Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano



4 kwietnia 1731 roku roku niedaleko Werony
62 letnia hrabina Cornella Bandi ulega samozapaleniu.
Pozostały z niej swądnące nogi, lecz przede wszystkim ta data.
Czy czytający życie hrabiny czytelnik uległ silnemu wzruszeniu?
A może był barbarzyńcą, lub namiętnym palaczem
któremu niemożliwy papieros upadł bezwiednie w miejscu
gdzie 4 kwietnia 1731 roku siedziała Cornella? Leżący tuż obok
17 czerwca 1971 rok i samospalenie pasażera samochodu pod Arcis-sur-Aube.
Zaraz dalej mamy kawałek lewej stopy w wypolerowanym pantofelku
który został po Mary Reeser z Saint Petersburga na Florydzie w 1951 roku.

Wieczorami brzęczą talerzyki, śledztwo trwa.
Czy jesteśmy zapisani datami, jak książki pismem Brajla
a po datach prześlizgują się opuszki wielkiej niewiadomej?
Co sprawia, że przez palce dotykające nas jak wypukłych liter
biegnie czasem iskra ku niewyobrażalnej głowie?

Świadkowie milczą. Czarny kot mruczy i przeciąga się w fotelu
jakby uciszany ręką sprawcy.



Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pracuję nad tą sprawą i innymi już od pewnego czasu. Pewne jest to, że mam już trzy koty i każdy owszem mruczy, ale nie na ten temat. No i ten nieudacznik Boskie Kalosze co ciągle żyje tym światem, też utrudnia mi prace. Którą stracę :-)
jak tak dalej pójdzie!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pracuję nad tą sprawą i innymi już od pewnego czasu. Pewne jest to, że mam już trzy koty i każdy owszem mruczy, ale nie na ten temat. No i ten nieudacznik Boskie Kalosze co ciągle żyje tym światem, też utrudnia mi prace. Którą stracę :-)
jak tak dalej pójdzie!

;D

nie przysiadaj!
nie dosiadaj!
nie siadaj!
na laurach

:))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Łatwo powiedzieć ale ciężko utrzymać się przy życiu z realnym Boskim Kaloszem. On jest... on jest jak
prezerwatywa w miłości! Przeszkadza żyć innym - temu co mogłoby z niej wyniknąć (nawet i na jego realny świat)
Tak czy siak lubię swoją robotę pomimo BK i wielu trudności:


No i stało się.
Koniec wklepywania gorących wyznań
od których z wersji beta komunikatora ślepia robiły się jak o!mikrony.
Koniec siedzenia na ogonie i nocnego macania klawiatury
odkąd w KiM - podwarszawskiej wytwórni „Komet i Meteorytów” pojawił się Edmund Halley.
Od tej pory bez reszty zajęty jestem realizacją komety Halleya.

Ojciec Edmunda Halleya, też Edmund Halley produkował mydło, jednak interes nie szedł najlepiej
bo w 1673 roku nie było jeszcze tych wszystkich wspaniałych saun fińskich
w każdym spółdzielczym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, co w latach siedemdziesiątych
dwudziestego wieku. Toteż syn Edmund, zanim trafił do nas, wstąpił najpierw do “Queen's College Oxford”
z silnym postanowieniem wybicia się, zerwania raz na zawsze z „tom Mydlanom Operom”
jak nazywał rodzinny interes. Bodaj właśnie w 1673 roku po raz pierwszy,
obserwując jedną z baniek kręcących się zawsze gdzieś w pobliżu
nosa ojca przyszło mu do głowy, aby powiększyć bańki mydlane do fantastycznych rozmiarów.

Traf chciał, że właśnie tego samego wieczoru, kiedy jak co dzień z wypiekami na twarzy
jedząc śledzie śledził informacje z procesu „Czwórki z Liverpoolu” - grupki polskich emigrantów
zwanej też „Rzeźnikami z Kalisza", w jednych z przesłuchań padła nazwa
podwarszawskiej wytwórni "Komet i Meteorytów" w której
wspomniani czterej rezolutni chłopcy zaopatrywali się w pył księżycowy
aby jego blaskiem tuszować swoje niecne uczynki na terenie Londynu.
Jak wykazało śledztwo, zostali schwytani tylko dlatego, że dostawca pyłu księżycowego
rudy Irlandczyk Bim Bay okazał się niesolidnym pracownikiem naszej firmy
i jedną z ostatnich partii towaru postanowił wykorzystać
do zamaskowania morderstwa swojej małżonki. „Szkota w dżinsach” jak nazywała ją potem prasa.

