Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

mariabard do wiersza Oxywii J.:

"A skoro jest też miłość, co wytwarza chemię," - ani to poezja, ani prawda


"A skoro jestem słońcem, co świeci przeze mnie,
muzyką, co gorącem tworzy mnie bezdennie, - dlaczego tworzy Cię bezdennie???
kolorem, wierszem, słowem - więc jestem ze sztuki? - ???

Nie mam tak wielkiej śmiałości, aby wierzyć, że jestem słońcem, ani ze sztuki...
Wiersz jest nadęty, przewartościowany, słaby.
Nie potrafię znaleźć sensu poza przeładowaniem emocjonalnym, ktore zakłóca wartość. Aczkolwiek - nietajną przyczynę znam. Jest ok. :-)
Pozdrawiam. E.
__________________________________
Komentator step:

Autorka komentarza z pewnością jest profesorem katedry literatury renomowanego uniwersytetu, a nie jednym z licznie spędzonych tutaj autorem pisanych grzmotów. Zabrakło jednego maleńkiego sformułowania o subiektywności odczuć i odbioru, co stwarza wrażenie, że myślą przewodnią komentarza jest próba kopnięcia Oxyvii pod stołem. Aluzja co do przyczyn pełna nieskrywanego jadu, a pozdrowienia bardziej fałszywe niż judaszowe, abstrahując od ostatnich rysów postaci Judasza kreślonych przez historyków. Jednym słowem ekstrakt gnomicznej wręcz złośliwości. Nie powinno się komentować komentarzy, wiem. Ale ja komentuję tutaj postawę. Wielkie postaci są widoczne tylko na tle tych małych, pokurczonych, więc i tacy złośliwi ludzie są potrzebni jak w padlinożercy w ekosystemie. Pozdrawiam Autorkę, ale wiersza, a nie cytowanego komentarza. Zapluszone już dawno.

Ciąg dalszy:


zawsze dobrze się dowartościować opluwając tych co wysoko nad nami, prawda, Pani Rudopióra? czytelnicy tutaj nie znają się na poezji dlatego jesteś na dziesiątym już praktycznie miejscu w rankingu, najlepsze miejsce na to żeby powiedzieć, a co mi tam rankingi; pisz finezyjne wiersze, a nie komentarze
prawo do takiego a nie innego odbioru jest niezbywalne, ale ważne jest nie tylko co się autorowi mówi, ale również i jak, a z Twojego "jak" arogancja wyłazi jak niektórym słoma z butów i tylko o to jest pretensja, o manifestowanie kim to się nie jest, czemu zresztą ranking tutejszych autorów przeczy, a Oxyvia Twój głos z pewnością ma w bardzo skrzętne skrywanym miejscu, a jej opinii o Twoim pisaniu nie przytoczę bo leżących się nie kopie
nie pozdrawiam, szarobury, zielononogi czy jak tam sobie chcesz mnie nazywać

step
_____________

Czyż nie urocze? Szczególnie to "skrzętnie skrywane miejsce" Oxywii...

Opublikowano

"Wielkie postaci są widoczne tylko na tle tych małych, pokurczonych, więc i tacy złośliwi ludzie są potrzebni jak w padlinożercy w ekosystemie"

O, to jest fajne, błędne w przekazie, ale fajne :0

A o co chodzi? Bo nie rozumiem do końca?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Masz dywan, MBlu???????? Kurcze;-)
Ja się turlałam po twardziochach:-).

A co? Dziesiąte miejsce w każdym rankingu złe nie jest:-).

Czy tylko z wierszyków można się śmiać? NIE!

zapluszam...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Masz dywan, MBlu???????? Kurcze;-)
Ja się turlałam po twardziochach:-).

A co? Dziesiąte miejsce w każdym rankingu złe nie jest:-).

Czy tylko z wierszyków można się śmiać? NIE!

zapluszam...
Mam dywan, właśnie na takie okazje - jak widać nie marnuje się:) Warto zainwestować:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Masz dywan, MBlu???????? Kurcze;-)
Ja się turlałam po twardziochach:-).

