Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie za dobrze nam, poganom
znów się w krwistym winie nurzać?
znów się głupotą odurzać
służąc obcym, wstrętnym panom?

od niewoli do niewoli
zwątpieniami do niechcenia
igrzyskami bezczeszczenia
to wasz sport? wasz dom swawoli?

ale może to chwalebne
niszcząc, na gruzach koczować
pozować męczeństwa, knować
nowe spiski, bardziej rzewne?

delikatną rzeź czynimy
przekraczacie braki granic
dawny sposób zda się na nic
nowe lepsze, czas gonimy

wpuściliście groźną bestię
do amfiteatru szyderstw
i podziwiacie przez szybę
wiekuistą śmierć-amnestię

lecz bestia się ku wam zwróci
pożre swoich dobrodziejów
wyśmieje przewrotność celów
a nam-straszną pieśń zanuci...

Opublikowano

Nie chciało mi się sylabizować wszystkich strof, doszedłem do trzeciej i w pierwszej masz nierówną liczbę zwrotek w trzecim wersie. Do rymów okalających i generalnie do wierszów rymowanych fajnie wrzucać ortografię i interpunkcję, to naprawdę pomaga w odbiorze, nie męczy tak czytelnika. Mentorski ton spoko, dużo pytań retorycznych, zjednywanie się ze zjebywanymi przez podmiot liryczny - to ma sens. Gorzej, że czasami pierwsza osoba liczby mnogiej przechodzi w drugą. W niektórych momentach epitety wydają się śmiesznie pospolite, czasami skolokwializywane, a czasami nieadekwatne ("wstrętnym panom", "rzewne spiski", "groźna bestia", c'mon!). Kuleje puenta, zupełnie nie pasuje, jest zbyt prosta, powinna wstrząsnąć czytelnikiem, zmusić go do przemyśleń. Jest wręcz przeciwnie - morał jak morał, kolejny z wielu innych narzucających wizję świata.

--
Pozdrawiam
Michał Małysa
http://www.mojwierszownik.pl

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Szanowny Panie
Dziękuję za mini recenzję mojego wiersza i za wskazanie na błędy. Co innego jednak błędy, co innego zamierzone zabiegi artystyczne i styl. Zamierzonym więc zabiegiem było m. in. zmienianie osoby lirycznej. Interpunkcja jest mniej więcej przyzwoita, ale oczywiście można coś w zależności od upodobań dodać lub odjąć. Natomiast to co w ogóle mnie irytuje, także w odniesieniu do pańskiego komentarza, to owe natrętne piętnowanie prostoty w wierszach. Czy liryka naprawdę musi być pogmatwana, niejednoznaczna, pełna idiotycznych, wydumanych metafor które przez swoje skomplikowanie nic nie wnoszą, doprowadzając jeno czytelnika do rozstroju nerwowego? Czy liryka musi być koniecznie nieliryczna, żeby mogła zyskać miano przynajmniej przyzwoitej? Bo wg mnie oryginalność polega zgoła na czym innym, i wcale nie musi, a nawet nie powinna polegać na odrzucaniu klasycznych wzorców...
Pozdrawiam
Opublikowano
Natomiast to co w ogóle mnie irytuje, także w odniesieniu do pańskiego komentarza, to owe natrętne piętnowanie prostoty w wierszach. Czy liryka naprawdę musi być pogmatwana, niejednoznaczna, pełna idiotycznych, wydumanych metafor które przez swoje skomplikowanie nic nie wnoszą, doprowadzając jeno czytelnika do rozstroju nerwowego? Czy liryka musi być koniecznie nieliryczna, żeby mogła zyskać miano przynajmniej przyzwoitej? Bo wg mnie oryginalność polega zgoła na czym innym, i wcale nie musi, a nawet nie powinna polegać na odrzucaniu klasycznych wzorców..."
Nie pan, mów po imieniu, to po pierwsze - jesteśmy rówieśnikami ;)

Po drugie, prostota nie jest równa pospolitości. Co innego metafora ciekawa, a co innego wydumana, ale to nie w temacie tego wiersza, tylko ogólnie. Super, że wspomniałeś klasyczne wzory. Chcemy równać do lepszych, prawda? Weżmy największego z klasycystów polskich, Zbigniewa Herberta (bo Sarbiewski to zdecydowanie zbyt odległe dzieje, za dużo przez ten czas zdążyło się w poezji zmienić) - nie ma u niego wydumanych metafor, jest w miarę jednoznaczna, ale jednocześnie piękna. Nie nazwałbyś jej chyba poezją zgrzebną, prostą?

