Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

owijam się w biel i czerwień jak w kolorowy szal
chowam się pod wierzbą rosochatą
czekam na nadejście IHS
zrywa się wiatr i nadchodzi tornado

ach czemu biegasz z pałą i tęczową flagą
(już było-bolało)
ach nie krzycz
(- tego się nie da zakrzyczeć)


młodość pali się jak moskwa berlin i paryż
zieje ogniem wawelski smok jak wstyd

patrz w rozbite lustro
rozszyfruj błędy wizerunku
(m+e+l kredą na czole
różane usta luxemburg
dodek h. i józio s. 4 ever young)


rozbite kamienne tablice
pnie skoszonych drzew
czkawka historii
gniew

owijam się w biel i czerwień jak w kolorowy szal
siadam pod wierzbą rosochatą
czekam na wielki dzień

Opublikowano

Na zicher, przynajmniej wszystkiego (zwłaszcza to co jest kursywą) nie pojmuję, ale sporo rozumiem i swoje wiem. Co do kogo i jakiej postawy, co będzie czy nie będzie. Jaki to koniec świata. Pozdrawiam

Opublikowano

coś w tym jest, nie wiem na ile, może na trzy minus, może poetycko niekoniecznie, ale zasadniczo skojarzenia całkiem znośne, i niektóre wersy poprzerzucane w taki sposób, że dają zaskoczyć; przynajmniej ja powywlekałbym niektóre autonomiczne, i sobie zachował jako niezgorsze, wręcz, aforyzmy ;) na ten przykład:

"patrz w rozbite lustro i rozszyfruj błędy wizerunku" - całkiem powabny kalambur ;) pozdro

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wija , to nie jest jakiś superprzekombinowany tekst.
kursywa Marks+ Engels + Lenin - trzej królowie, roza luksemburg oraz adolf h i jozek.s- znani twórcy obozów gdzie praca czyni wolnym. Wielki dzień to wielkanoc ew. inny wielki i przełomowy. IHS - trzeba tłumaczyć? Naprawdę to nie było jasne? Pozdrawiam i dzięki za koment , czytanie i dobre słowo.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wija , to nie jest jakiś superprzekombinowany tekst.
kursywa Marks+ Engels + Lenin - trzej królowie, roza luksemburg oraz adolf h i jozek.s- znani twórcy obozów gdzie praca czyni wolnym. Wielki dzień to wielkanoc ew. inny wielki i przełomowy. IHS - trzeba tłumaczyć? Naprawdę to nie było jasne? Pozdrawiam i dzięki za koment , czytanie i dobre słowo.
No tak, IHS to chyba każdy (chrześcijanin) rozumie, ale przecież nawet ten skrót różnie różni ludzie interpretują. Rozumiem że chodzi o podstawową, tj. najczęstszą wymowę. No i na pewno nie jest to przekombinowany tekst, i pewnie też w nim chodzi o to, co komu się najbardziej narzuca, a to chyba zaleta wiersza. Liczy się w końcu przesłanie wiersza. Jak mniemam. I pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @klaks Porwałeś mnie już drugą bajką

