Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Powiedzmy sobie taki poeta
Choćby i nawet ten z bożej łaski
Też chce na głowie nosić wawrzyny
I po występie słyszeć oklaski

Chce autografy rozdawać w koło
I słyszeć głosy pełne zachwytu
Ja już posiadam pewne zadatki
Lecz jeszcze tylko brak mi popytu

Z podażą jakoś kłopotów nie mam
Szuflady trzeszczą od przeciążenia
A ja wciąż piszę piszę i piszę
Choć tej poezji się nie docenia.



Nie spocznę bowiem choć to absurdem
Nazwą krytycy i konkurencja
We mnie wciąż tli się mała iskierka
Której przyświeca taka intencja

Pisz i wytwarzaj choćby tonami
Papier ze wstydu nigdy nie spłonie
Makulaturę oddasz do skupu
A wtedy może twe siwe skronie

Okoli wawrzyn i rekordzistą
Wpisanym w księgi w księgi Guinessa
Będziesz a wieńcem cię przyozdobi
Piękna Pamela albo Vanessa.



Tutaj pytanie mam do ogółu
- Ile być musi tych ton zebrane
(Makulatury) aby me imię
W Księgę Guinessa było wpisane

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





skoro litery jak karne wojsko
niczym generał w czwórszereg stawia
a czwórszeregi w kolumny armii
to taki facet pozory sprawia

że jest normalny i bez odchyłek
a co do kunsztu to inna baja
coś tam naplecie coś nagryzmoli
no i jak zwykle wychodzą jaja.

serdecznie pozdrawiam
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





wiatr wojskowej surmy
ton przebrzmiały niesie
po bitewnym polu
a w pobliskim lesie

dekownik, maruder
ile tylko mocy
wciąż wali na oślep
kamieniami z procy

by potem w paradzie
kroczyć awangardą
i na równych sobie
spoglądać z pogardą.


pozdrawiam serdecznie
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





a od formy do formacji
to już tak niewiele
czy w obronie czy w ataku
zagra się w niedzielę

niekoniecznie w naszej kadrze
u Franciszka Smudy
bo tam ciągle wieje grozą
a na meczach nudy

za to w naszej podwórkowej
lidze jest wesoło
a gdy kadra nie wydoli
my stawimy czoło

i nie straszna nam Brazylia
bo i z nią wygramy
gdyż gdy trzeba to my wszystkich
śmiechem rozkładamy.

Serdecznie pozdrawiam
HJ

:-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





jak ma znaleźć panaceum
na humory i na gusta
kiedy w letnią kanikułę
autor mineralną chlusta

bo wiadomo gdy jest upał
umysł szybko mu wiotczeje
i choć trzeźwy lecz opity
nie wie co się wokół dzieje

stąd zapewne i litery
stoją niczym monolity
dając namacalny dowód
- autor musiał być opity.


pozdrawiam serdecznie
HJ
Opublikowano

Henryku, jestem i pozostanę fanem Twojej poezji. U Ciebie znajduję elementy pocieszenia i innego spojrzenia na świat, który mnie obecnie nie pieści. Wywołujesz uśmiech na twarzy czytelnika i założę się, że masz ich wielu i to bardzo wdzięcznych. Pozdrawiam.
J.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Już niebawem (w poniedziałek)
do oklasków szykuj dłonie
- scenkę z życia emerytów
w mym przekazie Ci odsłonię.

Mniemam, że i Ty podzielisz
moje zdanie w tej materii
i z uśmiechem będziesz wchłaniał
małą dawkę pikanterii.


Jest mi miło i cieszą mnie słowa Twojego komentarza.

