Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

warsztatowo dobry wiersz. merytorycznie - nie ma się do czego przyczepić. zgadzam się całkowicie, że siadanie do stołu z wrogiem, kimś nieżyczliwym- głupota, stół to jedność, biesiada, rozmowa i nie ma inaczej. nikt nie zaprasza do swego domu, do stołu wroga, z którym trzeba by się kłócić. Rozumiem porównanie. jawnie zresztą przedstawione w komentarzach.
Ale forum to nie stół. tu piszący wystawia się zarówno na pochwały jak i krytykę. Jesteś Anno obeznana z pisaniem. w znakomitej większości (bo zdarzają się słabe) piszesz dobre wiersze. masz warsztat, solidną podstawę do pisania, wiersze tematycznie są dojrzałe. nie rozumiem zatem w tym kontekście Twojej postawy. ciumcianie niunianie zdrobnianie nijak ma się do Twojej twórczości. masz chór adoratorów, którzy ciumciają Ci jak Ty im. PO CO? Twoje wiersze (dobre) bronią się same. Postawa przedstawiona w wierszu mówi jasno: kto jest moim przyjacielem (zachwyca się moim pisaniem) może pisać komentarze, kto krytykuje- wróg i won od stołu. Może nieświadomie, ale robisz sobie sama krzywdę. nadmierna egzaltacją. a czasami- powiem dosadnie- samouwielbieniem. każda odrobina krytyki spotyka się wręcz z histerią, i obcesowością wobec adwersarza.
nie ucz mnie, proszę, jak boleć, jak cierpieć, czytelnik odbiera subiektywnie i albo czuje albo nie, wyczuwa prawdę lub fałsz. wszystkie Twoje wiersze są osobiste? niemożliwe. część na pewno reszta to obserwacja, ale nawet w takim wierszu można zawrzeć ładunek emocjonalny.
Wiersz mówi i o prawie wyboru "towarzystwa", skoro więc tu wpadłeś, choćby przypadkowo, jesteś moim gościem. Zatem pozdrawiam ciepło i serdecznie. jesteś moim gościem- stosuj się do reguł? jakich? to nie stół i prywatne mieszkanie. wstawiając wiersz na publicznym forum należy oczekiwać pochwał, ale też uwag.
dobre odcięcie się od krytykantów i domorosłych "rzeczoznawców", którzy nie rozumieją ni w ząb, co czytają. Wszyscy ich znamy.
Pluszuję.
pluszuję, pluskam, buziuje, bardzo mi bardzo, fuj inwersje i cała masa flaków z olejem. to niektóre wypowiedzi z komentarzy. TWA i wiersze oraz twórczość nie mają tu nic do rzeczy. wiersze masz solidne, podobnie jak parę innych tu osób. Jak przypuszczam dojrzałe, mocno dorosłe kobiety, piszące dojrzałe porządne wiersze ciumkaja do siebie jak różowe dziewczynki na podstarzałym kinderbalu. Może dotrze to do Ciebie i niektórych osób, ze same sobie robią tym krzywdę, bo to jest niesmaczne jak torba landrynek.
Ale też nie trzeba się tak przejmować krytykantami. Skoro i tak nie rozumieją, co chcemy im przekazać, to po co zawracać sobie nimi głowę? Naprawdę nie warto.(...) być może jest Ci bardzo przykro z powodu nieuzasadnionych napaści niektórych ludzi na Twoje wiersze? Naprawdę nie warto, olej to. Warto tylko brać pod uwagę kulturalne, uzasadnione uwagi przyjaciół. :-) czyli tylko dobre komentarze i pochwały? krzywy ten stół . niestety.
kto zna się na wierszach- doceni, kto się nie zna - trudno. czy jeden komentarz krytyka ignoranta zniszczy prawdziwą poezję- wątpię.
cóż kto z nami niech siada, kto nie - niech idzie czorty głodny.
bez żalu nie siądę do stołu poddana selekcji.


  • Odpowiedzi 51
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

nie spodziewałam się innej odpowiedzi. niech żyje klaka!
jeśli zasłużona? (a w znakomitej większości utworów tak jest) to OK.
innym wara. klikajmy, pluskajmy, buziajmy, niech żyje infantylność w komentarzach!
powodzenia w kiszeniu się we własnym kółeczku często fałszywych fanów. o to chodzi? szkoda. szkoda ze względu na wiersze....
winszuję wyborów i postawy.
żegnam zatem. w tej sytuacji- bez żalu.

Opublikowano

Bajadero?

Co to jest? Gdzie są Twoje wiersze? Po co łazisz po forum? Co to za "oceniające", pełne zawiści i żółci pseudokomentarze?

Co Ci zrobiłam ??? Zabieram Ci "fanów"?

Może opłacam klakę??? Co Cię to obchodzi???

To wygląda na trollowanie. Sio, ...

