdecznie!
Hania
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Paula-nowa , cieszy ,że trafia , problemy młodych ludzi ich życiowe zawirowania są czasem nie do przeskoczenia.
Historia Abi tak mną wstrząsnęła , ze wiersz napisałam w osobie pierwszej(później zmieniałam), i dobrze bo jest jasny , tak uważam !
A odnośnie rymów , nie mam z nimi problemów , tak mi owe wpadły !

Serdeczności!
Hania
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie mniej zaskakujący komentarz !

Ja znam coś":
Gdybym mógł napisać piosenkę która uratowałaby świat
Zaśpiewałbym ją, zaśpiewałbym ją dzisiaj..."

pozdrawiam:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...