A co? Dziesiąte miejsce w każdym rankingu złe nie jest:-).

Czy tylko z wierszyków można się śmiać? NIE!

zapluszam...
Mam dywan, właśnie na takie okazje - jak widać nie marnuje się:) Warto zainwestować:)

Tak może być. Nie przewidziałam w mojej "pokurczonej karłowatości umysłowej" podobnej sytuacji. :-)

Stół porządny muszę jeszcze kupić do kopania pod nim kogo tam trzeba.:-)

z poważaniem
"profesor katedry literatury"
Opublikowano

A co tam za jakiś pan Rygalski z reklamą jakiejś swojej stronki, którą wbija gdzie się da myśląc, że nie zauważę?? Gdzie nie wejdę, tam jakieś figle :)

A tam, step one step, był chyba taki przebój New Kids on tche Blok!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Masz dywan, MBlu???????? Kurcze;-)
Ja się turlałam po twardziochach:-).

A co? Dziesiąte miejsce w każdym rankingu złe nie jest:-).

Czy tylko z wierszyków można się śmiać? NIE!

zapluszam...
Elu, HUrrra jesteś w pierwszej dziesiątce!!!
gratuluję:)))
ps. nadziwić się nie mogę, znów mnie parę dni nie było i kolejny "sprawiedliwy/wa" się objawił...
Opublikowano

Wiersz nadęty, step zadęty,
jakiś Andrzej całkiem kręty,
nikt tu wiersza nie rozumie,
za to każdy szczekać umie. ;-)))

Elu, dziękuję za reklamę, ale nie trzeba, dam sobie radę bez takich chwytów. ;-)))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



już nie, już na 12 miejscu, od czasu jak próbowała pod cudzym wierszem wyrównywać porachunki z Parą, spadła o 7 miejsc, jeszcze z kimś zadrze i wyleci z klasyfikacji

a swoją drogą, Mario, to przykre tak brzydko sie starzeć, ja wiem, życie już się kończy, tu strzyka, tam boli, człowiek się budzi z zaropiałymi oczami i nie widzi rano świata...
i jak tu zachowac pogodę ducha?
niektórym się to udaje, potrafią sie cieszyć tym co los przynosi, nie żyją w ciągłym poczuciu krzywdy i z ciągłymi pretensjami na niesprawiedliwość życia

z matematyką na bakier? skoro była na 10 spadła o 7 to powinna być na 17 a jest na 12-tym???
to są pierdoły i duperele, którym zaprząta sobie głowę TWA z przewodniczącą AP na czele. komu przeszkadza merytoryczna krytyka?, z uzasadnieniem i wyjaśnieniem? może tak odbierać czytelnik ? może. jak chwali jest cacy, jak gani to FUJ albo be. szkoda, bo parę osób z TWA ma całkiem niezłe wiersze. NIE WSZYSTKIE JEDNAKOŻ!!! poza tym nie każdy wiersz każdemu musi się podobać. a merytoryczna, z uzasadnieniem krytyka świadczy o kulturze. jak widać- nie warto, lepiej napisać wzorem niektórych: gniot, kosz lub (-).
a swoją drogą o kompletnym braku kultury, prostactwie, chamstwie i złośliwości świadczy Twoja stepie wypowiedź, jak wyżej, o drugiej osobie, osobliwie kobiecie, na forum publicznym.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



już nie, już na 12 miejscu, od czasu jak próbowała pod cudzym wierszem wyrównywać porachunki z Parą, spadła o 7 miejsc, jeszcze z kimś zadrze i wyleci z klasyfikacji

a swoją drogą, Mario, to przykre tak brzydko sie starzeć, ja wiem, życie już się kończy, tu strzyka, tam boli, człowiek się budzi z zaropiałymi oczami i nie widzi rano świata...
i jak tu zachowac pogodę ducha?
niektórym się to udaje, potrafią sie cieszyć tym co los przynosi, nie żyją w ciągłym poczuciu krzywdy i z ciągłymi pretensjami na niesprawiedliwość życia