Pozdrawiam Cię serdecznie
HJ

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pociąg, który miał zawieźć nas na wybrzeże, stoi w miejscu. Jakiś nieszczęśnik uznał, że ma dosyć życia, i rzucił się pod koła. Ciało tego człowieka zostało dosłownie rozniesione po torach. Niezbyt smaczny widok, trzeba przyznać. Dookoła zebrała się grupa gapiów, której ja jestem częścią. Za mną stoją trzej moi towarzysze i patrzą tępo przed siebie, zszokowani i niepewni jak zareagować na tą nagłą sytuację. Mój chudy blond aniołek w brązowych sztruksach, kurczowo przyciśnięty do mnie, zanosi się histerycznym szlochem i zasłania pobladłą rączką swoje młode oczy. - Cholera, czy ten facet musiał to zrobić akurat teraz? Gdyby nie to, dotarlibyśmy do Sopotu dziś przed zmierzchem, a tak musimy przełożyć wyjazd.- odzywa się Zbigniew, zdejmując swoją niestosownie kolorową marynarkę. - Tylko to cię martwi? A co z faktem, że kolejny człowiek stracił życie przez chorobę? - odpowiada Andrzej. - Jasne, chorobę… Toż to po prostu tchórz i kretyn. Mógł chociaż pomyśleć o innych. Co za trauma dla maszynisty. A co ze wszystkimi pasażerami, którym zniszczył plany? - stwierdza Marian. A co ja o tym myślę? Sam na takie rozwiązanie nigdy bym się nie zdecydował. Przechodziłem w swoim życiu przez dojmujący ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Za każdym razem jednak towarzyszyła mi myśl, że kiedyś się on skończy, i zawsze w rezultacie tak właśnie było. Poza tym od dziecka bałem się śmierci, niebytu. Wola życia jest we mnie ogromna. Najwyraźniej jednak są tacy, dla których cierpienie jest nieznośne do tego stopnia, że tę wolę pokonuje.  Desperacki uścisk ramion drobnego blondyna zaczyna robić się nieprzyjemny. - Stan, get me away from here! - jęczy rozpaczliwie mój mały. - Spokojnie, laleczko moja, to tylko trup. Trup jest przeszłością, nie skrzywdzi cię.- grucham do niego głupkowato, chwilowo zapominając, że przecież nie zrozumie on ani słowa. Kochaś i trup na jednym peronie, Eros i Tanatos. Śniło mi się kiedyś - zwęglone zwłoki, a przy nich piękna, czarnowłosa dziewczyna. Żeby nie było tak strasznie, dziecinka odwracała uwagę od tej spalenizny. Spalenie to jeden z najboleśniejszych sposobów odejścia. Gdybym miał powiedzieć, czego boję się najbardziej, to właśnie tego - bolesnej śmierci. Gdybym miał poświęcić swoje życie w słusznej sprawie, musiałbym zwyczajnie zapomnieć o tym, co mnie czeka. Tak, myślę, że jestem na to gotowy. Gdzieś z naszej prawej strony wąsaty ojciec usiłuje opanować wyrywającego się kilkuletniego synka, przeklinając siarczyście. W końcu dzieciak zostaje spoliczkowany i zastyga w miejscu, płacząc. -I co my powiemy Fabisiewiczowi? - słyszę głos Andrzeja z tyłu. -Nagły wypadek, Andrzej. Właśnie to mu powiemy. Mój kochaś dawno nie obejmował mnie tak długo jak teraz. Przez ostatnie kilka dni tylko opędzał się ode mnie, twierdząc, że przeszkadzam mu w nauce. Jeżeli to prawda, że w sytuacjach stresowych nasi partnerzy wydają się nam bardziej atrakcyjni, to mam przed sobą piękny czas. Nie umniejszając tej tragedii.  Szczerze mówiąc, jestem ateistą. Nigdy nie wierzyłem w rzeczy nadprzyrodzone ani w to, że coś jeszcze istnieje po śmierci, i właśnie dlatego tak się jej obawiałem. A jeżeli jednak jest jakieś „tam”? Niekoniecznie jest to pocieszające, biorąc pod uwagę moje obecne prowadzenie się. Gdyby przyszło mi teraz umrzeć, trafiłbym do piekła (jeżeli to wizja chrześcijańska jest tą właściwą). No, ale obiecałem sobie, że zasmakuję wolnej miłości, a później się z tego wyspowiadam. Zbiegowisko wokół miejsca zdarzenia robi się coraz liczniejsze. Blondynek zaczyna wydawać niepokojące odgłosy. - Rowan, wszystko w porządku? - pytam z troską. On nie odpowiada, zamiast tego zwraca cały obiad (śledź w śmietanie) zjedzony w całkiem dobrym barze mlecznym, obryzgując mi spodnie i buty, po czym szczerzy w sardonicznym uśmiechu krzywe zęby i osuwa się zemdlony do moich stóp. Biorę go na ręce. Ktoś oznajmia, że służby są już w drodze, i każe tłumowi się rozejść. Razem z moim towarzystwem chowam się pod dach. Układam blondynka bokiem na marynarce Zbigniewa i przyglądam mu się. Jest jeszcze bledszy niż wcześniej, przypomina martwego poetę ze swojego ulubionego obrazu. Jego wąskie, bladoróżowe usta są zmysłowo rozchylone, włosy opadają mu na twarz. Wygląda krucho i kusząco. Nagle wzbierają we mnie gorące uczucia. - Rowan, ty żałosna, oj, żałosna istoto! Myślę, że Cię kocham… - szepczę, pochylając się nad nim. Marian patrzy na nas ironicznie, poklepując zamkniętą w futerale gitarę. Po chwili odzywa się do mnie. - A jak ty myślisz, Staszek, czy to co zrobił ten człowiek jest grzechem? - Grzechem jest dla mnie to, co sprawia nieuzasadnione cierpienie innym. Jeżeli miał rodzinę, to możemy powiedzieć, że zgrzeszył. Tylko czy można mówić tu o winie? Sam nie wiem. Choroba to nie wybór. Poza tym nie wiemy, dlaczego naprawdę tak postąpił. - Dla mnie to zdecydowanie nie żaden grzech, ale mniejsza o to. W końcu my żyjemy! Kiedy wrócimy na miasto, kupimy sobie wódki, a gdy już będziemy w Sopocie, napijemy się razem z Fabisiewiczem! - mówi Andrzej. -Jasne, że się napijemy, koledzy! - odpowiadam, i śmiejemy się wszyscy. No, może oprócz Rowana.
    • @Migrena slowo dslowoże przestanę czytać Twoje wiersze! Dość mam tych ścisków serca (chyba)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Serio - piękne, niebanalne metafory. Niesamowitość  
    • @viola arvensis jesień jest kolorowa, bogactwo smaków:)
    • @viola arvensis dziękuję sercem i uśmiechem :)
    • @lena2_ ten wiersz taki kojący, łagodny. Idealny na deser

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...