Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

O kuchni Polskiej

W latach niewoli, rozbiorów i draństwa,
Zaniku prawa i Polskiego Państwa.
Naród niszczono, obłudnie kłamano,
Historię, sztukę - nie zdeformowano.
Choćby na tyle, jak chciano upodlić,
Boga odebrać - oduczyć lud modlić.
On stał niezłomny jak jego pasterze,
Jak diament w skale, niezniszczalny w wierze.

Przetrwała sztuka - tym z ludzkiego bydła,
Polska ta piękna - szczególnie obrzydła.
Historię niszcząc - najlepiej zapomnieć,
By nie przetrwała wiekami potomnie.
Wielka kultura gdy ma piewców wielu,
Choć w małych kroczkach podąża do celu.
Wrogowie władzy argumenty mają,
Nigdy do końca nimi nie władają.
Tak było w Polsce - natura rogata,
Tam gdzie deptana, wznosiła skrzydlata.
Płynąc na niebie w objęciach obłoków,
Sobie wyznacza, ilość - wielkość kroków.

Trudno powiedzieć skąd wraża opinia,
Kuchnię upodlać - że wielka pustynia.
To co jest- było, niesmaczne, niezdrowe,
Może pomnażać zmiany chorobowe.
Całkiem uboga, mało różnorodna,
Bo w prymitywnym plemionom podobna.
Ktoś chce obrzydzić, zdobycze podeptać,
Choć sam nie godzien odpadli z nich chłeptać?
Na nic wrogowie - chłoptasie za miedzy,
Na nic wrogowie i przewrotni szpiedzy.
Choć kropla w skale w końcu otwór drąży,
W tej naszej polskiej nigdy nie nadąży.
Nasza ma Ducha, ten nieograniczony,
Z różnej nastawia swe urwiska strony.

Prawda jest inna i różne powody,
Nasza przewyższa największe narody.
To my Polacy mamy zup nad miarę,
I piersi ryby podali z wywarem.
Zup aż czterysta ugina nam stoły,
To naszej warto popróbować szkoły.
To my przed Francją, bo prawie lat dwieście,
Mieliśmy sztuczce - w kuchennym areszcie.
To komuniści chcieli was oduczyć,
Na Moskwy modłą- niewolić i tuczyć.
Zamknąć w komórkach, czyli blokowiskach,
I sztuczne jadło podawać do pyska.
A nasza kuchnia- od wieków wspaniała,
Z wiarą, kulturą wrogom się nie dała.

Tą polską kuchnię - współtworzy szlachecka,
A ubogaca możnością magnacka.
Bogatych mieszczan i chłopów w zagrodzie,
Młynarz, plebania, ziemianin- dobrodziej.
Nasze pieczywo smakuje po świecie,
Nie jeden smakosz - pyta jak pieczenie?
Bo chlebek można jak deskę przeżuwać,
Albo paprochy - trociny wypluwać.

Ta kuchnia polska, szczególnie świąteczna,
Ta nie od wczoraj, a latami wieczna.
Jest różnorodna, piękna i bogata,
Wyniosła w kunszcie i smokiem skrzydlata.
Ta wielkanocna, bożonarodzeniowa,
Okazjonalna - obfita i zdrowa.
Ludziom z umiarem dyktuje rozkosze,
I z gościnnością częstuje- po trosze.
A tradycyjne zaś świąteczne stoły,
Kuchnie światowe odsyła do szkoły.
Brak tego wszędzie - tam jest gdzie Polacy,
Społeczność tworzą jedynie dla pracy.

W wiele kompleksów chcą wpędzić sąsiedzi,
Paradoksalnie- przyjaźń w każdym siedzi.
Ci, którzy lepiej o nas wszystko wiedzą,
Swoje przywary jedynie nie śledzą.
Tak jak z muzyką i malarstwo całe,
Chociaż nie dzierżą palmy w świecie chwałę.
Jest w sobie piękna - formą- estetyka,
Nie jest przekupna żądłem polityka.
Ale kunsztowne i na skrzydłach sztuki,
Godna podziwu, dumy i nauki.
Maluczkich pieniądz i zawieście wodzą,
W ich móżdżkach kurzych, wrogie wizje rodzą.

Józef Bieniecki

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
    • @Berenika97 Bereniko. To Twoje komentarze są przepiękne. Dziękuję uśmiechami :):):)     @Alicja_Wysocka Al. Oj, potrafisz, potrafisz :) Ty jestes literacką bestią :)  W najlepszym tego słowa znaczeniu !!! Dziękuję za uroczy komentarz :) Polne słoneczniki Ci kładę u stóp :)     @Annna2 Aniu. Tak jest. Jak drzewo ! Dziękuję Aniu.    
    • @Migrena z tą prostotą to prawda, tak miało być dzięki
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...