Wstrentny Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2010 4 kwietnia 1731 roku roku niedaleko Werony 62 letnia hrabina Cornella Bandi ulega samozapaleniu. Pozostały z niej swądnące nogi, lecz przede wszystkim ta data. Czy czytający życie hrabiny czytelnik uległ silnemu wzruszeniu? A może był barbarzyńcą, lub namiętnym palaczem któremu niemożliwy papieros upadł bezwiednie w miejscu gdzie 4 kwietnia 1731 roku siedziała Cornella? Leżący tuż obok 17 czerwca 1971 rok i samospalenie pasażera samochodu pod Arcis-sur-Aube. Zaraz dalej mamy kawałek lewej stopy w wypolerowanym pantofelku który został po Mary Reeser z Saint Petersburga na Florydzie w 1951 roku. Wieczorami brzęczą talerzyki, śledztwo trwa. Czy jesteśmy zapisani datami, jak książki pismem Brajla a po datach prześlizgują się opuszki wielkiej niewiadomej? Co sprawia, że przez palce dotykające nas jak wypukłych liter biegnie czasem iskra ku niewyobrażalnej głowie? Świadkowie milczą. Czarny kot mruczy i przeciąga się w fotelu jakby uciszany ręką sprawcy. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Magda_Tara Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2010 jesteś! a 9 kwietnia 1959? czyja dłoń urwana czyje zsunięte pończochy do lewej kostki tak dziwnie wygląda niesymetria mów! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Wstrentny Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Pracuję nad tą sprawą i innymi już od pewnego czasu. Pewne jest to, że mam już trzy koty i każdy owszem mruczy, ale nie na ten temat. No i ten nieudacznik Boskie Kalosze co ciągle żyje tym światem, też utrudnia mi prace. Którą stracę :-) jak tak dalej pójdzie! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Magda_Tara Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Pracuję nad tą sprawą i innymi już od pewnego czasu. Pewne jest to, że mam już trzy koty i każdy owszem mruczy, ale nie na ten temat. No i ten nieudacznik Boskie Kalosze co ciągle żyje tym światem, też utrudnia mi prace. Którą stracę :-) jak tak dalej pójdzie! ;D nie przysiadaj! nie dosiadaj! nie siadaj! na laurach :)) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Wstrentny Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Łatwo powiedzieć ale ciężko utrzymać się przy życiu z realnym Boskim Kaloszem. On jest... on jest jak prezerwatywa w miłości! Przeszkadza żyć innym - temu co mogłoby z niej wyniknąć (nawet i na jego realny świat) Tak czy siak lubię swoją robotę pomimo BK i wielu trudności: No i stało się. Koniec wklepywania gorących wyznań od których z wersji beta komunikatora ślepia robiły się jak o!mikrony. Koniec siedzenia na ogonie i nocnego macania klawiatury odkąd w KiM - podwarszawskiej wytwórni „Komet i Meteorytów” pojawił się Edmund Halley. Od tej pory bez reszty zajęty jestem realizacją komety Halleya. Ojciec Edmunda Halleya, też Edmund Halley produkował mydło, jednak interes nie szedł najlepiej bo w 1673 roku nie było jeszcze tych wszystkich wspaniałych saun fińskich w każdym spółdzielczym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, co w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Toteż syn Edmund, zanim trafił do nas, wstąpił najpierw do “Queen's College Oxford” z silnym postanowieniem wybicia się, zerwania raz na zawsze z „tom Mydlanom Operom” jak nazywał rodzinny interes. Bodaj właśnie w 1673 roku po raz pierwszy, obserwując jedną z baniek kręcących się zawsze gdzieś w pobliżu nosa ojca przyszło mu do głowy, aby powiększyć bańki mydlane do fantastycznych rozmiarów. Traf chciał, że właśnie tego samego wieczoru, kiedy jak co dzień z wypiekami na twarzy jedząc śledzie śledził informacje z procesu „Czwórki z Liverpoolu” - grupki polskich emigrantów zwanej też „Rzeźnikami z Kalisza", w jednych z przesłuchań padła nazwa podwarszawskiej wytwórni "Komet i Meteorytów" w której wspomniani czterej rezolutni chłopcy zaopatrywali się w pył księżycowy aby jego blaskiem tuszować swoje niecne uczynki na terenie Londynu. Jak wykazało śledztwo, zostali schwytani tylko dlatego, że dostawca pyłu księżycowego rudy Irlandczyk Bim Bay okazał się niesolidnym pracownikiem naszej firmy i jedną z ostatnich partii towaru postanowił wykorzystać do zamaskowania morderstwa swojej