Suma summarum - Edmund Halley, syn Halleya - producenta mydła
zaraz następnego dnia zamówił u nas kometę:
- Ale taką wielką, z dwoma jądrami 16x8x8 km i ogonem aż do Saturna!
I co by, no wicie chłopaki, nie łominęła Ziemi bo nikt mi nie uwierzy,
jak ją potem opisze piknie jako pirwszy! -

Terminy mieliśmy zajęte, można powiedzieć, że półwieczne, ale właśnie imć Zabłocki
jeden ze współzałożycieli i prezesów wytwórni KiM brał ślub
i jego wybranka ubzdurała sobie na prezent barkę wypełnioną po brzegi mydłem Edmunda Halleya,
ojca Edmunda Halleya.
- Coby zmyć z siebie grzechy panieństwa! - mówiła chichocząc się w odstępach parosekundowych
sama do siebie.

Ów pośpiech, a potem katastrofa na Wiśle po której gazety rozpisywały się
o mnie, jako jednym z nielicznie cudem ocalałych: „Wyszedł z niej jak Zabłocki na mydle”
sprawiły, że przekazałem produkcję komety dopiero co zatrudnionemu w Dziale Kosmicznym
niezbyt doświadczonemu zastępcy, przyszłemu psu Pawłowa.

Tak oto kometa Halleya zamówiona na 1758 rok przez Edmunda Halleya, syna producenta
mydła Edmunda Halleya okazała się niewypałem. Miała tylko jedno jądro
i minęła Ziemię o dobre 150 mln lat świetlnych.
Niejeden astronom nie tylko jej nie usłyszał, ale nawet nie zdążył nic zauważyć.

A jakże, przyjęliśmy reklamację.
Już 15 marca 1986 próbowaliśmy ulepszoną wersją komety Halleya trafić w Ziemię
ale jak się potem okazało - Starszy Celowniczy Wytwórni Komet i Meteorytów
miał kaca po przyjęciu z okazji pomyślnego zakończenia prac nad kometą Halleya II
i drżały mu ręce.

Oczywiście, tę reklamację też uwzględniliśmy
i jesteśmy pełni optymizmu i wiary, że kolejna kometa Halleya trafi już w dziesiątkę.

Sam Edmund Halley dawno temu porzucił wszelką nadzieję. Podobno kontynuuje interes
pozostawiony przez ojca, Edmunda Halleya i czytając co kilkadziesiąt lat o naszych dokonaniach
śmieje się co kilka sekund jak św. pamięci Zabłocka sam do siebie
puszczając nosem małe, mydlane bańki.



Opublikowano

A prawnuczka wybranki Edmunda Halleya (tej, co to w odstępach parosekundowych)
wyciskała z furią resztki płynnego mydła z dozownika z kształcie otwartego kwiatu białej lilii, histerycznie krzycząc: "Co za kretyn wymyślił taki dozownik! moja prababka turlała śliskie mydełko
w swych wilgotnych dłoniach, trenując jedwabisty dotyk. A ja...a ja! Nie przedłużę rodu Halleyów!
Czas umierać." W istocie. Zrobiło się dość późno na wszelkie decyzje.
----------

:D
takiego Cię lubię, Wstrentny!
wróciłeś naprawdę.
wchodź!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To mi przypomniało stare, dobre czasy małżeńskokawalerskie!
Nie wiem, czy Ci się z tego już zwierzałem, więc... trzymaj się ;-)




Robinia hispida

Co to się działo zeszłego lata!
(żona wróciła wcześniej do pracy)
- nawet robinia była włochata,
choć jej ogrodnik co dzień golił pa(r)chy.

Brzoskwinie miały na skórkach włoski,
włoskie orzechy rosły pod oknem,
a ja - rozumiałem nagle włoski,
chociaż nie znałem go ani na jotę!

Wszystko pokryło się bujnym włosiem:
pędzle! dywany! ogony końskie!
Końskie muchy kręciły się wszędzie
i miały ( przysięgam!) mysie warkocze.

