Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I

świat ujrzał mnie w tym mieście
stary barak przerobiony na dom
to moje pierwsze mieszkanie
ja leżę w zawiniątku na trawie

rodzice jeszcze tacy młodzi
uśmiechnięci i pełni nadziei
jak pasażerowie Titanika

dziś w tym miejscu stoi budynek wielki
jak oceaniczny statek wycieczkowy
pełen chorych dzieci

miasto zmienia swoje oblicze

II

gdzieś w środku miasta mieszka wujostwo
tam ciasno stojące domy tworzą nowe
przestrzenie ponure wilgotne
podwórka pragną więcej światła
marzą o promieniach słońca
tak jak ludzie marzą o palmach
i dalekich podróżach

pamiętają że dni były inne
czasem na chwilę wpadała radość
robiło się jaśniej gdy brzmiała muzyka

"Dziś panna Andzia ma wychodne,
dzisiaj sama wielka dama."


grała podwórkowa orkiestra
moment tak długi jak trwała piosenka
czarował w końcu promień słońca
który wbijał się w ten ciemny
klin między domami

uśmiechnięte buzie w oknach
pelargonie nabierały rumieńców

"I przyszedł Józio i przyniósł pączki,
całuję rączki, całuję rączki."


wnet z góry spadał błyszczący deszcz
monet wirujących w powietrzu

"Dziś panna Andzia ma wychodne,
dziś na Grodnej wielki bal."


brzmiało między murami szybami
choć muzycy byli już w drodze
by uszczęśliwić inne twarze

ale to było zanim spadły bomby

miasto zmienia swoje oblicze

III

w poranki kiedy światło świeże
i czyste rozlewa się po okolicy
ślepe okna spoglądają na zaspane
jeszcze ulice prowadzące donikąd

sygnalizują: tutaj jesteś obcy

miasto nie upomina się o mnie
nie pamięta zajęte sporem
gdy dzielnice patrzą na siebie
zazdrośnie jak skłócona rodzina

od wieków istnieje rysa
która częściej dzieli niż spaja
rzeka

w południe tłum doprowadza ulice do
fermentacji nikt nie zna swojego miejsca
wszyscy pną się na szczyt metropolii

tylko jeden budynek mówi mi
jestem w tym samym miejscu
które po latach jest tylko wpisem
w paszporcie i innych dokumentach

zapomniany
opuszczam punkt urodzenia

miasto zmieniło oblicze

Opublikowano

Naprawdę dobre ujęcie motywu miasta, dającego nadzieję przyjezdnym i nużącego mieszkańców. Momentami pięknego, pełnego radosnych ludzi, ale również wzbudzającego przemyślenia i przypominającego o przemijaniu. Miejsca, które jednocześnie łączy i dzieli. Wiersz dość długi, lecz nie ma w nim żadnego elementu nużącego - czyta się i myśli i czyta i znów myśli, świetne.

--
Pozdrawiam
Michał Małysa
http://www.mojwierszownik.pl

Opublikowano

Michale, mile zaskoczył mnie Twój komentarz, bo wiem, że jako czytelnik, jesteś bardzo wymagający i nie szczędzisz krytycznych słów. Tym bardziej cieszy mnie Twój przyjazny odbiór wiersza. Dziękuję za czytanie i podzielenie się refleksją. Pozdrawiam serdecznie.
J.

Opublikowano

Poruszył głęboko Januszu , tryptyk -jak wspomnienie tego co wypieramy a było i zostaje w pamięci jak wbity w ranę gwoźdź !
Każdy , (wielu z nas ) ma coś z przeszłości co wraca i wraca !
Piękny wiersz . zabieram , aby wspominać,,,,,!

Serdeczności!