A teraz porównaj puentę swojego utworu, taką no po prostu z pospolitą, z końcówką dowolnego utworu Herberta, ja akurat pomyślałem o Przemianach Liwiusza, proszę bardzo:
(...) Mój ojciec wiedział dobrze i ja także wiem
że któregoś dnia na dalekich krańcach
bez znaków niebieskich
w Panonii Sarajewie czy też Trebizondzie
w mieście nad zimnym morzem
lub w dolinie Panszir
wybuchnie lokalny pożar

i runie imperium

To jest prostota, ale jednocześnie ujmuje i przemawia, w przeciwieństwie do tego "straszna pieśń zanuci", ani przejmującego, ani wstrząsającego.

Co innego jednak błędy, co innego zamierzone zabiegi artystyczne i styl. Zamierzonym więc zabiegiem było m. in. zmienianie osoby lirycznej.
Każdy zabieg artystyczny ma jakiś cel, a przynajmniej mieć powinien - szczególnie w przypadku klasycyzmu, ale nie tylko (jak kończy się poetycki czy artystyczny nihilzm możemy przekonać się w galeriach sztuki współczesnej, nie polecam). Jaki jest więc cel tutaj? Nachodzi myśl o jednoczesnym utożsamianiu się z adresatami zjebki oraz odcinaniu się od nich, ale to wygląda okropnie sztucznie. Przynajmniej dla mnie, może ktoś inny ma na ten temat inne zdanie, zachęcam do komentowania, rzeczowych uwag nigdy za wiele :)


--
Pozdrawiam
Michał Małysa
http://www.mojwierszownik.pl
Opublikowano

Nie mi równać się z Herbertem, którego kilka wierszy znam i bardzo cenię (szczególnie w muzycznej adaptacji P. Gintowskiego). Poza tym nie jestem teoretykiem literatury, aczkolwiek oczywiście warto wymieniać się różnymi uwagami i spostrzeżeniami :)
W ogóle pisanie wierszy traktuję jako pewien proces, mając nadzieję że z każdym następnym utworem stawiam jakiś, mniejszy lub większy, czasem może niemal niewidoczny, ale mimo wszystko-krok do przodu.
Nie zrealizowałem jeszcze wszystkich swoich poetyckich pomysłów, ale w każdym razie próbuję to czynić - a ten wiersz, jak wiele innych, jest tego usilną próbą. Niemniej, powtarzając się, dzięki za komentarz rzeczowy i merytoryczny, w którym uzasadniasz sensownie swoje zastrzeżenia.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Marek.zak1 @Berenika97 @Berenika97 @piąteprzezdziesiąte @jan_komułzykant @Nata_Kruk Dziękuję uprzejmie za serduszka i bardzo pochlebne komentarze. Pozdrawiam Was i wszystkich czytelników.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      K.
    • @Dekaos Dondi  a potem ktoś głowę kata zetnie  
    • @Nata_Kruk musi być szalony, bo czasem jestem szalona dzięki   @Kwiatuszek dzięki
    • @Natuskaa    "(...) To, co długo dojrzewa, bywa śmieszne i niedocenione (...)".     Rozumiem, że masz na myśli innych ludzi. Bo na podstawie już tylko "Późnego owocu" można wysnuć wniosek, że owoce adojrzałe bynajmniej Cię śmieszą.     Pozdrowienia. ;))*    
    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież, także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Leakey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby.       Cusco, 22. Września 2025       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...