Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Nie, pokręciło mi się ze wzruszenia. Tarczyńska 9, Mikroklimat w Warszawie. Sobota, 14. kwietnia. Wysiadamy z samochodu kwadrans przed 17.00. Tara, trochę doroślejsza niż dziewczynka z okładki Tary stoi w drzwiach literackiej kawiarni przy Tarczyńskiej 9. Pierwszy raz widzę ją w realu. Jest taka, jak na fotografiach. Cieszę się, że mnie poznaje. Wpadamy sobie w objęcia. Tara wita także Inesę i mojego męża. Przekraczamy gościnne progi, witamy się z ludźmi, których znam tylko z nicków na portalu. Za chwilę dołączą jeszcze inni i będzie komplet. Przybyliśmy wszyscy zaproszeni na autorskie spotkanie z Magdaleną Tarasiuk, autorką wydanej rok temu w Krakowie, w wydawnictwie Bogdana Zdanowicza, książki. Kilka minut po 17.00 zaczynamy:

Spotkanie prowadzi Rafał Czachorowski. (Zaraz wpadnie jak burza Beatka Laura, przeprosi za spóźnienie, uzbroi się w aparat fotograficzny i będzie jej odpuszczone). Podziwiam Tarę za perfekcyjny scenariusz. Opowiada o genezie książki, potrzebie wyrażenia wdzięczności babci Mariannie za wychowanie, miłość, troskę o wykształcenie na najlepszych literackich wzorach. Tara jest wzruszona, ciepła i autentyczna. Z miłością opowiada, wskazując kolejno mamę, córki i wnuczkę, jakie relacje łączą tę babską republikę, której teraz ona sama jest dobrym duchem i menedżerką i stróżem (aniołem, rzecz jasna). Siedzą naprzeciwko nas: Magdy, Inesy i mnie, piszącej te słowa Anny Pary. Wyraźnie dumne z autorki, włączają się w rozmowę o mamie i córce, odpowiadają na pytania Rafała. Tara przedstawia proces twórczy ze scenariuszem w ręku, co kilka minut czytamy (Inesa i ja) wiersze oraz fragmenty powieści. W ten sposób dowiadujemy się o ogromnej wdzięczności, jaką autorka żywi wobec wydawcy, Bogdana Zdanowicza (nie miał ze mną lekko, oj, nie miał-mówi co chwilę Tara). I czytamy wiersz, który napisała dla Bogdana w trakcie składania książki. Obok mnie siedzą przyjaciele Tary z Trumla: Wiesiek z Dorotką, uśmiechnięta Małgosia Nowicka, co zbiera autografy wszystkich obecnych, o których mówi z serdeczną sympatią Tara, drobniutka Beatka Białek, której jeszcze nie znam, ale już polubiłam, jak pozostałych, Annę i Olę, które Tara przedstawia jako koleżanki z liceum. I prowadzący spotkanie Rafał. Jak się pomieścili na jednym parapecie, nie mam pojęcia. Cud! Na lewo od Inesy przycupnęli pod regałem z książkami przyjaciele Tary z Pionek: Rafał Grabiec z małżonką, Karolinka, recytatorka jej tekstów z Pionek, szef i przyjaciel autorki, Marek Walczak, ze swoim przyjacielem, przybyłym z Niemiec, Jarek, wspólny znajomy Tary i Inesy poeta z Trumla, z Anią Mileną, Krzyś Kurc z Marzeną i Bachencją, dobrymi duchami spotkań. Może siedzą to za dużo powiedziane: towarzystwo rotuje, przesiada się, pogryza kruche ciasteczka, wpija się w herbatkę. Właśnie Marek Sztarbowski przesiadł się naprzeciwko nas, żeby nie tylko słyszeć, ale także widzieć bohaterkę spotkania.

A spotkanie trwa, otwierają się kolejne karty Tary, rozbrzmiewają kolejne wiersze, Magda po każdym obdarowuje przyjaciół upominkami, wpisanymi w kartę zaproszenia wierszami dla nas. Kolejny przemiły akcent. Młodzież, zgromadzona wokół Ani, córki autorki, zagnieździła się w niszy pod schodami, jak to młodzież. Ania chodzi po kawiarni w trakcie, pilnuje, żeby nam nie brakło herbatki. Młodzież reprezentuje także i dzielnie jej sekunduje chłopiec Ani, Piotr Marciniak. Z gitarami, bo zaraz dadzą koncert obaj: on i Marcin Gałkowski, domniemany Syn Tary, bohater jednego z opowiadań. Ten, co pochłaniał spaghetti (kto czytał, ten wie). Anka, dziewczyna Gały, Paweł Pe, z powodzeniem publikujący na Trumlu, zamykają listę młodzieżówki.