Hania

Opublikowano

bardzo dobry tekst. bije od niego jakaś autentyczna szczerość. chociaż wielkomiejskie klimaty są mi są zdecydowanie obce, to ten wiersz przemawia do mnie. myślę że jest w nim coś wspólnego wszystkim wrażliwym ludziom. być może jest to zwykła refleksja nad przemijaniem i nietrwałością tego świata.
pozdrawiam serdecznie i do poczytania :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Umysł jest jak zegar co działa pokrętnie: Zegarmistrz nastawił go precyzyjnie Nakierowując jego rytm Ale ten potrafi się zatrzymać I cofać o całe kwartały Lub wybiegać wprzód A nawet symultanicznie wskazywać różne czasy Wbrew racjonalnemu porządkowi. Gdy taki zegar się popsuje Obluzuje w nim jedno koło zębate To nastawić go jest zadaniem siermiężnym: Składaniem mozaiki Bez kompletu elementów Komunikacją przy ciągłym zapominaniu Własnego języka. Możemy poznać każdy szczegół konstrukcji Umieć wyrysować i opisać cały mechanizm Mieć precyzyjne narzędzia A i tak nie umieć przywrócić biegu Wskazówek naszego zegara.
    • @Waldemar_Talar_Talar Za... 4+ Tak piszą pół- klasycy !!
    • dla pani doktor D.                     chodzi normalnie                      o Dominikę.       W poczekalni pachnie lękiem, kawą i lekko zwietrzałą rzeczywistością, którą ktoś chyba rozpuścił w kubku z melisą, żeby pacjenci łatwiej zapomnieli, kim są. Powietrze jest tak ciężkie, że gdybym wziął głębszy oddech, pewnie musiałbym prosić o pozwolenie budowlane. Ciężkie tak, że gdybym kichnął, pewnie dostałbym mandat za naruszenie konstrukcji nośnej rzeczywistości. Siadam na krześle, które skrzypi jak sumienie po długiej nocy. Nad głową plakat: “Twoje myśli – nasza pasja.” Brzmi jak motto piekarni, która wypieka sny na twardo. Wreszcie wchodzi ona, cała złożona z elegancji i chemii mózgowej, z taką kobiecą pewnością ruchu, jakby weszła tu tylko po to, żeby ustawić Wszechświat pod odpowiednim kątem światła. Szpilki w kolorze ust. Usta w kolorze milości. Miłość w kolorze błękitu. Psychiatra. Czarny pas z rozmów trudnych, pół-bogini neuronów, pół-urzędniczka  emocji, człowiek, który nawet cień potrafi zdiagnozować. Patrzy na mnie tak uważnie, jakby próbowała wyłowić moje myśli siatką na motyle, ale taką do połowu gigantycznych, świecących mutantów. - Proszę usiąść,  mówi łagodnie, tak łagodnie, że mam ochotę od razu powiedzieć wszystko, łącznie z tym, że w 2004 ukradłem bratu jogurt i do dziś mnie to męczy jak filozof po nieudanym haiku. I spogląda na mnie zmysłowymi oczami, jakby właśnie otwierała książkę, którą kiedyś napisałem w dzieciństwie, ale zapomniałem ją opublikować. - Co pana sprowadza? Ton jak u egzorcystki, który już wie, że w środku siedzi demon, pije kakao i udaje krzesło. Zaczynam mówić. Słowa wysypują się ze mnie jak klocki Lego, które mają osobny dział w piekle dla dorosłych. Psychiatra notuje. Notuje tak szybko, jakby rysowała mapę mojego kosmosu, ale coraz bardziej jej wychodzi plan ewakuacji. - Widzi pan, mówi po chwili, tu jest lęk uogólniony, tu poczucie winy, tu myśli natrętne, a to… - wskazuje na mój opis życia jak badacz na dziwne znalezisko w lesie - …to wygląda jak opuszczony plac zabaw. Nagle jej oczy błyszczą. Tak błyszczą, jak oczy dentysty, który właśnie znalazł kanał do UNESCO. - Proszę pana… to, co pan ma w tym swoim  umyśle, to jest…fenomen! Nachyla się nade mną jak muzealniczka nad wypchanym mamutem. - Gdybyśmy żyli w średniowieczu, pana lęki byłyby świętymi relikwiami. To jest sztuka! Neuronalny barok! Gotyk rozpaczy! Polifonia paniki ! Ja czuję, że zaraz rozpłaczę się śmiechem albo śmiech rozleje się we mnie jak depresja na promocji. -Musimy zrobić porządek, mówi nagle. Ton jak chirurg, który zaraz wytnie z ciebie cały średniowieczny teatr moralitetów. Wyciąga receptę. Kartkę, która wygląda jak bilet wstępu do lepszego świata, ale bez miejsc siedzących. -  Przepiszę panu coś, co przytuli pana od środka. Serotonina w tabletkach, takie czułe aniołki dla mózgu. Pisze, pisze, pisze, jakby przepowiadała mi los. Jakby wróżyła z farmakologicznej kuli. W końcu patrzy na mnie z uśmiechem, który mógłaby uleczyć pół miasta albo wywołać panikę w drugiej połowie. - Proszę przyjść za miesiąc. Zobaczymy, czy pańska dusza wróciła na swoje miejsce, czy nadal próbuje wynająć mieszkanie gdzieś indziej. Moje myśli... Myśli zaczęły mi się plątać tak dziko, jakby w mojej głowie odbywał się maraton chomików po energetykach, każdy z nich z dyplomem z filozofii i kryzysem egzystencjalnym w łapce. Wychodzę. Korytarz faluje jakby rzeczywistość była dmuchanym materacem nadmuchanym przez poetę z astmą. A ja kołyszę się lekko, jakby sam Wszechświat też brał udział w terapii i dopiero próbował zdecydować, kim chce zostać w przyszłym tygodniu. Zamykają się za mną drzwi gabinetu, a ona już wita następnego pacjenta - z tą samą uwagą i czułością, jak kolekcjoner motyli, który wie, że zaraz zobaczy kolejny piękny, drżący, trochę zniszczony, ale absolutnie niepowtarzalny egzemplarz. Idę dalej korytarzem i czuję, że coś we mnie ucichło - nie zniknęło, ale zmieniło kształt, jakby w środku zgasły ekrany zapowiadające mój prywatny Armagedon.            
    • @Berenika97   Droga Bereniko.   już za późno;)   napisałem.   jutro wkleję:)   i już się proszę nie denerwuj:)    
    • Czy to Nelson pod Kopenhagą, lub na Teneryfie? Tak, czy inaczej dobry opis batalii. Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...