Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

co rano odprawia modlitwę
całkiem na czczo do ptaków świergotu
w tym pląsie przewinień i zasług
prosi o raj dla idiotów

później kłania się drzewom
wyskubując z traw resztki jedzenia
rzęsami i chustką na głowie
plącze nikły supełek nadziei

z nietoperzem ma układ wieczorem
nocą pohukuje jak sowa
inny mózg podarował jej Pan Bóg
w inne obdarował ją słowa ...



Wolin 06 VI 2000



* przez lata nieodłączny element wolińskiego krajobrazu , zniknęła , po prostu ...

Opublikowano

ponoć na sto osób co najmniej jedna ma zburzenie umysłowe, więc, teoretycznie, prawie codziennie przechodzimy obok takich ludzi na ulicy, spotykamy ich w pracy czy w innych skupiskach ludzkich. niektóre z tych przypadłości są bardzo wyraźne, tak jak, prawdopodobnie było w przypadku tytułowej bohaterki, inne są na tyle lekkie, że na pierwszy rzut oka trudno je wyłapać z tej setki.
większość mojego życia spędziłem w bardzo małej miejscowości. było to dosłownie kilkanaście kominów. do wielkiego świata, czyli do śmiesznie małego miasteczka, było około dwóch kilometrów. stanowiliśmy więc dość zamkniętą społeczność ukształtowaną przez specyficzne warunki naszego bytowania. i w tych warunkach przyszła na świat dwójka upośledzonych dzieci. pierwszego chłopca rodzice oddali w wieku kilkunastu lat do zakładu. ponoć był agresywny, ale ja tego nie pamiętam, byłem wtedy dzieckiem. gdy urodził się drugi, matka powiedziała, że go nie odda, więc żył wśród nas. chodził gdzie chciał, robił co chciał, czasami przeszkadzał, czasami dokuczał, czasami, jak to się u nas mówiło, szkudził, np. wchodząc komuś do kurnika i wypijając wszystkie jajka. a gdy dorósł byli tacy, którzy częstowali go dla tzw. jaj wódką i papierosami, ale był powszechnie akceptowany. był nieodłącznym elementem naszego społecznego krajobrazu. w latach osiemdziesiątych ub. w. miasteczko na tyle się rozrosło, że wchłonęło maleńką wioskę. ludzie zaczęli sprzedawać ziemię. tam gdzie dawniej szumiało żyto i i rosły ziemniaki, zaczęły wyrastać nowe domy, zaczęły pojawiać się nowe ulice, o zaskakujących dla nas, zasiedziałych mieszkańców, nazwach i dość szybko staliśmy się mniejszością. to co było dla nas normalne, dla przybyłych było niezrozumiałe. ktoś zgłosił na policję, że po osiedlu włóczy się jakiś nienormalny człowiek, który czasami potrafi oddać mocz, spuszczając spodnie do kolan, w zupełnie przypadkowym miejscu. potem ktoś zaczął dociekać, czy nasz 'nienormalny' ma właściwą opiekę, a w końcu zaczęto się domagać żeby nie pojawiał się na drodze, która teraz jest ulicą, i w innych miejscach teraz zwanymi publicznymi. tak skończyła się jego nieograniczona wolność. jego świat zawęził się do kwadratu podwórka, a nasz świat umarł.

przepraszam, że się tak rozpisałem, ale wiersz obudził takie wspomnienia :)
pozdrawiam i do poczytania :)

Opublikowano

Bardzo dobry wiersz. Trochę porusza cienką linię między świętością a szaleństwem Przy pierwszym czytaniu słowo "idiotów", które ma silny wydźwięk przytłumiło mi sens innych słów Ja bym go chyba zamienił na lżejsze ale to tylko tyle

Opublikowano

Przepraszam!!! Nie ma czegoś takiego, jak zaburzenia umysłowe! To do Pana Sylwestra.

Potoczne, głupie gadanie deprecjonuje ludzi innych, niż ci przeciętni.


