Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wstrzymaj poeto
Ty swoje słowa
Niech twa na chwilę
Zamilknie mowa

Aż światło prawdy
Tobie zaświeci
I z twoich ust ci
Piorun wyleci

Tak że twe słowo
Będzie nam grzmotem
I będzie słychać
Echo tu potem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie wiem czy mam się z Twym poglądem zgodzić czy nie
zastanowię się )
bo w naturze chyba jest odwrotnie?
I pewnie dlatego napisałeś - nie do wiary )

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Zgadzam się z tym poglądem )
w naturze znalazłem (nie dosłowny) tego odpowiednik
więc i to musi być jakaś filozofia życia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Przez mój umysł przelewają się różne myśli,
te myśli które się same układają w jakąś formę
staram się zapisać, bo mi się zdarzają bardzo rzadko )
(jeśli mam dobrą pamięć to jednak bardzo krótką).
Po napisaniu wiersza
(bo tylko takie myśli zapisuje które się same układają w wiersz)
staram się go poprawić, w miarę własnych możliwości.
ale są takie wiersze których nie poprawiam (bo nie potrafię)
powyższy wiersz jest właśnie jednym z nich )

Pozdrawiam.
Opublikowano

Masz, ten sam problem co ja, przypierdzielasz za dużo zaimków osobowych,
np. w pierwszej i drugiej zwrotce "Ty" "Twa" "Tobie" "Twoich" "Ci"
popraw detale i będzie gitaaraaaaa:) np.
"Wstrzymaj poeto
pędzące słowa
niechaj na chwile
zamilknie mowa"
pozdro!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jedną trzecią wiersza poprawiłeś
więc pociągnął byś to dalej ).

Chciałbym aby jakiś zdolny poeta
moje wiersze strawił i je poprawił )
napisał bardziej poetycko.

Tłumaczy się wiersze
z obcych języków na polski
czemu by tak nie można tłumaczyć
grafomani na poezję )

Zezwalam wszystkim
tłumaczyć moją grafomanię )

Pozdrawiam
Opublikowano

Mnie osobiście, Anna Para poprawiła wierszyk!
i taką zwyczajną "korektą" otworzyła mi oczy,
bo tym sposobem wytłumacza mi,co jest źle itp, itd
A ja jestem wzrokowcem!
Jak mi pisali, że to źle, i to, i jeszcze to!
To szczerze nie wiedziałem o co kaman!
ja też jestem grafomanem, hehee
z polaka zawsze miałem dopuszczający:)

Opublikowano

W sumie skłamałem, nie zawsze bo jak chodziłem do podstawowki, to jeszcze mierne były, hehehe, ale w podstawówce to byłem orzeł! Dopiero w ogolniaku zmieniłem zainteresowania na imprezowy styl życia:)
przepuszczające? w sumie bardziej by pasowały, bo nie przepuszczałem żadnej biby!
hehehe:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...