z matematyką na bakier? skoro była na 10 spadła o 7 to powinna być na 17 a jest na 12-tym???
to są pierdoły i duperele, którym zaprząta sobie głowę TWA z przewodniczącą AP na czele. komu przeszkadza merytoryczna krytyka?, z uzasadnieniem i wyjaśnieniem? może tak odbierać czytelnik ? może. jak chwali jest cacy, jak gani to FUJ albo be. szkoda, bo parę osób z TWA ma całkiem niezłe wiersze. NIE WSZYSTKIE JEDNAKOŻ!!! poza tym nie każdy wiersz każdemu musi się podobać. a merytoryczna, z uzasadnieniem krytyka świadczy o kulturze. jak widać- nie warto, lepiej napisać wzorem niektórych: gniot, kosz lub (-).
a swoją drogą o kompletnym braku kultury, prostactwie, chamstwie i złośliwości świadczy Twoja stepie wypowiedź, jak wyżej, o drugiej osobie, osobliwie kobiecie, na forum publicznym.

z matematyka jest w porządku, ale z rozumnym czytaniem u Ciebie nie, to nie jest pierwszy przypadek, że pani starsza próbuje kogoś zdołować, jeśli jesteś blondynką to wszystko w porządku, masz prawo nie zrozumieć



Bajadero, przepraszam. W jakimś sensie przeze mnie zostałaś obrażona.

Dziękuję, że próbujesz dyskutować. Nie jest łatwo - wiem. Z chorobą się nie dyskutuje, tylko się ją leczy.

Pamiętasz może taką znakomitą pioseneczkę Jacka Fedorowicza: ?

Uczyła mnie mama,
jak się nie bać chama,

bo cham to jest cham
i boi się sam




Opublikowano

Elu, ja nie z cukru anim chorągiewka. razi mnie ewidentne chamstwo i prostactwo miejscami polukrowane na różowo. nic mnie nie obraziło. mogłam się tylko z politowaniem uśmiechać..
ale dziwy...prostackie komentarze zniknęły, wierszyk zniknął...czary mary hokus-pokus...będzie się teraz wszystko uszlachetniało...,
niech tam i oby.
a w cytatach nie dało się usunąć...oj oj...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


z pewnością dasz sobie radę Oxyvio...jesteś w bojach zaprawiona...pamiętam Twój bój tu na forum. choć nie brałam udziału w tej nieszczęsnej dyskusji kibicowałam Ci szczerze i myślę, że wyszłaś z tego wygrana. ale też pamiętam jeden z ostatnich tam komentarzy..., życzliwa Ci ponoć cieplutka dusza upomniała Ciebie byś się nie poniżała, bo jesteś w tym żałosna..nie są to słowa dosłowne, ale sens był taki..., jeśli z życzliwości nie można było tego napisać na priv. ?...
a ja Ci gratuluję bo warto walczyć o swoje i nie zmieniasz zdania pod publikę.
Opublikowano

Bajdero, dziękuję, jeśli to szczere. Nie zmieniam zdania pod publikę, nie piszę pod publikę, nie lubię kłótni i awantur, ale też nie lubię być oszukiwana i naciągana, stąd mój "bój" tutejszy, już zresztą zakończony sukcesem.
Nie poniżałam się - upominanie się o swoje nie jest poniżaniem się.
Co do Marii Bard i Stepa - martwi mnie to, że są w stanie konfliktu. Ale już nic na to nie poradzę, sprawy zaszły za daleko. No cóż...
Dzięki Ci za miły post. :-)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Występują kłopoty ze zrozumieniem tekstu, Oxywio? Ale to nie mój problem.


Zaszło nieporozumienie. Wyjaśniam:

Nie ma stanu konfliktu między marią bard a stepem. To jest niemożliwe.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Występują kłopoty ze zrozumieniem tekstu, Oxywio? Ale to nie mój problem.


Zaszło nieporozumienie. Wyjaśniam:

Nie ma stanu konfliktu między marią bard a stepem. To jest niemożliwe.
Ha ha ha ha ha! No to się ogromnie cieszę! ;-)))))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...