Ps. Biedne moje wiersze... Tyle tracą bez Twojej słusznej reprymendy! Ojejejejej!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie każdy fan piosenek musi śpiewać.
łażę po forum i czytam wiersze- bo lubię. swoimi wypowiedziami wystawiasz sobie sama laurkę. zanim cokolwiek napiszę- czytam dorobek zalogowanej tu osob, jak i komentarze i odbieram odczucia niektórych osób. wyartykułowałam to co wiedzą i czują inni ( nie oczekuję poparcia ani nie dostałam upoważnienia od nikogo- piszę wyłącznie w swoim imieniu).
pod jednym swoim wierszem piszesz mi o konstruktywnym komentarzu tu o pseudo-komentarzach. zdecyduj się. nie mam czasu ani nie kręci mnie trollowanie i szczerze mówiąc nie znałam znaczenia tego słowa, ani nie znałam tego zjawiska. poczytałam w wikipedii i o dziwo! w symptomach trollowania znalazłam całą masę objawów, które śmiało można przypisać Twojej postawie (dla jasności- nie Tobie jako osobie). zgodnie z Twoim SIO znikam bez żalu dalszego dyskutowania z Tobą...a broń Boże nie mam zamiaru trollować.
ps. weź przetrzyj oczy. czy ja daję reprymendę Twoim wierszom? kogo tu żółć zalała?
nie ciumciam Ci jako osobie, bo mnie egzaltacja Ciebie na swój temat wkurza, piszesz mi SIO?
z przyjemnością, bo nie mam zamiaru ciumkać na różowo. Twoja postawa jest irytująca. a ja nie mam zamiaru się irytować. czytanie wierszy i komentarzy ma mi być przyjemnością.
zatem żegnam.

Opublikowano

Bajadero,

tak, masz rację. Nie umiem pisać wierszy, nic nie czuję, jestem brzydka i głupia, i tak mi strasznie przykro, że nie podobają Ci się moje wiersze, że och, och, och!

Jeśli tu wrócisz, naślę na Ciebie moich fanów ;)))))))))))))))))))))

Para:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


po co ta niby ironiczna histeria? ubaw po pachy i ręce opadają. trudno dyskutować z kimś kto ma własną bajkę w głowie i nie czyta ze zrozumieniem. pokaż mi miejsce gdzie skrytykowałam Twój wiersz, przeciwnie podkreślam Twój dobry warsztat i dobre wiersze, fakt czasem zdarzy si ę, że nie jest przebojem, co nie znaczy, że do kitu. jako jedna z nielicznych korzystasz z warsztatu. tu pozwoliłam sobie na inną niż wszyscy interpretację wiersza, bo tak go czytam.. i tyle. wydawałoby się, że dla autora dobrym jest dyskusja nad wierszem, emocje z odbioru, okazuje się , że ważne jest: cudeńko superek i pluskam. kto napisze inaczej- SIO. myślałam, że poprzedni komentarz będzie moim tu ostatnim, ale na takie głupoty muszę odpowiedzieć. nie umiem pisać wierszy- ja tego nigdzie nie napisałam (ale skoro tak twierdzisz), nic nie czuję, jestem brzydka i głupia skąd mam wiedzieć co czujesz i jaka jesteś skoro na oczy Ciebie nie widziałam i Ciebie nie znam (ale skoro tak twierdzisz), przykro to ci z pewnością jest, że ktoś (w Twoim mniemaniu pewnie byle kto) pozwolił sobie tknąć gloryfikowaną świętość nietykalną tutaj. robisz krzywdę swoim wierszom, ale to Twoja sprawa.Twoi fani mi nie straszni, niektórzy całkiem nieźle piszą. do nikogo nic nie mam . odpadam
ps. tak jak napisałam wcześniej- forum to nie stół. publikowane wiersze mogą być poddawane ocenie, ale mam dość twojej nieuzasadnionej histerii i egzaltacji na swój temat, jak wiem nie tylko ja. ale to już nie moja bajka.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Czytam, milczę...

Wspieram Twoich, Anno Paro, fanów. Są silni sami w sobie - talentem, mocą słów i argumentów.

A czy jestś brzydka??? Widziałam - nie mam zdania :-).

och, och, och..

Aha! i - oczywiście jestem żądna sławy! ;-)
Opublikowano

Anno, to:

nie ucz mnie, proszę, jak boleć, jak cierpieć,
odejdź w pokoju, ja, mgła niezaznawka
opowiem zawsze, jak nie wiem, jak nie wiem,
czy to ocean, czy brudna sadzawka.


tego tak naprawdę każdy musi nauczyć się sam :(
pod wielkim wrażeniem kłaniam nisko
i serdecznie pozdrawiam.
:)

Opublikowano

Mario,

nie mam powodu, aby się tu kogokolwiek bać.
Nie mam "fanów". Ani prawdziwych ani fałszywych.
A przyjaciół dobieram starannie.

Bardzo przepraszam, ale w komentarzach pod wierszem rozmawiam o wierszu. Jeśli masz ochotę, napisz do mnie na pw.

Cieplutko pozdrawiam,

Para:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...