Podoba mi się ten wiersz. Chyba coś w nim formalnie jest nie w porządku, (tutaj - do fachowców ;-) ale i sens i treść - porusza. :-)
Pozdrawiam. E.

Opublikowano

do pani Marii :): w zasadzie nie podpierając się niczym, jedynie na podstawie własnego doświadczenia życiowego, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że zaburzenia umysłowe z pewnością są. jednak żeby nie być gołosłownym, albo żeby przekonać Cię, że nie jest to jedynie mój niczym nieuzasadniony pogląd, pozwolę sobie podeprzeć się Wikipedią:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenia_psychiczne
no, ale myślałem, że to jest oczywiste. gdyby było inaczej, bezzasadne byłoby istnienie coraz bardziej rozbudowującej się psychiatrii i wielu dziedzin psychologii.
a nawiązując do tego, co napisałem w poście, do którego się odniosłaś, to jeśli jest nas, użytkowników tego forum, ponad setkę, a zakładam, że jest, to co najmniej kilkoro z nas cierpi na lżejsze lub cięższe zaburzenia i problem nie w tym żeby negować istnienie problemu, tylko żeby otwarcie o tym mówić bez piętnowania takich osób, raczej sygnalizując akceptację i zrozumienie. co czasami, z różnych względów, wcale nie jest łatwe. takie jest moje zdanie.
pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Sylwestrze, napisałam wyraźnie: "zaburzenia umysłowe nie istnieją". Odesłałeś mnie do Wiki, a tam, czarno na białym napisano:

"Zaburzenia psychiczne - utrudnienia funkcjonowania społecznego lub psychicznego jednostki, noszące znamiona cierpienia, zlokalizowane wokół objawu osiowego. Posiadają określoną dynamikę, etiologię, patogenezę, symptomatykę."

Zaburzenia psychiczne, to nie zaburzenia umyslowe!!! Psychika to nie umysł.
We współczesnej psychologii już od wielu, wielu lat nie używa się określenia, którego bronisz. Wynika to z z faktu, iż psychika człowieka jest tworem znacznie bardziej złożonym. Umysł, czy jak obecnie mówi się - intelekt, jest tylko jej częścią.

Wiersz mówi o odmienności, inności, a nie o obniżonej sprawności intelektualnej.

Pozdrawiam Autora. E.
Opublikowano

tak, a w ramce poniżej definicji mamy, jako jedno z zaburzeń 'upośledzenia umysłowe'. no cóż, należałoby poprawić, ponieważ przenosi do tego artykułu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Niepełnosprawność_intelektualna
a w nim mamy:
# upośledzenie umysłowe
# niedorozwój umysłowy
# osłabienie rozwoju umysłowego
# upośledzenie rozwoju psychicznego
cały czas mówimy o zaburzeniach psychicznych, które są najwyraźniej znacznie szerszym pojęciem niż zaburzenia umysłowe.
zresztą, nie będę spierał się o słowo, dla mnie jest ważne, że rozumiesz, co chciałem powiedzieć. zaraz zmienię umysłowe na psychiczne. będzie ok?

p.s.: link się na eł zacina i nie działa, ale myślę, że taka inteligentna osoba sobie poradzi :)

Opublikowano

co ciekawe, słownik synonimów, jako synonim zaburzeń psychicznych, podaje właśnie zaburzenia umysłowe :)))a
pozdrawiam :)

edit:
poza tym, poczytałem trochę o umyśle i psychice i doszedłem do wniosku, że chciałem jednak napisać to, co napisałem. intuicja mnie nie zawiodła. na szczęście nie piszę tu rozprawy naukowej. w związku z tym przywracam pierwotny zapis swojego komentarza, a Autora przepraszam za rozwinięcie własnego podwątku. :)

The End

serdeczności :)

Opublikowano

Puenta karze wrócić do treści, ponownie, podpowiada też, że Stasia, to kobieta upośledzona, nie wiadomo w jakim stopniu.
Cały obrazek to jakby szkic jej codzienności i mam wrażenie, że właśnie tak jest jej dobrze, ma swój światek i "obowiązki".
Mnie się podoba.
Pozdrawiam.... :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...