Wróciłem dobry tydzień po żonie,
bez słowa siadłem w M3 nad Wisłą.
Ta wreszcie pyta: no... co tak milczysz?
A ja, zgodnie z prawdą: a bo mi... łyso.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @andrew subtelne dostrzeżenie szczegółów otaczającego świata, które często się nam wymyka, tu zaistniało równie pięknie jak ten kwiatuszek Pozdrawiam serdecznie i świątecznie  Kredens 
    • @Manek dzięki,ale zwrot "wiośniany", choć dla Ciebie nieznany już funkcjonował wcześniej  Kredens pozdrawia serdecznie i świątecznie 
    • brzęk tłuczonego-dartego papierpleksiglasu. przez rozbitą szybę do pokoju wpada, połyskujący niby łuska karpia albo lampka na dawno zrąbanej i zmienionej w choinkę jodełce, kamień reklamowy. "Śluzamid, teraz – nowa formuła! jeszcze skuteczniejsza ochrona przed..." drugi! przecena zmartwychwstałej legendy PRL: "wskrzeszony unitra ZRK 121 kasprzak w unikatowej obudowie koloru seledynowego – teraz pięćdziesiąt procent taniej przy zakupie trzech!". kolejny, z reklamą kolumbijskich krawatów. następny: promocja ebooków odkostnionych mechanicznie. i kamień-ulotka. Apostolstwo Trzeźwości zaprasza na plenerowy kiermasz nad brzegiem Tupolewki. jeszcze jeden. kamulec-plakat. za dwa tygodnie odbędzie się koncert country. zagrają Holzklotz i Children of Ceramic Sun. raczej się nie wybiorę. łomot. okno przestaje istnieć. kamienie reklamujące reedycję książeczek dla dzieci o przygodach Skrzata Flormordka-Moczypyszczka obracają futryny w kupę plastikowych drzazg. wychodzę po angielsku, rozebrany do naga, poszarzały. już prawie nic mi nie trzeba. poza drogą. byle dalej, ciszej, byle prościej.
    • Podróżuje z prędkością światła. Inaczej – teleportuje się. Często między różnorakimi gwiazdami. Jak zdefiniować przestrzeń ?  
    • Przed laty siedziałem trochę w Tworkach a później w Branicach. Przerwane na rok studia. Według dokumentacji medycznej jako zawzięty narkoman któremu pomieszało się we łbie. Ale faktycznie to była ucieczka przed nachalnością komunistycznej bezpieki. Moja ucieczka. Nie byłem w Branicach jedynym uciekinierem z siermiężnego świata Jaruzela. Poznałem tam ciekawych ludzi. Dobrze pamiętam pewnego studenta, Piotra. Siadywał on często na schodach przy wejściu do pawilonu i któregoś ranka  powiedział  do mnie tak: - Patrz kurwa tam! -Gdzie kurwa dokładnie?  zapytałem. -Tam kurwa, w niebo, odpowiedział  spokojnie, -A co tam kurwa jest? dopytałem. -No kurwa przecież ja ! -????? -No co kurwa, nie widzisz ? -Tak, tak teraz kurwa widzę. I wtedy zrozumiałem rzeczywistość w której tkwiłem nie zdając sobie dotychczas z tego sprawy. Ten szczęściarz przemieszczał się swoim własnym ciałem astralnym po dalekich miejscach wszechświata siedząc na marmurowych, poniemieckich schodach. Poszedłem do szpitalnego parku na spacer i myślałem sobie tak. Bandy debili w Cape Canaveral czy na poligonie Bajkonur w dalekim Kazachstanie wysyłają pojazdy w przestrzeń kosmiczną, niedaleką przecież bardzo bo tylko w nasz układ słoneczny. Odn.1 Robią to za cięźką kasę. A tu, banalny student filozofii  leci w sumie przecież osobiście i za frico gdzie chce. Jeżeli zechce to minie kwazar czy inną czarną dziurę prawie ją muskając własnym JA. Ale może też lecąc wytwarzać czas i przestrzeń czyli opuszczać nasz wszechświat i lecieć.......aż się boję myśleć dokąd. To geniusz, pomyślałem. Więc leżąc na parkowej ławce wywaliłem ciało astralne z własnych trzewi i powiedziałem mu głośno, leć cholero w niebo. Ale ono poleciało prosto do kuchni szpitalnej za jakimś żarciem, chociaż bardziej pewno po to by mizdrzyć się do bardzo ponętnej kucharki która dawała  nam się czasem obmacywać . I nim je ściągnąłem na powrót już stała koło mnie pielęgniarka która zaciągnęła mnie do lekarza. Ten o coś pytał przyglądając mi się bacznie i w końcu mówi: -Rusłan, widzę u ciebie chłopcze objawy schizofrenii. -Katatonicznej ? wyjęczałem. - No, nie przesadzaj. -  Będziesz się jeszcze z tego chłopcze kiedyś  śmiał. I mrugnął porozumiewawczo jednym okiem. Minęły lata a mnie do śmiechu wcale nie jest. Bo jeżeli moje ciało astralne jest przepustką do lepszego i barwniejszego świata to co ja do cholery jeszcze tutaj robię ? Odn.1. Dzisiaj Układ Słoneczny opuściły cztery sondy które uzyskały trzecią prędkość kosmiczną. Voyager 1, Voyager 2, oraz dwa Pioniery. 10 i 11. Być może również sonda New Horizons. Pędzą nie wiadomo dokąd i po co,  ale pędzą jak cholera. Gdzieś w głąb wszechświata. Do jego końca nigdy nie dolecą bo wrzechświat rozszerza się miliardy razy szybciej niż wynosi ich prędkość.         @jaś
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...