małżonki. „Szkota w dżinsach” jak nazywała ją potem prasa. Suma summarum - Edmund Halley, syn Halleya - producenta mydła zaraz następnego dnia zamówił u nas kometę: - Ale taką wielką, z dwoma jądrami 16x8x8 km i ogonem aż do Saturna! I co by, no wicie chłopaki, nie łominęła Ziemi bo nikt mi nie uwierzy, jak ją potem opisze piknie jako pirwszy! - Terminy mieliśmy zajęte, można powiedzieć, że półwieczne, ale właśnie imć Zabłocki jeden ze współzałożycieli i prezesów wytwórni KiM brał ślub i jego wybranka ubzdurała sobie na prezent barkę wypełnioną po brzegi mydłem Edmunda Halleya, ojca Edmunda Halleya. - Coby zmyć z siebie grzechy panieństwa! - mówiła chichocząc się w odstępach parosekundowych sama do siebie. Ów pośpiech, a potem katastrofa na Wiśle po której gazety rozpisywały się o mnie, jako jednym z nielicznie cudem ocalałych: „Wyszedł z niej jak Zabłocki na mydle” sprawiły, że przekazałem produkcję komety dopiero co zatrudnionemu w Dziale Kosmicznym niezbyt doświadczonemu zastępcy, przyszłemu psu Pawłowa. Tak oto kometa Halleya zamówiona na 1758 rok przez Edmunda Halleya, syna producenta mydła Edmunda Halleya okazała się niewypałem. Miała tylko jedno jądro i minęła Ziemię o dobre 150 mln lat świetlnych. Niejeden astronom nie tylko jej nie usłyszał, ale nawet nie zdążył nic zauważyć. A jakże, przyjęliśmy reklamację. Już 15 marca 1986 próbowaliśmy ulepszoną wersją komety Halleya trafić w Ziemię ale jak się potem okazało - Starszy Celowniczy Wytwórni Komet i Meteorytów miał kaca po przyjęciu z okazji pomyślnego zakończenia prac nad kometą Halleya II i drżały mu ręce. Oczywiście, tę reklamację też uwzględniliśmy i jesteśmy pełni optymizmu i wiary, że kolejna kometa Halleya trafi już w dziesiątkę. Sam Edmund Halley dawno temu porzucił wszelką nadzieję. Podobno kontynuuje interes pozostawiony przez ojca, Edmunda Halleya i czytając co kilkadziesiąt lat o naszych dokonaniach śmieje się co kilka sekund jak św. pamięci Zabłocka sam do siebie puszczając nosem małe, mydlane bańki. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Magda_Tara Opublikowano 27 Sierpnia 2010 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Sierpnia 2010 A prawnuczka wybranki Edmunda Halleya (tej, co to w odstępach parosekundowych) wyciskała z furią resztki płynnego mydła z dozownika z kształcie otwartego kwiatu białej lilii, histerycznie krzycząc: "Co za kretyn wymyślił taki dozownik! moja prababka turlała śliskie mydełko w swych wilgotnych dłoniach, trenując jedwabisty dotyk. A ja...a ja! Nie przedłużę rodu Halleyów! Czas umierać." W istocie. Zrobiło się dość późno na wszelkie decyzje. ---------- :D takiego Cię lubię, Wstrentny! wróciłeś naprawdę. wchodź! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Wstrentny Opublikowano 27 Sierpnia 2010 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Sierpnia 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. To mi przypomniało stare, dobre czasy małżeńskokawalerskie! Nie wiem, czy Ci się z tego już zwierzałem, więc... trzymaj się ;-)Robinia hispida Co to się działo zeszłego lata! (żona wróciła wcześniej do pracy) - nawet robinia była włochata, choć jej ogrodnik co dzień golił pa(r)chy. Brzoskwinie miały na skórkach włoski, włoskie orzechy rosły pod oknem, a ja - rozumiałem nagle włoski, chociaż nie znałem go ani na jotę! Wszystko pokryło się bujnym włosiem: pędzle! dywany! ogony końskie! Końskie muchy kręciły się wszędzie i miały ( przysięgam!) mysie warkocze. Wróciłem dobry tydzień po żonie, bez słowa siadłem w M3 nad Wisłą. Ta wreszcie pyta: no... co tak milczysz? A ja, zgodnie z prawdą: a bo mi... łyso. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Franka Zet Opublikowano 28 Sierpnia 2010 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 28 Sierpnia 2010 W tym pojedynku wygrał Wstrenty. Bardzo podobają mi się takie obłąkane teksty. I ten główny i ten o Halley'u. Pozdrowienia. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Wstrentny Opublikowano 31 Sierpnia 2010 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 31 Sierpnia 2010 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Dziękuję! Takie słowa mnie dosłownie ożywiają ;-) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się