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Pozdrawiam serdecznie!
    • @klaks Mamy już więc dwie sławne pszczółki: Zosia i Maja. :-)))
    • @LeszczymPoezja, Proza i Promocja - wszystkie na jedną literę.  Ja tam myślę, że z którąś wreszcie się dogadasz :) 
    • Zobacz, spójrz… Oto moje usta. Moje dłonie. Zimno mi. Zimno mi w tej wilgoci. W tej dżdżystej aurze jesieni. Dotknij, a poczujesz. I jak? Mówiłem. Zimne to wszystko, prawda? Tak zimne jak bryłki lodu. I te palce zimne, jak palce mojej nieżywej już matki. Tutaj jest wiatr. I szum schodzący z nagich gałęzi drzew. Idący w liście, co u stóp mych się kręcą. W korzenie. Czuję w wilgotnych włosach twoją dłoń. Twoje palce przechodzące na wskroś. I znowu od początku…   Idę przez te obszary ciszy nagle zbudzonej. Przez ten cichy ciąg zdarzeń. Przez te długie bardzo strumienie czasu. Idę długo tymi korytarzami. Idę w daleki ląd zapomnianych twarzy. Które na końcu. Które tam bardzo… Na końcu...   Ty wiesz. I ja wiem. Wiemy wszystko. Wiesz, prawda? Wiesz wszystko, co chcielibyśmy sobie powiedzieć. Ale nie powiemy już nigdy, chyba że we śnie.   Tutaj, gdzieś. Pomiędzy drzewami. We śnie. Szliśmy. Idziemy. I będziemy szli. I jeszcze…   Kolejny krok. Kolejny…   Zderzam się ze ścianą w pokoju ciemnym i pustym. Odwracam się. I widzę. Patrzę. Szukam… Ze ścian wyciągają się ręce. Czyjeś ramiona. Te ręce zimne. Te dłonie. Te palce… Jakby twoje, które wciąż mnie przywałują gestami.   Zapalam świece. Gwiazdy płoną na niebie. Pomiędzy chmurami, w których jaśnieją snopy odchodzącego deszczu. Tutaj i tam. Odsłaniam zasłony. Szeroko. Firanki na moich skroniach w powiewie otwartego okna. Głaszczą. Łaskoczą. Łaszą się. Przymilają z milczącym kwileniem zmiłowania. Tam wysoko. Na niebie. Na suficie płomyki drgają od zimna. Na szafie jakiś zakurzony kufer nie ruszany przez lata. I wszystko majaczy. Rozpływa się i scala. I migocze, i szumi bardziej jeszcze. I jeszcze…   Lekki trzask podłogi przechodzi w tej ciszy i znika. Ktoś tu, widać, był przed chwilą. Lecz cisza. Cisza. Cisza znowu w tobie. I we mnie. I wszędzie. I jeszcze… Odgłosy jakieś przechodzą. Błądzą wewnątrz naszych ciał złączonych pustką.. I drżą w nas jeszcze… Tak bardzo długo… Jeszcze...   Jesteś tu jeszcze?   Wiesz, ja tu byłem. Czekałem. Albowiem istnieję już tylko w czasie przeszłym. W teraźniejszym kurz okrywa portrety pergaminowych twarzy. Wśród pajęczyn. Na ścianach. W półmroku. W piskliwym szumie gorączki. W ciszy absolutnej. W takiej ciszy dookolnej. Wszędzie. I wszędzie. Która się kryje, i która wyłania się zewsząd. Z każdej szczeliny. Pęknięcia. Spod każdej drzazgi, co wbija się pod paznokieć z ostrym ukłuciem, podczas przeciągania w jakimś napadzie wierzchem palców po drzwiach drewnianych. Po podłodze. Po listwach cokołów… Po pólkach pełnych martwych książek. Zaplamionych. Na okładkach czyjeś oczy zeskrobane żyletką. Wszędzie. Wszystkie oczy niewidzące. Ślepe. Wydrapane. Jakby ktoś chciał się pozbyć wszelkiego spojrzenia. W szaleństwie. W nieadekwatnym przeżywaniu rzeczywistości. W przypływie pasji. W schizofrenicznej mozaice szeptów, co wciskały się natrętnie do uszu. Wśród oddechów. Wśród szybkich. Zmęczonych. Kiedyś. Kiedyś… Ale to było kiedyś. Wśród zapomnianych gestów...   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-17)    
    • @Migrena Żal mi ich wszystkich, bo są jak latarnie w złym miejscu, oświetlają cudze zagubienie, a same gasną po kawałku.   A i ci, którzy się zatrzymują, też niosą w sobie ciemność, która czasem ma kształt samotności, a czasem – tylko pustki.   W tym wszystkim najwięcej boli to, że nikt tu nie jest z natury winny, a każdy trochę poraniony.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...