Ania Ostrowska przyprowadziła Piotra Borutę, i dobrze, bo miło było go poznać. Bachencja, nasza wspólna znajoma z zieleniaka uśmiecha się sympatycznie w reakcji na czytane teksty. Zna je z Orga i teraz z przyjemnością rozpoznaje.

Nie wiadomo kiedy staje się 19.00 z hakiem. Dwie godziny minęły jak mgnienie oka, więc Rafał Czachorowski zapowiada poprawiny. Teraz słuchamy bluesa. Gała robi użytek z gitary i instrumentu głosowego, który jest naprawdę dobry. Naprawdę. Nieźle wypada drugi gitarzysta, chłopiec Anki. Z przyjemnością stwierdzam, że Rafał Czachorowski wyróżnia spośród opowiadań Tary Legendy, róg Baśniowej, moje ulubione. I kontynuujemy czytanie Tary. Marek Walczak przełożył jego fragment na hiszpański. Czyta pierwsze akapity opowiadania płynną hiszpańszczyzną a my konfrontujemy je z polskim, tarowym oryginałem. Za chwilę dokończymy czytanie Legendy z podziałem na role bez próby, z marszu. Zbieramy, jak wcześniej Gała, brawa i wyrazy uznania za interpretację tekstów (znaczy: Inesa i ja).

Dobrze po 21.00 spotkanie autorskie Magdaleny Tarasiuk kończy się serdecznymi pożegnaniami. Pojawia się po herbacie Dalunia (wspólna znajoma z PP, teraz z Trumla). Nie mogła dołączyć do nas wcześniej. Rozjeżdżamy się pośród całusów i uścisków. Ale nie wszyscy. Jedna trzecia przenosi się do lokalu dwa numery dalej, na piwo, pierogi, gin z tonicem, i co tam jeszcze. Żeby dogratulować, dogadać, docieszyć się spotkaniem.

Opublikowano

He, fajnie :) było na spotkaniu i jest opisane. Gratulacje Magda i Ani dzięki za relację.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:)))
Parusiu,
podziwiam relację, wspominam wspaniałe spotkanie, najserdeczniej dziękuję Wszystkim, którzy się do tego przyczynili, niebawem wkleję minifilmik od Boskich Kaloszy - Marku - dziękuję za tę przesympatyczną pamiątkę :)))

a poeci naprawdę mają łatwiej - en total!
buziaki! dziękuję!!!!
:))
Opublikowano

Z przyjemnością i zaciekawieniem przeczytałam relację Pary, wyrosło
nam jeszcze jedno pisarskie pióro, pięknie i obrazowo opisała spotkanie. Gratuluję Ci Taruniu 'całokształtu', serdecznie Was ściskam, pozdrawiam wszystkich Uczestników!
Serdeczności - baba

Opublikowano

Jak Ty to Anno zrobiłaś:)).Znalazłaś czas aby to ogarnąć wszystko, a przecież byłaś zajęta czytaniem wierszy i opowiadań Magdy. Ja mimo że miałem więcej czasu, aż tylu szczegółów nie zapamiętałem.Atmosferę oddałaś bardzo trafnie.Piękna relacja. Pozdrawiam serdecznie - miło było poznać przy tak sympatycznej okazji:)- wiesiek

Opublikowano

Anno, fantastyczna relacja - gratuluję lekkości opowiadania, czuję jakbym był z Wami i bawił się tuż obok. znam twórczość Tary dość dobrze, a więc wieczór był tak naprawdę tylko formalnością.
Tarze gratuluję i pozdrawiam najserdeczniej!
:))
S.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



:))
dziękuję! udało się nie sparaliżować. ale to trochę dzięki temu, że nie patrzyłeś na mnie groźnie spod swoich inteligenckich okularów. :))) a tak na serio: bardzo Cię brakowało na spotkaniu, Drogi Wydawco! :)))
dziękuję, Bogdan.

p.s. masz bardzo ładne okulary tak swoją drogą! :P

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...